Bardzo kocham moje wnuki, ale nie podoba mi się, że są wychowywane bez poszanowania dla wiary w pana Boga. Córka nie raczyła ich nawet ochrzcić – uważam, że zrobiła im tym krzywdę, bo pewnych zasad powinno się przestrzegać. Z trudem przełknęłam tę gorzką pigułkę, a nasze relacje się ochłodziły. Nie przeszkadza to jej w podrzucaniu mi bliźniaków w weekendy.
Byłam na każde zawołanie
– Mogę przywieźć Tosię i Krzysia w sobotę rano? Znowu mam pilny wyjazd służbowy – telefon od Marty wcale mnie nie zaskoczył.
– Możesz – odparłam krótko. – A Rafała w domu nie będzie?
– Wiesz dobrze, jaką on ma pracę. Będzie siedział cały dzień w warsztacie i wróci wieczorem strasznie zmęczony.
Nie mam bladego pojęcia, jak młodzi ludzie dzisiaj funkcjonują. Zakładają rodziny, a potem nie mają czasu dla własnych dzieci, bo ciągle tylko pracują. Ja nikogo do pomocy nie miałam, a też musiałam pracować, bo się nie przelewało – dawałam sobie świetnie radę i nie narzekałam. W domu wszystko miałam zrobione i nikt mnie w niczym nie wyręczał.
Nie mam absolutnie nic przeciwko spędzaniu czasu z wnukami, ale Marta przesadza, zostawiając je u mnie dosłownie w każdy weekend. Już nie pamiętam, kiedy miałam sobotę tylko dla siebie. Oczywiście zwracałam jej na to uwagę, ale nie słuchała.
– Łatwo ci mówić, bo jesteś na emeryturze i nie musisz zasuwać – wzdychała.
– Nie przyszło ci do głowy, że ja też mogę mieć swoje plany?
Popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
– Jakie znowu plany? – prychnęła lekceważąco. – Nie mówisz chyba o siedzeniu w kościele.
Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że córka kpi z mojej wiary. Nie wstydzę się tego, że jestem osobą bardzo religijną. Wielokrotnie powtarzałam, że korona by jej z głowy nie spadła, gdyby od czasu do czasu wybrała się na mszę.
Chciałam wolnego od opieki nad dziećmi
Nie wiem, skąd u mojej córki wzięło się przekonanie, że tylko jej potrzeby się liczą. Zazwyczaj po prostu oznajmiała, że przywiezie bliźniaki, kompletnie nie interesując się tym, co ja o tym myślę. Twierdzi, że i tak niczego lepszego do roboty nie mam. W ogóle nie przychodzi jej do głowy, że swoje lata już mam i szybko się męczę, zwłaszcza przy tak pełnych energii dzieciach, jak Tosia i Krzyś. Czasami za nimi nie nadążam.
Niemniej najbardziej denerwujące jest to, że jestem całkowicie uziemiona. Nie zabiorę przecież wnuków na spotkanie z koleżankami czy na nabożeństwo, bo nie zdołałabym ich upilnować. Próbowałam opowiadać im o Bogu, Jezusie i Matce Boskiej, ale poskarżyły się matce, że dziwne bajki im opowiadam i potem była afera. Marta nie chciała słuchać, kiedy jej sugerowałam, że dobrze by było, gdyby dzieci miały na ten temat jakiekolwiek pojęcie.
– Mamo, pozwól, że to ja i Rafał będziemy decydować o tych sprawach – jak tylko poruszałam kwestie związane z wiarą, córka od razu się złościła.
– Przecież ja nic złego nie powiedziałam – nie rozumiałam jej nastawienia.
– Nie życzę sobie, żebyś wciskała bliźniakom te swoje brednie – odparła ostro.
– To nie są brednie – czułam, że krew się we mnie gotuje – a ja mam prawo rozmawiać z wnukami o różnych rzeczach.
– Ale akurat o tych nie, dobrze?
– Nie pojmuję, co ci to przeszkadza – westchnęłam głęboko.
Innym razem zwróciłam córce uwagę, że przywożenie mi dzieci w każdy weekend to lekka przesada – zwłaszcza że w ciągu tygodnia także się nimi zajmowałam. Poza tym ostatnio dokuczał mi ból pleców, a przy bliźniakach nie da się spokojnie posiedzieć. Wiadomo, że trzeba przygotować im coś do jedzenia i nie wolno z nich oczu spuszczać, bo pełno ich we wszystkich kątach. Spacery z nimi miały co prawda swój urok, ale nie będę ukrywać, że bywały męczące.
– Nic na to nie poradzę, że mam taką pracę – Marta naturalnie skupiała się na sobie, moje samopoczucie je nie obchodziło.
– To może w takim razie warto ją zmienić? – zasugerowałam.
– Nigdzie mi tyle nie zapłacą. Moja praca też ci przeszkadza?
– Nie to, że przeszkadza, ale jestem trochę zmęczona tymi weekendami.
– Nie przesadzaj, masz dużo więcej czasu na odpoczynek niż ja.
Zwróciłam córce uwagę, że nie podoba mi się sposób, w jaki się do mnie odnosi, na co nic nie odpowiedziała. Pożaliłam się nieco moim koleżankom – podzielały moje zdanie, że Marta przesadza.
Nie chciałam rezygnować z pielgrzymki
Nigdy nie opuściłam ani jednej parafialnej pielgrzymki. Nie były organizowane zbyt często. Cieszyłam się na myśl o tej, która właśnie zbliżała się wielkimi krokami, ale Marta miała inne plany. Rzecz jasna zamierzała podrzucić dzieci. Uprzedzałam ją, że jest pielgrzymka, z której nie zamierzam zrezygnować. Odgryzła się, że jak raz nie pojadę, to korona mi z głowy nie spadnie. To było dla mnie bardzo ważne, a ona tego nie rozumiała.
– A nie możesz dzieciaków z nami zabrać? – taki oto pomysł podsunęła mi Bożenka. – Wilk będzie syty i owca cała.
– Przecież jak córce o tym powiem, to urządzi awanturę.
– W takim razie nic jej nie mów.
Nie czułam się komfortowo z kłamstwem, ale w tej sytuacji nie mogłam uprzedzić Marty o moich zamiarach. Zdawałam sobie sprawę z tego, że i tak się dowie – przecież ani Tosia, ani Krzyś nie dochowają tajemnicy. Jednakże z drugiej strony poinformowałam córkę o pielgrzymce. Czy to moja wina, że nie przyjmowała tego do wiadomości?
Jak postanowiłam, tak uczyniłam – dzieci pojechały ze mną. Było to dla nich coś zupełnie nowego. Zadawały mnóstwo pytań, ale były grzeczne. Pasowało im, że znalazły się w centrum uwagi. Kiedy po powrocie zapytałam, czy im się podobały, odparły, że bardzo. Marta przyjechała po nie w niedzielę rano. Nie omieszkały się pochwalić, że były z babcią na fajnej wycieczce. Córka zaprowadziła bliźniaki do samochodu, gdzie czekał na nie tata, po czym wróciła na górę i się wściekła.
– Nie umiałaś odpuścić? – była strasznie zdenerwowana.
– O co ci chodzi? Świetnie się bawiły.
– Daruj sobie wciskanie im religijnych bajek – mocno podniosła ton głosu.
– Już ci niejednokrotnie mówiłam, że to nie są bajki.
Strasznie się pokłóciłyśmy. Ja również przestałam panować nad emocjami i wygarnęłam jej to, co leżało mi na wątrobie. Opuściła moje mieszkanie, mocno trzaskając drzwiami.
W kolejny weekend nie przywiozła dzieci, w następny też nie. Ponadto nie zadzwoniła z przeprosinami, więc doszłam do wniosku, że ja nie schowam dumy do kieszeni i nie odezwę się pierwsza. Skoro nie potrafi docenić, że ma darmową opiekę do dzieci, to jej strata, ja nie będę się narzucać. Nie uważam, abym postąpiła niestosownie. To niesprawiedliwe, że ciągle rezygnuję z własnych przyjemności, żeby zajmować się bliźniakami. To, że jestem emerytką, nie oznacza, że nie mam prawa do swojego życia.
Maria, 68 lat
Czytaj także:
„Żona drenowała mój portfel. Nie żałowałem jej, dopóki nie zobaczyłem, na co przepuściła 25 tysięcy w jeden dzień”
„Nikt nie wie, że porzuciłem dziewczynę w ciąży. Nie będę sobie niszczył życia dzieckiem, którego nie chcę”
„Mój mąż-fleja nagle zmienił się w chodzącą drogerię. Kochankę zwęszyłabym z kilometra, ale to było jeszcze gorsze”