Ostatnimi czasy coraz mocniej czuję, że wzięłam na siebie zbyt wiele. Obiecałam zająć się moją małą wnusią kiedy jej mama i tata wyjechali za pracą do Szwecji. Nie mogę się doczekać lata, bo w końcu Jola i Maciek powiedzieli, że zabiorą małą do siebie.
Mam nadzieję, że tym razem nic im nie wypadnie! Zdaję sobie sprawę z tego, że młodzi ludzie teraz nie mają lekko i że powinno się im pomagać, jednak mając sześćdziesiąt lat na karku, niełatwo zajmować się ośmioletnią dziewczynką.
Moja wnuczka to istny aniołek
Moja wnusia Mariolcia to istny aniołek, taka słodka i ułożona, ale jej wychowanie spędza mi sen z powiek! Kiedy sama wychowywałam swoje pociechy, chyba nie martwiłam się aż tak bardzo. Teraz muszę mieć oczy dookoła głowy: dopilnować, żeby mała zawsze wyglądała jak spod igły, miała porządny posiłek do szkoły, bo nie daj Boże ktoś pomyśli, że to dziecko rodziców na emigracji. Pomagam jej odrabiać zadania domowe, chociaż to katorżnicza praca, bo mój anielski spokój już jest powoli na wyczerpaniu.
Odprowadzanie do szkoły to istna udręka – dopiero wracam do domu, a zaraz znowu trzeba pędzić po dzieciaka, bo zajęcia szybko się kończą. Mój mąż tyle gadał, że będzie mi pomagał, a jak przyszło co do czego, to jedyne, na co go stać, to wspólne oglądanie telewizji z wnuczką.
Kiedy mu przypominam o tych obietnicach, zamiast w końcu ruszyć się do roboty, tylko marudzi, że jestem nadopiekuńcza i czy mała nie może sama chodzić do szkoły. Jemu nikt nie towarzyszył i jakoś dał sobie radę! Mówić każdy potrafi…
No ale kiedyś to furmanki po ulicach jeździły, a teraz wszędzie pełno smarkaczy, co myślą, że są kierowcami rajdowymi i szaleją między blokami. Jakby wnuczce nieszczęście się przytrafiło, to jak miałabym z tym żyć?
Mówiłam mu, żeby chociaż poszedł po zakupy, bo ja się nie wyrabiam, ale ten mój facet to totalna porażka! Daję mu spis na kartce, a i tak przyniesie tylko połowę tego, co trzeba. Matko Boska, żeby już lato było, to może trochę odpocznę od tego wszystkiego.
Po jej policzkach spływały łzy
Kiedy dzisiaj odbierałam Mariolcię z lekcji, zauważyłam, że mała jest jakby nieswoja. Próbowałam ją podpytać o to, co się działo w szkole – czy miała jakieś sprawdziany albo, czy nauczyła się czegoś ciekawego. Wiadomo, standardowe pytania, które zawsze jej zadaję.
Ona jednak tylko coś tam mamrotała pod nosem, więc w pewnym momencie przystanęłam, uniosłam jej twarz do góry, a tu nagle widzę, że dziecku policzki zraszają łzy!
– Skarbie, co się stało? Ktoś cię skrzywdził? – zaniepokoiłam się nie na żarty. – No powiedz babuni, o co chodzi.
Usłyszałam, że w szkole odbyły się badania kontrolne zamiast normalnych zajęć. Przyjechała lekarka wraz z pielęgniarką z przychodni i przeprowadzały przegląd zdrowia uczniów.
– Ta pani stwierdziła, że mam nadwagę – Mariolka wytarła usta o rękaw swetra. – Jestem gruba!
– Na pewno nie użyła takich słów – wtrąciłam z przerażeniem.
– Nie, faktycznie to koleżanki tak gadały… Ale pani doktor mówiła, że nadwaga powoduje choroby serca, stawów, a ja nie chcę umierać!
– Wiesz co? Nie masz się czym przejmować, bo trzymasz się świetnie. – Zrobiłam dwa kroki do tyłu. – Naprawdę, wyglądasz zwyczajnie. Nie przesadzaj, bo nikt nie wymaga, żebyś była jak modelka.
– No tak, ale ta doktor powiedziała, żebym wpadła z mamą do ośrodka po specjalny jadłospis. Napisz do mamy, żeby tu przyjechała. Musisz to zrobić!
Mała przybrała na wadze
Gadała w kółko, że lekarka mówiła, żeby mama przyszła, musimy napisać list do mamy w Szkocji i od nowa to samo. Próbowałam wytłumaczyć młodej, że matka jest w pracy i nie może tak po prostu wziąć wolnego, a poza tym bilety lotnicze są drogie jak diabli!
Mariola w ogóle ma pojęcie, ile to kosztuje? Gdyby starzy mieli latać do Polski za każdym razem, jak któraś z nas kichnie, to by już dawno zbankrutowali! Przecież ciągle spłacają ten kredyt, który musieli wziąć z banku na mieszkanie, ile razy jej to tłumaczyłam.
– Przypomnij sobie wakacje, Mariolciu, to tuż, tuż – próbowałam skierować jej uwagę na coś przyjemniejszego. – Odwiedzisz mamę i tatę, zwiedzicie razem urokliwe pałace i ogrody...
– Jasne! – upierała się przy swoim. – Oni zupełnie przestali o mnie pamiętać!
Nim dotarłyśmy do mieszkania, zdążyła zadecydować, że koniec z chodzeniem do szkoły, bo niby w jakim celu? Po to, żeby każdy ją wyzywał?
Puściłam dziecku kreskówki, żeby mogło na chwilę zapomnieć o zmartwieniach, a sama pociągnęłam męża do drugiego pokoju na rozmowę. W końcu potrzebuję rady, jak rozwiązać ten dylemat! Mój ślubny początkowo chciał zlekceważyć sprawę, ale tym razem nie pozwoliłam mu się wykręcić.
– Faktem jest, że Mariolcia zrobiła się nieco pucułowata – w końcu przyznał. – Z pewnością waży sporo więcej, niż powinna. Ale co się dziwić, skoro w domu bez przerwy coś je! Chipsy, kanapeczki, a do tego ty jej jeszcze dogadzasz, pichcąc ciasteczka.
No więc, jak tak pomyśleć, to moja mała wnusia faktycznie ciągle coś przegryza. I strasznie prędko wyrasta z ciuchów, dopiero co musiałam biec po kolejne spodnie dla niej.
– Dobra, to jutro zabiorę ją do lekarza i zobaczymy, co nam powie – zdecydowałam. – Jak każe przejść na jakąś dietę, to nie ma sprawy, damy radę.
Mąż stał się potwornie leniwy
A mojemu Mietkowi już powiedziałam, że koniec z oglądaniem telewizji po obiedzie. Ja mam spędzać kupę czasu przy kuchni, to on zadba o to, żeby Mariola więcej się ruszała. Jest wiosna, niech zabiera małą do zoo czy na jakiś plac zabaw.
Mąż nie skakał z radości, ale nie dałam mu dojść do słowa. Bądźmy ze sobą szczerzy, jemu również odrobina ruchu dobrze zrobi. Nie przybiera na wadze, gdyż nie ma do tego predyspozycji, ale stał się potwornie leniwy, ostatnimi czasy nawet zrezygnował z uczestnictwa w spotkaniach kolekcjonerów znaczków. Nic mu się nie chce robić.
– Troszeczkę pozmieniamy parę rzeczy i będzie w porządku – podsumował naszą dyskusję. – Ale koniecznie musimy poinformować Jolę o problemach, w końcu to dotyczy jej córki...
– Chyba ci odbiło! – obruszyłam się. – Na co jej ta informacja, czy cokolwiek to zmieni? Jedynie wprowadzimy ją w zły nastrój.
– Aniu, tak się nie da funkcjonować – mąż, co niespotykane u niego, był nieustępliwy. – Ani my, ani Mariolka nie radzimy sobie z tą sytuacją. Maluch potrzebuje być blisko rodziców. Niech ją zabiorą do siebie albo jedno z nich wróci na dobre. Ale jak mają coś postanowić, skoro ty im mówisz, że u nas wszystko gra?
Szczerze mówiąc, nie wiem, jak postąpić w tej chwili… Przecież ta dwójka i tak zmaga się z masą kłopotów, mam im dokładać kolejnych? Co to da?
Renata, 60 lat
Czytaj także:
„Byłem robotnikiem, a czułem się, jakbym pracował w cyrku. Szefowa rozstawiała mnie po kątach, a szef dawał kasę pod stołem”
„Koleżanka urodziła dziecko i sądzi, że wszystko jej wolno. Wzięła mnie na chrzestną i traktuje jak portfel bez dna”
„Rodzeństwo wciągnęło mnie w swój biznes. Myślałam, że mogę na nich polegać, a oni tylko czekali, by mnie oskubać”