„Gdy mój mąż posprzątał z nudów mieszkanie, liczył na oklaski. A przecież dbanie o dom to zadanie nie tylko dla żony”

kłótnia małżeńska o sprzątanie fot. Adobe Stock, maryviolet
– Andrzej, czy jak ja posprzątam, to ty się zachwycasz? Skaczesz wokół mnie i zachwalasz? – Ale ja się starałem! – Ja też się staram. Jaka jest różnica? Pracujemy, jesteśmy tyle samo czasu poza domem. Dlaczego twoje sprzątanie ma być nagradzane medalem, a moje mamy pomijać milczeniem?
/ 15.06.2021 12:09
kłótnia małżeńska o sprzątanie fot. Adobe Stock, maryviolet

Czy was też irytuje męskie przekonanie, że troska o dom to zajęcie kobiety? Gdy my urabiamy się po łokcie, nawet nie zwracają uwagi na nasz wysiłek. Gdy oni coś zrobią – na przykład odrobinę ogarną chałupę – czekają na oklaski. Chcieliby medal! Ja z moim Andrzejem wałkuję tę kwestię regularnie. Za każdym razem, gdy mówię mu, że trzeba posprzątać mieszkanie, on rozgląda się po nim z niedowierzaniem i pyta:

– Znowu?
– Jakie znowu? – irytuję się.
– No, przecież sprzątaliśmy w piątek.
– Piątek był tydzień temu! I nie sprzątaliśmy, tylko ja sprzątałam. Ty najpierw kręciłeś się ze ścierką wokół telewizora, a potem zamknąłeś się w toalecie na pół godziny.
– Co zrobię, że mnie akurat… naszło.
– Zawsze cię przy sprzątaniu coś nachodzi. Zresztą nie ma co dyskutować. Sprzątamy! – zarządzam.

Andrzej wstaje ciężko z fotela, bełkoce pod nosem żale, coś tam zaklnie, westchnie i pyta, co dokładnie trzeba zrobić.

Jakby pierwszy raz w życiu zabierał się za porządki!

Wyjaśniam mu więc po kolei, jakie zadania przed nim stoją. Słucha mnie z miną cierpiętnika, a ja czuję się wtedy jak oprawca, jak poganiacz niewolników. Wiem już, że będzie sprzątał na odwal się, że się w ogóle nie przyłoży, a gdy tylko zwrócę mu uwagę, że coś zaniedbał, to zacznie awanturę.

– Czepiasz się!
– Andrzej. Zobacz, tu jest aż czarno od kurzu…
– Przeoczyłem to miejsce, nie jestem robotem jak ty!
– To miłe…
– Chciałem być dzisiaj dla ciebie miły, to wszystko zepsułaś tym cholernym sprzątaniem… Wannę też mam myć?
– No tak. Ja ją myłam wczoraj.
– Myjemy ją codziennie?! – rozdziawia usta w niby zdumieniu.
– Ja myję, Andrzejku, ja myję.

No i tak właśnie przekomarzamy się od dobrych dziesięciu lat. Bywa jednak, że mąż postanawia mnie zaskoczyć. Co kilka miesięcy Andrzej w tajemnicy przede mną sprząta mieszkanie. Na Dzień Kobiet, walentynki – czasem zupełnie bez okazji, po prostu dla ocieplenia atmosfery. No przecież to proste.

Ostatnio zabrał się za porządki, bo wziął w pracy trzy dni zaległego urlopu i już się chyba strasznie wynudził. Przyszłam z pracy umęczona, a tu całe mieszkanie posprzątane. Ucieszyłam się, ale postanowiłam jednocześnie przeprowadzić pewien eksperyment. Nie okazałam radości, nie wybuchłam entuzjazmem – zareagowałam na jego inicjatywę, tak jak on reaguje na moje wysiłki. Jakby naturalną rzeczą było to, że mężczyzna sprząta dom, gdy ma na to czas, gdy mu praca pozwoli.

Andrzej zupełnie się tego nie spodziewał. Przyzwyczaiłam go do pochwał za takie niespodzianki i gdy tylko otworzył drzwi, zaprezentował radosny uśmiech szczeniaka czekającego na pochwały. Kiedy weszłam do środka, zatoczył ręką krąg, żeby zaprezentować mi efekt swoich wysiłków.

No i rzeczywiście – jak chce, to umie. Już od przedpokoju było widać, że chałupa lśni

Że się naprawdę przyłożył.

– Posprzątałeś? O, fajnie, będziemy mieli z głowy… – powiedziałam.
– Posprzątałem wszystko. Tak samo jak ty. Na glanc! – pęczniał z dumy. – A jest coś do jedzenia?
– Obiad z wczoraj – powiedziałam, a jemu trochę zrzedła mina.

Stał, czekał, aż się rozbiorę, ale gdy wbrew jego oczekiwaniom nie wpadłam mu w ramiona, wyraził swój żal:

– Nie cieszysz się, że posprzątałem?
– Cieszę się. Fajnie, że mamy to z głowy. Przecież powiedziałam.
– Ale jakoś tak bez entuzjazmu. Zła jesteś, coś w pracy się stało?
– Nie. Nic takiego.
– No to, czemu nie docenisz, nie pochwalisz? Ja się starałem, a ty tak jakoś… bez zachwytu?

No i tym „zachwytem” mnie nakręcił. W sumie trochę mi dziś głupio, bo zmieniłam optymistyczne wydarzenie w sprzeczkę. Z drugiej strony, chciałam Andrzejowi coś ważnego uzmysłowić. Wyprostowałam się znad szafki z butami, spojrzałam na niego dość chłodno, a on zdębiał. W ogóle nie spodziewał się takiej reakcji. Nie miał bladego pojęcia, że pytaniem o „zachwyt”, strzela sobie w kolano.

Słonko, czy jak ja posprzątam, to ty się zachwycasz? Skaczesz wokół mnie i zachwalasz, dziękujesz, doceniasz i piejesz nad jakością mojej pracy?
– O co ci chodzi? – zapytał.

– O to, że domagasz się, żebym rozpływała się nad twoją inicjatywą. Nad tym, że posprzątałeś mieszkanie. A przecież nie ma w tym nic niezwykłego. Ja sprzątam co tydzień, bo trzeba to zrobić, bo dom nie sprzątnie się sam. Nie oczekuję, że będziesz mnie nosił za to na rękach.

– Ale ja się naprawdę starałem!
– Ja też się staram. Jaka jest zatem różnica? Oboje pracujemy, oboje jesteśmy tyle samo czasu poza domem. Dlaczego twoje sprzątanie ma być nagradzane medalem, a moje mamy pomijać milczeniem?
– Bo to jest twoja robota… – wypalił.
– A dlaczego?
– Noo, bo jesteś kobietą.

Niczego więcej nie było mi trzeba do rozpętania prawdziwej awantury

Andrzej zszokował mnie tym szowinizmem i nie miałam zamiaru mu odpuszczać. Wywrzeszczałam, co myślę o takim podejściu, a potem się na niego obraziłam. Popołudnie było więc bardzo ciche. Nie zamieniliśmy ani słowa aż do wieczora. Na szczęście Andrzej poszedł po rozum do głowy. Umyłam się już i leżałam w łóżku z książką, a on położył się obok. Włączył mecz w telewizji, ale zaraz zerknął w moją stronę i zapytał, czy nie za głośno, czy mi telewizor nie przeszkadza. Odparłam, że nie, i czytałam dalej.

A on wiercił się, kręcił, posapywał, stękał, czym dawał znaki, że zbiera mu się na rozmowę. To był właśnie sposób mojego męża na przeprosiny.

– No, co tam? – zapytałam, nie odrywając wzroku od książki.
– Nie gniewaj się, Justyś…
– Nie gniewam się… Jest mi tylko trochę przykro.
– Dlaczego?
– Bo uznałeś, że skoro jestem kobietą, to powinnam zajmować się domem. Że to moja robota z przydziału.
– Przecież wiesz, że tak nie myślę. Tak mi się tylko w kłótni powiedziało. Ciągle ci pomagam, w kuchni dużo robię, na zakupy chodzę… No, co tak na mnie patrzysz znowu?! – zirytował się, bo spiorunowałam go wzrokiem.
– Czyli teraz mnie przekonujesz, że jesteś wielkoduszny. Że powinnam być ci wdzięczna, bo nie wykorzystujesz tego, że jesteś mężczyzną stworzonym do ważniejszych zadań.
– To nie tak… – jęknął.
– A jak?
– Po prostu faceci mają niższe standardy. Ja nie muszę mieć w domu apteki, muzeum. Nie muszę sprzątać co kilka dni. Nie przeszkadza mi, jak jest trochę kurzu, i nie przejmuję się niezmienioną pościelą. No wiesz, jak jest. Widziałaś, jak żyję, kiedy jadę z kumplami na ryby. Widziałaś zdjęcia…
– Niestety… – przeżegnałam się.

– No właśnie. Dlatego sam nie zabieram się za sprzątanie i dziwię się, gdy ty chcesz sprzątać. Bo nie widzę potrzeby! Nie chodzi więc o to, że sprzątanie należy do twoich obowiązków. Chodzi o to, że tobie bardziej na tym zależy. Dlatego zawsze zabierasz się za porządki jako pierwsza… – przysunął się do mnie z głupkowatym uśmiechem. – Ale nie uważam, że powinnaś być domową sprzątaczką. No, gdzie dziewczyno. Ty jesteś przecież moją księżniczką. Królową moją…

Wybaczyłam mu wtedy i gruntownie przemyślałam to, co powiedział

Jego argumentacja rzuciła nowe światło na problem sprzątania. Może faceci rzeczywiście tak się w domu lenią, bo mają mniejsze potrzeby estetyczne. Nie obchodzi ich, jaki będzie kolor ścian, kształt żyrandoli czy lustra nad umywalką, i tak samo nie zwracają uwagi na to, czy w domu jest kurz. To my, kobiety, mieszkania urządzamy i to nam chce się o nie potem dbać. To były refleksje natury ogólnej – takie trochę filozoficzne. Jednak na samym rozmyślaniu się nie skończyło.

Na szczęście Andrzej stanął na wysokości zadania i udobruchał mnie czynem. Już w następny czwartek po pracy wstał od obiadu i zabrał się za sprzątanie. Nie powiedział ani słowa, tylko wyjął z szafki ścierkę, aerozol do ścierania kurzu i ruszył z robotą. Spojrzałam na niego zaciekawiona, ale nie zwracał na mnie uwagi – tylko ścierał, odkurzał, mył i pucował. Tak przez dobre półtorej godziny. Ja w tym czasie zrobiłam dla nas kolację i przygotowałam obiad na kolejny dzień. Gdy skończyłam, Andrzej podniósł się znad umytej wanny.

– Dziękuję, kochanie – powiedziałam, a on obruszył się wtedy teatralnie i odpowiedział:
– A co ty, Justyś? Za co?
– No jak, za to, że posprzątałeś!
– Nie powinnaś mi dziękować, dziewczyno. Ja to zrobiłem dla siebie!
– Dla siebie?
– Chciałem, żebyśmy oboje mieli to jutro z głowy. Żebyśmy piątkowy wieczór spędzili na czymś przyjemnym…
– A co to będzie? – zapytałam.
– A to już się jutro zobaczy. Może jakiś mecz… – zażartował.
– Może być mecz.
– Czyś ty oszalała? Wydurniam się! Mam dużo lepsze plany!

No i tak właśnie nasz spór skończył się happy endem. Mam rozumnego małżonka i dzięki temu udało nam się w końcu dogadać. Wiem jednak, że są kobiety, których mężowie nie wykazują żadnej wrażliwości. Którzy uważają, że tylko one powinny zajmować się domem. Naprawdę współczuję babkom, które męczą się z takimi bucami.

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA