„Córka zawsze marzyła o gromadce dzieci. Teraz urabia się sama przy czwórce maluchów, bo każdy z tatusiów dał nogę”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Mikael Vaisanen
„Szybko przekonałam się, że moja córka nie rzuca słów na wiatr. Powtarzała, że będzie mieć dużą rodzinę i swój plan realizowała konsekwentnie. Ledwo zdążyła wrócić do pracy po urodzeniu Igorka, a już w jej życiu pojawił się nowy mężczyzna”.
/ 13.11.2024 13:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, Mikael Vaisanen

Nigdy nie myślałam o wielodzietnych rodzinach jako o patologii. Nie oceniałam – wszak z reguły był to świadomy wybór dorosłych ludzi, że decydowali się na posiadanie gromadki dzieci. A nawet jeśli tego nie planowali i los poniekąd zadecydował za nich – to przecież ważne było, że się kochają i tworzą szczęśliwe rodziny. Dziś zaczynam szczerze wątpić w te swoje przekonania…

Nie lubiłam dzieci

Sama nigdy nie widziałam się w roli „matki Polki”. Już w dzieciństwie, nietypowo, w ogóle nie ciągnęło mnie do lalek i zabaw w dom. Wolałam inne aktywności. Przebieranie bobasów czy pchanie przed sobą wózka kompletnie mnie nie rajcowało. W miarę, gdy dorastałam, niewiele się zmieniało, małe dzieci nie wywoływały we mnie jakichś negatywnych skojarzeń co prawda, ale wybitnie mnie do nich nie ciągnęło.

Kiedy przyszedł czas na pierwsze refleksje na temat tego, czym chciałabym się w życiu zajmować, wiele osób próbowało mnie przekonać, że najlepszy kawałek chleba dla kobiety to zawód nauczycielki.

– Idź na pedagogikę – mówiła ciotka. – Masz wszechstronną wiedzę, to się sprawdzi w nauczaniu początkowym.

– Ciotka ma rację – mówił wuj. – Jako nauczycielka zawsze znajdziesz pracę.

– I dwa miesiące wakacji i wolne popołudnia, będziesz się mogła własnymi dziećmi zajmować – dodawała ciotka.

– Ale ja nie lubię dzieci – wtrącałam nieśmiało.

– Oj tam, gadanie! – prychała ciotka. – Każda kobieta lubi dzieci.

Ja się nie czułam każdą kobietą, ale nie miałam sił się z tego tłumaczyć. Niemniej kierunek wykształcenia wybrałam zgodny z własnymi upodobaniami, kompletnie nie przejmując się zdaniem rodziny.

Założyłam rodzinę

Na szczęście dane mi było związać się z człowiekiem, który miał podobne poglądy na życie jak ja. Rafał nie miał ciśnienia na posiadanie dzieci ani nie uważał, że podstawowym zadaniem kobiety jest wydanie na świat potomstwa i prowadzenie domu. Nie, nie był przeciwnikiem zakładania rodziny, ale uważał, że jest to decyzja dwojga ludzi, za którą ponosi się wspólną odpowiedzialność. Podobnie jak za pielęgnowanie domowego ogniska.

Gdy wzięliśmy ślub, nic się w naszych relacjach nie zmieniło. Nasz związek opierał się na partnerstwie, wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Dzieliliśmy się obowiązkami i wydatkami sprawiedliwie. A gdy rozmawialiśmy o powiększeniu rodziny, Rafał rozumiał moje obawy z tym związane.

– Olu, nic na siłę – powtarzał. – Jeśli nie widzisz siebie w roli matki, to ja to uszanuję.

– Zdecydowanie nie przepadam za dziećmi, zwłaszcza małymi – przyznawałam.

– Ja też, zdradzę ci w sekrecie – uśmiechał się mój mąż. – Ale nie wykluczam takiej wersji, że to dlatego, że mam do czynienia z cudzymi dziećmi.

– Czyli mówisz, że nasze byłyby inne?

– Szczerze? Nie mam pojęcia. Ale może rzeczywiście z własnymi jest trochę inaczej?

– Czy ty próbujesz mnie przekonać do bycia matką?

– Nie, kochanie. Rozważam tylko różne ewentualności. Ale jeśli mielibyśmy podjąć decyzję o zostaniu rodzicami, to wyłącznie wspólnie.

Zostałam matką

Wracaliśmy do tej rozmowy jeszcze kilkakrotnie, aż w końcu zdecydowaliśmy, że spróbujemy. Może akurat uda nam się powołać do życia istotkę, która rzeczywiście sprawi, że pozbędziemy się niechęci do małych dzieci. Zresztą, dzieci przecież kiedyś dorastają, prawda?

Na pojawienie się Alicji na tym świecie przyszło nam trochę poczekać. Nawet przez chwilę przeszło mi przez myśl, że może ta moja niechęć do dzieci przeniosła się na moje organy wewnętrzne i dlatego nie mogę zajść w ciążę, ale lekarz mnie uspokoił, że z moim organizmem wszystko jest w porządku, muszę tylko sobie dać czas. I rzeczywiście, gdy przestałam gorączkowo wyczekiwać objawów ciąży a zaczęłam doceniać przyjemność płynącą ze „starania się” o dziecko, w końcu w tę ciążę zaszłam.

Swoją córkę kochałam, ale bez fanatyzmu. Zajmowaliśmy się nią oboje z Rafałem, choć wiadomo, że w pierwszych miesiącach jej życia to jednak ja spędzałam z maluchem więcej czasu. Nadal nie rozumiałam ekscytacji niektórych mam dyskusjami o kupkach, kaszkach i ulewaniu, więc zwyczajnie ich unikałam. Niemniej chyba byłam dobrą matką, poświęcałam swojej córce tyle uwagi, ile jej ode mnie wymagała. A Rafał z całą pewnością był dobrym ojcem.

Chciała mieć gromadkę

Alicja, odkąd poszła do przedszkola, wciąż dopytywała o braciszka lub siostrzyczkę. Większość dzieci w jej grupie miała rodzeństwo i najwyraźniej nasze dziecko uważało, że też powinno takowe posiadać. Nie rozumiała, dlaczego jest jedynaczką i nie przyjmowała do wiadomości, że to się raczej nie zmieni. Kochaliśmy naszą córkę, ale ani ja, ani Rafał nie chcieliśmy mieć więcej dzieci. Jedno wystarczało nam aż nadto.

Obsesja Alicji na punkcie posiadania rodzeństwa najwyraźniej przerodziła się w obsesję na punkcie bycia matką dużej gromadki dzieci. Już będąc w podstawówce opowiadała, jak liczną będzie miała rodzinę. Mogła o tym mówić godzinami. Tymczasem gdy próbowaliśmy zagonić ją do nauki, machała beztrosko ręką i mówiła, że przecież nie to jest w życiu najważniejsze.

O pójściu na studia Alicja nie chciała słyszeć, zresztą nauka nie przychodziła jej z łatwością. Wysłaliśmy ją więc do szkoły, która miała dać jej zawód. Wahała się czy wybrać gastronomię czy fryzjerstwo, ostatecznie jednak zdecydowała się na branżę kosmetyczną, wychodząc z założenia, że gotowanie może ćwiczyć we własnym zakresie. Swojego pierwszego ukochanego poznała na praktykach w salonie fryzjerskim.

Nie miałam wyjścia

Że ukochany nie był miłością jej życia, Alicja przekonała się jakiś czas później. W pewne sobotnie popołudnie usłyszałam dzwonek do drzwi. Za drzwiami stała moja córka, cała we łzach.

– Co się stało? – zapytałam.

– Wpuścisz mnie, czy mam się wszystkim chwalić swoimi niepowodzeniami życiowymi? – Odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– Wejdź – przepuściłam ją w drzwiach. – Zrobię ci herbatę i powiesz, co jest grane.

– Zostawił mnie – obwieściła nad kubkiem parującego napoju.

– A dlaczego? – zapytałam, choć nie wiedziałam, czy to pytanie ma sens.

– Bo jestem w ciąży – odparła.

– Zaraz, czekaj. Jesteś z nim w ciąży i cię zostawił?

– Tak, właśnie. Powiedział, że on wcale nie wie, czy to jego dziecko, a poza tym nie jest gotowy na pieluchy.

– Co za gnój…

Pomożecie mi z tatą? – Alicja spojrzała na mnie błagalnie.

– Oczywiście, córeczko.

Realizuje swój plan

Szybko przekonałam się, że moja córka nie rzuca słów na wiatr. Powtarzała, że będzie mieć dużą rodzinę i swój plan realizowała konsekwentnie. Ledwo zdążyła wrócić do pracy po urodzeniu Igorka, a już w jej życiu pojawił się nowy mężczyzna. Podobno akceptował fakt, że Alicja ma już syna i nie przeszkadzało mu to w nawiązaniu głębszej relacji z moją córką. Gdy jednak brzuszek Alicji zaczął się zaokrąglać, facet z dnia na dzień się zdematerializował.

Podczas niedzielnego obiadu, na który wpadła do nas z Igorkiem, postanowiłam delikatnie o to zapytać.

– Córuniu, czy dobrze mi się wydaje, że jesteś w ciąży?

– Tak. Też zamierzasz mi truć, jaka jestem nieodpowiedzialna? – Odpowiedziała wyraźnie poirytowana.

– Nie, dlaczego? Przecież jesteś dorosła, to twoja decyzja. Zawsze chciałaś mieć dużą rodzinę.

– Dokładnie. I będę ją miała!

– A, wybacz że pytam, gdzie jest przyszły tatuś?

– Pogoniłam.

– Jak to?

– Odkąd usłyszał, że jestem w ciąży, bardzo się zmienił. Ale gdy podniósł rękę na Igorka, wystawiłam mu walizki za drzwi.

– I niech zgadnę: na odchodne rzucił, że nie wie, czy spodziewasz się jego dziecka?

– Jakbyś przy tym była…

Będzie kolejny wnuk

Tak, moja córka jest dorosła, ale jakaś taka mało odpowiedzialna. Pakowała się w kolejne związki trochę na oślep, nie zastanawiając się nad tym, że jako matka powinna przede wszystkim skupić się na dzieciach. Tym bardziej, że przecież zawsze chciała być matką, w przeciwieństwie do mnie. A gdy na świat przyszła Zosia miałam przeczucie graniczące z pewnością, że Alicja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa…

Obecnie moja córka jest w ciąży po raz czwarty. Igor i Zosia chodzą do przedszkola, w opiekę nad Tymkiem zaangażowani jesteśmy z Rafałem jako jedyni dziadkowie, jakich zna. Jego tatuś zostawił Alicję jeszcze zanim zrobiła test ciążowy. Kto jest ojcem dziecka, które moja córka nosi teraz pod sercem? Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Zastanawiam się tylko, czy to ja popełniłam jakiś błąd podczas wychowywania Alicji.

Niedawno na horyzoncie pojawił się ojciec Igora. Chce uznać syna i stać się częścią jego życia. Może chociaż jedno z moich wnucząt będzie miało dwoje kochających rodziców?

Aleksandra, 54 lata

Czytaj także:
„Wszyscy mnie ostrzegali, że w tym miejscu wszystko może się zdarzyć. Ale moja ciekawość była silniejsza od strachu”
„Minęło 20 lat, ale strach po tamtych wydarzeniach pozostał. Jeden incydent sprawił, że już nigdy nie byłam taka sama”
„W niedziele mąż klęczał w kościele, a w poniedziałki biegł do kochanki. Nie chcę tak żyć, ale przysięgałam przed Bogiem”

Redakcja poleca

REKLAMA