„Córka ubzdurała sobie, że jej mąż to tyran i wzięła rozwód. Wstyd mi za nią na wsi, bo przecież ślubowała przed Bogiem”

załamana kobieta fot. iStock, SilviaJansen
„Już lepiej by było, gdyby tego mojego zięcia jakieś choróbsko zeżarło. Wtedy wszyscy by Żanecie współczuli, zamiast ją paluchami wytykać!”.
/ 03.07.2024 14:54
załamana kobieta fot. iStock, SilviaJansen

Dom nagle stał się pełen ludzi, aż trudno w nim wytrzymać! Człowiek chce iść do łazienki, a tam Madzia od dwudziestu minut siedzi na sedesie. Jak już można wejść, okazuje się, że mała skracała sobie czas, rwąc papier toaletowy na drobniuśkie kawałeczki. Jezu, robota na okrągło… Usiadłam przed telewizorem, a córka już biegnie: czy nie mogłabym za pół godziny, bo teraz leci ulubiona bajka Madzi.

Może w tym czasie poszukałabym tego przepisu na babkę, którą tak wszyscy chwalą? Tę czekoladową, akurat by była na niedzielę.

Bez przerwy ktoś mi organizuje czas!

– Nie mogę uwierzyć, że jeszcze całkiem niedawno marudziłam, jacy jesteśmy samotni i opuszczeni – pożaliłam się mężowi, który zaszył się w sypialni i spokojnie czytał gazetę. – Chyba musiałam mieć gorączkę!

– Przyzwyczaimy się – mruknął. – Pierwsze dni są zawsze najgorsze. I dodał jeszcze, że przecież to nic strasznego, ostatecznie kiedyś mieszkaliśmy tu w piątkę. Teraz tylko we czworo – czemu zatem nie mielibyśmy dać rady?

– Temu, że jesteśmy o dwadzieścia kilka lat starsi i zdążyliśmy już polubić spokój i czas tak wolno płynący na emeryturze, ot co! A poza tym, wtedy byliśmy panami sytuacji, a teraz to takie nie wiadomo co… Niby Żaneta jest moim dzieckiem, ale powiedzieć jej nic nie można, ba! Jeszcze ona zwraca uwagę: „Nie dawaj słodyczy dziecku” albo „nie zakładaj jej swetra, jest ciepło”… Jakbym sama nie wiedziała! Do niczego to wszystko, i tyle. 

– Chce być traktowana jak dorosła, ale jak się grunt chwieje pod nogami, to hyc, pod mamusi spódnicę! – poskarżyłam się Tadkowi.

– Czego ty chcesz, Olga? – mąż odłożył gazetę. – Pytała przecież, czy będzie mogła z nami zamieszkać, i zgodziłaś się.

– Myślałam, że to tylko takie gierki między nią a Igorem – wyjaśniłam.

Kto to widział brać rozwód po pięciu latach małżeństwa?

Rozbijać dziecku rodzinę w imię wymysłów? Taka była zakochana, świata poza tym swoim nie widziała, a teraz nagle bęc, że niby przemocowiec. I do tego jeszcze alkoholik.

– Który to chłop za kołnierz wylewa, jak go częstują? I który babie nie odpysknie, skoro mu ciosa kołki na łbie o byle co? – wkurzyłam się.

– Jest dorosła i wie, co robi – mąż oczywiście uważał inaczej. – Skoro poszła do sądu, musiało być źle.

– Jasne! – prychnęłam. – Dwadzieścia siedem lat i już dziewczyna ma życie za sobą! Kto ją teraz zechce?

– Głupoty gadasz – skwitował Tadek, cholerny mądrala. – Uważasz, że miała się dać obijać byle komu, żeby tylko portki mieć w domu? Dostał swoją szansę, zaprzepaścił ją… Żaneta mówiła przecież, że zrezygnował z terapii w poradni zdrowia psychicznego.

– Terapia-srapia, też coś. Co za czasy, że ludzie się dziwią, jak się ktoś w wariatkowie nie daje zamknąć? Szkoda, że Tadek nie pamięta, jaki wracał, gdy jeszcze w spółdzielni produkcyjnej pracował! Sztywniutki jakby kij połknął, a aktóweczka pyk, pyk, po żywopłocie.

Gdyby ktoś te krzaki wyciął, runąłby jak długi, a gdyby więcej dosadzili znienacka, to i do Krakowa by doszedł! Oj tak, lubił sobie Tadzik wtedy wypić… Ale człowiek wiedział, że ma trójkę dzieci do wykarmienia, i zaciskał zęby.

– Idę do Maryśki pogadać – oznajmiłam mężowi. – Nie zamierzam za szafą we własnym domu siedzieć. Zaczęłam się ubierać, a Żaneta już pyta, gdzie się wybieram. Madzia też – może pójdzie z babunią? Szlag by to trafił, co ja pod specjalną opieką jestem?

– Dajcie mi spokój – burknęłam. – Nie musicie mnie pilnować. Ledwo wyszłam, a tu z drugiego bloku wylazła Wylężałkowa. Aż jej się te złośliwe oczka zaświeciły. I zaczyna: Czy to prawda, że Żanetka do domu wróciła, bo jej chłop nie chciał?

– But pani pękł, trzeba do szewca – pokazałam jej zerwany pasek.

Co za babsko przebrzydłe!

Ale jak to mówią – na pochyłe drzewo każda koza wskoczy. Odkąd Żaneta wróciła, za każdym razem, gdy wyjdę z domu, śledzą mnie ciekawskie oczy. Poruszają się firanki w oknach, milkną głosy, gdy wchodzę do sklepu. A ta jeszcze chce ze mną spacerować! Promenadę sobie urządzać po osiedlu, żeby każdy miał czarno na białym, że moja córka wróciła z dorosłego życia z podkulonym ogonem!

Żanety nic nie rusza, mówi, że to dulszczyzna i zaścianek. Sama słyszałam, jak sąsiadce z góry powiedziała prosto w oczy, że się rozwodzi! Dobrze, że choć pracę znalazła od razu, ale jakby na gwałt nie potrzebowali w podstawówce anglistki na zastępstwo, to nie wiadomo, jakby to było.

I nawet dla Madzi się w środku roku miejsce w przedszkolu znalazło.

– Dzień dobry, pani Olgo – jak spod ziemi wyrosła przede mną Jola, koleżanka córki z gimnazjum. – To prawda, że Żaneta wróciła? Proszę jej przekazać, że pozdrawiam. Jakby miała chwilkę, zawsze może wpaść. Coś tam mruknęłam i przyśpieszyłam kroku. Następna, co się już świeżych plotek nie może doczekać! „Może by rower wyjąć z piwnicy? – pomyślałam. – Wtedy tylko przemknę przez miasteczko i będą mnie mogli w nos pocałować”.

Całkiem inaczej by było, gdyby tego cholernego Igora jakaś choroba zeżarła! Wszyscy by nam współczuli, zamiast jęzory złośliwie strzępić. Zanim doszłam do Maryśki, wpakowałam się jeszcze na byłą kierowniczkę z pracy i listonosza – każdy robił jakieś głupkowate aluzje. Rodzinne miasteczko, a człowiek się porusza jak po polu minowym! W końcu stanęłam pod drzwiami, spocona jak mysz, dzwonię, dzwonię... A przyjaciółki ani śladu.

Obeszłam dom dookoła – nic, pusto. Gdzież ona się podziała? „A może siedzi w środku, ale otworzyć nie chce? – zdenerwowałam się. – Może i ją wszyscy zaczepiają, żeby zapytać, co u mnie, i ma dość?”. Nic to, zawinęłam się i dawaj z powrotem, tą samą drogą. I tylko zerkałam na boki, żeby nikogo nie spotkać, żeby pytań uniknąć.

Olga, 63 lata

Czytaj także:
„Apartament w centrum i szybką furę zamieniłem na karetkę i łózko w szpitalu. Mam przepis na zmarnowanie sobie życia”
„Związek syna uznałem za jawną zdradę rodziny. Ale proboszcz uświadomił mi, że nie jestem lepszy od tego smarkacza”
„Kaśka kolekcjonowała bogatych facetów jak pocztówki z wakacji. Pękałam z zawiści, a to ona zazdrościła mi od lat”

Redakcja poleca

REKLAMA