Od kilku lat regularnie jeździłem do sanatorium. I chociaż znałem opowieści o tym, co tam się wyprawia, to jednak nigdy nie dałem ponieść się pokusie i zawsze byłem wierny swojej żonie. Jednak do czasu. Na ostatnim wyjeździe poznałem seksowną i przesympatyczną Tereskę, która całkowicie zawróciła mi w głowie. Ten jeden jedyny raz pozwoliłem sobie na niewinny flirt, który nie miał dalszego ciągu. Nigdy nie przypuszczałem, że ta sekutnica rozbije moje małżeństwo.
Zbliżał się kolejny wyjazd
– Gdzie jedziesz tym razem? – zapytał mnie kolega, któremu powiedziałem, że za niedługo wyjeżdżam do sanatorium.
– Tym razem do słynnego Ciechocinka – odpowiedziałem.
A kolega zareagował dokładnie tak, jak można się było tego spodziewać.
– Naprawdę? – zaśmiał się. – A Hania puści cię do tego przybytku rozpusty? – zażartował.
Powiedziałem mu, żeby się nie wygłupiał. Owszem, znałem legendę tego miejsca, ale ja nie zamierzałem brać w niej udziału. Od dziesięciu lat regularnie jeździłem do sanatorium i jeszcze na żadnym z tych wyjazdów nie zdradziłem żony. Owszem, zdawałem sobie sprawę z tego, jakie opowieści krążą o tych miejscach, ale mnie one nie dotyczyły.
– Puści, puści – zapewniłem go. – Moja żona nie ma się, czego obawiać – dodałem z pełnym przekonaniem, że tak właśnie jest. Wtedy nawet nie przyszło mi do głowy, że wyjazd do znanego w całej Polsce sanatorium zakończy moje małżeństwo.
Żona żartowała ze mnie
A wyjazd ten zbliżał się wielkimi krokami. Tym razem postanowiłem pojechać z własnych środków, bo terminy z Narodowego Funduszu Zdrowia były stanowczo za długie. I pewnie dlatego razem z Hanią zadecydowaliśmy, że pojadę w pojedynkę.
– Tylko zachowuj się tam przyzwoicie – żona mrugnęła do mnie okiem.
– Jak zawsze – odpowiedziałem i mocno ją uścisnąłem. A potem zapewniłem ją, że jeszcze nawet nie wyjechałem, a już za nią tęsknię.
– Oszust – zaśmiała się Hania. – Ale kochany oszust – dodała szybko.
Byliśmy razem od 35 lat. I naiwnie sądziłem, że żaden wyjazd do sanatorium – nawet tak owianego złą sławą – tego nie zmieni.
Miałem przygody po drodze
Przyjechałem do Ciechocinka późnym wieczorem. Tego dnia nic nie szło po mojej myśli. Najpierw zapomniałem biletu na pociąg i musiałem kupić znacznie droższy u konduktora, a potem jeszcze okazało się, że mój środek lokomocji uległ awarii i oczekiwanie na pojazd zastępczy trwało ponad trzy godziny. W związku z tym dotarłem do celu zmęczony, głodny i bardzo zły. I jedyne, o czym marzyłem, to położyć się do łóżka i przespać w spokoju co najmniej kilku godzin.
Nie było mi to jednak dane. Jeszcze tego samego wieczoru musiałem się zameldować, uzupełnić dokumentację i podpisać mnóstwo papierów.
– Miłego pobytu – powiedziała pani na recepcji budynku, w którym mieścił się mój pokój. Poczułem się bardziej jak na wakacjach, a nie jak na wyjeździe zdrowotnym. Ale w końcu był to prywatny wyjazd.
– Zapraszamy na wieczorek zapoznawczy – usłyszałem jeszcze.
Poznałem turnusową gwiazdę
Tak szczerze powiedziawszy, to nie miałem na to ochoty. Ale pomyślałem sobie, że dobrze byłoby poznać ludzi, z którymi będę się spotykał codziennie przez kolejne trzy tygodnie. Teresa od razu wpadła mi w oko. Gdy tylko wszedłem na salę, w której odbywała się impreza, to zobaczyłem kobietę ubraną w czerwoną sukienkę. Od razu usłyszałem też jej śmiech – głośny, perlisty i bardzo zaraźliwy.
– Jestem Tadeusz – przedstawiłem się, podchodząc do niej.
Odwróciła się w moją stronę i podała mi dłoń.
– Teresa – powiedziała z uśmiechem. A ja od razu poczułem, że moje serce zaczyna bić nieco szybciej. Pierwszy raz od kilkudziesięciu lat jakaś inna kobieta niż Hania wywołała we mnie uczucie zachwytu.
Zrobiła na mnie wielkie wrażenie
Ten wieczór spędziliśmy razem. Nie odstępowałem Teresy na krok, a ona pozwalała się adorować. Okazało się, że moja nowa znajoma świetnie tańczy, więc sporo czasu spędziliśmy na parkiecie.
– Miło mi było cię poznać – powiedziała, gdy potańcówka się skończyła, a ja odprowadziłem ją pod drzwi jej pokoju.
– Mnie również – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. I na pożegnanie złożyłem pocałunek na jej policzku.
Idąc do swojego pokoju, cieszyłem się jak dziecko, że będę miał towarzyszkę na kolejne tygodnie pobytu w Ciechocinku. Do tej pory miałem średnie szczęście do ludzi i zazwyczaj trafiałem na nudziarzy, marudy lub plotkarzy. Jedyny wyjątek stanowiły wspólne pobyty z Hanią. Tym razem jednak nie mogłem liczyć na towarzystwo żony. „Ale i tak powinno być całkiem miło” – pomyślałem. I wcale się nie pomyliłem.
Spędzaliśmy razem sporo czasu
Następnego dnia już od samego ranka szukałem wzrokiem mojej wieczornej towarzyszki. I na moje szczęście okazało się, że nie tylko mamy te same zabiegi, ale też wybraliśmy podobne wycieczki i aktywności. Od razu poprawił mi się humor.
Dni spędzone z Teresą były bardzo miłe. Rozmawialiśmy na różne tematy – od książek, poprzez teatr aż po aktualne wydarzenia polityczne. Szybko przekonałem się, że mamy podobne zainteresowanie i lubimy podobne rzeczy. Dodatkowo Teresa była naprawdę atrakcyjna. A ja – jak każdy facet – lubiłem zawiesić wzrok na ładnej kobiecie.
Nie wiedziałem, co czuję
Z każdym dniem czułem też, że czuję do Teresy coś więcej niż sympatię. Bądźmy szczerzy – spodobała mi się. I chociaż wciąż byłem zakochany w Hani, to właśnie przy Teresie czułem się tak, jakbym był młodszy o co najmniej dwadzieścia lat. Za każdym razem gdy pojawiała się na horyzoncie, to moje serce zaczynało bić mocniej, a całe ciało wskazywało na to, że nie jest mi ona obojętna. Teresa czuła dokładnie to samo. Widziałem w jej oczach, że jej się podobam. Zresztą udowadniała to na każdym kroku.
Bywały takie dni, że miałem wyrzuty sumienia. Chociaż między mną a Teresą do niczego nie doszło, to mimo wszystko czułem, że nie jestem do końca w porządku w stosunku do swojej żony. Ale szybko się rozgrzeszałem. „Niewinny flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził” – myślałem za każdym razem, gdy moje sumienie zaczynało dochodzić do głosu. Szkoda tylko, że wtedy nie pomyślałem, że ten niby niewinny flirt narobi wiele szkód.
Byłem szczery
Kiedy zbliżał się dzień mojego powrotu do domu, to nawet poczułem ulgę. W ostatnich dniach Teresa robiła się natarczywa i chciała spędzać ze mną cały wolny czas. A ja byłem już trochę zmęczony i chciałem wrócić do żony.
– Kiedy zobaczymy się znowu? – zapytała mnie na dzień przed wyjazdem.
Spojrzałem na nią i nie wiedziałem, co powiedzieć. Dlatego postanowiłem być szczery.
– Pewnie już nigdy – odpowiedziałem. Mieszkaliśmy na dwóch różnych końcach Polski, więc szansa na nasze spotkanie była naprawdę niewielka.
– Nie żartuj sobie – powiedziała Teresa i się roześmiała. Ale ten jej śmiech nie był już tak wesoły jak zawsze. Usłyszałem w nim nutę histerii.
– Nie żartuję – odpowiedziałem. – Turnus się skończył, a my rozjedziemy się do swoich domów.
Nie dawała za wygraną
Teresa spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, a potem głośno wypuściła powietrze.
– Chcesz to tak zakończyć? – zapytała oburzona.
Zaniepokoiłem się. Wprawdzie już od kilku dni czułem, że Teresa czuje do mnie coś więcej, ale nie sądziłem, że przy pożegnaniu zrobi scenę.
– Nie ma co kończyć – powiedziałem spokojnie. – Przecież między nami nic nie było.
Teresa poczerwieniała, a potem wybuchła złością.
– Jak to nic nie było?! – wykrzyknęła. – Przecież jesteśmy w związku.
Gdyby nie to, że sytuacja wcale nie była śmieszna, to pewnie roześmiałbym się na cały głos. Ale wtedy wcale nie było mi wesoło. Z postawy Teresy jasno wynikało, że zadurzyła się we mnie i snuła z moją osobą plany na przyszłość.
– Nie jesteśmy – odpowiedziałem. – To była tylko turnusowa znajomość, nawet nie romans. Ale ja mam żonę, którą kocham – powiedziałem.
Liczyłem na to, że tak jasne postawienie sprawy zakończy tę szopkę.
– Pożałujesz tego – wysyczała Teresa. A potem odwróciła się na pięcie i odeszła.
Zniszczyła moje małżeństwo
Całą drogę do domu zastanawiałem się, czy Teresa spełni swoje groźby. A potem przekonywałem sam siebie, że nic takiego się nie wydarzy. Teresa nie wiedziała, gdzie mieszkam i nie znała mojego numeru telefonu. Co mogła zrobić? Kiedy uświadomiłem sobie, że nic, to od razu się uspokoiłem.
Nie doceniłem jednak siły skrzywdzonej kobiety. Kilka dni po moim powrocie żona otrzymała tajemniczy list. Gdy tylko go otworzyła, to spojrzała na mnie, a potem zapytała lodowatym tonem.
– Co to ma znaczyć?
Spojrzałem na nią, nic nie rozumiejąc. Pokazała mi list, a wtedy wszystko do mnie dotarło. Poznałem pismo Teresy. Moja znajoma z sanatorium przedstawiła mojej żonie historię z jej punktu widzenia. I okazało się, że to nie był niewinny flirt, ale trzytygodniowy romans. Z listu dowiedziałem się, że nie tylko zdradziłem żonę, ale też zamierzałem się rozwieść i ułożyć sobie życie na nowo. A jakby tego mało, to do listu były dołączone zdjęcia – i to takie, które jednoznacznie potwierdzały słowa zawarte w liście. Wszystko to wyglądało bardzo wiarygodnie.
– Co masz mi do powiedzenia? – zapytała mnie Hania.
– To nie tak – zacząłem.
Żona nie chciała mnie słuchać
Zamierzałem powiedzieć, jak było naprawdę. Jednak żona nie uwierzyła w ani jedno moje słowo. Wprawdzie wysłuchała co miałem do powiedzenia, ale potem spakowała moją walizkę i kazała mi się wynosić.
– Nie chcę cię więcej widzieć – powiedziała na koniec.
Próbowałem ratować swoje małżeństwo. Jednak Hania nie była w stanie mi wybaczyć. I ja się jej nie dziwię. Przez krótką chwilę słabości zniszczyłem wszystko, co razem budowaliśmy przez kilkadziesiąt lat. Jeżeli nie uda nam się tego poskładać, to pretensję będę mógł mieć tylko do siebie.
Tadeusz, 60 lat
Czytaj także:
„Mąż przyjaciółki jest leniem i prostakiem, ale z łóżka bym go nigdy nie wyrzuciła. Żałuję, że go jej oddałam”
„Byłem zazdrosny o kumpla i jego idealne życie. Przestałem, gdy przyłapałem jego matkę z kochankiem”
„Odziedziczyłam po babci rozwalający się dom na odludziu. W tej ruderze znalazłam swój kąt i miłość mojego życia”