„Córka sąsiadki pustoszy mi lodówkę. Zdziwi się, gdy niedługo wystawię jej paragon grozy za wikt i opierunek”

zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Thanasis Zovoilis
„Wchodziła, otwierała lodówkę, jakby to była jej własna, i wybierała sobie, na co ma ochotę. Raz wyciągnęła mój ulubiony ser – taki drogi, który kupuję raz na jakiś czas jako małą przyjemność – i po prostu zjadła go na miejscu, nie pytając, czy może!”.
/ 04.10.2024 13:15
zamyślona kobieta fot. iStock by Getty Images, Thanasis Zovoilis

Mieszkam w tym samym bloku od ponad dwudziestu lat, na czwartym piętrze, w przytulnym, choć wymagającym odświeżenia mieszkaniu z balkonem. Moje życie toczy się spokojnie, może nawet monotonnie. Sąsiadów znam prawie wszystkich, z wieloma z nich jestem w bardzo dobrych relacjach – zwłaszcza z Renatą, z którą mieszkamy drzwi w drzwi.

Sąsiadka była jak rodzina

Jesteśmy z Renatą przyjaciółkami odkąd pamiętam – razem wychowywałyśmy nasze dzieci, razem chodziłyśmy na spacery, a wieczorami piłyśmy kawę, dzieląc się plotkami i codziennymi troskami. Malwinę, jej córkę, znam od małego – pamiętam, jak biegała w podartych rajstopkach po korytarzu, wspinała po drzewach i dokazywała, zawsze pełna energii.

Renata to wspaniała kobieta: samotna matka, która zawsze starała się dać Malwinie wszystko, co najlepsze, choć nigdy nie było jej łatwo. Dlatego zawsze chętnie gościłam zarówno ją, jak i Malwinę. Dziewczyna dorosła, skończyła szkołę, a teraz, kiedy ma 22 lata, stara się odnaleźć w dorosłym życiu, choć moim zdaniem, nadal wisi na matce. Było mi miło, że nadal do mnie przychodziła, żeby porozmawiać, zjeść coś czy obejrzeć film, choć była już dorosła i miała na pewno bardzo wiele zobowiązań towarzyskich. Ale ostatnio zaczęłam dostrzegać pewne zmiany.

Na początku nie zwróciłam na to uwagi

Malwina zaczęła odwiedzać mnie coraz częściej, a ja, jak to ja – cieszyłam się, że ktoś docenia moje gotowanie i towarzystwo. Jednak wizyty zaczęły być coraz dłuższe. Z początku pojawiała się od czasu do czasu, a ja zawsze z chęcią częstowałam ją obiadem, kiedy jej mama była w pracy. A potem, nim się obejrzałam, siedziała u mnie codziennie na kolacji. Zdarzały się nawet dni, kiedy po prostu wchodziła bez zapowiedzi, jakby mieszkanie było jej drugim domem.

Nie ukrywam, że przez długi czas tłumaczyłam to sobie w najlepszy możliwy sposób. „Może im się nie przelewa, a młoda osoba potrzebuje jeść”, myślałam. „Lepiej, że przychodzi do mnie, niż gdyby miała się żywić byle czym”. Poza tym, Renata nigdy nie prosiła o pomoc wprost, ale znam ją dobrze – wolałaby zjeść zupę z jednej marchewki przez tydzień, niż przyznać się, że nie daje sobie rady. Malwina natomiast… Cóż, młodzież nie zawsze wie, jak się zachować. Jednak z każdym kolejnym dniem moja cierpliwość zaczynała się wyczerpywać.

Nie chodziło tylko o jedzenie. Malwina, mając 22 lata, powinna mieć jakieś poczucie, że korzystanie z czyjegoś lodówki nie jest całkowicie normalne. A ona? Wchodziła, otwierała lodówkę, jakby to była jej własna, i wybierała sobie, na co ma ochotę. Raz wyciągnęła mój ulubiony ser – taki drogi, który kupuję raz na jakiś czas jako małą przyjemność – i po prostu zjadła go na miejscu, nie pytając, czy może! Innym razem, kiedy wróciłam do domu z zakupów, zobaczyłam, jak siedzi w mojej kuchni i zjada resztki gulaszu, który planowałam zostawić sobie na obiad na następne dwa dni. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie posuwam się za daleko w tej swojej „gościnności”.

Przychodziła i mnie objadała

– Halinka, coś taka cicha? – spytała Renata, kiedy spotkałyśmy się na klatce kilka dni temu.

– A, nic, nic... – odpowiedziałam wymijająco, nie wiedząc, jak zacząć rozmowę o tym, co mnie trapiło.

Bo jak tu powiedzieć swojej przyjaciółce, że jej córka zaczyna działać ci na nerwy? I to nie byle jak, tylko bezceremonialnie pustoszy twoją lodówkę. Problem w tym, że nie jestem osobą, która lubi konfrontacje. Wolę unikać sporów i rozwiązywać problemy po cichu. Ale ta sytuacja nie dawała mi spokoju. Z każdym dniem Malwina zachowywała się coraz bardziej swobodnie, a ja coraz bardziej czułam się jak gospodyni, której głównym zadaniem jest dostarczanie jedzenia.

Doszło do tego, że pewnego wieczoru, kiedy weszła bez pukania, niosąc ze sobą torbę pełną swoich rzeczy, poczułam, jak wzbiera we mnie frustracja. Spojrzała na mnie jak zawsze, uśmiechnęła się i powiedziała:

– Cześć, ciociu Halu! Co dziś na kolację?

Wtedy już nie wytrzymałam.

Powiedziałam, co myślę

– Malwina – zaczęłam powoli, starając się nie brzmieć zbyt ostro – Zawsze jesteś tu mile widziana, ale... ostatnio jest mi coraz ciężej.

Spojrzała na mnie zdziwiona, jakbym powiedziała coś kompletnie niezrozumiałego.

– Ale jak to?

– Wiesz, przychodzisz tu ostatnio bardzo często i... cóż, moja lodówka nie jest bez dna.

Zaśmiała się nerwowo, jakby myślała, że żartuję, ale kiedy zobaczyła, że nie odwzajemniam uśmiechu, spoważniała.

– Przepraszam, ciociu Halu, ja tylko... myślałam, że to ci nie przeszkadza. Mama zawsze mówiła, że jesteś jak rodzina... I ja tak też się zawsze u ciebie czułam. To miejsce jest jak drugi dom...

Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że to, co powiem, może zranić zarówno ją, jak i Renatę, ale musiałam w końcu wyrazić swoje uczucia.

– Oczywiście, że jesteśmy jak rodzina, Malwina, ale problem polega na tym, że nie jestem w stanie cię ciągle gościć. Moje rachunki za jedzenie ostatnio podskoczyły, a ja sama ledwo wiążę koniec z końcem. Nie mówię, że nie chcę cię widywać, ale muszę postawić jakieś granice. Nie chcę, żebyś się na mnie obraziła, dziecino, bo bardzo cię lubię... Tu chodzi tylko o pieniążki.

Na twarzy Malwiny malowała się konsternacja. Widocznie nie spodziewała się takiej rozmowy. W końcu opuściła głowę i kiwnęła lekko.

– Rozumiem – powiedziała cicho. – Nie chciałam sprawiać cioci kłopotu.

Było mi jej żal, bo w gruncie rzeczy wiedziałam, że nie miała złych intencji. To był raczej brak świadomości, jak jej zachowanie wpływa na innych. Niemniej jednak czułam się w tej sytuacji uwięziona między lojalnością wobec Renaty a własnymi potrzebami.

Bałam się o naszą przyjaźń

Kiedy Malwina wyszła tego dnia, poczułam ulgę, ale także pewien niepokój. Czy źle zrobiłam? Może powinnam była porozmawiać z Renatą wcześniej, zamiast zrzucać wszystko na Malwinę? Moje myśli krążyły wokół tego, jak podejść do sprawy delikatnie, nie chcąc zranić przyjaciółki.

Następnego dnia Renata przyszła do mnie na kawę, jakby nic się nie stało. Nie wiem, czy Malwina coś jej powiedziała, ale kiedy siedziałyśmy przy stole, czułam, że muszę podjąć ten temat.

– Renatko, wiesz, muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam ostrożnie. – Malwina ostatnio bardzo często u mnie bywała i... cóż, może się to wydawać głupie, ale zaczęło to być dla mnie trochę problematyczne.

Renata spojrzała na mnie zdziwiona.

– O co chodzi? – zapytała, odstawiając filiżankę na stół.

Westchnęłam.

– Chodzi o to, że Malwina zachowywała się tak, jakby była u siebie. Zjadała moje jedzenie, czasem nawet bez pytania. Wiem, że to może brzmieć głupio i egoistycznie, ale mnie po prostu nie stać mnie na utrzymywanie kolejnej osoby.

Renata zamilkła na chwilę, a ja nie wiedziałam, czego się spodziewać. W końcu jednak uśmiechnęła się blado.

– Wiesz, Malwina nigdy nie miała wyczucia takich spraw. Ja ją może trochę za bardzo rozpieszczałam, bo zawsze starałam się jej dać wszystko, co mogłam. Ale nie sądziłam, że aż tak cię obciąża. Przepraszam, Halinko – odpowiedziała z lekkim zawstydzeniem.

Poczułam, jak kamień spada mi z serca.

– Kochana, nie przejmuj się, ja cię o nic nie obwiniam, zresztą rozmawiałam już z Malwinką i powiedziałam jej, że po prostu nie stać mnie na codzienne goszczenie jej na obiad i kolację. Myślę, że zrozumiała. Po prostu nie chciałam, żeby coś działo się poza tobą, więc pomyślałam, że najlepiej będzie jak i tobie powiem...

Oczywiście, dobrze zrobiłaś! Ale ja i tak z nią porozmawiam, bo jest już przecież dorosłą kobietą i powinna znać jakieś zasady, wykazywać się trochę większą empatią.

– Jeszcze to wyczuje, spokojnie – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

Może Malwina rzeczywiście nie rozumiała, jak jej zachowanie wpływa na innych, ale od teraz będzie musiała nauczyć się wyczucia i empatii. A ja? Też wykonałam pewną pracę nad samą sobą: postawiłam granicę, mimo że mogło mnie to kosztować relację z dwiema bardzo bliskimi mi osobami. Bo przecież, pomimo tej nieprzyjemnej sytuacji, nadal bardzo lubię i Renatę, i Malwinę. 

Halina, 61 lat

Czytaj także: „Chłopak rzucił mnie jak zmechacony szalik. Długie jesienne wieczory zaczęłam spędzać z jego najlepszym przyjacielem”
„Wziąłem ślub z pierwszą lepszą, aby dopiec byłej dziewczynie. Przyszłą żonę poznałem na miesiąc przed ceremonią”
„Kochałam chłopaka nad życie, dopóki nie poznałam jego ojca. Teraz już sama nie wiem, na którym bardziej mi zależy”

Redakcja poleca

REKLAMA