Choć może to nie jest coś powszechnego, to jednak duża część par, które są ze sobą od wielu lat, trwa w związku tylko dlatego, że tak im wygodniej lub ze względu na dzieci. Nie ma może między nimi awantur, nie wyzywają się. Żadne z partnerów drugiego nie krzywdzi, nie sięga po kieliszek po kryjomu, a policja nie zagląda bez uprzedzenia, więc pozornie wszystko gra.
Ślub wzięliśmy po maturze
Nasze dzieci są zadbane i nakarmione, odrobiły lekcje i nikt ich nie gnębi. Mimo to sytuacja nie jest normalna. Gorące uczucie, które było między małżonkami, wypaliło się, a na jałowej glebie nie wykiełkowała nawet przyjaźń. Jedyne, co ich łączy, to obowiązek troszczenia się o dzieci. Nie ma między nimi żadnej zażyłości. Sprawnie funkcjonują jako mechanizm rodzinny, ale rodziną nie są.
Dawniej ludzie mieli zupełnie inne podejście do życia. Nikt specjalnie nie zwlekał z szukaniem drugiej połówki aż do trzydziestki. Jak tylko ktoś osiągał pełnoletność, to zaczynał żyć tak jak wszyscy dookoła.
Ludzie brali śluby, zakładali rodziny, rodziły im się dzieci – jedno za drugim. Nieraz latami wyczekiwali na własne lokum, wynajmując pokój gdzieś na stancji, mieszkając z krewnymi albo tak jak my – w ciasnej kawalerce odziedziczonej po babci.
Mieliśmy szczęście, bo parę lat czekania i w końcu dostaliśmy własne cztery kąty. Każda córka miała swój pokoik, a my kładliśmy się w największym, na który mówiliśmy po prostu duży pokój.
Zajmowałam się wszystkim
Tak mijały dni. Dziewczyny rosły jak na drożdżach, przedszkole, podstawówka, liceum i studia… Roboty w domu i przy samych dzieciach nigdy nie brakowało.
Nie było za to chwili dla siebie samych, naszych zainteresowań, a co dopiero na pielęgnowanie uczuć w związku. Dawniej raczej nie rozprawiało się tyle o kształtowaniu więzi, intymności czy prywatnej przestrzeni każdego z partnerów. Zwyczajnie niewielu w ogóle o tym myślało. A jeśli zdarzyło mi się poświęcić trochę czasu na odpoczynek, to miałam wrażenie, że go zmarnowałam. Momentalnie dopadały mnie wyrzuty sumienia, że przecież mogłam w tym czasie poprzekładać ciuchy albo ogarnąć dom.
Dzieci wyjechały na studia
Gdy córki jedna po drugiej pakowały walizki i ruszały do akademików, by później ostatecznie opuścić rodzinne gniazdo, w mieszkaniu zapadała coraz głębsza cisza. Panował spokój, a przestrzeń wydawała się opustoszała. Brakowało śmiechu, płaczu, marudzenia i pogawędek. Zatęskniłam nawet za kłótniami, które wcześniej regularnie wybuchały między siostrami.
Mąż i ja nie pracowaliśmy już zawodowo, więc mieliśmy mnóstwo wolnego czasu. Mogliśmy godzinami wpatrywać się w ścianę lub ślęczeć przed telewizorem, bez potrzeby zamieniania ze sobą choćby jednego słowa. Wydawało mi się to dość osobliwe, bo jeszcze do niedawna odnosiłam wrażenie, że wciąż słyszę gadaninę Tadka.
Nie mieliśmy, o czym rozmawiać
Racja, często gadaliśmy o różnych sprawach. O tym, co kto ma kupić w markecie, o opłacaniu faktur, wynoszeniu śmieci, no i oczywiście sporo o naszych dzieciach, głównie o nich. Zero na nasz temat. Ani słowa między nami o nas samych.
Obecnie zabrakło nam najważniejszego tematu do rozmów. Chodziliśmy po mieszkaniu niczym zjawy. Poruszaliśmy się tak, aby nasze ścieżki przypadkowo na siebie nie wpadły. Zupełnie jakby po czterech dekadach wspólnego życia nagle zrobiło się nam niezręcznie w swoim towarzystwie.
W tym za dużym mieszkaniu, gdzie jesteśmy we dwoje, a którego sprzątać mi się nie chce, zastanawiam się, co ja wyprawiam? Co ja wyczyniamy z tym swoim żywotem, którego wprawdzie sporo już za mną, ale do piachu to ja się jutro kłaść nie planuję? Podobno wszyscy ludzie, niezależnie od wieku, zasługują na to, by czuć się dobrze. I nikt nie powinien tracić ani jednego dnia, kiedy już odkryje, że właśnie tak postępuje.
Chciałam czuć się wolna
Po wielu latach wychowywania córek, które teraz są już samodzielne, niezależne finansowo i planują własne rodziny, zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem. Po co mam siedzieć w domu jak w celi, nie mając nic do roboty? Przecież ja również mogę polecieć w świat i poszukać swojego kawałka nieba.
Przez parę dobrych tygodni intensywnie główkowałam, analizowałam swoje życie na wszystkie strony i w końcu się zdecydowałam. Pewnego dnia powiedziałam mężowi wprost, że chcę odejść. Nie byłam pewna, czy to ma być definitywny rozwód, czy tylko chwilowe rozstanie.
Szczerze mówiąc, nie było takiej osoby, z którą pragnęłabym zacząć wszystko od nowa. Poza tym, wizja rozstania w moim wieku jawiła się jako coś absurdalnego i po prostu nie na miejscu. Niemniej jednak, marzyłam o tym, by cieszyć się każdą chwilą bez zbędnego balastu, który mnie ograniczał – co do tego nie miałam wątpliwości. Może więc powinnam rozważyć jakieś inne wyjście, na przykład życie osobno...
Mąż był w szoku
– Co masz na myśli mówiąc „rozejść się”? – zapytał Tadeusz, spoglądając znad porannej prasy, tak jakbym właśnie podzieliła się z nim jakąś nieistotną pogłoską zasłyszaną gdzieś mimochodem.
– Tak po prostu się rozstać. Nasze córki są już samodzielne, a my praktycznie w ogóle ze sobą nie gadamy. Uważam, że dobrym pomysłem byłoby sprzedać nasze mieszkanie albo wymienić je na dwa mniejsze i wieść osobne życie, każde z nas na własną rękę.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak ci zależy na rozmowach ze mną – odpowiedział.
Zabrzmiało to jak szyderstwo, więc krew się we mnie zagotowała.
– Pojęcia nie masz, o czym mówisz! Funkcjonowaliśmy niczym przedsiębiorstwo o nazwie „rodzina”. I wiesz co? Nie uważam, że jesteś temu winien. Po prostu coś dobiegło końca. Razem nie odnajdujemy szczęścia. Mam serdecznie dosyć bycia odkurzaczem na dwóch nogach, który nawet nie zasługuje na moment szczerej rozmowy. Od lat nie czuję się jak kobieta, a teraz to już w ogóle nie czuję się jak istota ludzka!
Była zła na siebie
Ukryłam się w sypialni mojej najmłodszej córki i pozwoliłam łzom popłynąć strumieniami. W końcu udało mi się zrzucić z siebie to, co dręczyło mnie przez tyle lat, chociaż dopiero w tym momencie ubrałam to w konkretne zdania.
Nie czułam, że jestem tą samą Elą, którą kiedyś byłam. Pełniłam tyle funkcji – byłam czyjaś córką, żoną, mamą, pracownicą, emerytką, sąsiadką, ale gdzie w tym wszystkim byłam ja sama? Ciągle tylko odgrywałam jakieś role, starając się sprostać oczekiwaniom innych, zaspokoić ich potrzeby. A co z moimi własnymi pragnieniami i marzeniami?
Tadeusz nawet nie sądził, że powinien zapukać czy zapytać, co u mnie. Właściwie to w ogóle nie kłopotał się, żeby choćby markować, iż jestem dla niego ważna lub że się zamartwia moją sytuacją. Trudno, stwierdziłam z żalem. Sama muszę coś znaleźć. Choćbym miała najmować tylko pojedynczy pokój w akademiku – po prostu muszę się stąd wynieść do wszystkich diabłów.
Mąż coś przemyślał
Kolejnego poranka przywitała mnie niespodziewana sytuacja. Mój małżonek, co chyba nigdy wcześniej się nie zdarzyło, obudził się przede mną i przygotował śniadanie. To było coś zupełnie nowego. Przyrządził jajka na miękko, dokładnie tak, jak je uwielbiałam, do tego naszykował kilka kanapek.
– Wpadłem na pomysł, że z chęcią coś byś przekąsiła, coś, nad czym sama nie musiałaś pracować. A może masz apetyt na jajecznicę? Mogę ją…
– Nie trzeba. Jest w porządku. Doceniam to… – poczułam się odrobinę onieśmielona.
Zdaje się, że jego doświadczenie jest podobne. Odkaszlnął, po czym przemówił powoli i refleksyjnie.
– Dużo myślałem o naszej wczorajszej rozmowie. Nikt nas nie uczył, jak rozmawiać o takich sprawach. Chyba faktycznie za bardzo skupiliśmy się na zapewnieniu dzieciom wszystkiego, czego potrzebowały. I osiągnęliśmy cel. Wszystko szło gładko, jak w szwajcarskim zegarku. Ale zabrakło nam energii dla siebie nawzajem.
Zaskoczył mnie
Przytaknęłam.
– A gdybyśmy tak... Skoro teraz mamy więcej czasu... Może poświęcilibyśmy go sobie?
Zamarłam z kanapką w ręce.
– Co masz na myśli?
– Może dalibyśmy radę na nowo zbudować naszą relację… Oczywiście to już nie będą te same czasy, jak przed pojawieniem się naszych córeczek, bo oboje jesteśmy teraz starsi i się zmieniliśmy, ale w głębi duszy to wciąż my, czyż nie? Może spróbujmy razem na nowo odkryć siebie nawzajem, jak ci się widzi ten pomysł? Znalazłem pewną poradnię, która specjalizuje się w terapii par z dłuższym stażem. Kto wie, może pomogliby nam na nowo się odnaleźć w naszym związku, co ty na to?
Chcieliśmy zacząć od nowa
Jak na Tadka, to było niezwykle czułe wyznanie. Zrobiło to na mnie niesłychane wrażenie, serio się rozczuliłam… W przychodni, do której trafiliśmy, atmosfera już nie była taka przyjemna, chociaż łzy same płynęły.
Po szczerej i otwartej rozmowie na temat naszych potrzeb, frustracji i smutków, które doprowadziły do rozpadu związku, przyszedł czas na nowy początek. On również miał swoje pretensje, które w końcu wyszły na jaw. Kiedy emocje opadły, krok po kroku zaczęliśmy odbudowywać naszą relację, ale na zupełnie innych warunkach.
Nie mogliśmy wrócić do tego, co było, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat, bo od tego czasu sporo się zmieniło. Jednak ta sytuacja miała w sobie coś wyjątkowego, niczym ponowne zauroczenie po latach rozłąki. Nasze spojrzenie na siebie nawzajem nabrało nowego znaczenia, zaczęliśmy się lepiej rozumieć i… znów pokochaliśmy się, choć nie tą młodzieńczą, porywczą miłością, a bardziej dojrzałą, zrównoważoną, a przez to być może głębszą i bardziej wyrozumiałą.
Dobrze nam to zrobiło
Po tych wszystkich rozmowach zaczęliśmy też odczuwać pociąg fizyczny, mimo że byliśmy przekonani, że te przyjemności dawno minęły. Ale jak już zaczęliśmy ze sobą normalnie gadać, nie przemykać obok siebie na korytarzu bez słowa, nie chować się po kątach, tylko faktycznie na siebie patrzeć i dostrzegać – to już niedaleka droga do pragnienia bliskości.
Nasz związek, który dostał drugą szansę, kosztował nas sporo wysiłku. Momentami pojawiały się łzy, ale też śmialiśmy się do rozpuku, a rezultat mocno nas zaskoczył. Nie marzyłam już o samotnym szczęściu. Pragnęliśmy wspólnej radości. Rzeczywiście prawdą jest, że miłość bywa bardziej gorąca, gdy znów się odradza... Nasze córki też dostrzegły zmianę.
– Wyglądacie, jakbyście oboje odmłodnieli. Zdradzicie nam swój sekret? – chichotały.
– Na pewno to zrobimy – zapewnialiśmy, tuląc się do siebie.
Elżbieta, 64 lata
Czytaj także:
„Mąż dał kochance moją biżuterią. Byłam zielona z wściekłości, kiedy zobaczyłam swoją bransoletkę na ręce tej dziuni”
„Na 20. rocznicę ślubu dostałem papiery rozwodowe. Złapałem żonę na zdradzie, a ona mnie winiła”
„Narzeczona wujka okazała się moją kochanką sprzed lat. Gdy oni szykowali ślub, ja wspominałem jej apetyczne walory”