Linia „K” zawsze budziła różne plotki i legendy, nic dziwnego, że przylgnęła do niej łatka „Koszmarnej”. Ten autobus był jakby wyjęty z horroru komunikacji miejskiej – spóźniał się nagminnie, pękał w szwach od pasażerów, a jego trasę zmieniano tak często, że nikt nie nadążał za nowymi przystankami, chyba nawet sam kierujący. Podróżowanie tym autobusem to była taka zabawa w ruletkę, tylko że stawką było dotarcie do celu cało.
Byłem jak zafascynowany
Pogłoski pojawiły się, kiedy przyszła wiosna. To zwykle problematyczny okres – gdy śnieg zaczyna znikać, wszystkie dziwadła wyłażą po zimowej drzemce. I podobno jedno z nich znalazło sobie miejsce w niesławnej linii K. Ludzie opowiadali o niepokojących incydentach, bójkach, starciach i rozróbach. Ale wszystko zrobiło się naprawdę poważne dopiero wtedy, gdy zaczęto mówić o człowieku z nożem.
– Wbił mu ostrze w brzuch! – Podsłuchałem rozmowę przy przystanku. – Jak w rzeźni tam było! – Podekscytowana sąsiadka nie kryła fascynacji. – Leży teraz w szpitalu, walczy o życie!
Ostrze wbite w brzuch to poważna sprawa – nawet ja, który nigdy nie należałem do strachliwych typów, musiałem to uznać. Bywałem w różnych miejscach o dowolnych godzinach, czasem też po kilku głębszych. Nie bałem się łazić po cmentarzach, spacerować alejkami w parkach czy przemierzać mroczne tunele pod ulicami. Dziwne rzeczy zawsze mnie intrygowały i przyciągały jak magnes – po prostu nie umiem ich zignorować. Gość z nożem grasujący w autobusach linii „K” zdecydowanie zaliczał się do takich nietypowych spraw.
Specjalnie wybrałem tę trasę autobusową, mimo że miałem lepsze połączenie. Te dodatkowe 15 minut jazdy wydawało mi się nieważne wobec możliwości natrafienia na coś ciekawego. W uszach tkwiły słuchawki, ale nie leciała z nich muzyka. Po prostu słuchałem rozmów. Zauważyłem bowiem, że pasażerowie czują się swobodniej i więcej gadają, kiedy myślą, że nikt ich nie słyszy – na przykład ktoś taki jak ja, wyglądający na osobę zatopioną w słuchaniu muzyki.
Minął tydzień bez żadnych wydarzeń, aż pewnego razu wyszedłem później niż zwykle i spotkałem plotkujące kobiety.
– Z tego co wiem, wydarzyło się to po zmierzchu... Właściwie w środku nocy – opowiadała pierwsza. – Prawdopodobnie to był ostatni autobus. Bo kto normalny podróżuje o tej godzinie? Same podejrzane typy albo świry.
– Normalni ludzie o tej porze leżą w łóżkach – przytaknęła druga kobieta.
– Dokładnie... Kiedy zapada ciemność, można się spodziewać samych kłopotów, to jasne. A podobno ten gość nie wzbudzał podejrzeń... Zwyczajny młody człowiek ze słuchawkami na uszach, jak większość dzisiejszej młodzieży.
Dopiero teraz kobiety zorientowały się, że siedzę obok. Zlustrowały mnie podejrzliwie, szczególnie skupiając uwagę na moich słuchawkach. Poczułem niepokój, ale zachowałem kamienną twarz. W końcu teoretycznie nie docierało do mnie ani jedno słowo. One tymczasem dyskretnie się odsunęły. Pewnie chętnie znalazłyby sobie inne miejsca, gdyby autobus nie był tak zapełniony.
– Człowiek musi teraz ciągle być czujny, bo na ulicach aż roi się od wariatów – dobiegło do moich uszu. – No wiesz, patrzeć dookoła i w ogóle.
– Masz rację, kochana... Właśnie o tym przed chwilą myślałam!
W mojej głowie kłębiły się jednak zupełnie inne sprawy. Doszedłem do wniosku, że to musi być kurs późną porą. Kiedy zapada zmrok albo jest już noc – wtedy dzieją się te wszystkie dziwne rzeczy.
Nocą nie zdarza się nic dobrego
Oprócz napaści z użyciem noża wydarzyło się również pobicie, a potencjalnie mogło dojść do oblania kogoś niebezpieczną substancją. Na szczęście udało się powstrzymać podejrzaną, zanim zdążyła wykorzystać trzymany przez siebie płyn. Gdy ją przesłuchiwano, utrzymywała, że ma całkowitą lukę w pamięci.
Tłumaczyła, że zmierzała po pracy do swojego mieszkania, była kompletnie wykończona i możliwe, że na chwilę zasnęła. Następną rzeczą, którą zapamiętała, było to, jak ktoś ją schwytał i powalił. Jak można przeczytać w prasie, kobieta zapewniała: „nikogo nie chciała skrzywdzić”.
A skąd się wziął przy niej ten tajemniczy płyn? Po pewnym czasie kolejna publikacja wyjaśniła sprawę – okazało się, że miała przy sobie zwykły wybielacz. Kupiła go podobno tego samego dnia i początkowo planowała użyć go do normalnych celów. Nikt jednak nie wie, co sprawiło, że nagle postanowiła wylać go na przypadkową osobę w autobusie.
Z każdym kolejnym kursem linii „K” rosła moja ciekawość. Jeździłem tam i z powrotem, nie mogąc się powstrzymać od nadziei na przeżycie czegoś wyjątkowego. Niestety, jakby na przekór moim oczekiwaniom, nic szczególnego się nie wydarzyło. Siedząc w autobusie, zastanawiałem się, czemu wszystkie fascynujące historie omijają właśnie mnie. W końcu zdecydowałem się spróbować po raz ostatni.
Był jak zahipnotyzowany
Trafiło się idealnie – wracałem po piąteczkowym piwku ze znajomym. Warunki były wprost wymarzone: ciemności nocy i prawdopodobnie końcówka kursów na dziś... Pod przystanek podjechał najpierw autobus innej linii, ale wiedziałem, że za moment będzie „K”, więc postanowiłem zaryzykować i poczekać.
Nadjechał wreszcie. Wgramoliłem się do środka... W środku panował potworny smród, lampa się zacinała, bilet nie szło skasować, a z przodu wielkie pęknięcie na szybie. Ludzi można było policzyć na palcach jednej ręki. Jakaś zdezorientowana staruszka, kilku podchmielonych studentów, gadatliwa panienka non stop wisząca na komórce, a w ostatnim rzędzie jakiś koleś. Młody gość ze słuchawkami na uszach. Też się tam zaszyłem – chciałem mieć jak najwięcej dystansu od tej rozgadanej małolaty – bo tam przynajmniej był spokój.
Zająłem miejsce przed gościem i natychmiast ogarnęło mnie dziwne przeczucie. Do moich uszu dotarły nieprzyjemne odgłosy. To brzmiało jak muzyka, ale jakaś nietypowa, z osobliwym tempem... Można powiedzieć, że był to rytm pozbawiony rytmu, o ile takie określenie ma w ogóle sens.
Słyszałem to wszystko tylko przez jego kiepskie słuchawki, które przepuszczały dźwięki na zewnątrz, więc trudno mi było dokładnie to ocenić, ale i tak czułem dreszcze. Te dźwięki wzbudzały we mnie strach...
I nie tylko ja to zauważyłem. Facet siedzący za mną zaczął się dziwnie zachowywać. Na początku coś tam pod nosem śpiewał... kompletnie nie trafiając w melodię. Potem zaczął się kiwać na boki, jakby ktoś nim delikatnie potrząsał. W końcu wstał, przeszedł parę kroków i zatrzymał się tuż przy mnie.
– Ciemna jest noc – wyszeptał, wpatrując się we mnie.
Pomyślałem sobie, że to dość słabe rozpoczęcie rozmowy.
Banalne stwierdzenia w stylu „noc jest ciemna”, co za bzdura. Ale może to ze stresu, bo zauważyłem, że w jego ręce coś niepokojąco błysnęło.
– Ale śmierć ciemniejsza – dorzucił, brzmiąc jak fragment jakiejś przygnębiającej pieśni.
Zaatakował znienacka, trzymając w ręku rozłożony scyzoryk. Na szczęście wszystkie plotki o niebezpiecznych sytuacjach w autobusach linii „K” sprawiły, że byłem czujny – inaczej mogłoby się to skończyć dźgnięciem.
Zareagowałem błyskawicznie i instynktownie. W momencie gdy napastnik skoczył, wykonałem szybki ruch do przodu. Ostrze tylko delikatnie zadrasnęło mi ramię. Szybko przeturlałem się przez sąsiednie fotele i użyłem plecaka jako prowizorycznej tarczy.
W środku pojazdu zapanował totalny rozgardiasz. Pasażerowie krzyczeli, a ten koleś... Zaczął za mną iść. Poruszał się dziwnie mechanicznie, przypominał marionetkę. Pod nosem ciągle coś nucił albo mruczał. Co chwilę próbował mnie dźgnąć, ale na szczęście kiepsko mu to wychodziło, bo nawet nie patrzył gdzie uderza.
Machał tym ostrzem na oślep, w lewo i prawo, sprawiając wrażenie kompletnie nieświadomego swoich działań... Możliwe, że faktycznie nie kontaktował. Zwłaszcza że miał przymknięte powieki. W tamtej chwili pomyślałam sobie – wygląda jakby był zahipnotyzowany.
W tym momencie przyszedł mi do głowy plan działania. Dobrze się złożyło, że koleś nosił porządne nauszniki, a nie malutkie pchełki jak w moim przypadku. Wykorzystałem więc moment, kiedy jego ostrze poleciało w jedną stronę – sam błyskawicznie rzuciłem się w przeciwną i ściągnąłem mu te wielkie słuchawki z uszu. Reakcja nadeszła momentalnie. Gość popatrzył na mnie zdezorientowany, mrugnął kilka razy i odezwał się niepewnie:
– Hej, gdzie ja jestem?
Na sam koniec zwrócił prosto na swoje adidasy i stracił przytomność.
Nie brakuje szaleńców
Później, podczas przesłuchania, ciężko mi szło opowiadanie o tym incydencie. Policjant też nie był specjalnie rozmowny. Tak naprawdę więcej informacji znalazłem potem w internetowych pogłoskach niż usłyszałem podczas wizyty na policji.
Tych wypadków było sporo, były okrutne i niecodzienne, a sprawcy – zawsze różni ludzie, którzy po wszystkim nie mogli uwierzyć w to, co zrobili. Na pierwszy rzut oka nie było między nimi żadnego związku... Ale czy na pewno?
– Proszę tym nie zaprzątać sobie głowy – usłyszałem od funkcjonariusza. – Sprawa zamknięta.
– No ale jak to? Co się tam właściwie stało? – nie dawałem za wygraną.
Jedynie się uśmiechnął zagadkowo i poruszył lekko ramionami.
– Świat pełen jest szaleńców.
Nie było sensu dalej drążyć tematu – czułem, że więcej się od niego nie dowiem. Ale w głowie miałem już pewną teorię. Wszystkie te dziwne zdarzenia łączyło jedno: melodie i dźwięki.
Upłynęła dłuższa chwila, nim zdołałem poskładać wszystkie porozrzucane elementy tej układanki w spójną historię.
Pewien nieznany zespół wypuścił nowy kawałek, który niespodziewanie wprowadzał słuchaczy w stan kompletnego obłędu. Utwór zdobył rozgłos zupełnie przypadkowo, kiedy w sieci ludzie zaczęli o nim dyskutować.
Melodia podobno wyróżniała się czymś szczególnym i nietypowym. Zastanawiające było, czy tajemniczy przekaz ukryty w piosence został tam umieszczony specjalnie, czy może to zwykły zbieg okoliczności, który wpływał wyłącznie na niektóre osoby o zwiększonej wrażliwości?
Prawdopodobnie nigdy nie poznamy prawdy. Wszystkie informacje o grupie przepadły bez śladu, co jest naprawdę osobliwe, zwłaszcza że internet zwykle wszystko pamięta. Być może to zwykły przypadek, a może ktoś celowo przeprowadził jakiś szalony test.
Kto może to wiedzieć? I czemu, na litość boską, każdy incydent miał miejsce akurat w linii „K”? Czy to tylko przez jej ponurą reputację, czy faktycznie ciąży nad nią jakieś przekleństwo?
Jest mnóstwo pytań, ale odpowiedzi praktycznie brak... Wygląda na to, że pewne sekrety – możliwe, że za sprawą jakichś potężnych sił albo organizacji – są skazane na wieczne pozostanie w ukryciu.
Marcin, 34 lata
Czytaj także:
„Ta przebrzydła baba wparowała do mojego domu i zniszczyła mi życie. Wyjawiła rodzinna tajemnicę, na która nie byłem gotowy”
„Z naszego konta zaczęły znikać pokaźne sumki. Gdy znaleźliśmy winnego nie wierzyliśmy, że mogliśmy być takimi głupcami”
„Trzymałam Michała na dystans, bo bałam się prawdziwego uczucia. Tymczasem on był dla mnie niczym anioł stróż”