„Latami wysłuchiwałam krytyki męża, aż w końcu pękłam. Poszło o głupi tekst na temat mamy”

Smutna kobieta w parku fot. iStock by Getty Images, stock-eye
„Najgorzej, gdy nasi znajomi wpadali do domu na kolację. Przepraszam, jego znajomi. Koledzy bawili się w najlepsze, rzucając docinki w moją stronę, a zawstydzone żony wbijały wzrok w swoje talerze”.
/ 27.10.2024 21:15
Smutna kobieta w parku fot. iStock by Getty Images, stock-eye

Trwał typowy dzień w naszym rodzinnym gniazdku. Ja postawiłam na stole pieczeń, a później musiałam wysłuchiwać krytyki mojego męża. I tak niezmiennie od dwudziestu lat. 

Pewnego razu nie wytrzymałam. Gdy okazało się, że kolejny raz moja zupa została źle doprawiona, cisnęłam chochlą, zabrałam manatki i wyszłam z mieszkania. Od tej pory byłam wolnym człowiekiem.

Jego słowa mnie bolały

Historia naszego małżeństwa jest dosyć banalna. Takie pary nazywa się normalną rodziną, chociaż tak naprawdę wcale tak nie jest. Trzypokojowe mieszkanie w bloku, jedno dziecko i świnka morska. A po pracy odpalony telewizor i żona szykująca dwudaniowy obiad. Potem coś słodkiego na deser. 

W jadalni komentowanie sytuacji w kraju i upominanie dzieci, że jeśli nie zjedzą surówki, to nie będzie bajek na dobranoc. Andrzej zawsze miał jakieś „ale”. A to danie za zimne, a to mam na sobie zły strój. No nie dogodzisz takiemu. Wysłuchując tego latami moje poczucie wartości spadło niemal do zera. 

Co z tego, że nikomu nie działa się żadna krzywda. Jego słowa mnie bolały. Miałam nadzieję, że kiedyś doceni to, co robię w domu dla naszej rodziny. Ale skąd. 

Owszem, codziennie brałam udział w castingu na idealną gospodynię. Bez przerwy porównywał mnie do koleżanek z pracy, a dzieci sąsiadów miały lepiej od naszej pociechy. I tak w kółko. A na urodziny dostawałam od niego bukiet z pobliskiego dyskontu. Jednak uśmiechałam się i dziękowałam za prezent.

Tego było już za wiele

Zareagowałam tylko wtedy, gdy usłyszałam obraźliwy komentarz pod adresem mojej mamy. Tego było już za wiele, bo dawno nie było jej wśród nas. Nie była nawet na naszym weselu. 

– Jak ty wyprasowałaś moje spodnie? Matka cię nie nauczyła w domu, czy co? – rzucił oschle. 

Mój wzrok mówił sam za siebie. Dobrze wiedział, że przegiął z tym tekstem. Rozumiem, stres w pracy, ale to była gruba przesada. Więcej nie wspomniał nic na ten temat. 

Z biegiem lat zaczęłam puszczać jego uwagi mimo uszu. Liczyłam na to, że mąż odpuści, gdy córka wyjedzie z domu na studia. Tak bardzo się myliłam... Skupił się wtedy na mnie jeszcze bardziej.

Zauważał siwe włosy i to, że przytyłam. A jego znajoma z pracy zapisała się na warsztaty z kuchni tajskiej. Może zatem jakaś odmiana? A nie ciągle te schabowe na obiad. 

Najgorzej, gdy nasi znajomi wpadali do domu na kolację. Przepraszam, jego znajomi. Koledzy bawili się w najlepsze, rzucając docinki w moją stronę, a zawstydzone żony wbijały wzrok w swoje talerze. 

Dopiero kiedy zaczynałam zmywać, rzucały mi się na pomoc. Ja jednak nigdy się im nie skarżyłam.

Popalałam w tajemnicy

W samotności lubiłam sobie zapalić, aby odreagować trudne emocje. Oczywiście w tajemnicy przed moim mężem. On uważał, że to rozrywka dla kobiet lekkiego obyczaju. 

To stało się dla mnie symbolem niezależności. Leniwe śniadanie zjedzone w pidżamie, łyk wina prosto z butelki i samotny spacer z muzyką. To był mój świat, do którego on nie miał dostępu. 

Z koleżankami z pracy nie byłam aż tak blisko. No, może jedna Alicja... Byłyśmy razem na studiach. Ale nasza relacja powoli się poluzowała, głównie przez moją zazdrość, bo jej facet był prawdziwym dżentelmenem. W końcu przestałyśmy mieć jakiekolwiek wspólne tematy. 

Ona wyszła za starszego o dziesięć lat prawnika. To jeden z tych typów, którzy kupują czekoladki bez okazji, odsuwają krzesło, otwierają drzwi, a przy znajomych wychwalają swoje kobiety pod niebiosa. 

To ich mieszkanie stało się dla mnie schronieniem, gdy uciekłam od męża. Powiedzieli, że mogę u nich zostać tak długo, jak potrzebuję. Byłam wdzięczna, że mój narcyz nie odciął mnie całkowicie od wszystkich znajomych. Nie miał numeru do Alicji. Zaczęłam szukać pracy i szybko usamodzielniłam się. 

Mąż Alicji pomógł mi gładko przejść przez sprawę rozwodową, wspierał we wszystkich formalnościach i uzyskałam pełną opiekę nad córką. Było mi wstyd, że kiedyś byłam o niego taka zazdrosna. 

Dzisiaj jestem zapisana na kurs tańca, język angielski i... warsztaty z tajskiej kuchni! Cóż, tą jedną radę wzięłam sobie od niego do serca. Chociaż nadal dostaję od niego wiadomości z pytaniami: „Co ty sobie wyobrażasz?” to wierzę, że wkrótce zdobędę się na odwagę, aby całkiem zablokować jego numer. 

Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów jestem szczęśliwa. Tak zwyczajnie, po prostu. Cieszę się każdym wieczorem, każdym dniem. I już odliczam dni do emerytury!

Aleksandra, 37 lat

Czytaj także:
„Olałem rodzinę i z kochanką zwiałem do wielkiego miasta. O tym, że mam dziecko, przypomniałem sobie w najgorszy sposób”
„Chciałem oczarować dziewczynę oryginalnym pomysłem na oświadczyny. Wścibski siostrzeniec zepsuł mój cały misterny plan”
„Zamieszkałem z kobietą po 3 randce. W pewnym wieku się już nie wybrzydza i nie marnuje czasu”

Redakcja poleca

REKLAMA