„Doradzam synowej przy dziecku, a ona się obraża. Przecież wychowałam jej męża, więc wiem, co najlepsze dla wnuczka”

Babcia z wnukiem fot. iStock by Getty Images, Nes
„– Nie potrzebuję słuchać złotych rad każdego dnia. W końcu to ja jestem matką Piotrusia i sama wiem, jak się nim zajmować! – krzyknęła. – Chciałam po prostu zaoferować pomoc – odparłam, zdziwiona jej reakcją. – Dziękuję, ale są pewne granice”.
/ 14.12.2024 20:00
Babcia z wnukiem fot. iStock by Getty Images, Nes

Od dnia jego narodzin przepełnia mnie ogromna miłość do wnuczka. Zrobiłabym dla niego dosłownie wszystko. Jedyne, co mnie martwi, to że jego mama nie jest przychylna moim propozycjom.

Ten moment wciąż mam przed oczami – kiedy Bartek i jego żona Weronika powiedzieli mi, że zostanę babcią. Rozpierała mnie niewyobrażalna radość. Mimo że byli małżeństwem prawie dekadę, wcześniej w ogóle nie wspominali o powiększeniu rodziny.

Marzyłam o wnukach

Nie naciskali na powiększenie rodziny, bo chcieli najpierw poukładać inne sprawy. Byli przekonani, że mają jeszcze mnóstwo czasu. Choć trudno mi było to pojąć, milczałam jak zaklęta. Przecież sama wiedziałam, jak denerwujące jest ciągłe nagabywanie o dziecko i pytania „kiedy w końcu zostaniecie rodzicami?”. Czekałam więc spokojnie, aż sami poczują, że to właściwy moment, ale ta chwila wciąż się odwlekała.

Czas leciał, a ja powoli traciłam nadzieję, że kiedyś zdecydują się na dziecko. Aż tu nagle pewnego dnia usłyszałam wspaniałą wiadomość – Weronika spodziewa się maleństwa i jest już w trzecim miesiącu! Mocno ich wyściskałam, pogratulowałam i od razu zadeklarowałam, że chętnie pomogę w opiece, gdy maluch przyjdzie na świat.

Powoli nadchodził czas mojego przejścia na zasłużoną emeryturę. Chociaż szef proponował mi pozostanie w firmie, postanowiłam, że lepiej będzie zająć się małym członkiem rodziny, który miał się niedługo pojawić. Każdego dnia wyczekiwałam momentu narodzin wnuka, snując plany na nadchodzące miesiące. Wyobrażałam sobie, jak będę przytulać maleństwo, spacerować z wózeczkiem po osiedlu i gawędzić z innymi babciami na emeryturze.

To oczywiste, że zostanę z wnukiem

Odkąd mój pierwszy wnuczek Piotruś przyszedł na świat sześć miesięcy temu, bardzo się staram pomagać jego mamie. Gdy tylko wróciła ze szpitala do domu, natychmiast ruszyłam z pomocą. Chciałam pokazać Werze, że moje wcześniejsze deklaracje wsparcia nie były rzucane na wiatr. Myślałam, że będzie zadowolona, zwłaszcza że dzisiejsze babcie często stronią od opieki nad małymi wnukami. Większość woli spotykać się z nimi od święta, skupiając się głównie na własnych przyjemnościach i pasjach. Ja reprezentuję zupełnie inną postawę! Dlatego byłam pewna, że Weronika z otwartymi ramionami przyjmie moje zaangażowanie. Spodziewałam się, że będzie mi za to wdzięczna. Niestety, rzeczywistość okazała się zupełnie inna.

Na początku wszystko układało się naprawdę świetnie. Moja synowa cieszyła się z mojej obecności, pozwalała zajmować się małym Piotrusiem i była mi wdzięczna za wsparcie. Niestety, z biegiem czasu jej entuzjazm całkowicie zniknął. Coraz częściej łapałam ją na tym, jak wzdycha i przewraca oczami, ilekroć się u nich pojawiałam. Myślała pewnie, że tego nie widzę, ale takich rzeczy nie da się ukryć. Z czasem jej niechęć stawała się jeszcze bardziej widoczna. Cokolwiek robiłam, wszystko wydawało się być niezgodne z jej oczekiwaniami.

„Dziecko się przegrzeje w tylu ubraniach!”, „Przestań go karmić, już wystarczająco zjadł”, „Nie bierz go, gdy płacze” – słyszałam te uwagi praktycznie bez przerwy.

Próbowałam jej wytłumaczyć, że już wcześniej wychowywałam małe dzieci i naprawdę wiem, jak się nimi zajmować. Ona jednak jest głucha na moje argumenty. A najgorsze było to, że z każdą kolejną radą, którą jej dawałam, stawała się coraz bardziej poirytowana. Pocieszałam się myślą, że to tylko przez hormony po porodzie i że niebawem zacznie inaczej na to wszystko patrzeć.

Synowa zachowywała się okropnie

Atmosfera robiła się z dnia na dzień gorsza i wszystko wskazywało na to, że będzie tylko trudniej. Z natury jestem osobą, która nie lubi się kłócić, więc początkowo ignorowałam jej ciągłe narzekania. W końcu jednak moja cierpliwość się wyczerpała. Gdy kolejny raz zaczęła mi coś wypominać, nie wytrzymałam.

Dlaczego jesteś dla mnie taka nieprzyjemna? Przecież nic złego ci nie zrobiłam! – wybuchnęłam.

Myślałam, że zobaczę skruszoną Werę, która przeprasza za to, co zrobiła. Tymczasem spojrzała na mnie bez cienia strachu.

– Mam mówić prosto z mostu, czy raczej delikatnie? – zapytała.

– Sama wiesz, że zawsze bardziej doceniam szczerość.

– W takim razie powiem wprost. Mam już serdecznie dość tych nieustannych wizyt. Nie potrzebuję codziennie słuchać dobrych rad. To przecież ja jestem matką Piotrusia i świetnie sobie radzę z opieką nad nim!

– Próbowałam tylko być pomocna – odpowiedziałam zdziwiona jej reakcją.

– Tak, doceniam to mamo, naprawdę. Jednak trzeba znać umiar. Jak będę czegoś potrzebować, to dam znać. W tej chwili wystarczy, żeby mama przychodziła raz albo dwa razy na tydzień. I to tylko na parę godzinek, nie na cały dzień. Może tak być?

Powiedziałam o wszystkim synowi

Muszę przyznać, że słowa synowej bardzo mnie zabolały i zdenerwowały. Oddaję jej całą siebie, a ona traktuje mnie w ten sposób? Byłam tak poirytowana, że chwyciłam swoją torebkę i opuściłam ich mieszkanie. Wiedziałam, że jeśli zostanę tam jeszcze moment, mogę powiedzieć coś, czego później będę żałować.

Po powrocie do domu od razu zadzwoniłam do Bartka, mówiąc mu, że pilnie musimy przedyskutować pewną sprawę. Nie zamierzałam przystać na warunki postawione przez Weronikę. Pomysł, żebym widywała swojego wnuczka tylko raz czy dwa razy na tydzień był dla mnie czymś nie do pomyślenia. Miałam nadzieję, że syn zrozumie mój punkt widzenia i wytłumaczy swojej żonie, jak bardzo krzywdzące są jej żądania i że nie mają one żadnego uzasadnienia.

Później tego dnia przyszedł mój syn. Przygotowałam mu filiżankę kawy i kawałek serniczka.

– Muszę powiedzieć, że dzisiaj miałam bardzo przykrą wymianę zdań z Weroniką – oznajmiłam, nie mogąc opanować drżenia rąk i głosu.

– Wiem o tym, bo się ze mną skontaktowała i opowiedziała mi o wszystkim – odparł.

– No to możemy bez wstępu porozmawiać o najważniejszym. Mam nadzieję, że zdołasz jeszcze dzisiaj pojechać do niej i wytłumaczyć całą sprawę. Przecież pomagam wam z czystej życzliwości. Chcę, by miała chwilę wytchnienia i zajęła się własnymi sprawami. A ona, zamiast być wdzięczna za wsparcie, czuje się urażona!

– W tej chwili najbardziej zależy jej na tym, żeby spędzić czas sam na sam z dzieckiem. Chce się w pełni odnaleźć w roli mamy i po prostu nacieszyć maleństwem. Wiem, że możesz to zrozumieć. Dlatego muszę cię prosić – nie przychodź do nas każdego dnia. Naprawdę wierzę, że tak będzie lepiej dla nas wszystkich, mamo – powiedział, patrząc mi głęboko w oczy.

Syn mnie zaskoczył

W pierwszej chwili nie mogłam wykrztusić ani słowa. Po prostu odebrało mi mowę. Nie do wiary – mój syn stanął po stronie żony, a nie po mojej! Kompletnie zignorował moje uczucia i potrzeby. Byłam tak wściekła, że wyrzuciłam go z domu. Podczas gdy szedł do drzwi, ciągle powtarzał, że jest mu przykro, ale jest przekonany, że jak się uspokoję i przemyślę sprawę, to przestanę się złościć.

Kiedy patrzę w przeszłość, widzę siebie jako młodą matkę, do której teściowa wpadała non stop i sypała radami jak z rękawa. Do dziś pamiętam, jak ucieszyłam się, gdy mąż stanął po mojej stronie.

Teraz sama jestem babcią i strasznie mi brakuje mojego Piotrusia. Widujemy się tylko parę razy w tygodniu, a to dla mnie zdecydowanie za mało. Mam mnóstwo czasu i całe serce przepełnione babciną miłością. Zastanawiam się, jak przekonać synową, żeby zauważyła to i pozwoliła mi częściej spotykać się z wnukiem?

Honorata, 60 lat

Czytaj także:
„Syn i wnuk są w jednym wieku. Nikt się nie zastanawia, co czują dzieci starych rodziców. Ja wiem. Wstydzą się”
„Matka ciągle truła mi o męża i dzieci, choć nie wiedziała, co przeżywam. Świąteczną tyradę pomogła mi przeżyć babcia”
„Córka mi się podlizuje, a ja dobrze wiem, że czeka, aż kopnę w kalendarz. Chodzi jej tylko o jedno”

Redakcja poleca

REKLAMA