Gdy tylko Grzegorz przekroczył próg kawiarni, mój oddech na moment zwolnił bieg. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie od samego początku. Wysoki i niezwykle atrakcyjny, przyciągał wszystkie spojrzenia. Razem z przyjaciółką siedziałyśmy wtedy przy stoliku – to był nasz mały rytuał po pracy, wpaść na dobrą kawę i najlepszą w okolicy szarlotkę z bitą śmietaną.
– Zobacz, jaki przystojniak – trąciłam delikatnie Krysię w bok.
– No, faktycznie niezły! – przytaknęła entuzjastycznie.
Kelnerka postawiła przed nami kieliszki z winem, mówiąc, kto je kupił. Spojrzałam w stronę stolika Grzegorza i posłałam mu zalotny uśmiech. Wstał, podszedł do nas, chwilę pogadaliśmy i zdecydowaliśmy, że spotkamy się jutro. Trochę miałam obawy przed tym spotkaniem, ale Krysia szybko je rozwiała:
– Aniu, on nie sprawia wrażenia takiego, co to każdą zaczepia. Na pewno wpadłaś mu w oko – oznajmiła.
Muszę przyznać, że Grzegorza wyróżniała nie tylko niezła aparycja, ale również inteligencja i wielkie serce. Kiedy więc jakieś pół roku po naszym pierwszym spotkaniu oświadczył mi się, praktycznie od razu powiedziałam „tak”. Poprosiłam Krysię, żeby została świadkową na naszym ślubie.
Na samym starcie wszystko szło jak z płatka
Mój ukochany zasypywał mnie bukietami i niewielkimi upominkami. Był niesamowicie troskliwy i delikatny.
– Zależy mi, abyś czuła się szczęśliwa – często to powtarzał.
Ze swojej strony również dawałam wszystko, aby pokazać partnerowi moją miłość. Przyrządzałam jego ulubione dania, a nawet przy jego wsparciu zagłębiałam się w sekrety rozgrywek szachowych.
Od naszego ślubu zdążyły już upłynąć trzy lata, które mijały nam w poczuciu idealnej harmonii. Myślałam, że tak będzie już na zawsze. Jednak w pewnym momencie coś zaczęło się między nami psuć.
Trudno powiedzieć, czy przyczyna tkwiła w naszej codziennej rutynie, czy może w pasie nieszczęść, które zaczęły nas prześladować. Zaczęło się od ciężkiej choroby mamy mojego męża. Grzesiu strasznie to przeżywał, a po jej śmierci pogrążył się w żałobie. Czułam się zupełnie bezradna w obliczu jego cierpienia, ale starałam się ze wszystkich sił ulżyć mu choć trochę w tym bólu.
– Nie zadręczaj się tak, jestem pewna, że tam, gdzie jest teraz twoja mama, już nic jej nie dolega – mówiłam, tuląc go czule do siebie.
Wkrótce okazało się, że czeka mnie skomplikowany zabieg chirurgiczny.
– Niestety, nie będzie już pani mogła zajść w ciążę – przekazał mi doktor.
Kwestia posiadania potomstwa pojawiała się od czasu do czasu w naszych pogawędkach, jednak sądziliśmy, że wciąż mamy sporo czasu. Nie zabezpieczaliśmy się, ale gdybym zaszła w ciążę, nie byłoby to dla nas problemem.
– Widocznie taka była wola niebios – pocieszał mnie mój ukochany, gdy wszystko się skończyło. – Grunt, że jesteś cała i zdrowa, skarbie. I że jesteśmy razem.
Ufałam mu bezgranicznie i brałam za pewnik wszystko, co mówił. Słusznie zauważył, że kluczowe było nasze wzajemne zaufanie. Gdy więc usłyszałam o jego romansie, poczułam się jak rażona piorunem.
– Co takiego?! – zdołałam jedynie wykrztusić.
– Wybacz mi. Dotarło do mnie jednak, że chcę zostać ojcem. A z nią spodziewam się dziecka – wypalił.
Co miałam zrobić w takiej sytuacji?
Moja duma została podeptana, a marzenia legły w gruzach. Czułam ogromne rozczarowanie i smutek... Rozstaliśmy się w zgodzie, bez kłótni o to, kto zabierze wspólne rzeczy i bez oskarżania siebie nawzajem.
Potrzebowałam sporo czasu, żeby dojść do siebie po tym wszystkim. Postanowiłam, że koniec z facetami, nigdy więcej nie wejdę w żaden związek. Oni tylko potrafią sprawiać ból.
Grzesiek, mój były mąż, wkrótce przeprowadził się do Wrocławia, na przeciwległy kraniec kraju, razem ze swoją świeżo poślubioną małżonką. Dotarła do mnie również wiadomość, że zaraz potem zostali rodzicami chłopca. Od czasu do czasu kontaktowaliśmy się ze sobą. Grześ wysyłał mi życzenia z okazji świąt, a niekiedy dzwonił.
– Co tam u ciebie słychać? – zadawał to pytanie, choć doskonale wiedział, co mu odpowiem.
– Nic nowego – rzucałam zdawkowo. Zdarzyło się parę razy, że uzupełniałam tę wypowiedź, wspominając o jakichś wydarzeniach u naszych znajomych z dawnych lat albo o tym, że zasadziłam na działce nowy gatunek poziomek czy pomidorków.
Moje czterdzieste drugie urodziny spędziłam w samotności. Pomimo tego, że nie tryskałam entuzjazmem, to patrząc w lustro, przyznałam, że jak na swój wiek prezentuję się naprawdę nieźle. Smukła sylwetka oraz włosy pozbawione siwizny sprawiały, że mogłam zostać wzięta za znacznie młodszą osobę. Byłam wdzięczna losowi, że przynajmniej pod tym względem potraktował mnie wyjątkowo łagodnie.
Późnym wieczorem zadzwonił telefon. To był Grzegorz. Dzwonił, żeby złożyć mi życzenia. Zwykle po paru ogólnych pytaniach kończył rozmowę, ale tym razem nie odkładał słuchawki.
– Masz jeszcze jakąś sprawę? – wyczuwałam, że czeka, aż go zachęcę do dalszej konwersacji.
– Wiesz Aniu, trochę głupio mi o tym mówić, po tym wszystkim, co się wydarzyło, ale cóż... Sporo czasu już upłynęło od tamtych wydarzeń...
– Tak? O co chodzi?
Grzegorz wyjaśnił, że jego syn Maciek rozpocznie wkrótce studia w mieście, w którym mieszkam.
– Co prawda to już dorosły mężczyzna, ale tak naprawdę dla mnie wciąż pozostaje dzieciakiem, takim nieopierzonym młokosem – parsknął śmiechem Grzegorz. – Mówiąc w skrócie, chciałbym cię prosić o udzielenie mu schronienia pod twoim dachem. Nie przejmuj się, nie będzie kłopotliwym lokatorem – zapewnił. – To bardzo opanowany i dobrze wychowany chłopak. Rzecz jasna, zapłacę ci tyle, ile za wynajem pokoju. Przemyśl to, a ja odezwę się później, może być? – tymi słowami zakończył rozmowę.
Wiadomość o tym nieco mnie zaskoczyła
W sumie w moim trzypokojowym mieszkaniu spokojnie zmieściłby się również Maciek. Poza tym dzięki temu miałabym trochę więcej kasy, a to zawsze się przydaje.
– A kiedy on przyjeżdża? – rzuciłam pytanie, gdy Grzesiek ponownie się odezwał.
– Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo jestem ci wdzięczny. Maciek przyjedzie za dwa tygodnie.
Zżerała mnie ciekawość, jakim człowiekiem okaże się dziecko Grzegorza, choć równocześnie odczuwałam pewien niepokój. Rzadko miałam okazję prowadzić konwersacje z osobami w tak młodym wieku, więc obawiałam się popełnienia jakiejś gafy.
– Pani Ania? – w drzwiach stanął... Grzesiek. Identyczny uśmiech, taka sama barwa głosu... Przez ułamek sekundy moje serce tłukło się jak szalone. Ale zaraz potem zdałam sobie sprawę, że to nie Grześ, lecz jego syn.
– Mów mi po imieniu – zaproponował.
Maciek poszedł do łóżka po kolacji, ale ja nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, jakie byłoby nasze życie, gdybym dała Grześkowi potomka. Czy nasz syn też byłby tak łudząco podobny do taty jak Maciek?
Podczas śniadania jeszcze raz zasugerowałam Maćkowi, by zwracał się do mnie po imieniu. Zgodził się, choć bez większego entuzjazmu. Ale już w czasie sesji egzaminacyjnej Maciej z dumą relacjonował każdy zaliczony egzamin.
– Cudownie! – dzieliłam jego radość.
Mimo iż niełatwo przychodziło mi to przyznać, zmagałam się z nieznanymi dotąd emocjami, które nawiedzały mnie, gdy on był w pobliżu. Skrycie lubiłam na niego spoglądać, gdy nie patrzył w moją stronę. Jego smukłe ręce i pewne gesty przyciągały mój wzrok. Z każdą mijającą dobą moje pragnienie względem niego narastało. Byłam pewna, że zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, co się we mnie kotłuje.
Gdy pewnego dnia wróciłam z pracy, Maciek już na mnie czekał. Poprosił, żebym wpadła do jego sypialni.
– No proszę, jakaż to okazja? I to w środku tygodnia? – zdziwiłam się, zauważywszy na blacie zapalone świeczki i butelkę wina.
– Chciałbym ci bardzo podziękować za wszystko, co dla mnie robisz – popatrzył na mnie ciepło. Chyba chodziło mu o to, że od czasu do czasu przygotowuję dla niego posiłki albo prasuję mu koszule.
– Oj tam, mam więcej czasu wolnego niż ty – odparłam.
Zasiedliśmy przy stoliku, gawędząc i sącząc trunek. Teraz trudno mi powiedzieć, czy to alkohol zawrócił mi w głowie, czy atmosfera stała się bardziej zmysłowa...
– Ale ty jesteś przystojny – wyszeptałam w pewnym momencie, patrząc na niego rozmarzonym wzrokiem.
Pokochałam go, a on mnie
Maciek bez słowa podniósł się i ruszył w stronę radia. Znalazł stację grającą romantyczną piosenkę. Zaczęliśmy tańczyć, mocno się do siebie przytulając. Nasze serca biły w tym samym tempie. Żadne słowa nie musiały już paść, wszystko stawało się oczywiste... Po chwili oddaliśmy się namiętności jak opętani.
– Jesteś niesamowita – łagodnie mruczał mi do ucha Maciek. – Od pierwszej chwili cię pragnąłem...
Wiem, że kocham i jestem kochana – w tym momencie tylko to ma znaczenie. Pragnę delektować się tym stanem, chwytać szczęście garściami...
Muszę za wszelką cenę ukryć przed Grzegorzem, jaka relacja wiąże mnie z Maćkiem. Boję się, że mógłby zareagować impulsywnie i opacznie to zinterpretować. W jego oczach byłabym wyłącznie kobietą łasą na przygody, która uwiodła jego drogiego syna. Zdaję sobie sprawę, że nic nie jest dane raz na zawsze, jednak to, co czuję do Maćka, uważam za jeden z najwspanialszych prezentów, jakie otrzymałam od życia. Z tego powodu dołożę wszelkich starań, aby nasza więź przetrwała tak długo, jak to tylko możliwe.
Anna, 43 lata
Czytaj także:
„Sąsiedzi myślą, że udzielam korepetycji dwudziestolatkom. A ja uczę ich podstaw biologii w mojej własnej pościeli”
„Romansowałam z kochankiem, a za ścianą bawił się mój syn. Nie mam wyrzutów sumienia, jednak żałuję tylko jednego”
„Dorosła córka ciągle przychodzi do mnie po pieniądze. Wychowałam niezgułę, która nie może zaczepić się w żadnej pracy”