– To naprawdę będzie nasz dom? – spytałam zaskoczona.
Zatrzymałam się na środku przestronnego przedpokoju i ostrożnie spojrzałam dookoła. Na wprost mnie pięły się ku górze przepiękne schody wykonane z drewna. Idąc w prawo, można było trafić do wielkiego pokoju dziennego, natomiast po przeciwnej stronie mieściła się przestrzeń kuchenna połączona z jadalnią.
Ten zabytkowy budynek miał gigantyczne rozmiary. Nigdy wcześniej nie przypuszczałam, że ktokolwiek może być właścicielem tak bajecznej rezydencji – myślałam, że podobne miejsca występują wyłącznie w produkcjach filmowych.
Mój zapał szybko zniknął
– Cioci jak najbardziej to pasuje – powiedział Kamil, taszcząc do środka pierwsze pakunki. – Nikogo nie znalazła do wynajęcia tej rudery, a z Niemiec planuje wrócić dopiero za parę lat.
– Rudery? – zdziwiłam się, słysząc takie określenie. – Przecież to przecudowne miejsce! – nie kryłam zachwytu.
– To zależy od perspektywy – odparł Kamil bez entuzjazmu. – Według mojej ciotki to tylko ciężar i studnia bez dna. Zaraz po wojnie, kiedy rodzina się tu wprowadziła, to było coś wielkiego! Teraz nikt już nie chce żyć w takich warunkach. Każda naprawa to masa problemów i biegania po urzędach, nie można wprowadzić żadnych zmian, bo konserwator od razu protestuje. A sprzedaż? Zapomnij. Kto by się na to zdecydował?
Nawet gdyby się udało, to za grosze, więc się nie kalkuluje. O lokatorów też trudno... W stolicy może jakiś znany człowiek by się skusił, ale w tej okolicy? Nie ma szans.
– Tak, chyba masz rację.
Mój zapał szybko zniknął po zobaczeniu stanu kuchni i łazienki. Wyposażenie, które kiedyś musiało robić wrażenie, teraz nadawało się tylko do wyrzucenia. Podłoga trzeszczała przy każdym kroku, na ścianach wisiały pożółkłe tapety, a płytki były popękane. Z zepsutego kranu kapała brązowawa woda... Do tego wszędzie walały się kłęby kurzu, a w powietrzu unosił się nieprzyjemny, stęchły odór.
– Ciotka nie stawia wielkich wymagań – kontynuował Kamil. – Wystarczy, że doprowadzimy dom do porządku i zrobimy podstawowe porządki. Może dzięki temu znajdzie się ktoś chętny do kupna. Wspomniała nawet, że mogą się pojawić jacyś potencjalni kupujący.
– Ekstra! – wykrzyknęłam radośnie. – Stworzymy sobie tutaj prawdziwy raj – powiedziałam do narzeczonego, obejmując go za szyję i obdarzając gorącym pocałunkiem.
– Pewnie! – odpowiedział z entuzjazmem, oddając czuły gest. – Musimy tylko wygrzebać spośród tych gratów jakieś łóżko, wtedy dopiero zobaczysz, jak wspaniale nam się będzie układać.
– Zboczeniec! – parsknęłam śmiechem. – W twojej głowie kręci się wyłącznie jedno.
– No a czym innym mam zaprzątać sobie myśli? W końcu nie znajdziemy tu żadnych innych alternatyw...
Staliśmy przy schodach, wymieniając pocałunki i radosne uśmiechy. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że moje nadzieje okażą się złudne... A w najciemniejszym rogu coś nas już wtedy śledziło, czając się cierpliwie na odpowiedni moment do ataku.
Męczyła mnie bezsenność
Wszystko zaczęło się, gdy rura na górze nagle pękła i woda zalała cały dół. Dosłownie wszędzie było mokro!
Brakowało miejsca do suszenia przemoczonych rzeczy, a znalezienie kogoś do szybkiej naprawy graniczyło z cudem – w końcu lato to szczyt sezonu remontowego w naszym kraju. Kompletnie nie wiedzieliśmy, jak sobie z tym poradzić! Byłam tak zdenerwowana krążąc po domu, że naprawdę myślałam o tym, żeby po prostu pójść na przystanek i wrócić do naszego starego mieszkania w centrum – nawet jeśli ktoś już tam pewnie mieszkał.
– Miluś, uspokój się, jakoś to ogarniemy – mówił Kamil. – Gorzej już być nie może.
Męczyła mnie bezsenność, więc postanowiłam się czegoś napić. Nagle usłyszałam straszny łomot dochodzący z kuchni. Do dziś nie wiem, jak to się stało... Kuchenka na gaz dosłownie eksplodowała! Z ogromną siłą jeden z palników wystrzelił prosto w górę i wbił się w górną część pomieszczenia... powodując, że duży fragment sufitu spadł na ziemię. Kompletnie zaniemówiłam. Przecież to niemożliwe?!
– To przez gaz – odezwał się Kamil ze zrezygnowaniem. – Wszystkie rury gazowe pamiętają jeszcze poprzedni wiek.
– Mieliśmy szczęście, że tylko tyle się stało. Równie dobrze cały budynek mógł wylecieć. Albo mogliśmy się udusić podczas snu! – krzyczałam przerażona.
Sprawę miał ogarnąć Kamil. Rozpaczliwie próbowaliśmy znaleźć kogoś do remontu, a kwestia pieniędzy przestała już być dla nas ważna. Również nasza ciocia mocno zaangażowała się w pomoc. Wspomniała, że zna pewnego fachowca, który świetnie sobie radzi z takimi pracami. Nie mogliśmy się doczekać jego wizyty.
– To będzie kiedyś świetna anegdota – powiedział Kamil, gdy odpoczywaliśmy wieczorem w łóżku. – Wyobraź sobie, jak fajnie zabrzmi ta historia o przygodzie w rozpadającym się domu, kiedy będziemy ją opowiadać naszym dzieciakom przed kominkiem.
– O ile w ogóle dorobimy się takiego domu – wtrąciłam.
– No jasne, że tak! – parsknął śmiechem. – A nawet gdyby nie, to co z tego? Przecież teraz można włączyć wirtualny kominek na ekranie.
– Ha ha, zabawne – mruknęłam bez entuzjazmu.
Latarnie rzucały mroczne kształty
Leżałam w łóżku wykończona po całym dniu, ale mimo zmęczenia nie mogłam zasnąć. Kamil już dawno odpłynął w objęcia Morfeusza i głośno pochrapywał, podczas gdy ja wiłam się niespokojnie na materacu. Co chwilę zerkałam to na ścianę, to w górę, to przez niezasłonięte okno.
Lampy z ulicy rzucały nieprzyjemne, mroczne kształty na pościel i ściany pokoju. W końcu zirytowana postanowiłam się napić. Wyszłam do kuchni po wodę, a na korytarzu panowały całkowite ciemności...
W końcu przepaliła się żarówka, a ponieważ nie dało się dosięgnąć tego cholernie wysokiego sufitu bez drabiny, którą nie dysponowaliśmy, pozostało nam czekać na śmiałka gotowego wspinać się po meblach.
W stronę schodów wiódł ciasny, wąziutki korytarz, który mimo swoich niewielkich rozmiarów krył sporo zakamarków – były tam wejścia do pokoi, schody na strych i nawet wnęka z wbudowaną szafą... I właśnie stamtąd dobiegł mnie niepokojący dźwięk szurania.
„Błagam, żeby to nie były szczury!”, przeszło mi przez głowę z przerażeniem
Mimo panującego mroku nie mogłam się powstrzymać i ruszyłam w kierunku garderoby. Żałowałam, że zapomniałam telefonu – jego światło bardzo by się przydało, więc musiałam polegać tylko na blasku latarni z zewnątrz. Z wyraźnie słyszalnym drapaniem mieszały się inne odgłosy... Stare deski podłogowe zaczęły skrzypieć, a do tego dołączyło coś przypominające... odgłos czyichś stóp?
Starałam się zachować logiczne podejście i uznać to za przewidzenie – przecież o tej godzinie nikt poza mną nie powinien tu chodzić. Wpatrzona w mrok zastanawiałam się... Sama nie wiem, czego właściwie oczekiwałam. Bo czy rzeczywiście miałam zamiar samotnie stawić czoła gryzoniom?
Ujrzałam wysoką postać
Z najmroczniejszego zakątka przy masywnej szafie nie wyskoczył gryzoń. To ciężkie, drewniane wrota zaskrzypiały złowrogo, a spomiędzy nich wysunął się but – męskie obuwie ze skóry. Ten obraz utkwił mi w pamięci, bo wszystko co nastąpiło później było tak przerażające, że prawie postradałam zmysły.
Spojrzałam w górę i ujrzałam wysoką postać – faceta o bladych wargach i martwych oczach. Krzyknęłam przerażona i zaczęłam się wycofywać. Ta upiorna zjawa szła tuż za mną, nie odstępując ani na krok. W pewnym momencie zawadziłam o coś nogami i runęłam na podłogę, boleśnie uderzając głową w mebel. Potem nastała kompletna ciemność.
– Milusiu, no Milusiu! – dobiegło do mnie wołanie. – Milusiu, ocknij się! Co się stało, że tak krzyczysz? Może wezwać karetkę? Milusiu!
Kamil próbował mnie ocucić, szarpiąc za ramię, choć właściwie nie powinien tego robić. Po tym jak uderzyłam głową, mogły wystąpić różne komplikacje... Ta myśl paradoksalnie pomogła mi się uspokoić. Skoro byłam w stanie tak logicznie rozumować, pewnie wszystko ze mną w porządku.
– W porządku, nic się nie stało – wymamrotałam, mimo że z jednej strony czaszki pulsował tępy ból. – Po prostu…
Spojrzałam przelotnie w stronę szafy i nagle przypomniałam sobie całą sytuację
– W tamtym miejscu! – wykrzyknęłam. – Facet się tam czaił, przy samej ścianie!
Ta informacja całkowicie zaskoczyła Kamila. Od razu się zerwał i poza karetką, zamierzał teraz dzwonić również po policję. Kiedy poprosił mnie o szczegóły... nagle poczułam niepewność. Bo właściwie co konkretnie zobaczyłam?
Choć to wspomnienie wydawało się tak realne, zaczęłam powątpiewać w to, co zarejestrowały moje oczy. Kamil dokładnie sprawdził każdy zakamarek domu, od dołu do góry, ale w końcu doszliśmy do wniosku, że to musiała być jakaś halucynacja... A może po prostu sen. Biorąc pod uwagę niedawne nietypowe wydarzenia, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego.
– Spokojnie, przyśniło mi się tylko coś strasznego – powiedziałam łagodnie do narzeczonego.
– Być może... – spojrzał na mnie z niepokojem i przeciągle ziewnął. – Wracajmy do łóżka.
Ciągle coś się tam psuło
Leżąc w łóżku wpatrywałam się w górę, nie mogąc zmrużyć oka. Miałam dziwne przeczucie obecności jakiejś istoty krążącej pod naszymi drzwiami. Docierały do mnie odgłosy kroków i kapanie, jakby woda skapywała na podłogę. Ten dom nie pozwalał mi zasnąć. Każdego kolejnego dnia czułam się gorzej – byłam rozbita i niewyspana. Jakby tego było mało, ciągle coś się psuło. Ledwo udało się naprawić jedną rzecz, a już następna wymagała remontu – to był jakiś koszmar bez końca.
Co gorsza rzeczywiście zgłosił się potencjalny nabywca. Starałam się przesunąć jego wizytę, bo przecież dom nie był w stanie nadającym się do pokazywania, ale nic z tego nie wyszło. Pewnego poranka, kiedy Kamil wyjechał po kolejną partię materiałów budowlanych, musiałam przyjąć nieznajomego gościa.
W końcu się zjawiła. Okazała się młodą kobietą, która wprost nie posiadała się z zachwytu nad posiadłością
– Jejku, to naprawdę wspaniałe! Babcia tyle mi o tym miejscu opowiadała. To wprost niewiarygodne, że ten dom nadal tu jest, szczególnie po tym wszystkim co się wydarzyło – mówiła bez przerwy.– Nie rozumiem jak pani może się tu nie bać!
Spojrzałam na nią z konsternacją.
– Przepraszam, ale chyba nie nadążam... To znaczy, że jednak chce pani kupić tę posiadłość? – spytałam zdezorientowana.
– Jak najbardziej! Od dawna mam dokładnie przemyślane, co tu zrobię. Ten budynek wpadł mi w oko jeszcze w dzieciństwie i już wtedy wiedziałam, że urządzę w nim hotel. Ludzie uwielbiają takie rzekomo nawiedzone miejsca – same się do nich garną.
Okazała się bardzo gadatliwa
Kobieta zainteresowana zakupem okazała się bardzo gadatliwa, więc nie wahałam się ani chwili. Od razu zasugerowałam, żebyśmy przy filiżance kawy usiadły na werandzie, zanim przejdziemy do oglądania. Byłam ciekawa jej historii. Nie musiałam długo namawiać rozmówczyni – sama z siebie zaczęła opowiadać, jak niespodziewanie trafiła do niej spora suma pieniędzy, co przypomniało jej o dawnych planach związanych z tym domem.
– Oj, pamiętam jakie to było głośne – rozmyśla się. – Ale minęło już tyle lat od tamtych wydarzeń. Wie pani, jak to było po wojnie, niejeden chciał wtedy zacząć wszystko od nowa. Na te zachodnie tereny przyjeżdżali często ludzie, którzy woleli nie rzucać się w oczy, no nie? Pierwszy wprowadził się tutaj facet z niezbyt czystą kartą. Krążyły o nim różne plotki... Jedni gadali tak, inni siak – puściła do mnie oko, jakby chciała przekazać jakąś tajemnicę.
Doszłam do wniosku, że facet był albo konspirującym bojownikiem ruchu oporu, albo – co gorsza – działał jako agent obcego wywiadu.
– No właśnie tak! – przytaknęła rozmówczyni. – Ludzie różnie gadali. Ale trzeba przyznać, że jego połowica była naprawdę urodziwa. Ponoć miała sporo forsy, którą zdążyła zabezpieczyć przed wojną – pochodziła z dobrego domu. Chociaż małżonka to nie wszystko – zachichotała. – Ech, ci faceci. Doszły mnie słuchy, że klucze do nowego domu dostał tak prędko przez romans z pewną działaczką partyjną.
Podobno obiecał jej złote góry albo jego żona wreszcie odkryła ich romans... Trudno powiedzieć na pewno. Temperamentu obu paniom nie brakowało – jedna wywodziła się ze wschodnich terenów, druga spędziła młode lata trenując konie w gospodarstwie swojego taty. Prawdziwe charakterne kobiety! Aż któregoś dnia odnaleźli tego gościa martwego. Tu, w tym miejscu, dokładnie w wąskim przejściu na górnym piętrze.
Próbował jeszcze dotrzeć do stopni, nim stracił życie. Sprawcy nigdy nie złapano... Małżonka rozpaczała na pokaz, a jego kochanka została przeniesiona gdzie indziej... Chociaż równie dobrze mogli to być jego leśni kompani, których sprzedał dla sporego majątku. W każdym razie jedno jest pewne – po drugiej stronie nie zaznał spokoju, to się wie!
Po rozmowie z nią byłam kompletnie roztrzęsiona. Miałam ochotę zignorować tę opowieść, potraktować ją jako wymysł i prastare historie, ale coś mi mówiło, że to prawda. Ten dom skrywał mroczny sekret, a ja nie zamierzałam się w to mieszać.
Po czterech tygodniach powiedziałam partnerowi, że musimy zmienić nasze plany i przeprowadzić się z powrotem do miasta. Wymyśliłam historyjkę o tym, że szef rezygnuje z home office i każe nam wracać do siedziby firmy. Ponieważ remont wciąż się ciągnął, a budynek był w coraz gorszym stanie, Kamil nie protestował przeciwko przeprowadzce.
Wygląda na to, że faktycznie wybudują tu obiekt hotelowy, ponieważ ta pani, którą urzekł rzekomy duch, nadal chce kupić tę nieruchomość. Życzę jej wszystkiego dobrego, ale ja już więcej się w tym miejscu nie pojawię.
Milena, 32 lata
Czytaj także:
„Latami wysłuchiwałam krytyki męża, aż w końcu pękłam. Poszło o głupi tekst na temat mamy”
„Okłamuję rodziców, że robię karierę w mieście. Wstydziliby się mnie, gdyby wiedzieli, skąd mam tyle kasy”
„Latami poświęcałam się jednej firmie, zaniedbując życie rodzinne. Szef w nagrodę kopnął mnie 4 litery”