„Gdy ja zmieniałam pampersy ojcu, siostra podróżowała za jego pieniądze. Wróciła dopiero na odczytanie testamentu”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, Fotokia
„– To taty sprawa, co robił ze swoimi pieniędzmi. Rozporządzał nimi, jak chciał. Ale gdy potrzebował opieki i wsparcia, dostał je od mojej rodziny, a nie od ciebie. Więc daruj sobie te awantury”.
/ 19.10.2024 21:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, Fotokia

Mówi się, że na to, jakimi jesteśmy ludźmi, decydujący wpływ ma to, jak zostaliśmy wychowani. Kiedyś też tak myślałam. Jednak na przykładzie własnej rodziny wiem, że to nie jest tak do końca. Nawet jeśli rodzice starają się swoje dzieci wychować tak samo, to jeśli trafi im się egzemplarz bez empatii, to choćby stanęli na głowie i zaklaskali uszami – nijak go tej empatii nie nauczą.

Moja siostra miała charakterek

Pochodzę ze średnio zamożnej rodziny. To znaczy taka była, gdy przyszłam na świat. Potem ojciec zaczął szukać pomysłów na życie, trochę zainwestował, trochę zaryzykował i koniec końców otworzył własny biznes, który z czasem stał się kurą znoszącą może niekoniecznie złote, ale powiedzmy że srebrne jajka. Co prawda widywałyśmy go z matką zdecydowanie rzadziej, ale stopa życiowa stopniowo szła nam w górę.

W międzyczasie mama urodziła moją młodszą siostrę, Luizę. Wiem, że robiła wszystko, by młodej nie rozpieszczać, wymagała od niej podobnie jak ode mnie, wyznaczała jej odpowiednie do wieku obowiązki i tak dalej. Trochę inaczej było z ojcem. Jako że mało bywał w domu, Luiza szybko nauczyła się to wykorzystywać. Była mistrzynią szantażu emocjonalnego, a ojciec za każdym razem się na to nabierał, przez co moja młodsza siostra prędzej czy później dostawała to, czego chciała.

Ja i mama byłyśmy bardziej odporne na jej manipulacje, ale było widać, że charakterek ma niezły. Luiza była od małego skoncentrowana na sobie. Liczyło się dla niej tylko to, co dawało jej zadowolenie. Umiała zadbać o swój interes, to jej trzeba przyznać. Ale, żeby było jasne, tylko o swój, z nikim innym się nie liczyła. Co tu dużo mówić, moja młodsza siostra była egoistką, nazywajmy rzeczy po imieniu.

Żałoba ma różne oblicza

Byłam na studiach, gdy nasza mama ciężko zachorowała. Lekarze mówili, że szanse są niewielkie. I faktycznie, kilka tygodni później już jej z nami nie było. Zanim odeszła, starałam się spędzać z nią każdą chwilę.

– Aguś, powinnaś iść na zajęcia – mówiła do mnie słabnącym głosem.

– Załatwiłam z wykładowcą, że zaliczę to później, zrozumiał, jaka jest sytuacja.

– Córuś, ale nie chciałabym, żebyś przeze mnie zawaliła studia.

– Nie zawalę. Znasz mnie. Jak się za coś biorę, to doprowadzam to do końca, mamuś – mówiłam, gładząc ją po czole.

– Ale przecież chyba z wszystkiego się nie mogłaś zwolnić?

– Nie, z wszystkiego nie. Niedługo przyjdzie tata, będziesz miała towarzystwo, a ja pobiegnę na ćwiczenia.

– Tata? – dziwiła się.

– Tak, przekazał mniej ważne sprawy komuś innemu i będzie mógł z tobą posiedzieć.

– Gdyby nie to, że umieram, to nawet by mi się takie chorowanie podobało... – mamy nie opuszczało poczucie humoru.

– Szkoda tylko, że Luizy tu nie ma – nie mogłam się powstrzymać.

– Ma dużo nauki...

– Mamo, sama w to nie wierzysz. Nie usprawiedliwiaj jej.

– Masz rację, wychowałam potwora...

– Bez przesady. To nie twoja wina. Moja siostra jest egoistką od urodzenia, nie byłaś w stanie tego zmienić.

Tak było. Luiza kompletnie nie interesowała się chorobą matki. Przypuszczam, że na pogrzeb też by chętnie nie poszła, ale najwyraźniej przekalkulowała, że jest to jedyny sposób, by za darmo i bez większego wysiłku zyskać tyle ludzkiego współczucia i słów wsparcia. W rolę zrozpaczonej sierotki weszła bez większego trudu. Łzy obsychały jej natychmiast, gdy odwracała się plecami do osób składających jej kondolencje.

Założyłam własną rodzinę

Po śmierci mamy postanowiłam skoncentrować się bardziej na sobie. Chciałam jak najszybciej skończyć studia i znaleźć dobrą pracę. Co prawda, martwiłam się trochę o tatę, ale zdawał się całkiem dobrze radzić sobie z żałobą. Pracował tyle, co wcześniej, więc widywaliśmy się coraz rzadziej. Zresztą, ja też zaczęłam pracę, jeszcze na ostatnim roku studiów udało mi się załapać na płatny staż. Życie toczyło się swoim rytmem.

Jakoś tak w międzyczasie poznałam Igora, świetnie zapowiadającego się młodego prawnika, który okazał się moją bratnią duszą czy tam drugą połówką jabłka, jak to mówią. Zaiskrzyło między nami od pierwszego spotkania i nie wyglądało na to, by coś mogło to zmienić. Ze ślubem się co prawda nie spieszyliśmy, ale nie wyobrażaliśmy sobie wspólnej przyszłości bez siebie. Żałowałam tylko, że mama nie zdążyła poznać Igora.

Ostatecznie założyliśmy rodzinę, kupiliśmy domek na przedmieściach, gdzie Igor miał też miejsce na swoją prywatną kancelarię. Ja pracowałam w fajnym miejscu, miałam świetnego szefa i wspaniały zespół. Kiedy zaszłam w ciążę po raz pierwszy, wszyscy się o mnie troszczyli, a po macierzyńskim wracałam do pracy jak na skrzydłach. Podobnie było przy drugim dziecku.

Odchowaliśmy z mężem dwie córki. Trochę się nawet martwiłam, czy któraś z naszych dziewczyn nie wrodzi się w ciotkę Luizę, ale na szczęście trafiły nam się dwa bardzo fajne egzemplarze. Igor śmiał się, że po prostu odziedziczyły geny po nim. Ja śmiałam się razem z nim, ale w głębi duszy cieszyłam się, że rzeczywiście charakter i wrażliwość mają „po tatusiu”. Mój mąż był człowiekiem do rany przyłóż, a zarówno Zosia, jak i Tosia, były jego wiernymi kopiami.

Ciągle gdzieś fruwała

Ze swoją siostrą praktycznie nie utrzymywałam kontaktu. Wyprowadziła się od ojca, wpadała do niego podobno z rzadka, najczęściej gdy potrzebowała kasy. Tatko nic się nie zmienił, nadal nie potrafił swojej młodszej córce odmówić, gdy prosiła. Jego biznes nadal przynosił realne zyski, więc nie wtrącałam się do tego, co mój tata robi z pieniędzmi. My odwiedzaliśmy go regularnie, moje córki bardzo lubiły ucinać sobie pogawędki z dziadkiem.

To od nich dowiedziałam się, że ciocia Luiza wyjechała w podróż dookoła świata.

– Co też ty mówisz, Zosiu? – nie wierzyłam w to, co słyszę.

– Zosia dobrze mówi, ciocia wyjechała w długą podróż, tak nam powiedział dziadek. – poparła siostrę Tosia.

– Ale może pojechała do pracy za granicę? – próbowałam sobie to jakoś zracjonalizować.

– Nie, mamuś. Dziadek mówił, że ciocia tak bardzo chciała zwiedzić świat, że dał jej kasę, żeby mogła pojechać w wymarzoną podróż – wyjaśniła mi Tosia.

– A jak będziemy chciały tak sobie pojeździć, to też nam z tatą dacie kasę? – zapytała Zosia.

– Wiesz, córeczko, uważam, że na przyjemności to jednak sobie w życiu trzeba zapracować…

– Ok, mamuś. Zapracujemy i odłożymy, masz rację.

Ojciec był pracoholikiem

Tata długo nie chciał przejść na emeryturę. Mówił, że nie ma komu zostawić pieczy nad firmą. W końcu jednak wyszkolił swojego następcę, któremu był w stanie zaufać i powierzyć losy swego największego życiowego osiągnięcia. Zaledwie kilka tygodni po tym, jak pożegnał się z pracą, pogotowie zabrało go z ulicy. Zasłabł, wracając z zakupami ze sklepu. W szpitalu zatrzymali go na obserwację, a dwa dni później odbyłam poważną rozmowę z lekarzem.

– Pani ojciec będzie wymagał stałej opieki. Oczywiście, wdrożymy leczenie, ale będę z panią szczery, stan pacjenta będzie się systematycznie pogarszał.

– Jak bardzo?

– Przypuszczam, że najdalej za kilka tygodni przestanie wstawać z łóżka choćby po to, by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Dam pani kontakt do pielęgniarki, która może pomóc w opiece nad nim, można pomyśleć o zatrudnieniu opiekunki… Ale powiem wprost: jeśli nie czują się państwo na siłach, by sprostać opiece nad chorym, lepiej od razu znaleźć miejsce w specjalistycznej placówce.

– Myślę, że damy sobie radę. Przeorganizujemy swoje życie tak, by zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje.

Na ostatnie miesiące życia tata przeprowadził się do nas. W pracy na jakiś czas przeszłam na pół etatu. Z Igorem tak ustawiliśmy swoje grafiki, że wraz z dyżurami zatrudnionej przez nas opiekunki oraz wizytami pielęgniarki środowiskowej zapewniliśmy mu całodobową opiekę. Lekko nie było, tacie trzeba było zmieniać pampersy i dbać, by nie dostał odleżyn, coraz trudniej było też z karmieniem go. Ale do ostatniego tchnienia był wśród kochających go osób.

Luiza to pazerna hiena

Moja siostra nie przyjechała nawet na pogrzeb ojca. O tym, że tata choruje, wiedziała doskonale. Gdy zadzwoniłam z wiadomością o jego śmierci, powiedziała: „chyba nie sądzisz, że przerwę podróż, by przyjechać na pogrzeb!”. Jednak w dniu otwarcia testamentu to ona zjawiła się pierwsza pod kancelarią notarialną, cała na czarno.

Gdy usłyszała ostatnią wolę naszego ojca, nie potrafiła powstrzymać gniewu.

– Zaskarżę was! Wynajmę najlepszych prawników! Dojadą was!

– Proszę bardzo – powiedziałam spokojnie. – Niech się wszyscy dowiedzą, jaka z ciebie kochająca córeczka.

– Przekabaciłaś go! On na pewno nie był w pełni władz umysłowych, gdy podpisywał testament.

– Nie ośmieszaj się, Luiza – odezwał się mój mąż. – Testament został sporządzony zgodnie z prawem. Nie masz szans go podważyć.

– To jej wina! – grzmiała moja siostra. – Żal jej było, że ojciec mi na wszystko dawał kasę.

– To taty sprawa, co robił ze swoimi pieniędzmi. Rozporządzał nimi, jak chciał. Ale gdy potrzebował opieki i wsparcia, dostał je od mojej rodziny, a nie od ciebie. Więc daruj sobie te awantury. Masz dokładnie to, na co sobie zapracowałaś.

Od odczytania testamentu minął już rok. Wciąż czekam, aż dojadą mnie prawnicy mojej siostry. I jakoś nie mogę się doczekać…

Agnieszka, 53 lata

Czytaj także:
„Na jesiennym spacerze poznałam miłego faceta. Ma wygląd umięśnionego drwala, więc wierzę, że w sypialni polecą wióry”
„Związałam się z mężczyzną w wieku mojego ojca. Wiedziałam, że tatuś się nie ucieszy, ale jednego nie przewidziałam”
„Zawsze czułam się gorsza od siostry. Gdy zobaczyłam ją z kochankiem, poczułam, że w końcu mogę zniszczyć jej życie”

Redakcja poleca

REKLAMA