„Po rozwodzie zaliczałem coraz młodsze laski, by znów poczuć się męsko. Oprzytomniałem, gdy trafiłem na koleżankę córki”

mężczyzna, który uwodził młodsze fot. Adobe Stock, be free
„Zatrzymałem się na parkingu, nieopodal kawiarenki, w której dziewczyny się umówiły. Wyszedłem z samochodu, żeby się przywitać. Dopiero na kilka metrów przed kafejką zobaczyłem, kto tam stoi. To była Maja. Jeszcze przez chwilę modliłem się, żeby znalazła się tam tylko przypadkiem. Niestety – daremne modły… Myślałem, że zapadnę się pod ziemię”.
/ 14.07.2022 14:30
mężczyzna, który uwodził młodsze fot. Adobe Stock, be free

Kobiecie trudno zrozumieć mężczyznę, a i facetom niełatwo jest nadążyć za kobietami. Coś nas jednak łączy. Na przykład strach przed starością. Różnie się przed upływem czasu bronimy. Ci, których dopadnie kryzys, przeważnie wpadają w panikę i robią głupie rzeczy. 

Kobiety, szalejąc z lęku o przemijającą urodę, wydają majątek na drogie kremy, przykrywają zmarszczki tonami makijażu, noszą coraz śmielsze stroje, a jak są zamożne, korzystają z pomocy chirurgów plastycznych. Natomiast faceci zapisują się na siłownię, farbują włosy i kupują coraz lepsze samochody. Oczywiście, w miarę ich możliwości finansowych. Mówię o tym z przekonaniem, bo sam byłem takim desperatem.

Gdy miałem czterdzieści pięć lat, rozstałem się z żoną. Uzmysłowiłem sobie wtedy, że nie mam już za wiele czasu, by nacieszyć się życiem. Wpadłem w panikę, a ta zawiodła mnie prosto w pułapkę kryzysu wieku średniego. Chciałbym tu opowiedzieć, jak z tego wyszedłem. Może po to, aby moja opowieść stała się przestrogą dla wszystkich tych, którzy szukają utraconej młodości w ramionach dwadzieścia lat młodszych kochanek.

To był spontaniczny flirt

Rozstania z żoną się spodziewałem. Nie układało nam się od dawna. Oddaliliśmy się od siebie na tyle, że już nawet nie mieliśmy energii i ochoty na kłótnie. Gdy powiedziała mi, że kogoś sobie znalazła, przyjąłem tę wiadomość bardzo spokojnie. Nie krzyczałem, nie płakałem, nie groziłem, że zrobię coś sobie albo jej. Po prostu nie chciało mi się z nią rozmawiać i na nią patrzeć – tyle!

Obie córki już wyjechały na studia, więc i dla nich nie był to koniec świata. Rozwiedliśmy się szybko i bezboleśnie. Pieniądze nie stanowiły problemu – podzieliliśmy wszystko sprawiedliwie. A było co dzielić, bo prowadziłem firmę i dorobiliśmy się domu oraz dwóch mieszkań. Nie jestem skąpcem, moja żona zaś nigdy nie była chciwa, więc dogadaliśmy się bez większych sporów.

Zostałem z pieniędzmi, z przejmującą świadomością złamanego życia i desperacką potrzebą, żeby jak najlepiej wykorzystać te lata, które są jeszcze przede mną. Pamiętam jak dziś, że siedziałem w pustym domu, przed wielkim telewizorem, i zastanawiałem się, co ze sobą zrobić.

Wstałem, spakowałem torbę sportową i poszedłem na siłownię. A tam wyciskałem siódme poty i, wpatrując się w lustro, pocieszałem sam siebie, że jeszcze dobrze wyglądam, że jeszcze wiele przede mną. Wtedy właśnie, jakby zwabione moimi myślami, pojawiły się dwie młode, niespełna trzydziestoletnie kobiety, i zaczęły zerkać w moją stronę. Pierwszy raz od lat poczułem się jak facet – wrócił ten młodzieńczy dreszcz flirtu i przygody. Niestety, dałem się ponieść temu uczuciu.

Jeszcze wtedy nie miałem dość odwagi, żeby je zaczepić, zaprosić którąś z nich na kawę. Ale zaraz po wyjściu z siłowni pojechałem na zakupy i wybrałem sobie kilka modnych ubrań. Po powrocie do domu wszystko przymierzyłem i jeszcze raz przejrzałem się w lustrze. Nie było wcale źle.

Postanowiłem zmienić swoje życie. Ćwiczyłem, chodziłem na zakupy i nieustannie czytałem o dietach i sposobach odświeżenia wyglądu. Wcieliłem je w życie. Razem z postanowieniem, że kolejnej okazji, czyli przychylnych spojrzeń jakiejś młódki, już nie przepuszczę. Że najwyższy czas nadrobić zaległości erotyczne. Minęło jednak trochę czasu, zanim zdobyłem się na odwagę, by zaczepić młodszą od siebie dziewczynę.

Doszło do tego w banku. Stałem w kolejce, bo miałem do załatwienia ważną sprawę. Tuż za mną nerwowo tupała, stojąc w miejscu, całkiem atrakcyjna trzydziestolatka. Zaklinała pod nosem pracownice bankowe, żeby się pospieszyły.

Mogę panią przepuścić. Mam trochę czasu – zaproponowałem.

– Tak? – spojrzała na mnie z wdzięcznością. – Bardzo panu dziękuję, jest pan aniołem!

– Pani za mało o mnie wie, żeby uznawać mnie za anioła – odparłem, a ona popatrzyła na mnie skonsternowana. – Proszę się nie bać. W ten niezręczny sposób próbuję zacząć z panią rozmowę, która doprowadziłaby do naszego spotkania przy kawie – uśmiechnąłem się.

– No nie wiem – odparła niepewnie.

– Bez obaw, nie jestem podrywaczem. Mówiąc całkiem szczerze, robię to pierwszy raz – wyznałem jej otwarcie.

– Ale…

– Mogę się dalej kompromitować niezręcznym flirtem, jednak gdyby pani zgodziła się od razu na spotkanie, zaoszczędziłaby mi cierpień. No i wstydu – zażartowałem.

Wahała się chwilę, ale w końcu dała mi swój numer telefonu. Tak po prostu. A potem spotkaliśmy się na kawie. Po trzech randkach dopiąłem swego – przeżyłem pierwszą od dwudziestu pięciu lat przygodę erotyczną. To naprawdę była moja pierwsza kobieta po żonie. Potem przyszły następne.

O rany! Co za wstyd...

Mógłbym długo opowiadać o tych znajomościach, ale nie chcę, by ktoś uznał, że się przechwalam. Te historie raczej były świadectwem mojego upadku, dlatego zatrzymam je dla siebie. Chciałbym jednak opowiedzieć o konkretnej dziewczynie. Tej, przy której uzmysłowiłem sobie, że zmierzam w fatalnym kierunku. Staczam się jak po równi pochyłej...

Poznałem ją przypadkiem. Po prostu zobaczyłem ją i podszedłem, przekonując, że robię tak pierwszy raz. Zawsze tak robiłem i za każdym razem wszystko szło zgodnie z planem. Wtedy też. Od słowa do słowa – i dziewczyna zgodziła się iść ze mną na kawę. Byłem bardzo podekscytowany, bo wydawała się wyjątkowo młoda. Oceniłem ją na dwadzieścia pięć lat i się wcale nie pomyliłem. Tyle właśnie miała. Dziś mówię to ze wstydem – wtedy był to powód do dumy.

Umówiliśmy się w kawiarni. Miała na imię Maja. Siedzieliśmy, popijaliśmy, rozmawialiśmy. Było przyjemnie. A potem… Potem było jak zwykle – jedna randka, druga, trzecia, droższa restauracja, kino, prezent, a na końcu noc w hotelu. I nie dzwoniłem więcej. To był mój sposób na odzyskiwanie młodości.

Zapomniałem o tej dziewczynie. Zostało mi w pamięci tylko jej imię. Nie przypuszczałem, że Maja wróci jeszcze do mojego życia. Po trzech miesiącach od naszej przygody w hotelu do miasta przyjechała moja młodsza córka. Była już na ostatnim roku studiów, miała coraz więcej czasu i chciała spędzić kilka dni ze mną. Zawsze miałem dobry kontakt z córkami. Przyjechała do domu, zamówiliśmy dobre jedzenie, obejrzeliśmy film. Miała zostać na noc, ale poprosiła mnie, żebym podrzucił ją jeszcze do miasta, bo chciała spotkać się z koleżanką. Zgodziłem się.

Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do centrum. Zatrzymałem się na parkingu, nieopodal kawiarenki, w której dziewczyny się umówiły. Wyszedłem z samochodu, żeby się przywitać. Dopiero na kilka metrów przed kafejką zobaczyłem, kto tam stoi. To była  Maja. Jeszcze przez chwilę modliłem się, żeby znalazła się tam tylko przypadkiem. Żeby to nie ona okazała się koleżanką, z którą umówiła się moja córka. Niestety – daremne modły… Myślałem, że zapadnę się pod ziemię.

– Cześć, jestem! – powiedziała moja córka i przywitała się z dziewczyną serdecznie.

– No cześć – odparła Maja niepewnym głosem.

Patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach.

– A to mój tata. Poznajcie się.

Wyciągnąłem do niej rękę. Nic nie powiedziała. Podała mi dłoń i przedstawiła się:

– Dzień dobry. Jestem Maja.

– Nie przypominasz sobie Mai, tato? – zdziwiła się moja córka.

Okazało się, że znały się jeszcze z dzieciństwa. Maja to koleżanka Zosi z podwórkaz naszego pierwszego mieszkania…

– Chyba sobie nie przypominam. Przepraszam – udawałem dalej z nadzieją, że Maja mnie nie wyda i nie skompromituje.

Ona też chyba wstydziła się tego romansu, bo nic nie powiedziała. Pożegnaliśmy się z nietęgimi minami i rozeszliśmy: one do kawiarni, a ja do auta. Córka nic nie zauważyła. Ale to już nie miało znaczenia. Żaden cud nie mógł uratować mojego nastroju. Czułem się po prostu fatalnie. Minął kwadrans, zanim otrząsnąłem się z szoku i włączyłem silnik. A potem pojechałem prosto do siebie. Chciałem się ukryć przed światem.

Wyznałem jej, co mnie dręczy

Po przyjeździe do domu zadzwoniłem do córki z prośbą, żeby wróciła taksówką, za którą zapłacę. Potem z barku wyciągnąłem butelkę i nalałem sobie wódki. Wypiłem jeden kieliszek, po nim kilka kolejnych, właściwie nie robiąc między nimi przerw. Zabrałem ze sobą alkohol i usiadłem w fotelu. Nie włączyłem muzyki ani telewizji, tylko tkwiłem tam i rozmyślałem nad tym, jaki jestem żałosny. Z każdym kolejnym kieliszkiem moje myśli robiły się coraz czarniejsze i właśnie wtedy – tuż przed zapadnięciem w alkoholową apatię – uświadomiłem sobie, że to siedzenie i picie jest tylko kolejnym etapem pogrążania się w grotesce mojego kryzysu.

Potem poszedłem do łazienki, żeby wykąpać się w zimnej wodzie. Po przebraniu się w codzienne ciuchy wyciągnąłem z szafy część z tych, które kupiłem sobie niedawno – wybrałem te najbardziej młodzieżowe, najodważniejsze. Wrzuciłem je do kartonu, który trzymałem w garażu, i od razu poczułem się lepiej.

Następnie zrobiłem sobie mocną kawę i siadłem przed komputerem, bo przecież od wielu miesięcy zaniedbywałem sprawy firmy. Nic konkretnego tego wieczoru nie zrobiłem, bo byłem zbyt pijany, ale chciałem znów poczuć, że moje życie ma sens, ma cel. Że robię coś wartościowego, a nie tylko tracę czas na strojenie się w pawie piórka i pogoń za tym, co przeminęło.

Trzeźwiejąc powoli, przypomniałem sobie, że jestem dojrzałym facetem i szefem dobrze prosperującego przedsiębiorstwa. Że jestem odpowiedzialny za ludzi, którzy tam pracują, za moje dzieci, które będą mnie jeszcze długo potrzebowały. Że jeszcze mogę zrobić wiele dobrego. Walcząc z odurzeniem alkoholowym, przygotowałem kolację dla córki, która lada chwila miała wrócić do domu.

– A tobie co się stało? – zapytała, gdy weszła do domu i mnie zobaczyła.

– A nic, mały wypadek przy pracy – wykrzywiłem usta w pijackim uśmiechu.

Coś chyba kiepsko u ciebie ostatnio…? Chcesz pogadać?

– A wiesz, że chcę. Chyba moglibyśmy pogadać…

Przy kolacji opowiedziałem jej o swoich problemach związanych z poczuciem przemijania. O lękach, o panice. Oszczędziłem jej szczegółów, ale Zosia jest inteligentna i wszystkiego się domyśliła. Nie powiedziałem jej o Mai, bo nie miałem dość odwagi. Kiedy wszystkiego wysłuchała, popatrzyła na mnie z rozbawieniem. Rozumiałem to, bo przecież w jej wieku moje kłopoty to kompletna abstrakcja.

– Przecież jeszcze wszystko przed tobą – powiedziała z przekonaniem.

– Tak, pewnie masz rację.

– Oczywiście, że mam rację. Ot, choćby wnuki! – uśmiechnęła się, a mnie serce podeszło do gardła.

– Jezu, dziewczyno, ale chyba nie jesteś w ciąży – przeraziłem się na dobre.

– Jeszcze nie, ale w przyszłości zamierzam. Wyobraź sobie to. Kiedyś będziesz dziadkiem! – mówiła z entuzjazmem w głosie.

– Nie wiem, czy ta wizja w tej chwili jakoś szczególnie mi pomaga – skrzywiłem się.

– Oj, tato. Bo ty niewłaściwie do tego podchodzisz. Idę spać. Ty też się prześpij i postaraj nabrać dystansu.

Już się nie boję

Poszła do siebie, a ja siedziałem przy stole i rozmyślałem. Aż rozbolała mnie od tego głowa – albo przyszedł kac – i też się położyłem. Spałem jak zabity. Pierwszy raz od wielu miesięcy nie obudziłem się ani razu i nic mi się nie śniło. Rano wstałem z nową energią i czułem, że teraz wezmę się w garść.

Zabrałem się za firmę, więcej czasu i uwagi poświęcałem córkom, chodziłem też na siłownię – ale teraz już nie dla podrywu, tylko dla siebie. Dźwigałem ciężary dla zdrowia, a nie urody. Po jakimś czasie wróciły jednak myśli o kobietach. Jednak tym razem o takich w moim wieku. Dotarło do mnie, że mogę sobie jeszcze znaleźć osobę, która będzie dla mnie prawdziwą partnerką. Z którą będę mógł również porozmawiać. Zrozumiałem po prostu, że jeszcze mogę się zakochać.

No i wciąż szukam. Muszę niestety przyznać, że jest to znacznie trudniejsze niż podrywanie młodych dziewczyn na jedną noc. Mijają miesiące, a ja ciągle nikogo nie mam. Ale nie tracę nadziei. Tym bardziej że zawsze byłem ambitny. I niezależnie od tego, czy chodzi o sprawy zawodowe, czy prywatne – im trudniejsze wyzwanie, tym silniej jestem zmotywowany. Powolutku też oswajam się z myślą, że w przyszłości zostanę dziadkiem. Starsza córka już ustaliła ze swoim narzeczonym datę ślubu, więc może się to stać prędzej, niż mi się wydaje. Są nawet chwile, że bardziej się cieszę niż boję.

Tak wygląda moja historia. Żenująca, zawstydzająca, groteskowa. Ale z happy endem, bo przecież się otrząsnąłem. W związku z tym mam prośbę na koniec mojej opowieści. Drogie panie, gdy spotkacie na swojej drodze podrywaczy w średnim wieku, bądźcie dla nich wyrozumiałe. Oni zwykle są tylko wystraszonymi biedakami, którzy nie radzą sobie z myślą o przemijaniu. Odmawiajcie przygodnych romansów, niemoralnych propozycji i pokątnych schadzek, ale nie potępiajcie tych, którzy je proponują. Im trzeba współczuć.

Czytaj także:
„Zmarnowałam życie z mężem tyranem. Trwałam w tym okropnym związku latami: najpierw dla dzieci, a potem ze strachu”
„Straszliwa diagnoza spędzała mi sen z powiek. Bałam się, nie chciałam skończyć na cmentarzu. To miłość dała mi wolę walki”
„Bycie babcią mnie przerażało, chciałam się odmłodzić. Przez głupie wygładzanie zmarszczek trafiłam na ostry dyżur”

Redakcja poleca

REKLAMA