Kiedy wychodziłam za mąż, to myślałam, że jest to związek na całe życie. Krzysztof wydawał się idealnym kandydatem – był zaradny, pracowity, spokojny i poukładany. A dodatkowo miał cudowny uśmiech i podobne do mojego poczucie humoru. Wszyscy mówili, że idealnie do siebie pasujemy.
Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że przyjdzie taki dzień, że mu się znudzę i poszuka sobie wrażeń poza małżeńską sypialnią. A jednak tak stało. Mój mąż wybrał szaloną trzpiotkę zamiast poukładanej żony.
Byliśmy dobrym małżeństwem
Razem z Krzyśkiem tworzyliśmy związek niemal idealny. Przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa zachowywaliśmy się jak na pierwszej randce. Nie tylko wspieraliśmy się na każdym kroku, ale także staraliśmy się nie kłócić i każdy problem rozwiązywaliśmy przy pomocy spokojnej i konstruktywnej rozmowy.
– Jesteście jak dwie połówki pomarańczy – mówiła mi przyjaciółka, której opowiadałam o naszym związku.
Przy jej małżeństwie faktycznie byliśmy związkiem idealnym. Kaśka wyszła za mąż za lenia, bawidamka i Piotrusia Pana. Nic więc dziwnego, że mi zazdrościła.
– Oj tak – mówiłam z uśmiechem.
I od razu zaczynałam tęsknić za Krzyśkiem. Pomimo upływu tylu lat nadal chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu.
Oczywiście mieliśmy swoje kryzysy. Jednak nigdy nie było to na tyle poważne, aby chociażby teoretycznie rozważać rozstanie. Zawsze potrafiliśmy znaleźć rozwiązanie naszych przejściowych problemów. I pewnie dlatego przez tyle lat tworzyliśmy bardzo udany i szczęśliwy związek.
– Gdzie znaleźć takiego męża jak Krzysiek? – pytała mnie młodsza siostra, która właśnie przygotowywała się do rozprawy rozwodowej.
– W górach – odpowiadałam ze śmiechem. I było w tym sporo prawdy.
Poznaliśmy się z Krzyśkiem na górskich szlaku i od tamtej pory razem wędrowaliśmy przez życie. I chociaż myślałam, że tak już będzie zawsze, to los jednak spłatał mi niezbyt przyjemnego figla.
Zrobiłam się za nudna
Sama nie wiem, kiedy w naszym małżeństwie zaczęło coś się zmieniać. Pierwsze oznaki były bardzo niewinne.
– Może wybierzemy się na weekend do Paryża? – zapytał mnie któregoś wieczoru Krzysiek.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Mój mąż doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że po pierwsze muszę mieć wszystko zaplanowane, a po drugie nie lubię wydawać pieniędzy na głupoty. A weekend w jednej z najdroższych stolic świata w moim przekonaniu był właśnie taką głupotą.
– Żartujesz? – zapytałam.
Byłam przekonana, że Krzysiek za chwilę wybuchnie śmiechem i przytaknie, że to był właśnie żart.
– Nie – odpowiedział mój mąż. – Chciałbym zabrać żonę na weekend do miasta zakochanych. Co w tym dziwnego? – zapytał.
A potem wyciągnął foldery biura podróży, na których widniały piękne zdjęcia Pól Elizejskich i słynnej paryskiej wieży.
– Ale to przecież kosztuje majątek – zaprotestowałam.
– I co z tego? – zapytał Krzysiek. – Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na szaleństwo.
Nie mogłam uwierzyć, w to co mówił. Mój poukładany, rozsądny i oszczędny mąż chciał wydać kilka tysięcy na dwudniową wycieczkę.
Nie zgodziłam się. Krzysiek zaakceptował moją decyzję, a ja byłam przekonana, że to koniec jego szaleńczych pomysłów. Jednak nic z tego.
Kierowałam się rozsądkiem
Kilka tygodni później zaproponował wakacje w Tajlandii.
– Przecież musimy zrobić remont – odpowiedziałam mu. – Nie stać nas na tak drogie wakacje.
Krzysiek spojrzał na mnie skrzywiony.
– W życiu potrzeba trochę spontaniczności – powiedział. – A ty nie masz jej ani za grosz – dodał.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– Od kiedy ci to przeszkadza? – zapytałam.
– Może od zawsze – powiedział.
A potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałam na środku salonu i nie byłam w stanie się ruszyć. Pierwszy raz od początku naszego związku dowiedziałam się, że Krzyśkowi przeszkadza moja powaga i brak spontaniczności.
Myślałam, że to kryzys wieku średniego
Rozmowa o wakacjach w Tajlandii była początkiem kryzysu w naszym związku. Nagle dowiedziałam się, że jestem zbyt poważna, zbyt rozsądna i za mało spontaniczna. A do tego nie lubiłam szaleństw i niespodzianek.
– Z wiekiem robisz się coraz bardziej sztywna i nudna – powiedział mi Krzysiek, gdy stanowczo odmówiłam weekendowego wyjazdu, podczas którego mój mąż chciał spróbować skoku ze spadochronem. – Najchętniej siedziałabyś w domu i nigdzie się nie ruszała. A ja potrzebuję trochę rozrywki i szaleństwa – zarzucił mi.
Dodatkowo przestało nam się układać w łóżku. Do tej pory myślałam, że nasze sypialniane życie jest całkiem udane i oboje jesteśmy z niego zadowoleni. A po tylu latach wspólnego życia dowiedziałam się, że także i w tej sferze brakuje mi spontaniczności i nutki szaleństwa.
– Potrzebuję trochę urozmaicenia – powiedział mi mąż, gdy odmówiłam seksu na balkonie.
A potem się obraził i nie odzywał się do mnie przez kilka kolejnych dni.
– Nie wiem, co się z nim stało – żaliłam się przyjaciółce, która przez wiele lat zazdrościła mi męża. – Kryzys wieku średniego czy co? – pytałam bezradnie.
Kaśka próbowała mnie uspokoić.
– Daj mu trochę czasu – mówiła. – Zawsze byliście idealną parą i mały kryzys na pewno tego nie zmieni.
Chciałam jej uwierzyć. Kochałam Krzyśka i miałam nadzieję, że nasze małżeństwo powróci w końcu na właściwe tory. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że mój rozsądny i poukładany mąż wywinie mi taki numer.
Znalazł sobie kochankę
– Odchodzę – powiedział któregoś wieczoru. – Poznałem wspaniałą dziewczynę, która jest wesoła, spontaniczna i głodna przygód. Zupełnie inna niż ty – dodał.
Początkowo mu nie uwierzyłam. Zaczęłam się śmiać i powiedziałam mężowi, żeby przestał żartować. Ale okazało się, że to nie jest żart. Mąż przygruchał sobie młodą dzierlatkę, która zaspokajała jego apetyt na spontaniczność i szaleństwo także w łóżku. I chociaż próbowałam przekonać go do zmiany decyzji, to nic z tego nie wyszło. Krzysiek spakował kilka walizek i wyprowadził się z naszego mieszkania. A ja zrozumiałam, że po ponad dwudziestu latach skończyło się nasze małżeństwo, które było uznawane za idealne.
Uczyłam się żyć bez niego
Ciężko przeżyłam nasze rozstanie. Przez kilka tygodni próbowałam dojść do siebie i rozpocząć życie bez Krzyśka. Nie było to łatwe, ale w końcu mi się udało. I chociaż docierały do mnie wiadomości o nowym życiu mojego męża, to starałam się je ignorować.
– On zupełnie zwariował – powiedziała mi kiedyś moja siostra, która spotkała go w centrum miasta. – Robi z siebie młodzieniaszka i zachowuje się, jakby miał nie więcej niż dwadzieścia lat.
Okazało się, że mój mąż związał się z młodą dziewczyną, która spełniała jego marzenia o spontanicznym, wesołym i szalonym życiu. I na pewno nie była taka nudna jak ja. "Krzyżyk na drogę" – myślałam złośliwie. I robiłam wszystko, aby zamknąć za sobą ten rozdział życia.
Błagał mnie o przebaczenie
Kiedy w końcu pogodziłam się z rozstaniem i zaczęłam szykować papiery rozwodowe, to życie znowu pokazało, że potrafi być nieprzewidywalne. Pewnego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi, a gdy je otworzyłam, to na progu zobaczyłam Krzyśka.
– Możemy porozmawiać? – zapytał.
Byłam przekonana, że chce omówić warunki rozwodu, o którym poinformowałam go kilka dni wcześniej. Jednak Krzysiek nie wspomniał o tym ani słowem. Zamiast tego spojrzał na mnie błagalnie i powiedział coś, co całkowicie mnie zaskoczyło.
– Popełniłem błąd – usłyszałam. – Nigdy nie powinienem od ciebie odchodzić.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– O czym ty mówisz? – zapytałam.
Mój prawie były mąż podszedł do mnie i próbował mnie objąć.
– Zrozumiałem, że jesteś kobietą mojego życia. A moim największym życiowym błędem było to, że pozwoliłem ci odejść. Myślisz, że możemy spróbować naprawić nasze małżeństwo? – zapytał.
Za późno na wybaczenie
Roześmiałam się. Mój mąż porzucił mnie dla młodej siksy, a po kilku miesiącach zabawy stwierdził, że chce do mnie wrócić.
– A co, odkochałeś się? – zapytałam złośliwie. – Czy może masz już dosyć szaleństwa i spontaniczności?
Krzysiek spuścił głowę i nic nie mówił. I chociaż zrobiło mi się go szkoda, to nie potrafiłam zapomnieć tego, co mi zrobił.
– Wybaczysz mi? – zapytał. – To była tylko chwila słabości – dodał.
A potem zaczął wychwalać mój spokój, stateczność i powagę. Niestety za późno.
Nie byłam w stanie mu wybaczyć. I chociaż tęskniłam za swoim mężem i za naszym dawnym życiem, to wiedziałam, że nie byłoby już ono takie jak dawniej. Krzysiek zniszczył nasze małżeństwo. Dla kilku chwil szaleństwa i spontaniczności zostawił za sobą wszystko to, co budowaliśmy przez tyle lat.
Agata, 45 lat
Czytaj także: „Miało być huczne wesele, a zamiast tego organizowaliśmy pogrzeb. Synowa nie mogła otrząsnąć się z żałoby i rozpaczy”
„Rodzice w kościółku modlili się o to, bym poszła do diabła. Na co im córka z bękartem, skoro mają świętego syneczka?”
„W spadku po ojcu siostry dostały domy, a ja stare książki. Czułem się oszukany, ale dostałem więcej niż sądziłem”