Ciężko wymazać z pamięci pół życia, ale prawdę mówiąc nie widzę powodów, by nie wracać myślami do tamtych lat. Opuściłem Polskę w czasach, gdy taniec nie pozwalał na godne życie, a nadzieja na własne mieszkanie kupione za zarobione pieniądze była całkowicie płonna.
Chciałem się usamodzielnić
Przez pewien czas mieszkałem z siostrą, która była ode mnie starsza. Wtedy jej życie kręciło się już wokół męża i ich dziecka. Choć starałem się jak mogłem, żeby im nie zawadzać, to w głębi serca pragnąłem mieć własny kąt.
– Słuchaj, jest okazja nieźle zarobić. Reflektujesz? – w telefonie rozległ się znajomy głos Jasia, z którym chodziłem do szkoły tańca.
W życiu trzeba mieć zaufanych przyjaciół. Ja mam takiego jednego i wiem, że gość mnie nie wystawi. Dlatego uznałem, że skoro coś wymyślił, to można w to wejść.
– Jasne – rzuciłem od razu.
– Jedziemy do Niemiec – dodał na koniec.
Czułem, że to moja szansa
Udało mi się dostać wizę i wziąć wolne w robocie. Myślałem, że to będzie tylko mała wycieczka, dlatego dopilnowałem wszystkich papierków, żeby nie spalić za sobą mostów.
Jasiek zdążył już dotrzeć do celu. Nie miał też żadnych problemów, by się zadomowić. Skrzyknął niewielką ekipę, z którą robiliśmy pokazy taneczne w klubach, braliśmy udział w reklamach i w różnych programach jako tło – w zależności od zlecenia.
Nie była to może oszałamiająca fucha, ale mieliśmy robotę na parę miesięcy do przodu, a kasa wreszcie wpadała do kieszeni. Wszyscy chcieli uciułać jak największą sumkę, więc stołowaliśmy się w budkach z fast foodami, koczowaliśmy w tanich norach, ale i tak mieliśmy dużo szczęścia.
Łapałem każdą robotę
Odkładaliśmy pieniądze z myślą o tym, co przyniesie jutro! Ta wizja bardzo mnie pociągnęła i zdecydowałem, że tu zostanę. Chyba byłem wtedy zbyt młody, żeby rozważyć wszystkie za i przeciw. Po prostu poszedłem za głosem serca.
Kłopoty zaczęły się jednak, gdy skończył się okres, na jaki mieliśmy zagwarantowaną pracę. Nie było dla nas zajęcia i nasza ekipa się rozleciała. Prawie wszyscy zdecydowali się na powrót do kraju. Z całej grupy zostaliśmy tam tylko we troje – ja, Jasiek i Ania, która potem wyszła za niego za mąż.
Trzeba przyznać, że utrzymanie się z tańca stało się niemożliwe z powodu braku zleceń, jednak na nasze szczęście mieliśmy niemałą praktykę zdobytą podczas pracy w teatrach. Popytaliśmy naszych znajomych i dość sprawnie udało nam się ustalić, w których miejscach poszukują kogoś do stolarki przy scenografii, a gdzie ktoś mógłby pomóc elektrykowi... Chwytaliśmy każdą robotę, jaka się trafiła, nie patrząc na to, co to było.
Pracowałem z myślą o rodzinie
Zdecydowałem się również na udział w szkoleniach, które podniosą moje kwalifikacje. Certyfikat potwierdzający, iż posiadam uprawnienia do wykonywania masaży leczniczych, okazał się dla mnie nieoceniony. Parę razy w ciągu tygodnia pomagałem w rehabilitacji układu mięśniowo-szkieletowego osób tańczących zawodowo. To pozwoliło mi ponownie cieszyć się regularnym zarobkiem.
Zdawałem sobie sprawę z kłopotów finansowych, z jakimi borykali się moi bliscy w kraju, dlatego kiedy nadarzyła się sposobność, podjąłem się też roli nauczyciela tańca klasycznego dla najmłodszych i nastolatków, aby podreperować domowy budżet. Każdą wolną chwilę, jaka pozostawała mi po robocie, spędzałem na uczeniu się języka niemieckiego.
Trochę się dorobiłem
Tamte lata były zdecydowanie najbardziej wymagającym etapem mojego życia. Wiecznie goniłem, jak nie swój cień, to za czasem, który ciągle mi uciekał. Mało jadłem, a o odpoczynku mogłem jedynie pomarzyć. Żartobliwie sobie obiecywałem, że odpocznę, będąc na emeryturze, a porządnie się wyśpię dopiero w trumnie. Ale jakoś dałem radę to wszystko przeżyć i w końcu moje życie wróciło do normy.
Harówka dała efekty – stać mnie było na więcej. Stan mojego konta powoli się poprawiał. Jasiek i Ania też sobie jakoś radzili, choć w przeciwieństwie do mnie, odcięli się od ludzi z teatru.
Oni zajmowali się sprzedażą różnych rzeczy, a do Polski wyjeżdżali regularnie. Natomiast ja dopiero po kilku latach emigracji byłem w stanie wyrwać się na dłużej do kraju. Jasne, że w międzyczasie gadałem z bliskimi przez telefon i wysyłałem listy, ale to nie to samo co odwiedziny.
Ruszyłem z prezentami do kraju
Prawdę powiedziawszy, ogromnie brakowało mi ojczyzny. Co więcej, cała rodzina martwiła się o mnie i chciała wiedzieć, co u mnie słychać. Dostawałem od nich korespondencję – listy, pocztówki i fotografie z różnych spotkań familijnych. Krewni nieśmiało sugerowali w nich, że przydałyby im się niektóre rzeczy i mieli nadzieję, że okażę się hojny.
Na początku nie miałem kasy na jakiekolwiek podarunki, lecz kiedy w końcu zacząłem nieźle zarabiać, z przyjemnością pomagałem bliskim. Kiedy nareszcie odłożyłem wystarczająco na moje pierwsze w życiu auto, doszedłem do wniosku, że czas najwyższy odwiedzić ojczyznę.
Chcąc zrobić dobre wrażenie, spakowałem do walizki mnóstwo podarunków i wyruszyłem przed siebie! W planach miałem wizytę u siostry, dwóch wujków oraz cioci. Rzecz jasna, każde z nich ma swoją rodzinkę, pociechy… Dla wszystkich przygotowałem jakieś upominki.
Wszyscy nagle mnie polubili
– Marek, strasznie nam ciebie brakowało – takie słowa padały za każdym razem, kiedy pojawiałem się u następnych bliskich.
Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, że moi bliscy tak mnie lubią. Ale gdzieś tam w środku czułem, że nikt by nie narzekał, gdyby z zaskoczenia pojawił się kuzyn obładowany podarkami niczym święty Mikołaj.
Wizyta w Polsce okazała się fantastycznym przeżyciem. Krewni przyjęli mnie niezwykle gościnnie, a ja poczułem się niczym słynny amerykański krewniak. Było cudownie, jednak nie mogłem tam pozostać na stałe.
Musiałem wrócić do swoich obowiązków zawodowych oraz kobiety, w której byłem po uszy zakochany.
Zakochałem się
Z Beatą los zetknął nas zupełnie przypadkowo. Pracowała jako kelnerka w knajpce, którą regularnie odwiedzałem, kiedy brakowało mi czasu na przygotowywanie posiłków.
Uwagę moją przykuła niezwykle atrakcyjna i wiecznie radosna kobieta już podczas naszego pierwszego spotkania. Zaczęliśmy się umawiać, aż wreszcie zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że przez nią moje życie oraz podejście do innych ludzi ulegnie diametralnej zmianie.
– Spodziewam się dziecka – oznajmiła po upływie paru miesięcy.
Muszę przyznać, że ta wiadomość mnie zaskoczyła, ponieważ wcześniej mówiła mi, że stosuje tabletki antykoncepcyjne. Ale mimo zdziwienia, poczułem radość. Pomyślałem sobie wtedy, trochę naiwnie, że w końcu będę miał własną rodzinę. Do tej pory, mieszkając w Niemczech, odczuwałem sporą samotność. Owszem, miałem sporo znajomych, ale nigdy nie czułem się w tym kraju jak w domu.
Czułem się wykorzystany
Od tego momentu Beata stała się dla mnie najważniejsza na świecie. Przez całą ciążę opiekowałem się nią jak największym skarbem. Ona sama była trochę bardziej wycofana, ale jakoś nie przywiązywałem do tego wagi. Chyba przez jakiś czas żyłem trochę w innym, nierealnym świecie.
No i wiadomo, że przy wysyłce następnych upominków dla bliskich, przekazałem im radosną nowinę o tym, że niedługo stanę się tatą. Posypały się gratulacje od całej familii. Zwłaszcza od wujka Ryśka, któremu dorzuciłem trochę kasy na nowe auto.
Odkąd Beata urodziła dziecko, zupełnie się zmieniła. Była wobec mnie oziębła i nieprzystępna. W końcu otwarcie przyznała, że od zawsze marzyła o dziecku, a ja pomogłem zrealizować ten cel. Nie kochała mnie i nie byłem jej już do niczego potrzebny. Byłem totalnie zszokowany tą sytuacją. Poczułem się strasznie podle. Ta kobieta po prostu mnie wykorzystała, a potem pozbyła się mnie jak jakiegoś niepotrzebnego grata. Zależało jej wyłącznie na dużych alimentach na naszą córeczkę.
Córka stała się najważniejsza
Mimo że nie byłem zbyt często z Elizą gdy była malutka, bo moja była żona Beata skutecznie to utrudniała, to na całe szczęście teraz mamy ze sobą świetny kontakt.
Kiedy córka weszła w okres dojrzewania, stanowczo zaczęła domagać się spotkań ze mną. I tak już zostało, do dzisiaj łączą nas ciepłe relacje. Eliza w ogóle nie jest podobna do swojej mamy. Zawsze była wobec mnie bardzo życzliwa i szczera. Regularnie się spotykamy, mimo że obecnie mieszka w stolicy Belgii.
Mój związek z Beatą zakończył się dość boleśnie. Ponownie zostałem sam, bez bliskiej osoby u boku. Żeby nie wpaść w dołek psychiczny, postanowiłem z jeszcze większym zaangażowaniem oddać się pracy zawodowej.
Nie żałowałem nikomu pieniędzy
Mój dochód pozwalał mi na komfortowe życie, płacenie alimentów i pomoc rodzinie. Wcześniej przesyłałem im modne ciuchy i obuwie, ale z czasem pojawiały się poważniejsze potrzeby, w których zaspokojeniu mogłem pomóc.
Ciotka potrzebowała kasy na wymianę dachu na swoim starym domu, a wuj Heniek zapragnął auta tak jak Rysiek i również wymagał wsparcia finansowego. Po dwóch latach siostra wraz z mężem przeprowadzili się do znacznie przestronniejszego mieszkania. A to wszystko również dzięki mojej pomocy.
Bez kasy nic dla nich nie znaczę
Kiedy pracowałem na obczyźnie, miałem w planach powrót do kraju, żeby tu spokojnie spędzić emeryturę. Życie w Polsce jest po prostu tańsze, więc niemiecka emerytura zapewniłoby mi godny poziom egzystencji. Moje oszczędności dawno już stopniały. Łożyłem na córkę, wspierałem bliskich w ojczyźnie. Nikogo nie pozostawiałem bez wsparcia, choć nikt mi za to nie dziękował specjalnie.
Kiedy byłem ostatnio w Polsce, powiedziałem rodzinie o moich zamiarach.
– W tym roku kończę przygodę z emigracją – oświadczyłem, zanim wyjechałem z kraju.
Nikt się nie odezwał. Dotarło do mnie, że im więcej zarabiam w euro, tym bardziej mnie kochają. Mówiąc im, że wracam, dałem do zrozumienia, że nie dostaną już ode mnie żadnego wsparcia, a źródełko z kasą wyschnie.
Ostatnimi czasy ze zdumieniem dostrzegłem, że wiadomości od rodziny spływają do mnie niezwykle sporadycznie. To samo tyczy się połączeń telefonicznych. Mam wrażenie, jakby nagle wszyscy zaczęli trzymać się ode mnie z daleka. Czyżbym ponownie okazał się dla innych zbędny? Czy to możliwe, że moi najbliżsi postąpili ze mną tak, jak niegdyś uczyniła to Beata?
Marek, 61 lat
Czytaj także: „Gdy mąż zaczął dawać mi kwiaty, wiedziałam, że ma coś na sumieniu. Byłam pewna, że mnie zdradza”
„Zięć lubi wypić, więc córka chce rozwodu. Kazałam jej się nie wygłupiać, bo małżeństwo to świętość” „Nie mam szacunku do męża, bo traktuje ludzi jak śmieci. Wstyd mi, że jest takim chamem nawet dla rodziny”