Dosyć szybko wyprowadziłam się z domu. Miałam powyżej uszu zachowania swojej matki, która sprowadzała do mieszkania licznych znajomych i coraz to nowych facetów. Mi marzyło się spokojne życie w ciepłym i przytulnym mieszkanku. I swój cel osiągnęłam. Dzięki ciężkiej pracy kupiłam na kredyt niewielką kawalerkę, która stała się moim azylem. Bardzo dbałam o swoje gniazdko, a głównymi lokatorami były w nim rośliny. Dlatego gdy zdecydowałam się na wakacje, to poprosiłam matkę, aby się nimi zajęła.
Ciągle ktoś nas odwiedzał
Moje dzieciństwo nie było łatwe. Wprawdzie nie było w nim biedy, alkoholu czy przemocy, ale trudno było go nazwać normalnym. A wszystko to było zasługą mojej matki, która od zawsze była osobą niezwykle towarzyską.
– Nie masz nic przeciwko temu, aby dzisiaj wpadli do mnie moi znajomi? – pytała mnie gdy byłam mała.
Ale tak naprawdę nie oczekiwała odpowiedzi. Bez względu na to, co bym powiedziała, to i tak wiedziałam, że wieczorem w naszym niewielkim mieszkanku zjawi się tabun ludzi. Potem przestała już nawet pytać.
Dzień w dzień zapraszała koleżanki i kolegów, którzy śmiali się i bawili do białego rana. A ja nie miałam chwili spokoju, bo w moim pokoiku było wszystko słychać. Oprócz typowych hałasów związanych z imprezami słyszałam też wiele innych. Moja matka zmieniała partnerów jak rękawiczki, a każdy z nich spędzał u niej namiętne noce.
– Wyglądasz na zmęczoną – mówiła mi wychowawczyni, gdy pojawiałam się w poniedziałek w szkole. – Co robiłaś w weekend? – pytała.
A ja przecież nie mogłam jej powiedzieć, że byłam świadkiem imprez, które potrafiły trwać nawet przez dwa dni.
– Uczyłam się – odpowiadałam zazwyczaj.
Spełniałam swoje marzenia
I faktycznie to starałam się robić. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że to właśnie wykształcenie pozwoli mi uwolnić się od mojej rozrywkowej rodzicielki. Dlatego przez całą podstawówkę walczyłam o stypendium, które miało umożliwić mi wyjazd do szkoły z internatem.
– Zostałaś przyjęta – pod koniec roku szkolnego usłyszałam wyczekiwane od lat słowa.
To moja wychowawczyni ogłosiła właśnie, że moje marzenie się spełniło. A ja stałam się najszczęśliwszą dziewczynką pod słońcem. Początkowo trochę obawiałam się, że matka nie zgodzi się na mój wyjazd do szkoły z internatem. Ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca.
– Jestem z ciebie bardzo dumna – powiedziała, gdy zakomunikowałam jej, że od przyszłego roku będę uczyć się w innym mieście.
Ale tak naprawdę to nie wiem, czy to była duma. Chyba bardziej była zadowolona z tego, że w końcu się mnie pozbędzie. W końcu kilkunastoletnia córka tylko jej przeszkadzała w imprezach i romansach. Dlatego nie tylko pomogła mi się spakować, ale nawet odwiozła mnie do nowej szkoły. I to na kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Wreszcie miała spokój
– Chciałabym, aby córka zaaklimatyzowała się do nowego otoczenia – powiedziała pracownicy internatu, która zdziwiła się, że przyjechałam tak wcześnie. A potem zostawiła mi kilkaset złotych i się pożegnała. – Dzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała – dodała. I już jej nie było.
Okres szkolny wspominam bardzo dobrze. To właśnie tam zdobyłam wykształcenie, które potem pozwoliło mi pójść na studia. A ukończenie studiów zapewniło mi wymarzoną pracę.
– Pożyczysz trochę grosza starej matce? – usłyszałam od rodzicielki dzień po otrzymaniu pierwszej wypłaty.
Przez kilka lat szkoły i studiów nie za bardzo się mną interesowała. Ale nie mogę też powiedzieć, że zostawiła mnie samą sobie. Od czasu do czasu mnie odwiedzała, a gdy faktycznie potrzebowałam pieniędzy, to ratowała mnie kilkoma stówkami. Dlatego teraz ja też nie mogłam odmówić jej pomocy.
– Nie musisz oddawać – powiedziałam wspaniałomyślnie, wręczając jej kilkaset złotych.
Podziękowała i powiedziała, że to ostatni raz. I faktycznie, więcej nie chciała ode mnie pieniędzy. I chociaż miałyśmy słaby kontakt, to wiedziałam, że jakoś sobie radzi.
Zaciskałam zęby
Ja też sobie radziłam. Przez pierwsze lata pracy niemal nie wychodziłam z biura. Brałam mnóstwo nadgodzin i zapisywałam się do wszystkich możliwych projektów. I chociaż czasami byłam ledwo żywa, to przyświecał mi jeden cel – chciałam zarobić na swoje własne mieszkanie.
Do tej pory wynajmowałam mieszkanie razem z koleżanką, która lubiła sobie poimprezować. A ja miałam złe wspomnienia. I kolejny musiałam znosić tabuny ludzi. Ale co miałam zrobić? Nie chciałam marnować pieniędzy na samodzielny wynajem. Dlatego zaciskałam zęby i wierzyłam, że moje poświęcenie przybliża mnie do celu.
I w końcu się udało. Po kilku latach ciężkiej pracy uzbierałam na wkład własny. A potem podpisałam kredyt i odebrałam klucze do swojego wymarzonego mieszkanka. I chociaż nie było największe, to było moje. „W końcu na swoim” – pomyślałam, gdy pierwszy raz przekroczyłam próg kawalerki. To był pierwszy dzień mojego nowego życia.
Swoje mieszkanie urządziłam dokładnie tak, jak chciałam. Nie kupowałam wielu mebli, bo nie były mi one potrzebne. Zainwestowałam za to w wygodną kanapę, dobry sprzęt grający i telewizor. No i kwiaty. W moim mieszkaniu wszędzie były kwiaty. Uwielbiałam je.
Byłam z siebie dumna
– Ależ tu pięknie – powiedziała matka, gdy odwiedziła mnie któregoś popołudnia. Już dawno chciałam ją zaprosić, ale do tej pory nigdy nie było okazji.
– Podoba ci się? – zapytałam radośnie. Miłość do kwiatów odziedziczyłam właśnie po swojej rodzicielce i dlatego wiedziałam, że doceni mój domowy ogród.
– Pięknie – powtórzyła. I od razu zaczęła chodzić i oglądać moje okazy.
Kilka dni po wizycie matki koleżanka zaproponowała mi wyjazd na kilkudniowe wakacje.
– Zasługujesz na nie – mówiła. I faktycznie miała rację. Od kilku lat nigdzie nie wyjeżdżałam, bo wszystkie pieniądze odkładałam na wkład własny. Teraz wprawdzie też miałam kredyt, ale to nie powód, aby odmówić sobie tak zasłużonego odpoczynku.
– Jadę – powiedziałam. Ale za chwilę humor mi się popsuł. – Jednak nie mogę. Przecież nie zostawię kwiatów – dodałam. W domu miałam kilkadziesiąt roślin i moja kilkudniowa nieobecność skończyłaby się dla nich tragicznie.
– To może poproś kogoś, aby przychodził i je podlewał – zaproponowała koleżanka. I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Przecież moją matka była specjalistką od kwiatów.
– Oczywiście, że wszystkiego dopilnuję – powiedziała, gdy zadzwoniłam do niej z propozycją.
Odetchnęłam z ulgą. I nawet się nie spodziewałam, że to jedna z najgorszych decyzji w moim życiu.
Wakacje były cudowne
Przez te kilka dni w ciepłych krajach poczułam, że nabieram sił i wracam do życia. Znowu miałam zapał i ochotę do pracy.
– Czy wszystko w porządku? – pytałam matkę, do której dzwoniłam niemal codziennie. Chciałam przekazać jej instrukcje dotyczące pielęgnacji moich roślin.
– Oczywiście, nic się nie martw – odpowiadała uspokajająco. A ja po powrocie przekonałam się, że jednak powinnam się martwić.
Już na klatce schodowej usłyszałam hałasy i głośną muzykę dobiegającą z mojego mieszkania. Myślałam, że to dejá vu. Szybko wbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. A to, co zobaczyłam, zjeżyło mi włosy na głowie.
– Co tu się dzieje?! – wykrzyknęłam. W moim mieszkaniu przebywało około dziesięciu osób.
Prawie każda z nich była z papierosem i pod wpływem alkoholu. Po całym mieszkaniu walały się butelki, opakowania po jedzeniu i inne bliżej nieokreślone przedmioty. A moje przytulne mieszkanko wyglądało jak pobojowisko.
Zawiodła mnie
– Już wróciłaś? – zapytała mnie matka, która wyszła z łazienki. Była ubrana w prześwitujący szlafroczek, a obok niej kroczył facet w samych bokserkach. – Miałaś być jutro – powiedziała.
Ze złości aż mi huczało w głowie. Zaufałam matce, a ona zrobiła z mojego mieszkania dom schadzek. Nawet nie chciałam myśleć, co tu się działo przez kilka ostatnich dni.
– Dosyć tego! – wykrzyknęłam. A potem wyłączyłam grającą na cały regulator muzykę.
– Kto to? – zapytała jakaś kobieta. Całe towarzystwo patrzyło na mnie tak, jakbym była intruzem. A przecież to było moje mieszkanie.
Nie odpowiedziałam. Kazałam im się wynosić i więcej nie wracać.
– Nigdy więcej ci nie zaufam – powiedziałam matce. I byłam pewna, że złość długo mi nie minie.
Doprowadzenie mieszkania do poprzedniego stanu zajęło mi kilka dni. Natomiast wielu z moich roślin już nie odratowałam. Ale to nic, to tylko kwiatki. Bardziej zabolało mnie to, że matka zrobiła z mojego mieszkania dom schadzek. I to wiedząc, przez co przeszłam w dzieciństwie. Ale przynajmniej wyciągnęłam wnioski – więcej jej nie zaufam.
Kamila, 31 lat
Czytaj także:
„Mój facet był kanapowym nudziarzem, więc zamieniłam go na petardę wigoru. Szybko jednak zatęskniłam za moim leniem”
„Córka zawsze miał wszystko, czego zapragnęła. Gdy urodziła dziecko zobaczyłam, że wychowałam wyrachowaną egoistkę”
„Gdy dzieci mnie opuściły, czułam się w domu jak w grobie. Energiczny sąsiad przywrócił mi nadzieję i chęci do życia”