„Dla dobra związku byłem gotów na małe poświęcenie. Opłaciło się. Teraz Marta traktuje mnie jak księcia”

zakochana para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Nie miałem pojęcia o swojej alergii. Na początku myślałem, że to tylko przeziębienie. Ale gdy objawy – łzawienie oczu, kaszel, katar i ataki duszności – się nasiliły, poszedłem do alergologa. Ten wysłał mnie na testy i postawił diagnozę. Aż podskoczyłem z radości. Wreszcie miałem pretekst, by pozbyć się tego przeklętego kota!”.
/ 31.07.2022 10:30
zakochana para fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Nigdy nie lubiłem kotów. Natomiast moja ukochana, Marta, je uwielbiała i w dzieciństwie miała ich ponoć osiem. Szczęśliwie gdy się poznaliśmy, hołubiła już tylko jednego… Po kilku miesiącach zaproponowałem, by się do mnie wprowadziła. Świata poza Martą nie widziałem, więc choć wcale nie miałem na to ochoty, wpuściłem pod swój dach także jej ukochanego futrzaka. Łudziłem się, że jakoś się z nim dogadam.

Niestety, Aramis nie docenił moich dobrych chęci. Nie dość, że na mnie syczał i prychał, to jeszcze robił wszystko, by zatruć mi życie. Już pierwszego dnia zniszczył obicie mojego ulubionego fotela, zaraz potem zwalił wszystkie papiery z biurka, następnie stłukł mój ulubiony kubek i nasikał do nowiutkiego buta. Omal mnie szlag nie trafił.

W pierwszym odruchu chciałem złapać go za futro i wystawić za drzwi, ale się powstrzymałem. Wiedziałem, że jeśli tknę Aramisa lub choćby krzywo na niego spojrzę, Marta mi tego nie daruje. Policzyłem więc do dziesięciu… i postanowiłem pogadać z ukochaną. Chciałem, żeby sama przywołała pupila do porządku, jakoś nad nim zapanowała. Ledwo wspomniałem, że Aramis jest wredny i złośliwy, Marta się naburmuszyła.

Wreszcie mogłem się go pozbyć

– To nieprawda! To najwspanialszy kot na świecie! – burknęła.

– Poważnie? To dlaczego wszystko niszczy i traktuje mnie jak największego wroga? Przecież nic mu nie zrobiłem – jęknąłem.

– Bo jest mądry i wie, że go nie lubisz. Musisz się bardziej postarać, kochanie. Gdy poczuje, że naprawdę masz szczere zamiary, przestanie wariować – odparła, a potem przywołała kota i zaczęła go głaskać, dając mi do zrozumienia, że uważa dyskusję za zakończoną.

Chciałem się postarać. Przysięgam! Raz, że jak już wspomniałem na początku, bardzo zależało mi na Marcie, dwa, bałem się że Aramis zamieni moje mieszkanie w ruinę. Tamtego dnia obiecałem więc sobie, że odtąd będę dla niego milutki. Zacznę go przytulać, bawić się z nim. Ale nic z tego nie wychodziło. Kocisko ciągle patrzyło na mnie z niechęcią i szalało po mieszkaniu, niszcząc kolejne przedmioty. Przy Marcie udawałem, że nic nie robię sobie z jego wybryków, ale w duchu życzyłem mu wszystkiego najgorszego i zastanawiałem się, jakby się go tu jak najszybciej pozbyć.

Nie miałem pojęcia o swojej alergii. Na początku myślałem, że to tylko przeziębienie. Ale gdy objawy – łzawienie oczu, kaszel, katar i ataki duszności – się nasiliły, poszedłem do alergologa. Ten wysłał mnie na testy i postawił diagnozę. Aż podskoczyłem z radości. Wreszcie miałem pretekst, by pozbyć się tego przeklętego kota! Po powrocie do domu opowiedziałem o wszystkim Marcie. Oczywiście ze zbolałą miną, bo nie chciałem, żeby wiedziała, co naprawdę myślę.

– Więc męczysz się tak przez Aramiska? – zapytała.

– Niestety… Lekarz powiedział, że nie mogę mieszkać z kotem pod jednym dachem. Bóg mi świadkiem, chciałem… Ale to niebezpieczne dla mojego zdrowia. Mam nadzieję, że to rozumiesz… – westchnąłem.

– Rozumiem… Pewnie, że rozumiem… I dlatego jeszcze dziś zawiozę Aramisa do mamy… Będę tęsknić, ale nie ma innego wyjścia – wykrztusiła ze łzami w oczach.

Doceniła moje poświęcenie

Po chwili płakała jak małe skrzywdzone dziecko. Zrobiło mi się nagle bardzo smutno.

– Wiesz, chyba nie ma takiej potrzeby. Będę brał leki łagodzące objawy, pójdę na odczulanie… Jakoś sobie poradzimy – sam nie wierzyłem, że to mówię.

– Naprawdę? – otarła łzy.

– Naprawdę. Wiem, jak kochasz tego kota… Nie chcę, żebyś cierpiała – ciągnąłem.

– Doceniam to. I dziękuję. W imieniu Aramisa też – rzuciła mi się na szyję.

Od tamtego czasu minęło pół roku. Jest mi z Martą jak w niebie. Ukochana rzeczywiście doceniła moje poświęcenie i traktuje mnie niemal jak księcia. Moje stosunki z Aramisem układają się poprawnie. Nie, nie zapałał do mnie nagle wielką miłością, ale przynajmniej już nie syczy i nie prycha. Nadal zdarza mu się coś zniszczyć, lecz nie robię z tego afery.

Kiedy zbieram z podłogi rozrzucone papiery lub wyrzucam do śmieci kolejny rozbity kubek, przypomina mi się, że to dzięki niemu mam teraz życie jak w bajce. I złość mija… A uczulenie? No cóż, trochę się z nim męczę, ale czego nie robi się dla miłości.

Czytaj także:
„Po rozwodzie zaliczałem coraz młodsze laski, by znów poczuć się męsko. Oprzytomniałem, gdy trafiłem na... koleżankę córki”
„Lekarz, zamiast zlecić badania i skierować męża do specjalisty, wdrożył głupią kurację. To przez niego zostałam sama…”
„Wujek z ciotką żądają pieniędzy ze spadku, choć dziadek dawno ich spłacił. Nie zobaczą złotówki, bo reszta jest moja”

Redakcja poleca

REKLAMA