„Dzieci nie chciały spędzać wakacji na wsi, choć kiedyś lubiły. Córka w końcu wyznała, co kazał jej robić dziadek”

wnuczka z dziadkiem fot. Getty Images, Dario Secen
„– Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co powiedziała nam Malwina. Jak oni mogą? Zadzwonię do nich. Muszą nam sporo wyjaśnić – powiedział mąż i sięgnął po telefon. – Nie – powstrzymałam go. – Takie sprawy lepiej załatwiać w cztery oczy. Poza tym teraz jestem tak zdenerwowana na nich, że mogłabym powiedzieć coś, czego nie da się cofnąć”.
/ 11.06.2024 11:15
wnuczka z dziadkiem fot. Getty Images, Dario Secen

Czas, który w dzieciństwie spędziłam u babci i dziadka, wspominam z ogromnym sentymentem. Chyba nie jest to specjalnie zaskakujące, bo przecież dziadkowie są specjalistami od rozpieszczania swoich małych pociech. Kuchnia pachnąca ciastem, zabawy na świeżym powietrzu i utulanie do snu – to wszystko wciąż jest żywe w mojej pamięci. Chciałam, żeby moje dzieci też miały takie wspomnienia, dlatego przy każdej okazji wysyłałam Maćka i Malwinę na wieś do teściów, także w wakacje. Aż pewnego dnia spotkałam się z oporem z ich strony.

Chciałam, by dzieci to znały

Rodzice mojego męża mieszkają na Podkarpaciu. Nie w jakiejś sypialni dużego miasta, gdzie sprowadzają się zamożni i zmęczeni miejskim tempem pracownicy korporacji, a na prawdziwej wsi, gdzie tradycja wciąż jest żywa. Tradycyjna zabudowa wyrasta tam pośród lasów, łąk i pól, a powietrze jest czyste. Po zmroku gwizdy malują na niebie zapierający dech w piersiach obraz, a gdy wzejdzie słońce, kogut zaczyna śpiewać swoją powitalną pieśń. Trudno mi wyobrazić sobie lepsze miejsce do wypoczynku.

Odkąd tylko pamiętam, moje dzieci uwielbiały odwiedzać dziadków. Już jako małe szkraby skakały z radości, gdy tylko wspominaliśmy o wyjeździe. Maciek i Malwina spędzali tam każde wakacje, ferie i święta i zawsze wracali do domu wypoczęci i w wyśmienitym nastroju. W tym roku coś się jednak zmieniło.

Nie miały ochoty na wyjazd

– Dzieci, na któryś weekend pojedziemy do babci i dziadka – zapowiedziałam im już na początku czerwca.

Chciała, by w taki sposób rozpoczęły wakacje. 

– Mamo, musimy? – marudził Maciek.

– Oczywiście, że tak. Przecież uwielbiacie spędzać czas na wsi.

– Ale tylko na weekend i zaraz wracamy? Nie na całe wakacje? A wy będziecie z nami? – dopytywała Malwina.

Zawieziemy was z tatą w piątek, a wrócimy w poniedziałek po południu.

– Mamo, my też pojedziemy od razu z wami do domu – upierał się mój syn.

– Właśnie. Chcemy jechać z wami – wtórowała mu jego siostra.

– Co wy wymyślacie?. Chcecie dusić się w mieście, skoro możecie odpoczywać u waszych ukochanych dziadków? Co was napadło?

– Nic, mamo – odezwał się Maciek.

– Na pewno? Bo jeżeli coś się stało, powiedzcie mi o tym.

Nic się nie stało – potwierdził.

Zaniepokoiłam się

Zaskoczyła mnie ich reakcja. Wcześniej na samo wspomnienie wsi dzieci biegły do swoich pokoi i zaczynały się pakować. Myśleliśmy, że bardziej niż z dziadkami, wolą spędzać czas z przyjaciółmi.

– Zauważyłeś, że nasze dzieci nie są już zbyt entuzjastycznie nastawione do wyjazdu na wieś? – zapytałam wieczorem męża.

Nie chcą jechać? – zdziwił się.

– Chcą, ale z nami i od razu chcą też wracać. Dziwne, prawda? Przecież wcześniej siłą trzeba było je wyciągać ze wsi.

– Moim zdaniem nie ma w tym nic dziwnego – stwierdził Marek.

– Co masz na myśli?

– Maciek ma już jedenaście lat, a Malwina dziesięć. Powoli wkraczają w wiek, gdy towarzystwo dziadków przestaje być dla nich atrakcyjne.

– Bzdury opowiadasz. Ja w ich wieku mogłam spędzać na wsi całe tygodnie.

– Ale czasy się zmieniają. Teraz dzieci dorastają szybciej. Mają internet i smartfony. Na co im sielskie atrakcje i towarzystwo seniorów?

– Może masz rację.

– Na pewno. W końcu o co innego mogłoby chodzić?

Marek prawie trafił w dziesiątkę. Prawie. Nasze pociechy rzeczywiście nie łaknęły towarzystwa dziadków, jednak wcale nie wynikało to z ich wieku.

Córka nie chciała nas puścić

W piątek odwieźliśmy dzieci do dziadków. Weszliśmy na kawę, ale nie mogliśmy zostać zbyt długo. Gdy zbieraliśmy się do wyjazdu, Malwina niespodziewanie rozpłakała się.

– Mamo, tato, zostańcie! – prosiła przez łzy.

– Córeczko, w poniedziałek przyjedziemy do was – pocieszyłam ją i przytuliłam. – Nie płacz, skarbie.

– A co to za humorki, wnusiu? – odezwała się moja teściowa. – Nie chcesz zostać z babcią i dziadkiem?

– Nie! – powiedziała stanowczo.

– Przepraszam cię, mamo. Od kilku tygodni jest jakaś markotna – usprawiedliwiłam córkę.

– Wytrzyj oczka, kochanie – powiedział Marek. – Zobaczysz, oboje będziecie się świetnie bawić, a my wrócimy do was zanim zauważysz, że wyjechaliśmy – obiecał.

To było bardzo dziwne. Malwina nigdy tak nie reagowała, nawet gdy była jeszcze małą dziewczynką. Nie pamiętałam, kiedy wcześniej zalewała się łzami, a teraz tak prozaiczna rzecz, jak nasz wyjazd, wywołała u niej napad rozpaczy.

– Dalej uważasz, że to kwestia wieku? – zapytałam Marka, gdy wracaliśmy do domu.

– Oczywiście. Bo niby co innego?

Mój mąż obstawał przy swoim, ale ja miałam poważne wątpliwości w tej kwestii.

Dzieci zachowywały się dziwnie

Gdy wróciliśmy po dzieci, ucieszyły się na nasz widok jak nigdy wcześniej. Nawet Maciek, który jest raczej powściągliwy w okazywaniu uczuć, rzucił mi się na szyję i mocno uściskał.

– A skąd ten wybuch radości? – zdziwiłam się.

– Tęskniliśmy – wyznała córka.

– Dobrze się sprawowały? – zwróciłam się do teścia.

– Jak zwykle, były grzeczne jak dwa aniołki.

Przez resztę pobytu dzieci nie odstępowały nas nawet na krok, co też było nietypowym zachowaniem. Gdy nadszedł dzień wyjazdu, same zaniosły swoje rzeczy do samochodu – kolejny niepokojący sygnał. Zanim zdążyły pożegnać się z dziadkami, już siedziały na swoich miejscach.

– A co to za zachowanie? – zapytałam karcąco. – Czy przypadkiem coś wam nie umknęło?

– Idźcie się pożegnać z babcią i dziadkiem – polecił im ich tata.

Maciek wyszedł z auta, a chwilę później dołączyła do niego jego siostra.

– Pa, babciu. Pa, dziadku – powiedział bez żadnych emocji.

– Pa, moje skarby. Kiedy znowu nas odwiedzicie?

– Nie wiemy – burknęła Malwina.

Wtedy oboje nie mieliśmy już żadnych wątpliwości. Coś musiało być nie tak.

Córka wyjawiła tajemnicę

Gdy wróciliśmy do domu, zaczęliśmy wypytywać o powody ich zachowania.

– Dzieci, powiedzcie nam jak na spowiedzi. Co takiego się stało, że nie chcecie już jeździć do dziadków.

– Nic – powiedział Maciek i zrobił naburmuszoną minę.

– Daj spokój, synku. Przecież widzimy, że coś jest nie tak.

Maciek milczał jak zaklęty, ale w końcu odezwała się Malwina.

– Babcia i dziadek każą nam pracować! – wykrzyczała.

– Dzieci, jesteście już na tyle duże, że możecie pomagać starszym – stwierdziłam stanowczo.

– Ale oni nie każą nam pomagać, tylko robić dużo więcej. W piątek musiałam posprzątać cały strych i całą piwnicę. Zaczęłam rano, a skończyłam wieczorem. A Maciek wynosił widłami siano krowom i pakował je na wóz.

– Siano krowom? Chcesz powiedzieć, że wynosił gnój z obory, tak?

– Tak. A potem musiał pojechać z dziadkiem wyrzucić to na pole.

Byliśmy w szoku

Spojrzałam na męża, a on na mnie. Oboje wiedzieliśmy, że to jeszcze nie wszystko.

– Co jeszcze każe wam robić dziadek? Mów szczerze, córeczko – nalegał mój mąż.

– Różne rzeczy. Kazał mi wydoić krowę, a ja bałam się, że mnie kopnie. Wiadro z mlekiem było ciężkie i trochę rozlałam na podwórku. A wtedy dziadek na mnie nakrzyczał, że jestem panienką z miasta, która do niczego się nie nadaje. Dziadek dużo na nas krzyczy. Babcia też.

– Co jeszcze, Maciek? – zwróciłam się do syna.

– W ostatnie wakacje dziadek kazał mi pomóc mu burzyć starą szopę i zagonił mnie do układania snopków. Mamo, my nie chcemy już tam jeździć. Nie bez was.

– Nie martwcie się. Następnym razem pojedziemy wszyscy. a teraz idźcie szykować się już do spania.

Muszę porozmawiać z teściami

– I co ty na to? – zapytałam męża, gdy zostaliśmy sami.

– Oni chyba poszaleli – stwierdził. – Rozumiem, że rodzice oczekują, że dzieci pomogą im w lekkich pracach, ale na Boga, nie mogą zmuszać ich do harowania przez cały dzień, jakby byli dorośli.

– Właśnie. Zwłaszcza że prace, które zleca im twój ojciec, nie są dla dzieci w ich wieku. A gdyby Maćkowi coś się stało, gdy burzyli szopę? Czy on w ogóle o tym pomyślał?

– Po prostu nie mogę uwierzyć w to, co powiedziała nam Malwina. Jak oni mogą? Zadzwonię do nich. Muszą nam sporo wyjaśnić – powiedział i sięgnął po telefon.

– Nie – powstrzymałam go. – Takie sprawy lepiej załatwiać w cztery oczy. Poza tym teraz jestem tak zdenerwowana na nich, że mogłabym powiedzieć coś, czego nie da się cofnąć.

Oboje wciąż jesteśmy na nich wściekli. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Zaczyna się lato, a dzieci miały tam jeszcze pojechać na 2 tygodnie wakacji, więc będę miała sporo okazji, by porozmawiać sobie z teściami. Będą musieli się grubo tłumaczyć.

Edyta, 41 lat

Czytaj także: „Żona się wścieka, gdy patrzę na młode dziewczyny. U niej grawitacja zrobiła już swoje, więc nie wiem, czemu się dziwi”
„Chcieliśmy zaoszczędzić na wakacjach, bo nie mieliśmy kasy. Urlop był tani, ale też najgorszy w naszym życiu”
„Mąż namówił mnie na rejs po Adriatyku. Gdy on adorował kelnerkę z baru, ja poznawałam tajniki żeglugi z kapitanem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA