„Córka wstydzi się zapraszać koleżanki, bo mamy meble po babci. Nie wyrzucę sprzętów, które ciągle się sprawdzają”

smutna nastolatka fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill
„– Tutaj wszystko jest stare i niemodne. Nikt teraz tak nie mieszka. Spójrz na ten rzeźbiony segment w salonie, wytartą kanapę, używane szafki kuchenne. I do tego jeszcze ten mój pokój. Rozkładana wersalka. Kto teraz śpi na czymś takim? – krzyczała, a ja robiłam wielkie oczy”.
/ 03.10.2024 13:15
smutna nastolatka fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill

Nie sądziłam, że dla nastolatek wystrój własnego domu ma aż takie znaczenie. Tymczasem okazuje się,, że dla nich to towarzyskie być albo nie być.

Córka ma humory nastolatki

Oliwka przyszła ze szkoły niczym burza gradowa. Rzuciła plecak w kąt i zamknęła się w swoim pokoju. Ja akurat miałam wolne popołudnie, bo w sklepie dzisiaj pracowałam tylko do dwunastej. Postanowiłam więc, że usmażę pyszne placki ziemniaczane po węgiersku. Moje dzieciaki je uwielbiają, ale nie zawsze mam czas na ich przygotowywanie.

Po ciężkim dniu w pracy, gdy akurat mamy dostawę towaru, kierowniczka jest w złym humorze, a marudni klienci pojawiają się w hurtowych ilościach, robię coś na szybko. Zwykle staram się ugotować jakąś pożywną zupę lub sos czy usmażyć mielone na dwa dni. Dzięki temu jedynie odgrzewam gotowe danie, dogotuję świeże ziemniaki, kaszę lub makaron i niemal w kilka chwil mam pożywny obiad dla całej naszej czwórki.

Chrupiące placki już były ułożone na półmisku, a gaz pod rondlem z gęstym gulaszem węgierskim właśnie wyłączyłam.

– Oliwka!!! Obiad zaraz będzie na stole. Są twoje ulubione placki i sos z dużą ilością papryki, tak jak lubisz – krzyknęłam w stronę sypialni mojej kochanej nastolatki.

Odpowiedziała mi jednak cisza. „Co jest? Dlaczego Oliwia nie biegnie do stołu? Czyżby stało się coś złego w szkole?” – przeszło mi przez myśl, ale natychmiast ją odrzuciłam.

Czternaście lat to naprawdę ciężki wiek. Sama jeszcze całkiem nie tak dawno temu miałam dokładnie tyle samo i doskonale pamiętam jak to jest. Człowiekiem rządzi burza hormonów i byle co jest w stanie wprawić go w euforię lub w totalną rozpacz. Moja matka dotąd wspomina wahania nastojów – moje i siostry. Beata jest tylko rok starsza ode mnie, dlatego w domu podczas dojrzewania była prawdziwa burza w szklance wody.

Kłóciłyśmy się i godziły, buntowały, śmiały i płakały na przemian. Rodzice tkwili pośrodku tego wszystkiego z iście anielską cierpliwością.
Teraz sama jestem matką nastolatki i obiecałam sobie, że pomogę jej w miarę bezboleśnie i, co najważniejsze, mądrze przejść ten trudny czas dorastania. Na szczęście młodszy syn ma tylko osiem lat i jest nad wyraz spokojnym dzieckiem.

To była istna histeria

Artur już siedział przy stole z widelcem w ręku, oczekując na swoją porcję. Nie trzeba było go nawet wołać.

– Umyłem ręce i zebrałem zabawki – dojrzale powiedziało moje młodsze dziecko. – A Oliwka leży na łóżku i chyba płacze, bo słyszałem przez szparę w drzwiach szloch. Taka duża dziewczyna, a beksa – dodał całkiem poważnie.

No tak, mój ośmiolatek jest bardziej stabilny emocjonalnie od sześć lat starszej siostry. Nałożyłam Arturowi porcję placków, polałam je gulaszem i poszłam w stronę sypialni Oliwki. Drzwi były jednak zamknięte. Pamiętając, jak dużą wagę córka przywiązuje do prywatności, delikatnie zapukałam. Raz, drugi, trzeci. Nic. Cisza. Co jest? Gdy weszłam, zobaczyłam, że córka ukradkiem ociera łzy. Bez słowa poszła do kuchni i nałożyła sobie zaledwie jeden placek ziemniaczany.

– Ej, co jest? Co się dzieje? – próbowałam ją z żartem szturchnąć ramieniem, tak jak robiłyśmy to od dzieciństwa.

Zero reakcji. Oliwia grzebała jedynie widelcem w talerzu, a jej porcja zamiast błyskawicznie znikać, niemalże rosła. W końcu, gdy Artur zjadł swój obiad i pobiegł na jakąś superważną kreskówkę, córka przemówiła:

– Bo dziewczyny z klasy od jakiegoś czasu robią sobie takie babskie wieczory z nocowaniem. Wiesz, pizza, popcorn, wspólne oglądanie filmów w piżamach i tak dalej – mówiła, a ja przypomniałam sobie, jak bardzo cieszyłam się, gdy podobne spotkania urządzałam niegdyś ze swoimi przyjaciółkami.

– To super. Chciałaś do którejś iść i boisz się, że ci nie pozwolę? Spokojnie, na całonocną imprezę w klubie bym cię nie wysłała, ale z przyjaciółkami możesz się spotkać. Daj tylko numer, to zadzwonię do matki organizatorki, żeby wszystko ustalić – powiedziałam z uśmiechem.

– Ale ja na te spotkania nie chodzę – powiedziała ze złością Oliwia.

– A to czemu? Nie zapraszają cię? Przecież masz koleżanki w klasie, zawsze byłaś lubiana. Coś się teraz zmieniło? W starym mieszkaniu zawsze odwiedzała cię Malwina i Kasia. Właśnie, dawno ich u nas nie widziałam. O co chodzi? – próbowałam się dowiedzieć.

– No właśnie, w starym mieszkaniu. Tam mogły przychodzić. Nie to, co tutaj – moje dziecko zakończyło ze złością odsunęło gwałtownie od siebie talerz i pobiegło do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.

Oliwka wstydzi się naszego domu

Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi. Dopiero kolejnego dnia udało mi się wydusić z Oliwki prawdę. Okazało się, że córka po prostu wstydzi się naszego mieszkania. A raczej jego umeblowania.

– Tutaj wszystko jest stare i niemodne. Nikt teraz tak nie mieszka. Spójrz na ten rzeźbiony segment w salonie, wytartą kanapę, używane szafki kuchenne. I do tego jeszcze ten mój pokój. Rozkładana wersalka. Kto teraz śpi na czymś takim? – krzyczała, a ja robiłam wielkie oczy.

– Przecież to całkiem dobre sprzęty. Segment jest duży, pojemny, udało mi się w nim upakować wszystkie nasze rzeczy. Twój pokój też był odświeżany po przeprowadzce.

– Jasne, odświeżany. Tata pomalował w nim ściany na jasny błękit. Czy ty mamo widziałaś jak wyglądają nowoczesne mieszkania? Kto teraz trzyma w domu przedpotopowe ławy, dywany, drewniane stoły w kuchni – wyliczała. – Przed przeprowadzką było w miarę nowoczesne. Tutaj wszystko wygląda jak po babci. Przecież to obciach – zakończyła.

Nie miałam pojęcia, że ona tak to wszystko odbiera. Pół roku temu wreszcie udało się nam kupić własne mieszkanie. Wcześniej przez lata mieszkaliśmy u ciotki Heleny. To siostra mojej matki. Ciotka, po śmierci wujka, wyjechała do pracy do Włoch. Tam całkiem dobrze się odnalazła. Jej syn studiował w stolicy, dlatego lokum w naszym mieście stało puste.

My z Konradem po ślubie wynajmowaliśmy kawalerkę. Płaciliśmy krocie za ciasny pokój z aneksem kuchennym i mikroskopijną łazienką. Całość na siódmym piętrze wieżowca z wciąż psującą się windą, bez balkonu. Propozycja ciotki Heleny była dla nas zbawieniem. Te przestronne trzy pokoje na pierwszym piętrze to niebo a ziemia w porównaniu do naszej wynajętej klitki. Do tego duży balkon, łazienka mieszcząca wannę i prysznic, oddzielna toaleta.

Nie mieliśmy pieniędzy na remonty

Ciotka wynajęła nam to mieszkanie w całkiem przystępnej cenie.

– Wy nie będziecie przepłacać i tułać się po obcych, a ja będę mieć gwarancję, że zawsze opłacicie na czas czynsz i rachunki. No i nie zniszczycie mi chałupy, bo wszystkie meble przecież zostają, a z najemcami nigdy nic nie wiadomo. Tomek opowiadał, że jakiejś jego koleżance studenci porysowali parkiet, rozbili szybę w kabinie prysznicowej, zabrudzili meble.

Skorzystaliśmy z okazji i rozgościliśmy się u ciotki na dobre. Mieszkanie nie dość, że było duże, to jeszcze całkiem fajnie urządzone. Wujek miał pieniądze, a ciotka niezły gust. To tam wychowywała się Oliwia i urodził się Artur. Ciotka jednak poznała pewnego starszego Włocha i postanowiła się z nim pobrać. Teraz już na stałe zostaje w Bolonii. Mieszkanie przepisała synowi, a ten chce je sprzedać.

Byliśmy więc zmuszeni szukać sobie czegoś nowego. Z dużym wysiłkiem udało się nam uzbierać pieniądze na wkład własny i zaciągnąć kredyt. Kupiliśmy to M3 na całkiem ładnym, zielonym osiedlu. Blisko mojej pracy, ze świetnym dojazdem do centrum. To była prawdziwa okazja i tylko dzięki temu stać nas na comiesięczną ratę, która nie rujnuje naszego domowego budżetu.

Na generalny remont na razie nie mieliśmy jednak pieniędzy. Ja w sklepie zarabiam tylko nieco ponad najniższą krajową, Konrad jest nauczycielem w liceum i też nie ma kokosów. Wspólnymi siłami jakoś dajemy radę, ale na fanaberie nas nie stać. Postanowiliśmy więc na razie, że wprowadzamy się tak jak jest, a remont zaplanujemy, gdy nieco odłożymy.

Większość mebli zostało po poprzednim właścicielu. A to rzeczywiście było starsze małżeństwo, dlatego wiele z naszych sprzętów pamięta jeszcze czasy PRL-u. Są to jednak solidne rzeczy, zadbane i utrzymane w dobrym stanieMnie to w wystarcza. Nie jestem jakąś fanką programów o aranżacji wnętrz, która koniecznie musi mieć kuchnię w zabudowie, najnowszą kabinę w łazience i szafę na wymiar inspirowaną meblami z najnowszych katalogów.

Oliwia nie chce zapraszać koleżanek

Okazało się jednak, że Oliwka odbiera to całkowicie inaczej. To nastolatka, której bardzo zależy na opinii znajomych, a teraz wszyscy tylko szpanują. W czasach Instagrama każdy chce kreować swoje wyjątkowe życie. A trudno to robić ze starą meblościanką w tle, prawda?

Córka twierdzi więc, że do naszego domu, to nawet wstyd zapraszać koleżanki. Uważa, że później wszyscy znajomi będą śmiać się z jej pokoju.

– Dziewczyny powiedzą, że mieszkam jak babcia. Ta wersalka, stare biurko i szafa są przecież zabójcze – marudzi.

W efekcie, nawet jej dwie najbliższe przyjaciółki jeszcze u nas nie były. Przyznam szczerze, że, zajęta przeprowadzką, rozpakowywaniem oraz ciągłą gonitwą pomiędzy pracą i domem, nawet tego nie zauważyłam. Wiem, jaka teraz jest młodzież. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że za brak oryginalnych ciuchów czy butów można zostać wykluczonym z towarzystwa.

Myślę, że Kasia i Malwina, z którymi Oliwka przyjaźni się od zerówki, na pewno nie odrzucą jej tylko, dlatego że nie ma nowocześnie urządzonego pokoju, a nasza kuchnia wymaga generalnego remontu. Do córki jednak zupełnie nie docierają moje racjonalne argumenty. Upiera się, że babcine meble to obciach. Nie wiem, jak mam jej wytłumaczyć, żeby mniej przejmowała się tym, co powiedzą inni.

Przecież się nie ugnę i nie zaciągnę pożyczki, żeby wszystko w domu powymieniać. Te sprzęty są solidne, funkcjonalne i w naprawdę dobrym stanie. Sprawdzają się na co dzień i mnie to wystarcza. A że nie są modne? A jakie to ma znaczenie? Trendy i tak błyskawicznie się zmieniają. Dzisiaj w cenie jest minimalizm, a jutro futurystyczne meble. Nie ma co za tym ślepo podążać. Tylko, co zrobić, żeby czternastolatka to zrozumiała?

Sylwia, 41 lat

Czytaj także:
„Wyjazd integracyjny do lasu zmienił wszystko. Nasze palce zetknęły się podczas grzybobrania”
„Mój facet pachniał drogimi perfumami, ale ukradkiem żył na kredyt. Myślał, że nigdy się nie dowiem”
„Muszę mierzyć się z podejrzliwymi spojrzeniami, bo jestem samotnym ojcem. Ludzie myślą, że nie umiem zająć się córką”

Redakcja poleca

REKLAMA