Od zawsze marzyłam o tym, aby któregoś dnia otrzymać spadek po nieznanym krewnym, który zapewni mi bogate i szczęśliwe życie. I po wielu latach moje marzenie się spełniło. Jednak jak się okazało razem ze spadkiem przyszły same problemy, a ja na własnej skórze przekonałam się, że czasami spełnienie marzeń może być kłopotliwe.
Straciłam pracę w fatalnym momencie
Doskonale pamiętam dzień, w którym straciłam pracę. Właśnie zaplanowałam sobie wakacje, podczas których zamierzałam w końcu odwiedzić Italię.
– Wreszcie spełniam swoje marzenie – powiedziałam przyjaciółce, która już dawno temu namawiała mnie na ten wyjazd.
Tylko co z tego, skoro do tej pory nie było mnie na to stać. A ostatnie miesiące były naprawdę niezłe. Dostałam podwyżkę, a do tego kilka miesięcy z rzędu kwalifikowałam się do premii. A to wszystko sprawiło, że w końcu uzbierałam kwotę, która miała mi zapewnić spełnienie podróżniczych marzeń.
– To będą wspaniale wakacje – wtórowała mi Anka, która jeszcze tego samego wieczoru zarezerwowała wycieczkę w biurze podróży. Wystarczyło zapłacić zaliczkę i cieszyć się oczekiwaniem na późną wiosnę. I wtedy wydarzyła się katastrofa. Pewnego ranka szefowa wezwała mnie do siebie.
– Musimy porozmawiać – powiedziała tylko. Z jej tonu i postawy nie wywnioskowałam nadciągającego dramatu. Co więcej – byłam pewna, że oznajmi mi, że z powodu moich dobrych wyników zasłużyłam na kolejną podwyżkę lub awans. Dlatego wchodziłam do jej biura uśmiechnięta od ucha do ucha.
– Nie mam dobrych wieści – usłyszałam na wejściu. I szybko przekonałam się, że jest fatalnie. Okazało się, że firma została zmuszona do cięcia kosztów z powodu problemów finansowych. A ponieważ ja byłam dość nowym pracownikiem, to postanowiono się pozbyć właśnie mnie.
– Naprawdę mi przykro – usłyszałam na koniec rozmowy – Ale nic nie mogłam zrobić – powiedziała szefowa. A ja odwróciłam się na pięcie i opuściłam jej gabinet. Nie chciałam, aby zobaczyła moje łzy.
– Szybko znajdziesz nową pracę – pocieszała mnie przyjaciółka. I szczerze powiedziawszy też tak myślałam. Jednak rzeczywistość okazała się zupełnie inna, a ja po kilku miesiącach bezproduktywnych poszukiwań doszłam do wniosku, że jednak to nie jest rynek pracownika. Jedyne zajęcia na jakie mogłam liczyć to pracownik infolinii, sprzątaczka, elektromonterka lub telemarketerką w jakiejś podejrzanej firmie. Załamałam się.
Moje konto świeciło pustkami
Przez pierwsze miesiące żyłam z oszczędności i dorywczych prac, które udawało mi się podłapać. Ale przecież tak nie mogło być wiecznie.
– Za chwilę nie będę miała, za co żyć – żaliłam się Ance. I chociaż przyjaciółka proponowała mi pożyczkę, to wiedziałam, że nie jest to rozwiązanie moich problemów.
– Na pewno coś w końcu znajdziesz – próbowała mnie pocieszać. Ale ja byłam coraz bardziej zrozpaczona i zniechęcona. Na całe szczęście udało mi się chociaż wycofać z wycieczki do Włoch bez płacenia zaliczki. Gdybym jeszcze tutaj straciła pieniądze, to chyba już zupełnie bym się załamała.
– No nie wiem – mówiłam zniechęcona. A beznadziejny stan mojego konta bankowego jeszcze bardziej wpędzał mnie w odmęty załamania. – Szukam czegoś sensownego od wielu tygodni. I nic z tego nie wychodzi – dodałam.
Anka spojrzała na mnie współczująco i obiecała, że popyta wśród znajomych o jakieś zajęcia dla mnie. A ja doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to tak naprawdę ostatni dzwonek. Moja sytuacja finansowa była coraz gorsza i nic nie wskazywało na to, że w najbliższym czasie miałoby się coś zmienić.
Nic więc dziwnego, że właśnie w takich momentach nawiedzały mnie czarne myśli, a ja panicznie bałam się przyszłości. Kiedy dowiedziałam się o tym, że daleka kuzynka otrzymała spadek po jakiejś zupełnie nieznanej ciotce, to aż skręciło mnie z zazdrości. „Gdyby mnie spotkało coś takiego, to byłabym najszczęśliwszą osobą na ziemi. To by rozwiązało wszystkie moje problemy” – myślałam z rozmarzeniem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że właśnie spełnienie tego marzenia stanie się początkiem moich olbrzymich problemów. Gdybym znała swoją przyszłość, to od razu przestałabym marzyć o spadkach po dalekich i zapomnianych członkach rodziny. Ale o tym przekonałam się po czasie.
Otrzymałam spadek po nieznanym wujku
W końcu udało mi się znaleźć w miarę normalne zajęcie. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka z dawnej pracy i powiedziała mi, że jej kolega szuka pracownicy do biura. I chociaż nie była to nadmiernie ambitna robota, a zarobki pozostawiały wiele do życzenia, to w swojej sytuacji nie mogłam grymasić. Tak naprawdę to była dla mnie ostatnia szansa na odbicie się od finansowego dna. Dlatego też bardzo jej podziękowałam i szybko skontaktowałam się z jej kolegą. Okazało się, że pracę mogę zacząć już następnego dnia.
Praca okazała się nudna, mało ambitna i niezbyt dobrze płatna. Ale ja nie narzekałam. Uczciwie i sumiennie wykonywałam swoje obowiązki, a w tak zwanym międzyczasie szukałam czegoś lepszego. I przez cały czas liczyłam na to, że los się w końcu do mnie uśmiechnie. I w końcu się doczekałam.
Pewnego popołudnia zadzwoniła moja komórka, na wyświetlaczu której pojawił się numer prywatny. I chociaż byłam przekonana, że to jakaś oferta reklamowa, to i tak odebrałam.
– Dzień dobry – usłyszałam w słuchawce męski głos. – Dzwonię z kancelarii notarialnej. Czy możemy się spotkać?
Początkowo myślałam, że to jakaś pomyłka, ale prawnik zapewnił mnie, że chodzi właśnie o mnie. A kiedy pojawiłam się się w biurze notariusza, to dowiedziałam się, że czeka na mnie spadek po jakimś nieznanym wujku, który postanowił zapisać mi swój majątek.
– Przyjmuje go pani? – zapytał mnie prawnik. A ja zgodziłam się od razu, nie zastanawiając się nawet nad tą propozycją. Wystarczyło mi tylko tyle, że daleki krewny scedował na mnie swoje pieniądze, które zarobił gdzieś za oceanem.
– Oczywiście – odpowiedziałam. I od razu podpisałam wszystkie niezbędne dokumenty. Nawet ich nie przeczytałam. W głowie kołatały mi się myśli, że w końcu będę bogata, a moje problemy finansowe za chwilę staną się tylko odległym wspomnieniem.
Już następnego dnia chciałam rzucić dotychczasową pracę. Jednak Anka szybko sprowadziła mnie na ziemię.
– Najpierw załatw wszystkie sprawy związane ze spadkiem. A dopiero potem składaj wypowiedzenie – przekonywała mnie. A potem dodała, że robotę zawsze zdążę rzucić, a jak na razie dobrze mieć poczucie bezpieczeństwa związane ze stałym zatrudnieniem. A ja chcąc nie chcąc przyznałam jej rację
Spadek okazał się źródłem problemów
Już kilka dni po podpisaniu dokumentów dotyczących spadku okazało się, że popełniłam błąd. Kiedy pewnego wieczoru wróciłam do domu, to pod drzwiami zastałam nieznajomego mężczyznę. Okazało się, że to komornik.
– Dzień dobry. Mam nakaz zapłaty – usłyszałam. Początkowo myślałam, że to jakaś pomyłka, ale szybko przekonałam się, że na dokumencie tkwi moje imię i nazwisko. Postanowiłam to wyjaśnić.
Jednak zanim udało mi się uzyskać jakiekolwiek informacje o rzekomej pomyłce, to zaczęły pojawiać się kolejne problemy. W ciągu kilku dni odwiedzili mnie kolejni komornicy i ludzie, którzy oczekiwali ode mnie spłaty jakichś długów.
– Ale ja nie mam żadnych długów – tłumaczyłam im coraz bardziej zdenerwowana. – I nie mam pojęcia o co chodzi – dodawałam. A w myślach obiecywałam sobie, że jak najszybciej wyjaśnię tę sprawę.
I wyjaśniłam. Ale rozwiązanie tych zagadkowych wizyt wcale mi się nie spodobało. Okazało się, że wujek zapisał mi spadek, który był obciążony ogromnymi długami. A w myśl obowiązującego prawa osoba przyjmująca spadek przejmuje też wszystkie zobowiązania finansowe zmarłego.
– Dlaczego mi pan o tym nie powiedział? – zapytałam notariusza, u którego podpisywałam wszystkie dokumenty.
– Nie pytała pani – usłyszałam w odpowiedzi. Aż zatkało mnie ze zdziwienia. I nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mężczyzna po drugiej stronie zakończył połączenie.
Przez kolejne tygodnie cały czas otrzymywałam wezwania do zapłaty, na których widniały jakieś gigantyczne kwoty. A potem zaczęli pojawiać się kolejni komornicy i kolejni dłużnicy. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić.
Umówiłam się do prawnika, u którego dowiedziałam się, że w sumie sama jestem sobie winna.
– Takie rzeczy powinno się sprawdzać przed przyjęciem spadku – usłyszałam. I oczywiście sama o tym wiedziałam. Tylko co z tego?
Na szczęście dowiedziałam się, że istnieje niewielka szansa na odkręcenie tego wszystkiego. I właśnie tej myśli uchwyciłam się jak tonący brzytwy. I pozostaje mi mieć nadzieję, że prawnik wyciągnie mnie z tego bagna, w które wpadłam przez własną nieroztropność i chciwość.
Magdalena, 32 lata
Czytaj także:
„Z zemsty chciałam podkopać reputację kochanki męża w firmie. Okazało się, że dokopałam się do własnego nieszczęścia”
„Rozwiodłam się, ale nie mogłam tak po prostu oddać go innej. Uknułam pikantny plan, by nie znalazł lepszej ode mnie”
„Zapisałam córkę na korepetycje z matmy. Zamiast na jej maturze, pozytywny wynik znalazłam na teście ciążowym w koszu”