„Choć jestem weganką to matka obrzuca mnie mięsem. Od 24 lat codziennie karze mnie za to, że mnie urodziła”

załamana córka fot. iStock, Rockaa
„Często od niej słyszałam, jaka jestem okropna, niewdzięczna. A dobrego słowa – nigdy. Przynajmniej nie pamiętam. Może w dzieciństwie okazywała mi czułość? Może wtedy mnie kochała?”.
/ 23.09.2024 14:32
załamana córka fot. iStock, Rockaa

– Nie możesz tak po prostu wyjechać. Zawsze myślałaś tylko o sobie! A przecież masz obowiązki wobec rodziny. Kto zajmie się gospodarstwem i domem?  – mama jak zwykle nie pozwalała mi dojść do głosu.

Często od niej słyszałam, jaka jestem okropna, niewdzięczna. A dobrego słowa – nigdy. Przynajmniej nie pamiętam. Może w dzieciństwie okazywała mi czułość? Może wtedy mnie kochała? Bo teraz tylko ją irytowałam. Byłam nie taka jak inni, lepsi i mądrzejsi ode mnie. I bardziej zaradni.

– Spójrz na swoje koleżanki. Taka Ulka, do tańca i do różańca. Karolakowa co dzień chwali mi się swoją córką. Wesele szykują na wiosnę! Narzeczony nie byle chłystek, zawód ma, rodzinę utrzyma. A Ulka to już  gospodyni pełną gębą, wszystkiego dopatrzy. Karolakowa może sobie odpocząć od wiecznego tyrania w gospodarstwie. A dumna jest z córki jak nie wiem co!

Mój plan, że wyjadę do miasta i pójdę na studia, mama uważała za idiotyczny. Bo kto to widział, żeby 24-letnia dziewczyna jeszcze o nauce myślała! A to było moje najskrytsze marzenie. Wyrwać się ze złego domu…

Nie miałam zamiaru uciekać przed wiejskim życiem. Nie marzyłam o wielkiej karierze ani luksusach. Gdybym mogła, zostałabym na wsi. Lubiłam tu mieszkać i prawdę mówiąc, nie miałam pojęcia, jak odnajdę się w dużym mieście. Ale musiałam się ratować. Zrozumiałam to niedawno.

Moje stosunki z mamą nigdy nie układały się dobrze. Gdybym nie wierzyła, że każda matka kocha swoje dziecko, pomyślałabym, że ona po prostu mnie nienawidzi. Tak się przynajmniej zachowywała.

Pamiętam pewne zdarzenie sprzed lat. Wracałyśmy ze sklepu, taszcząc duże zakupy. Miałam 10 lat i uginałam się pod ciężarem torby. Ledwie nadążałam za mamą, która wcale nie zamierzała zwolnić. W końcu jednak zatrzymała się, a ja tego nie zauważyłam i prawie zaryłam nosem w jej plecy. Otrząsnęła się jak od jakiej liszki.

– Uważaj, jak idziesz, niezdaro! – zaczęła, ale przerwała na widok sąsiadki.

Pani Hela spojrzała na mnie.

– Wyrosłaś, duża już panna z ciebie. A nogi jakie długie! Ładna ta wasza Hania – zwróciła się do mamy. – I słyszałam, że się dobrze uczy. Pociechę z niej macie.

– A tam, zaraz ładna – moja rodzicielka machnęła ręką. – Zwykła. I co z niej za pociecha? Beze mnie by zginęła we własnym domu! O wszystko sama muszę zadbać.

– Jak to matka… – bąknęła sąsiadka, wyraźnie zmieszana tym atakiem na mnie.

Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym współczucia

Byłam tylko małą dziewczynką, ale już potrafiłam wyczuć takie rzeczy.

– Chowaj się szczęśliwie, skarbie – pogłaskała mnie po głowie i odeszła.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że mama jest dla mnie niedobra. Nie umiała nawet podziękować sąsiadce za miłe słowa po adresem jej dziecka. Musiała wetknąć szpilę. Przecież wiedziała, że słucham. Nie pomyślała, że może być mi przykro?

Kilka lat później zrozumiałam, że mama traktowała mnie, jak kawałek drewna, który nie ma prawa do żadnych uczuć. Oceniała mnie bez skrępowania. Widziała tylko moje błędy. A to nie obudziłam się na czas, żeby przed szkołą pomóc jej w porannym obrządku, a to czegoś zapomniałam.

Lista moich przewinień była długa. Natomiast tego, co we mnie dobre, mama nie zauważała. Zbywała milczeniem pochwały nauczycielek, które twierdziły, że jestem bardzo zdolna i chętnie się uczę. Nie słuchała, gdy inni ludzie mówili o mnie dobrze.

Dlaczego byłaś dla mnie taka surowa, mamo? Życie cię nie rozpieszczało, wiem. Czy to dlatego tak stwardniałaś, że nie zauważyłaś, jak bardzo pragnę zasłużyć na twoją akceptację? Dałaś mi życie, dach nad głową i utrzymanie, ale nie zrobiłaś dla mnie nic więcej.

Długo myślałam, że nie mam prawa cię oceniać. Myliłam się. Dziecko potrzebuje miłości. Ja jej nie dostałam. Może w ogóle nie potrafisz kochać? Bo nie mogę uwierzyć, że jesteś taka nieczuła tylko dla mnie.

Ojca w domu prawie nie było. Pracował przeważnie w Niemczech, razem z wujkiem remontowali ludziom domy. Do nas wracał na 3–4 miesiące, przeważnie zimą, kiedy kończył się sezon. Przywoził prezenty i to wszystko. Z powodu tych ciągłych nieobecności prawie nie miałam z nim kontaktu.

Tak bardzo chciałam ją zadowolić

To nienormalne, gdy dla dorastającej dziewczyny liczy się tylko to, co powie matka. Jej wieczne niezadowolenie odbierało mi poczucie bezpieczeństwa, więc próbowałam jakoś zasłużyć na jej miłość. Rosłam w przekonaniu, że jestem gorsza niż inni. Taki nieudany egzemplarz, w którym zabito poczucie własnej wartości.

O to właśnie mam do ciebie największy żal, mamo. Przeglądałam się w twoich opiniach jak w lustrze i przez to nie udało mi się siebie polubić. Urobiłaś mnie jak masło. Byłam posłuszna, wycofana, nawet specjalnie się nie buntowałam. Myślałam, że tak musi być, bo na nic innego nie zasługuję.

Zawsze lubiłam czytać, chociaż mama krzywo patrzyła na takie marnotrawstwo czasu. Zresztą miała trochę racji. Po maturze w technikum (na liceum i mieszkanie w bursie mama nie chciała się zgodzić) nie znalazłam pracy w naszej okolicy. O wyjeździe nie było mowy, mama potrzebowała mnie w gospodarstwie.

Zawsze powtarzała, że pomaganie jej to mój obowiązek, a jednocześnie potrafiła wypomnieć mi to, że nie znalazłam zatrudnienia, czyli że „siedzę jej na głowie”. Nigdy nie odważyłam się spytać, czego w końcu ode mnie chce. Miałam jednocześnie pracować w zawodzie krawcowej, który mi wybrała, i w gospodarstwie?!

Pewnego dnia, jakieś dwa lata temu, w gminnej bibliotece wpadł mi w ręce poradnik psychologiczny. Ta lektura zapoczątkowała moje przebudzenie. Zaczęłam sobie zadawać pytania. Kim jestem? Czy praca w gospodarstwie za dach nad głową i wyżywienie to szczyt moich ambicji? Czy kiedykolwiek próbowałam zrobić coś dla siebie?

I najważniejsze – dlaczego od lat bez zastrzeżeń ulegam mamie, przyjmuję do mnie kierowaną krytykę jak prawdę objawioną?

A jeżeli to nie ze mną jest coś nie tak?

Wtedy jeszcze nie miałam sił, by walczyć o siebie, ale to była dobra droga. Kolejnym punktem zwrotnym była rozmowa z moją ulubioną nauczycielką polskiego. Spotkałyśmy się przypadkowo na przystanku. Wracałam z kolejnej wyprawy do biblioteki. Panią profesor zainteresował wybór lektury.

– Zawsze dziwiłam się, że nie poszłaś na studia. Byłaś jedną z moich najzdolniejszych uczennic. Jak to się stało, że zostałaś w domu? Zabrakło ci odwagi? – spytała.

Spuściłam głowę. Nie umiałam zdobyć się na szczerość. Co miałam powiedzieć? Że mama zabiła we mnie wiarę we własne siły?

– Jeszcze nie jest za późno. Rekrutacja dopiero za kilka miesięcy – powiedziała. – Masz czas na przemyślenia. Wybacz, że wtrącam się w twoje sprawy, ale to grzech marnować takie zdolności jak twoje, moja droga. Może już czas na własne decyzje?

Drgnęłam. Ona znała moją sytuację w domu i znała mnie. A mimo to uważała, że stać mnie na wyzwolenie się od matki i pójście własną drogą. Miała o mnie lepsze zdanie niż ja o samej sobie…

– Masz prawo pójść swoją drogą – oznajmiła mi polonistka. – Nie jesteś dzieckiem, powinnaś rozpocząć własne życie. Cokolwiek spotkało cię ze strony matki, to już przeszłość. Pora się z tego wyzwolić.

Rozmowa z nauczycielką dała mi do myślenia. „Już czas na własne decyzje” – to zdanie nie mogło wyjść mi z głowy. Ale bałam się zrobić jakikolwiek krok. Mama tak długo powtarzała, że bez niej sobie nie poradzę, że w końcu przyjęłam to za pewnik. Prawie, bo w końcu zaczęłam myśleć.

Dlaczego to zrobiłaś, mamo? Pozwoliłaś, żebym uwierzyła, że do niczego poza pracą w gospodarstwie się nie nadaję. Że jestem życiową niedorajdą. I muszę zostać z tobą na zawsze, bo nie umiem sama żyć.

A może nie zdawałaś sobie sprawy, że mnie krzywdzisz? „O co ci chodzi? Przecież nic takiego nie powiedziałam” – dziwiłaś się, gdy płakałam. Słowa ranią, mamo. A słowa powtarzane po wielokroć zostają w sercu na zawsze.

Nie wiem, czy zrozumiesz, dlaczego odchodzę, mamo. Pewnie odbierzesz to jako kolejny dowód na moją niewdzięczność. Zawsze traktowałaś mnie przedmiotowo, w ogóle nie byłaś ciekawa, co się dzieje w mojej głowie.

Na twoich oczach dorastałam, zmieniałam się, ale ty widziałaś tylko nieudane dziecko. Chciałabym się kiedyś dowiedzieć, jaki był powód twojej niechęci. Może po prostu mnie nie chciałaś? Niektórzy ludzie nie powinni mieć dzieci.

Będę studiowała psychologię. Chcę pomagać ludziom takim jak ja, odrzuconym przez rodziców. Skrzywdzonym dzieciom ukrywającym się w skórze dorosłych. Nie potrafię jeszcze zakończyć tej sprawy z mamą. Może nigdy mi się to nie uda, ale próbuję. Piszę do niej list. Przelewam na papier wszystko, czego jej nigdy nie powiedziałam.

Hanna, 24 lata

Czytaj także:
„Matka ciągle mnie kontroluje. Zagląda mi nawet do lodówki i szuflady z bielizną, więc musiałam dać jej nauczkę”
„Zakochałam się w księdzu i całkiem straciłam głowę. Ślepo wierzyłam, że on rzuci dla mnie sutannę i Boga”
„Mąż bawił się ze mną w dom, a z kochanką harcował pod kołdrą. Chciał trwać w tej farsie, bo nie mógł się zdecydować”

Redakcja poleca

REKLAMA