Nigdy nie rozglądałam się za facetami. Przynajmniej nie na siłę. Koleżanki w liceum, a potem na studiach co rusz zmieniały chłopaków, przeżywając wzloty i upadki. Ja tymczasem starałam się od tego dystansować i skupiać na tym, co było dla mnie najważniejsze – na nauce i przygotowaniu do dalszego życia. Jasne, zdarzały się jakieś przelotne relacje, czasem noce z przystojnymi nieznajomymi, ale to bardziej dla rozładowania napięcia. Tak po prostu – by nie zwariować.
Długo nie szukałam związków
Właśnie dlatego, kiedy znajome biegały na dyskoteki i domówki, ja raczej wolałam spędzać wieczory z książkami. Bycie najlepszą na roku sporo mnie kosztowało, ale nie zakładałam, że mogłoby być inaczej. Nie chciałam zaniedbać swojego wykształcenia, by później nie żałować powstałych braków.
– Milena, przestań! – słyszałam ciągle od koleżanek. – Ciągle tylko się uczysz i uczysz! Wyjdź czasem z nami! Rozerwij się!
Zwykle uśmiechałam się wtedy i uprzejmie odmawiałam, tłumacząc się nawałem obowiązków. A trochę ich miałam, bo poza studiami dorabiałam sobie w pobliskiej kawiarni. Oczywiście, nie była to praca moich marzeń, a jedynie sposób na utrzymanie się, póki nie zaczęłam jeszcze robić tego, co chciałam. I, co tu kryć – szło mi naprawdę nieźle.
Walczyłam o swoje jak lwica
Byłam bardzo ambitna. Tej ambicji, ale i wytrwałości w dążeniach, zwykle zazdrościli mi wszyscy wokół. Nic dziwnego – w końcu to ja nie miałam najmniejszego problemu z dostaniem się na staż w ogromnej korporacji o sporej renomie. Oczywiście natychmiast odłożyłam emocje na bok i dawałam z siebie wszystko, by pokazać, że nadaję się do tej pracy. Szło mi świetnie, a zewsząd słyszałam tylko pochwały. Nie byłam więc szczególnie zdzwiona, gdy po okresie stażu zaproponowano mi etat.
Nie było to jeszcze to, o czym marzyłam – ot, szeregowa posada w dziale projektowym. Na tym nie zamierzałam jednak wcale poprzestawać. Wykonywałam obowiązki z dużym zaangażowaniem i stopniowo pięłam się po szczeblach kariery. W końcu nadeszła chwila, w której mogłam się przedstawiać jako dyrektorka działu kreatywnego. Wtedy wiedziałam już, że moja ciągła, nieustępliwa walka wreszcie się opłaciła.
Uznałam, że najwyższy czas trochę się pobawić
W wieku trzydziestu dwóch lat znalazłam się w idealnym miejscu. Miałam świetną pracę, w której czułam się jak ryba w wodzie, przestronny dwupoziomowy apartament na własność i nie musiałam się praktycznie niczym martwić. Dopiero jedna z moich bliższych przyjaciółek, Oliwka, zwróciła mi uwagę na coś jeszcze.
– Milena, a kiedy ty będziesz żyć?
Uniosłam brwi.
– Żyć? – spytałam, nie rozumiejąc, o co tak dokładnie jej chodzi.
– No wiesz, nigdy nie robiłaś nic dla siebie, tak prywatnie – stwierdziła. – Nie planujesz jakiegoś… bo ja wiem, związku? Rodziny?
Zastygłam na moment. Chociaż do tej pory spychałam takie sprawy głęboko do podświadomości, wtedy nawet trochę mnie to zastanowiło.
– Rodziny nie – stwierdziłam powoli. – Ale facet… cóż, może i by się przydał. Jeszcze nie wiem, czy na dłużej.
Oliwka pokręciła głową.
– No to na co ty czekasz? – rzuciła, wymachując energicznie rękami. – Najwyższy czas pokazać się światu!
No i pod wpływem namów, rzeczywiście zaczęłam szaleć. Przynajmniej poza godzinami pracy, wtedy, gdy nikt niczego ode mnie nie wymagał. Chodziłam do barów i klubów, poznawałam wielu nowych ludzi. Nikt jednak nie wywierał na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Ot, były to takie przygodne spotkania, które czasem kończyły się w jakimś hotelowym pokoju, a niekiedy w mieszkaniu któregoś z tych gości.
Mimo to cały czas szukałam czegoś innego, choć nie potrafiłam do końca określić, o co właściwie mi chodzi. Marzyłam o tym, żeby spotkać kogoś niezwykłego. Kogoś, kto wyrwie mnie z tego nudnego życia i pozwoli się rozerwać. Odrobinę zaszaleć. Niestety, nigdy nie miałam szczęścia. Jeśli nawet spotykałam jakiegoś faceta, daleko mu było do seksownego ciacha. Z większości takich znajomości musiałam się po prostu wykręcać. A ja potrzebowałam mężczyzny, który tchnąłby w moją codzienność trochę ognia!
Powoli zaczynałam tracić nadzieję. No cóż, może pisane mi było zostać wieczną nudziarą? W końcu nadszedł nawet taki dzień, kiedy nie miałam zupełnie ochoty na rozbijanie się po barach. Uznałam więc, że przejdę się po parku. Zdecydowanie brakowało mi takich wyjść i spokoju, którego nie mogłam zaznać w najczęściej odwiedzanych lokalach. To szaleństwo z wolna zaczynało mnie przytłaczać.
Ten spacer był strzałem w dziesiątkę
Przyznaję, byłam akurat trochę zmęczona po pracy. Połaziłam tylko chwilę, a potem przysiadłam na ławce nad wodą. Wpatrywałam się w nią bez większej refleksji, starając się po prostu odpocząć. Słońce już zaszło i robiło się szaro.
– Robi się późno – usłyszałam nagle nad sobą męski głos. – Nie boi się pani tak sama?
Już miałam ofuknąć nieproszonego natręta, ale kiedy odwróciłam głowę, dosłownie mnie zatkało z wrażenia. Przede mną stał wysoki, postawny mężczyzna o ciemnych włosach i uśmiechał się delikatnie. Wyglądał jak drwal – i to taki z rodzaju tych wyjątkowo atrakcyjnych! Te błękitne oczy, te mięśnie, a ta broda… No bardziej seksownego faceta to już dawno nie widziałam!
Moje myśli od razu pogalopowały przed siebie. Taki cudowny! Prawdziwe ciacho! Już wyobrażałam sobie, jaki musi być w łóżku. Nie mogłam, po prostu nie mogłam pozwolić mu się ulotnić!
– Może trochę – uśmiechnęłam się przymilnie. – Ale widzi pan, nie mam z kim posiedzieć!
– Jaki tam pan! – żachnął się. – Marek jestem!
– Milena – rzuciłam pośpiesznie.
Usiadł obok.
– No to bardzo chętnie ci potowarzyszę.
Wyszczerzyłam się jak głupia, ciesząc się, że złapał moją przynętę.
– Tak?
– No oczywiście – stwierdził bez zawahania. – Też wyszedłem się przewietrzyć, a przecież czas relaksu najlepiej spędzać w miłym towarzystwie.
Wszedł mi do głowy i wcale nie chciał wyjść
Czas spędzony z Markiem w ogóle mi się nie dłużył. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, po prostu byliśmy we dwoje. On opowiadał mi o swojej pracy, choć przyznam, że nie słuchałam aż tak dokładnie. Byłam zajęta patrzeniem na niego i snuciem wizji naszej przyszłej znajomości. Pewnie, że chciałam go zaprosić do łóżka. Nie chciałam jednak wyjść na jakąś napaloną i niewyżytą, więc póki co zostawiłam mu tylko swój numer. Oczywiście obiecał, że zadzwoni.
Przez dwa kolejne dni chodziłam totalnie rozkojarzona. Co chwila sprawdzałam telefon i wściekałam się, że nie mam żadnych połączeń z nieznanego numeru. Wyrzucałam sobie nawet, że nie zachowałam się jak desperatka i nie zażądałam numeru od niego – wtedy sama mogłabym się z nim skontaktować pod byle pretekstem. Chociaż istniało spore prawdopodobieństwo, że zwyczajnie mnie zwodził i w ogóle nie zamierzał się odezwać, wciąż wierzyłam, że jeszcze to zrobi. Coś mnie do niego ciągnęło i to było zdecydowanie silniejsze niż zdrowy rozsądek. Zresztą, o czymkolwiek bym nie myślała, zawsze ostatecznie wracałam do mojego przystojnego drwala.
On musi spełnić moje marzenia
Marek ostatecznie zadzwonił cztery dni później. Tłumaczył się gęsto, że miał sporo na głowie, w tym rzeczy do pracy i nie zdołał odezwać się wcześniej. Zupełnie się tym nie przejęłam i oczywiście natychmiast dałam się zaprosić na kolację.
Teraz, kiedy termin naszego spotkania zbliża się wielkimi krokami, wierzę, że na samej kolacji się nie skończy. Zamierzam go oczarować – nie tylko sobą i swoim wyglądem, ale i wszelkimi dostępnymi środkami. Już wiem, że zaproszę go do siebie. Nie mam pojęcia, gdzie on mieszka, ale powinien być zadowolony z warunków, jakie mu zapewnię. Mam tylko nadzieję, że cały ten wysiłek nie pójdzie na marne i że czeka nas gorąca noc. Oby tylko Marek stanął na wysokości zadania i pokazał, do czego jest zdolny.
Milena, 32 lata
Czytaj także:
„Kumpel odkrył, że narzeczona przyjaciela ma kolorową przeszłość. Nie sądziłem, że wykorzysta tę wiedzę w taki sposób”
„W kościelnym chórze oddawałam się nie tylko pasji. Po próbach ćwiczyłam psalm na 2 głosy z kolegą na jego kanapie”
„Chciałam pogodzić się z facetem na mchu i paproci, ale odkryłam jego grzeszki. Spacery po lesie straciły swój urok”