„Chciałam zapewnić córce lepszy start i dawałam jej kasę na studia. Byłam w szoku, gdy okazało się, na co je wydaje”

zawiedziona kobiet fot. Getty Images, Oliver Rossi
„Stałam w osłupieniu, patrząc na ten chaos. Jak to możliwe? Przez chwilę myślałam, że może jestem w złym mieszkaniu, ale przecież klucz nie mógł pasować do żadnego innego... To była kawalerka mojej córki”.
/ 26.01.2025 08:30
zawiedziona kobiet fot. Getty Images, Oliver Rossi

Od zawsze wierzyłam, że edukacja jest kluczem do sukcesu. Życie nauczyło mnie, że bez wykształcenia trudno walczyć o swoje miejsce na świecie. Byłam samotną matką, odkąd ojciec mojej córki Ani zniknął z naszego życia. Miała wtedy zaledwie dwa latka. Nigdy nie płacił alimentów, nigdy nie zainteresował się tym, jak sobie radzimy. Po prostu zniknął. Wszystko, co mamy, zawdzięczamy mojej ciężkiej pracy.

Sama do wszystkiego doszłam

Kiedy Ania była mała, wieczorami czytałam jej książki. Często powtarzałam:

Wiedza to twój największy skarb. Nikt ci tego nie odbierze. Nikt cię z niej nie okradnie, nie spłonie w żadnym pożarze. To jest najważniejsze.

Sama nie mogłam pójść na studia, bo musiałam pracować na utrzymanie córki i siebie, więc obiecałam sobie, że zrobię wszystko, żeby Ania miała lepsze możliwości.

Lata mijały, a Ania dorastała. Była mądrą dziewczyną, pilną uczennicą. Zawsze wierzyłam, że osiągnie więcej, niż ja kiedykolwiek mogłam marzyć. Kiedy dostała list potwierdzający przyjęcie na Uniwersytet Warszawski, byłam dumna, jak nigdy dotąd. To był moment, na który czekałam całe życie. Moje wysiłki się opłaciły: dałam córce szansę, której samej nie miałam.

Oczywiście wiedziałam, że studia w Warszawie będą kosztowne, ale nie wahałam się ani chwili. Wynajęłam dla niej kawalerkę w centrum miasta, aby mogła skupić się na nauce. To mieszkanie pochłaniało prawie połowę mojej pensji, ale powtarzałam sobie, że to inwestycja w jej przyszłość. Nie chciałam, żeby ktokolwiek przeszkadzał jej w nauce ani żeby marnowała pół dnia na dojazdy. Poza tym, przesyłałam Ani pieniądze na życie, jedzenie, rachunki i materiały do nauki. Stworzyłam jej więc cieplarniane warunki do rozwoju.

– Córcia, bądź grzeczna, bądź ostrożna i, najważniejsze...

– Tak, wiem, pilnie się ucz – mruknęła z uśmiechem, gdy ją żegnałam.

– Dokładnie – potwierdziłam.

I... pojechała.

Wierzyłam, że dobrze jej idzie

Przez pierwsze kilka miesięcy Ania zapewniała mnie, że dobrze sobie radzi. Gdy dzwoniłam, zawsze opowiadała o zajęciach, profesorach i projektach. Byłam dumna, słysząc, jak angażuje się w naukę. Czułam wtedy, że dobrze ją wychowałam.

Pewnego dnia postanowiłam ją odwiedzić. Miałam wolny cały dzień i pomyślałam, że zrobię jej niespodziankę. Chciałam zobaczyć, jak mieszka, może coś jej ugotować, poczekać, aż wróci z zajęć, a potem porozmawiać o życiu na studiach. Gdy dojechałam na miejsce, zadzwoniłam do drzwi, ale nikt nie otwierał. „Faktycznie, przecież już dziesiąta, pewnie jest na wykładzie”, pomyślałam i sięgnęłam po zapasowy klucz, który, w razie czego, trzymałam u siebie.

Gdy tylko weszłam do mieszkania, moje serce stanęło. Kawalerka prawie nie przypominała tej, którą oglądałam z córką, gdy podpisywałyśmy umowę najmu. Była zabałaganiona, na podłodze leżały puste pudełka po jedzeniu na wynos i opróżnione butelki po alkoholu. Mieszkanie wyglądało, jakby ktoś tu wczoraj ostro zabalował.

Jeszcze jeden element przykuł moją uwagę: na środku salonu stała ogromna toaletka wypełniona drogimi kosmetykami. Kosmetykami, których Ania na pewno nie miała wcześniej, bo zwyczajnie nie było mnie na nie stać. A poza tym bałaganem? Żadnych książek, żadnych notatek. Na biurku, gdzie powinny być podręczniki, znalazłam tylko kubek z niedopałkami papierosów.

Stałam w osłupieniu, patrząc na ten chaos. Jak to możliwe? Przez chwilę myślałam, że może jestem w złym mieszkaniu, ale przecież klucz nie mógł pasować do żadnego innego... To była kawalerka mojej córki. Wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Ania wróciła. Wyglądała, jakby nie spała całą noc. Miała na sobie krzykliwy makijaż, włosy w nieładzie, a jej ubranie – mini spódniczka i bluzka ledwo zakrywająca brzuch, bardziej pasowały do klubu niż do sali wykładowej.

– Mamo? Co ty tu robisz? – zapytała zdezorientowana.

– Może to ja powinnam zadawać pytania? Gdzie ty byłaś? Bo nie wyglądasz i... nie pachniesz, jakbyś wróciła z wykładu – wybuchłam.

– Wczoraj była impreza wydziałowa... – zaczęła się tłumaczyć.

– Wczoraj? Ale jest już dziesiąta rano, następny dzień! – krzyczałam. – Czy właśnie na to idą wszystkie moje pieniądze? Bo, powiem ci szczerze, nic tu nie świadczy o tym, żebyś ciężko pracowała! Żarcie na wynos, kosmetyki, nowe ciuchy...

– Mamo, zaoszczędziłam na paru rzeczach i kupiłam sobie kilka nowych... – tłumaczyła się córka.

– Na czym zaoszczędziłaś? Chyba na książkach, co? Bo żadnej tu nie widzę! Poza tym, musiałabyś oszczędzać kilka miesięcy, żeby było cię stać na takie luksusy! Puder za trzysta złotych? Szminka za sto? Tobie się wydaje, że ja jestem milionerką?

O czym ona myślała?

Ania zbladła, ale próbowała zachować spokój.

– Mamo, przesadzasz. To tylko... No wiesz, trochę przyjemności. Przecież muszę czasem odpocząć. Zasługuję chyba na jakąś nagrodę! – odparła już bardziej zuchwale.

– To tak wygląda twój odpoczynek? Rozumiem, że studia są trudne, ale to jest... to jest skandal! Wydałam fortunę, żebyś mogła się tu uczyć! Każda złotówka, którą ci przesyłam, miała ułatwiać ci naukę! A ty zamiast tego marnujesz moje pieniądze na imprezy i kosmetyki!

– No pewnie! – wybuchła nagle. – Ty byś chciała, żebym całe życie tylko ryła w książkach! A czy przyszło ci kiedyś do głowy, że inne rzeczy też są ważne?

– Ważne? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Ważne jest, żebyś miała wykształcenie, żebyś mogła żyć lepiej niż ja! Co jest dla ciebie ważniejsze? Ładna buzia? Imprezki? Faceci? Nie tak cię wychowywałam!

Ania spojrzała na mnie bojowo.

– Nigdy cię o to nie prosiłam – powiedziała cicho. – To ty chciałaś, żebym tu przyjechała. A ja chciałam, żebyś była szczęśliwa.

Te słowa uderzyły mnie jak cios w twarz. Moja własna córka, dla której poświęciłam tyle lat, mówiła mi coś takiego?! Przez chwilę nie mogłam z siebie niczego wykrztusić. W końcu zebrałam się na tyle, żeby odpowiedzieć:

– Masz rację. To ja tego chciałam. Bo myślałam, że masz ogromny potencjał i osiągniesz więcej niż ja. Ale teraz widzę, że się myliłam.

Nie czekałam na jej odpowiedź. Wyszłam z mieszkania, trzaskając drzwiami. Przez całą drogę do domu na przemian płakałam i klęłam ze złości. W głowie kłębiły mi się pytania: gdzie popełniłam błąd? Jak to możliwe, że Ania tak bardzo mnie zawiodła? I najważniejsze: czy ona jeszcze kiedyś się opamięta? Czy po prostu zmarnuje cały potencjał, który ma?

Córka bardzo mnie zraniła

Tego wieczoru nie mogłam zasnąć. W głowie wciąż słyszałam jej słowa: „Nie prosiłam cię o to”. Czy rzeczywiście wymagałam od niej zbyt wiele? Czy moja obsesja na punkcie edukacji sprawiła, że przelałam na nią własne ambicje? Czy zmuszałam ją do czegoś, czego tak naprawdę nie chciała?

Następnego dnia postanowiłam wrócić do Warszawy i porozmawiać z Anią. Wiedziałam, że musimy to wyjaśnić, zanim będzie za późno i zanim wywalą ją z uczelni. Czułam, jak powoli wpadam w panikę. I wtedy... zrozumiałam, że Ania musi sama ponieść odpowiedzialność za swoje wybory. Jest dorosła. Nie mogę jej ciągle holować, jeśli ona sama nie będzie chciała się uczyć i rozwijać.

Zadzwoniłam do niej. Odebrała po trzecim sygnale, a jej głos brzmiał niepewnie.

– Cześć, mamo – zaczęła nieśmiało.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo. – Spotkajmy się dziś w kawiarni przy twoim mieszkaniu.

– Okej, o której? – zapytała.

– O szesnastej – odpowiedziałam i rozłączyłam się, zanim mogła coś więcej dodać.

Dotarłam do kawiarni chwilę przed czasem i usiadłam przy stoliku w rogu. Wzięłam głęboki oddech, próbując opanować emocje. Kiedy Ania przyszła, wyglądała inaczej niż dzień wcześniej. Była skromnie ubrana, bez makijażu. Usiadła naprzeciwko mnie i spuściła wzrok.

– Dziękuję, że przyszłaś – zaczęłam. – Aniu, musimy poważnie porozmawiać o twoim życiu.

– Mamo, trafiłaś na taki dzień... Ja naprawdę się uczę, robię, co mogę... Ale po prostu chciałam też trochę pokorzystać z życia. Zawsze trzymałaś mnie pod kloszem, a teraz wyjechałam i... chciałam się trochę poczuć dorosła. Niezależna.

– Rozumiem – westchnęłam ciężko.

– Przepraszam, że tak bez sensu wydawałam twoje pieniądze – powiedziała po chwili.

– Pieniądze to drobiazg. Jesteś młoda, masz prawo robić głupoty. Ja tylko chcę wiedzieć czy na pewno te studia są tym, co chcesz robić... Naprawdę nie chcę cię do niczego zmuszać.

Zamilkła na chwilę, po czym westchnęła.

– Myślę, że tak... Tak – odparła, a mnie spadł z serca kamień.

– Na pewno?

– Tak. Lubię to, co robię i naprawdę idzie mi w porządku. Ja naprawdę wierzę, że nauka jest ważna. Po prostu chciałam też trochę... zaznać życia studenckiego – odparła.

Przytuliłam ją mocno. Dowiedziałam się wszystkiego, czego potrzebowałam. Może i zrobiła głupotę, ale przecież miała ledwie dziewiętnaście lat. Każdemu w tym wieku ma prawo odbić. Najważniejsze, że Ania nadal wie, co jest w życiu najważniejsze. I to mi wystarczy.

Monika, 40 lat

Czytaj także:
„Ojciec jak gumką do ścierania wymazał mi ze wspomnień mamę. Zrobił to, bo miał wiele na sumieniu”
„Córka cierpiała, bo nie mogła zajść w ciążę. Gdy w końcu się udało, mieliśmy w domu kumulację szczęścia”
„Zamiast obchodzić Dzień Babci, świętuję Dzień Psa. Syn myślał, że w ten sposób przestanę marzyć o wnukach”

Redakcja poleca

REKLAMA