Znacie to powiedzenie „pieniądze nie śmierdzą”? Ja znam, ale przez lata uważałem, że są rzeczy, których się nie robi. Teraz gdy o tym myślę, wiem, że wszystko zależy od punktu widzenia, a życie weryfikuje nasze poglądy na różne rzeczy, ale zacznę od początku.
Miałem okres, w którym klęski postanowiły zaatakować mnie jednocześnie. Byłem na trzecim roku studiów, gdy mój ojciec uznał, że przestanie łożyć na mnie alimenty. Nie chciałem toczyć o to batalii, choć mama mnie namawiała, bo i tak za chwilę bym je stracił, a sprawy w sądach trwają bardzo długo. Matce na tym zależało, bo nie było jej stać, by dokładać do mojego utrzymania. Oprócz mnie miała jeszcze moją młodszą siostrę, która skończyła dopiero liceum, a mama pracowała jako sprzedawca w jednym z marketów, więc nie zarabiała dużo.
Ja pracowałem jako barman w jednym z klubów, więc pensja plus napiwki sprawiały, że nie bałem się o pieniądze. Tym bardziej więc nie miałem ochoty walczyć z ojcem, którego i tak nie widywałem od wielu lat. Wkrótce okazało się, że straciłem stypendium naukowe, bo uczelnia nie dostała dotacji. Jakby tego było mało, dosłownie kilka dni później szefowa powiedziała, że zamyka klub, bo postanowiła wyjechać z mężem za granicę. Bar miał być otwarty jeszcze przez około dwa tygodnie.
Nagle zostałem bez źródła dochodu…
To jednak nie był koniec porażek, które nastąpiły w przeciągu dosłownie kilku tygodni. Mieszkanie, które wynajmowałem, również straciłem. Akurat kończyła się umowa najmu, a właściciel zdecydował się podnieść czynsz i to dość znacznie, a w mojej obecnej sytuacji nie byłem w stanie zapłacić tak naprawdę nawet tego, który obowiązywał dotychczas.
Zadzwoniłem do kumpla i wpadłem do niego z piwem pogadać.
– Grzechu – powiedziałem, siadając u niego na kuchennym stole, gdy ten przesypywał chipsy do miski. – W sumie to przyszedłem do ciebie, by pogadać, bo jestem w totalnej kropce. Jak nigdy.
Kumpel spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja opowiedziałem mu ostatnie wydarzenia. Grzesiek stał i słuchał oparty o blat ze splecionymi ramionami. Gdy skończyłem, milczał przez chwilę, a potem powiedział:
– Grubo… – po czym zapadła cisza.
– No przyznam, że spodziewałem się trochę większego komentarza… – powiedziałem zdziwiony zachowaniem kolegi.
– Właśnie waham się, co ci powiedzieć, stary. Nie jestem pewien, co o mnie pomyślisz, gdy dowiesz się, jak ja dorabiam.
Popatrzyłem na niego zdziwiony i powiedziałem, że chętnie się dowiem, zwłaszcza że teraz byłem totalnie zaintrygowany. Byłem przekonany, że Grzesiek pracuje w jakimś korpo, ale najwyraźniej nie tylko.
– Bo ja… Pracuję w agencji, w której zatrudnia się kobiety i mężczyzn do towarzystwa.
– Znaczy się, że jesteś męską… – zawiesiłem głos. Grzesiek uśmiechnął się tajemniczo.
– To zależy, jaka robota akurat ci się trafi. Serio czasem to jest tylko towarzystwo, na przykład pójście do kina albo na kolację czy jakiś event. Czasem coś więcej, ale to od ciebie zależy, czy, i jak mocno chcesz się angażować. Oczywiście wtedy też jest inna kasa. No i wiem, że u nas zawsze kogoś szukają, więc na bank miałbyś robotę od zaraz. A co do mieszkania… mam dwa pokoje – możesz pomieszkać u mnie, jak długo potrzebujesz.
Zamurowało mnie. Tego się nie spodziewałem i nie chodzi o propozycję wspólnego zamieszkania, a o rodzaj pracy. Jeszcze niedawno powiedziałbym, że są rzeczy, których się nie robi za żadne pieniądze. Teraz… Teraz nie byłem już taki cwany.
Musiałem odnaleźć się w nowej rzeczywistości…
No i tak oto dostałem kontakt od Grześka do owej agencji. Poszedłem tam bez przekonania i cały czas powtarzałem sobie, że to tylko na razie, póki nie stanę na nogi. Nie mogłem przecież dać znać matce, że potrzebuję pomocy, bo ona i tak miała wystarczająco ciężko. Powiedzieli, że zadzwonią, gdy będą mieli dla mnie zlecenie.
Ku mojemu zaskoczeniu nie czekałem długo – a nawet wcale. Już na następny dzień zadzwoniła jakaś przemiła kobieta i powiedziała, że mam przyjechać pod adres (i tu podała dane) i poczekać pod bramą. Pewna pani potrzebuje towarzystwa na jakąś wystawę w galerii sztuki… Nie brzmiało to źle. Jechałem podekscytowany i trochę przestraszony.
Gdy dotarłem pod adres, stanąłem pod bramą, ale nie musiałem długo czekać. Chwilę później zaczęła się otwierać i wyjechał z niej spory samochód z szoferem. Wsiadłem do tyłu, a tam już była ta kobieta. Piękna, to musiałem przyznać, niesamowicie zadbana, w niewątpliwie drogiej kreacji. Poczułem się śmiesznie w moim garniaku z wyprzedaży, ale ona tylko spojrzała i powiedziała:
– W bagażniku jest coś bardziej odpowiedniego. W agencji podali mi twój rozmiar, więc powinno pasować – powiedziała i dodała: – Jestem Jola, a na ciebie będę mówić Olek.
Nie wiedziałem, czego się spodziewać
Pokiwałem głową oszołomiony. Nie spodziewałem się, że tak mnie zamuruje. Nie zadawała pytań, ale wydawała polecenia. I to w taki sposób, że chętnie na nie przystawałem.
W galerii spacerowaliśmy, oglądaliśmy dzieła sztuki, a ona od czasu do czasu z kimś rozmawiała. Muszę przyznać, że nie byłem w stanie skupić się ani na tych pogaduchach, ani na tym, co było do oglądania, bo kiedy tylko mogłem, przyglądałem się Joli. Byłem nią zafascynowany.
Niewątpliwie była ode mnie starsza, ale trudno powiedzieć, o ile. Była szczupłą blondynką, która choć robiła wrażenie bardzo kruchej, to nawet w trakcie tych grzecznościowych rozmów potrafiła pokazać, że wie, czego chce.
Po wystawie, gdy jechaliśmy autem, powiedziała:
– Nie mam w zwyczaju dzielić się, ani nie lubię czekać. Jeśli się więc zgodzisz, tylko ja będę korzystała z twoich usług. Agencja nie ma nic przeciwko. Mogę ci obiecać, że nie pożałujesz finansowo.
Zgodziłem się. W sumie też nie miałem ochoty widywać się z różnymi kobietami, po których nie wiem, czego mógłbym się spodziewać. Tu też jeszcze nie wiedziałem, ale miałem nadzieję lepiej ją poznać.
Miało być na chwilę
Rzeczywiście szybko się okazało, że fucha była bardzo dobrze płatna. Już po miesiącu współpracy z Jolą stać mnie było, by wy prowadzić się od Grześka i przestać się martwić o pieniądze. Jola dalej mnie fascynowała.
Okazało się, że jest właścicielką jakiejś dużej sieciówki i radzi sobie w interesach wcale nie gorzej niż większość mężczyzn na podobnych stanowiskach. Wymagania miała różne. Najczęściej po prostu towarzyszyłem jej w różnych wyjazdach czy spotkaniach, ale dość szybko zaczęliśmy także spędzać namiętne noce.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie nieznany numer, a ja odebrałem, bo myślałem, że to pomyłka lub reklama. Okazało się jednak, że dzwoni do mnie szofer Joli:
– Kamil, dzisiaj wasze spotkanie będzie odwołane. Jola miała wypadek i leży w szpitalu – powiedział do mnie. On, jako jeden z niewielu w otoczeniu Joli, mówił do mnie po imieniu i nawet się zakumplowaliśmy.
– Co się stało? – zapytałem, a w sercu poczułem niemiłe ukłucie strachu. Ku mojemu zaskoczeniu nie był to strach przed utratą pracy, a o osobę.
– Postanowiła wracać z pracy taksówką, bo ja musiałem zawieźć matkę do lekarza i wjechał w nich pijany kierowca. Na razie nie odzyskała przytomności.
Wypytałem go jeszcze, w którym szpitalu i postanowiłem niezwłocznie tam pojechać. Gdy dotarłem na miejsce, podałem się za syna jej brata, więc pozwolono mi wejść do pokoju. Byłam taka krucha i delikatna na szpitalnym łóżku, a ja poczułem, jak miękną mi nogi. Przez kilka kolejnych dni nie opuszczałem jej pokoju.
Któregoś dnia przysnąłem, siedząc na krześle obok łóżka, a gdy się obudziłem, zobaczyłem, że się we mnie wpatruje.
– Co ty tutaj robisz? – wyszeptała.
Rzuciłem się w jej kierunku i chwyciłem ją za delikatną dłoń. Przystawiłem do ust i delikatnie pocałowałem. Popatrzyła na mnie zdziwiona.
– Sam tego nie rozumiem. Kiedy tak siedziałem i patrzyłem na ciebie, zrozumiałem, że po prostu się zakochałem i myślę, że mógłbym cię stracić, zapierała mi dech w piersiach – nie wiem, skąd wzięła się we mnie odwaga, by to powiedzieć. Ona zaśmiała się cicho i smutno.
– Przestań, proszę – powiedziała. – To moje pieniądze cię przy mnie trzymają… Bądźmy szczerzy…
Kompletnie nie umiałam zapanować nad emocjami. Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu:
– Mam gdzieś twoje pieniądze. Nie siedziałem przy twoim łóżku, żebyś mi za to zapłaciła. Nie sądziłem, że darzę cię takim uczuciem, póki nie dowiedziałem się, że miałaś wypadek. Sam jestem tym zaskoczony, ale naprawdę tak jest.
Popatrzyła na mnie i westchnęła:
– Kamil, ja jestem od ciebie o piętnaście lat starsza…
Pierwszy raz powiedziała do mnie po imieniu, a ja poczułem ciepło wokół serca.
– To też mam gdzieś – powiedziałem buńczucznie. – Pytanie, czy mnie chcesz…
I tak oto od tych wydarzeń minęło już pięć lat. Dacie wiarę? Oczywiście na ustach znajomych i sąsiadów czasem pojawia się kpiący uśmieszek i część pewnie dalej myśli, że spotykam się z nią za kasę, ale mam to gdzieś i to dosłownie. Jola jest najcudowniejszą istotą, jaką w życiu spotkałem.
Zaczęło się od układu – biznesowego, można by powiedzieć. Potem sytuacja zaczęła się zmieniać, chociaż nie od razu zdałem sobie z tego sprawę. Zrozumiałem, co mam, dopiero gdy prawie to straciłem. Żadne z nas nie szukało wtedy drugiej połowy, a jednak jakoś tak wyszło. I wiecie co? Naprawdę możliwe są związki z dużą różnicą wieku.
A kasa? Też nas nie różni. Ja utrzymuję się ze swojej pracy, dokładam do rachunków, bo mieszkam już teraz oficjalnie u niej. Mógłbym tego nie robić, ale nie chcę być na jej utrzymaniu. Tak, wiem… dla niektórych dalej brzmi to jak nierealna bajka… Trudno – my jesteśmy szczęśliwi.
Kamil, 29 lat
Czytaj także:
„Wybaczyłam mężowi zdradę, bo skomlał pod drzwiami. Tylko ja wierzyłam, że się wyszalał i zmądrzał”
„Teść wylewał siódme poty na naszym placu budowy. Za późno odkryłam, że to nie jest bezinteresowna pomoc”
„Wstydzę się iść do łóżka z własnym mężem. A on mówi, że z taką cnotką to długo nie wytrzyma”