„Córka podrzucała mi wnuczkę i ruszała w tango na balety. Dziecko częściej widziało babcię niż matkę i ojca”

babcia z wnuczką fot. Getty Images, Cavan Images
„Doszło do tego, że przywoziła mi wnuczkę o świcie i odbierała ją późnym wieczorem. Marek też nie kwapił się do opieki nad małą, bo – jak tłumaczył – w pracy miał wieczne urwanie głowy”.
/ 03.08.2024 20:00
babcia z wnuczką fot. Getty Images, Cavan Images

Kiedy przeszłam na wcześniejszą emeryturę, zaproponowałam córce, że mogę zająć się wnuczką lub wnukiem. Wcześniej Marta nie chciała zdecydować się na dziecko, bo obawiała się, że nie będzie miała go z kim zostawić. Gdy zaproponowałam jej takie rozwiązanie, to razem z mężem podjęli decyzję o powiększeniu rodziny. Początkowo bardzo się ucieszyłam. Ale z czasem przekonałam się, że to nie było dobry pomysł. Wnuczka spędzała u mnie całe dnie, a matki i ojca niemal nie widywała. Dlatego postawiłam ultimatum.

Robiła, co chciała

Miałam zasadę, że nie wtrącam się w życie córki. Nie protestowałam, gdy robiła sobie rok przerwy od nauki, nie krytykowałam jej, gdy kolejny raz zmieniała studia i nie wypominałam jej złych wyborów związkowych. Przez cały ten czas zachowywałam spokój i wierzyłam, że córka w końcu ułoży sobie życie. I tak się stało. Po kilku latach zmian Marta odnalazła swoją zawodową drogę, a na jednym ze służbowych wyjazdów poznała swojego przyszłego męża.

– Mamo, poznaj Marka – powiedziała, przedstawiając mi chłopaka, który w niczym nie przypominał jej wcześniejszych facetów. Marek był chudym i cichym okularnikiem, którego największą pasją były komputery. Pracował jako programista w firmie Marty i to właśnie tam spotkali się po raz pierwszy.

– Miło mi – powiedział nieśmiało i cicho, a ja pomyślałam, że zupełnie nie pasuje do mojej głośnej, rozbrykanej i nieco szalonej córki.

A jednak okazało się, że przeciwieństwa się przyciągają. Marta z Markiem nie tylko stworzyli szczęśliwy związek, ale po kilkunastu miesiącach doszli do wniosku, że chcą razem iść przez życie. Zaręczyli się i postanowili wziąć ślub.

Małżeństwo wyraźnie służyło mojej córce. Nie tylko wydoroślała, ale także zaczęła znacznie poważniej podchodzić do swojego życia. Zainwestowała w dodatkowe kursy, co pozwoliło jej awansować. Dodatkowo razem z mężem zdecydowali o wzięciu kredytu na własne mieszkanie.

– Jestem z ciebie bardzo dumna – powiedziałam jej. A ona tylko się uśmiechnęła.

Chciałam już być babcią

Z czasem zaczęłam myśleć o wnukach. Małżeństwo Marty trwało już kilka lat, ale nic nie wskazywało na to, aby ich rodzina miała się wkrótce powiększyć. A przecież nie byli już najmłodsi.

– Jest szansa, że kiedyś zostanę babcią? – zapytałam ją kiedyś żartobliwie, gdy wpadła do mnie na popołudniową kawkę.

Tym razem postanowiłam złamać swoją zasadę o tym, żeby nie wtrącać się w jej życie. A żartobliwy ton miał nieco zmniejszyć powagę tego pytania.
Marta spojrzała na mnie zaskoczona. Nigdy wcześniej nie pytałam jej o tak osobiste sprawy.

– Chciałabym – powiedziała w końcu cicho. – Ale boję się. Sama wiesz, jak wygląda sytuacja ze żłobkami i nianiami. Nie chcę rezygnować z pracy. A jeżeli nie będę miała z kim zostawić dziecka, to nie będę miała innego wyjścia.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem. W dzisiejszych czasach młodzi nie mieli łatwo. Nic więc dziwnego, że w naszym kraju rodziło się tak mało dzieci.

Zaproponowałam córce swoją pomoc

Rozmowa z córką dała mi wiele do myślenia. Zrozumiałam, że brak potomka nie wynika z braku chęci, ale ze strachu o to, co będzie dalej.

– Moja córka poszła na urlop wychowawczy – powiedziała mi sąsiadka z klatki, z którą wdałam się w rozmowę o braku placówek dla najmłodszych dzieci. – Nie miała innego wyjścia – dodała.

Moja sąsiadka cały czas pracowała i faktycznie nie mogła zająć się swoim wnukiem. U mnie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Od kilku lat byłam na wcześniejszej emeryturze i tak naprawdę nie miałam żadnych zajęć, które uniemożliwiałyby mi opiekę nad wnukiem lub wnuczką. Dlatego podjęłam decyzję.

– Jeżeli nie znajdziesz żłobka, to ja zaopiekuję się dzieckiem – powiedziałam córce. – Będziesz mogła wrócić do pracy, nie martwiąc się tym, że nie masz z kim zostawić malucha.

Marta spojrzała na mnie z niepewnym wyrazem twarzy, tak jakby nie wierzyła, że mówię prawdę.

– I nie będzie ci ciężko? – zapytała.

– Bez przesady – roześmiałam się. – Nie jestem jeszcze tak stara, aby nie poradzić sobie z wnukiem lub wnuczką.

Marta mocno mnie uścisnęła. A ja w jej oczach ujrzałam decyzję, która miała wszystko zmienić. I nie trzeba było długo czekać. Kilka miesięcy po zaproponowaniu pomocy dowiedziałam się, że zostanę babcią. A po kolejnych tygodniach na świat przyszła piękna dziewczynka, która za niedługo miała stać się całym moim światem.

Córka znalazła opiekunkę na cały etat

Urlop macierzyński Marty minął bardzo szybko. Po tym okresie córka postanowiła wrócić do pracy. A ponieważ dla wnuczki nie znalazło się miejsce w żłobku, to zgodnie z obietnicą to ja przejęłam opiekę nad małą.
Początkowo byłam tym zachwycona. Oliwka była bardzo spokojnym dzieckiem, a opieka nad nią byłą samą przyjemnością.

W pierwszym okresie wnuczka spędzała u mnie po kilka godzin dziennie. Marta pracowała w skróconym wymiarze czasu i jak najszybciej starała się zabierać malutką do domu. Jednocześnie przez cały czas poszukiwała miejsca w żłobku.

– Nie mogę cię tak wykorzystywać – mówiła, gdy przekonywałam ją o tym, że opieka nad wnuczką to żaden problem.

I faktycznie tak myślałam. Tym bardziej że bardzo lubiłam spędzać czas z Oliwką, która przez większość czasu spała, uśmiechała się słodko lub spokojnie się bawiła. Pierwsze problemy przyszły podczas ząbkowania. Mała zrobiła się płaczliwa i marudna, a ja byłam coraz bardziej zmęczona całodniową opieką. Dodatkowo Marta wróciła na pełen etat i jeszcze zaczęła brać nadgodziny.

– Sama wiesz, jak to jest – tłumaczyła swoją decyzję – Mamy coraz wyższą ratę kredytu. A życie też nie tanieje – mówiła.

Starałam się ją zrozumieć. I chociaż nie było mi łatwo, to zaciskałam zęby i nic nie mówiłam. Jednocześnie starałam się wybadać, jak idą poszukiwania miejsca w żłobku.

– Jestem na liście oczekujących – mówiła mi córka. – Ale kolejka jest bardzo długa.

I szybko wybiegała z mojego mieszkania, mówiąc, że za chwilę spóźni się do pracy. A w pracy spędzała coraz więcej czasu. Doszło do tego, że przywoziła mi wnuczkę o świcie i odbierała ją późnym wieczorem. Marek też nie kwapił się do opieki nad małą, bo – jak tłumaczył – w pracy miał wieczne urwanie głowy. W konsekwencji to ja spędzałam z Oliwką po kilkanaście godzin na dobę, a rodzice zabierali ją do siebie jedynie na noc. To zaczynało być męczące.

Postawiłam córce ultimatum

Wnuczka przez kolejne dwa lata nie dostała się do państwowego żłobka. A córka i zięć nie zamierzali płacić za prywatną placówkę.

– To pochłonie sporą część naszej pensji – tłumaczyła Marta, gdy sugerowałam jej, żeby rozejrzała się za prywatnym żłobkiem.

W pewnym stopniu ją rozumiałam. Ale z drugiej strony miałam już serdecznie dosyć takiego życia. Miałam opiekować się wnuczką przez kilka godzin dziennie, a skończyło się tym, że mała spędzała u mnie niemal cały czas. Marta z Markiem nie tylko przesiadywali w pracy po kilkanaście godzin na dobę, ale dodatkowo wyjeżdżali w liczne delegacje i podróże służbowe. A mała w tym czasie mieszkała u mnie. I chociaż bardzo kochałam swoją wnuczkę, to byłam już tym bardzo zmęczona.

A pewnego dnia czara się przelała.

– Nie możemy znaleźć dla Oliwki miejsca w przedszkolu – powiedziała mi Marta, gdy późnym wieczorem zabierała małą. Było już grubo po północy i Oliwka dawno już spała.

Spojrzałam na nią zaskoczona. Z tego co się orientowałam, to miasto miało odpowiednią ilość miejsc w przedszkolach. Jedyną niedogodnością było to, że nie wszystkie dzieci miały uczęszczać do placówek mieszczących się blisko miejsca zamieszkania.

– A chociaż szukaliście? – zapytałam ironicznie.

Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której przez kolejne lata miałam pilnować wnuczki na cały etat. I nie chodziło już tylko o to, że byłam zmęczona. Zdecydowanie większym problemem było to, że Oliwka znacznie częściej widywała babcię niż własnych rodziców. A przecież to nie było normalne.

– Oczywiście – usłyszałam urażony głos córki.

– To dobrze – powiedziałam. A potem dodałam, że muszą sobie jakoś poradzić. – Nie jestem w stanie pilnować Oliwki w takim wymiarze jak dotychczas. Jeżeli nie znajdziecie miejsca w państwowym przedszkolu, to będziecie musieli zapisać ją do placówki prywatnej.

Córka spojrzała na mnie z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. Chyba w końcu zrozumiała, że wykorzystywanie mnie przekroczyło pewne granice.
Kilka dni później Marta oświadczyła mi, że za kilka tygodni mała idzie do przedszkola. Okazało się, że znalazło się miejsce w placówce, która znajduje się niedaleko pracy córki i zięcia. „Jednak można” – pomyślałam złośliwie. Jednocześnie zapewniłam Martę, że w przypadku choroby na pewno zaopiekuję się wnuczką. W końcu jestem jej babcią. Jednak nawet babci nie można wykorzystywać w nieskończoność.

Maria, 60 lat

Czytaj także:
„Poszłam na układ z Panem Bogiem, by uratować przyjaciółkę. Modliłam się tak żarliwie, że prawie zeszłam z tego świata”
„Romans z greckich plaż przeniósł się na firmowe korytarze. Wakacyjny kochanek nie był tylko jednorazową przygodą”
„Wykorzystałam kłopoty przyjaciółki, by na tym zarobić. Poszłam na dywanik do szefa i puściłam ją z torbami”

Redakcja poleca

REKLAMA