„Zamiast obchodzić Dzień Babci, świętuję Dzień Psa. Syn myślał, że w ten sposób przestanę marzyć o wnukach”

kobieta z psem fot. Getty Images, Alistair Berg
„Pogłaskałam psa, robiąc dobrą minę do złej gry. Najchętniej z powrotem oddałbym go do schroniska, bo na co mi taki kłopot?”.
/ 21.01.2025 20:00
kobieta z psem fot. Getty Images, Alistair Berg

Kiedy po 40 latach małżeństwa Tadeusz oznajmił, że odchodzi do innej kobiety, mój świat legł w gruzach. Sporo poświęciłam dla tego związku i rodziny, a on tak mi się odwdzięczył. Przez kilka miesięcy nie miałam ochoty wychodzić z domu. Syn bardzo się o mnie martwił, więc wpadł na „genialny” pomysł.

Chciał dla mnie dobrze

Adam nigdy nie miał wybitnych relacji z ojcem. Cóż, przyznać trzeba, że Tadeusz to dość specyficzny człowiek. Nie ma w zwyczaju, chyba jak większość mężczyzn, mówić o swoich uczuciach i jest niedostępny emocjonalnie. Długo usiłowałam z tym walczyć, ale bezskutecznie. W końcu się poddałam, chociaż nie była to łatwa decyzja. Musiałam pogodzić się z tym, że nie da się zmienić drugiego człowieka.

Nie wiem, być może to moje nastawienie spowodowało, że mąż odszedł w ramiona innej kobiety. Nieustannie siebie o to obwiniam i przypuszczam, że to się już nigdy nie zmieni. Adam się wściekł na wieść o tym, co zrobił jego ojciec i zerwał z nim wszelkie kontakty, aczkolwiek i tak nie należały one do wylewnych. Niepokoił go mój stan psychiczny.

– Mamo, nie możesz zamykać się w czterech ścianach, to cię wykończy – często powtarzał.

Nie reagowałam na tego słowa, więc postanowił załatwić to inaczej.

– Będę u ciebie za jakiś kwadrans – poinformował syn, którego poprosiłam o zrobienie drobnych zakupów. – Z góry uprzedzam, że masz się nie gniewać.

– Jezus Maria – serce zabiło mi szybciej. – A co takiego się stało?

- Nic. Zresztą sama zobaczysz. Mam dla ciebie niespodziankę.

Nie miałam zielonego pojęcia, czego się spodziewać. Adam był rozsądnym człowiekiem i głupoty się go nie czepiały. Do jego przyjścia siedziałam niczym na szpilkach, bo bardzo się denerwowałam. Gdy przybył z tą swoją niespodzianką, mowę mi odebrało.

Nie chciałam mieć zwierząt

– Kupiłem ci psa – oznajmił wielce z siebie zadowolony. – A właściwie to adoptowałem. Schronisko też pobiera za to symboliczne opłaty.

Dopiero w tym momencie zauważyłam niedużego pieska, który nieśmiało chował się za Adamem. Szczerze powiedziawszy, wcale nie byłam zachwycona, bo ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowałam, był pies.

– To sunia, w schronisku nazwali ją Luna, ale możesz nadać jej takie imię, jakie tylko chcesz.

– Och, dziękuję bardzo – udałam zadowoloną.

Nie umiałam odmówić synowi. Tak bardzo się o mnie martwił, odkąd jego tatuś wywinął numer stulecia.

– Jest słodka, co nie? – Adam nie krył zachwytu. – Wiedziałem, że ci się spodoba, na pewno świetnie się dogadacie.

Pogłaskałam psa, w dalszym ciągu robiąc dobrą minę do złej gry. Najchętniej z powrotem oddałbym go do schroniska, bo na co mi taki kłopot?

– Oczywiście przyniosłem zapas jedzenia dla niej, więc na razie masz to z głowy.

– Dziękuję.

– Zaczniesz przynajmniej wychodzić z domu, no i nie będziesz sama.

Doskonale rozumiałam intencje syna, były jak najbardziej szczere. Sprawiłabym mu wiele przykrości, mówiąc, że nie mam ochoty na taki prezent. Jak niby zwykły pies miałby wypełnić pustkę w moim sercu? Pomijając codzienne spacery, będę musiała wydawać na tego kundla masę pieniędzy. Szkoda, że Adamowi nie przyszło do głowy skonsultowanie ze mną żywego podarunku.

Kundel nadal działał mi na nerwy

Postanowiłam zacisnąć zęby. Choćby nie wiadomo co się działo, nie zawiodę syna. Oczywiście wcale to nie oznacza, że byłam zachwycona obecnością psa. Najgorsza była świadomość, że miał on zostać ze mną do śmierci – mojej lub jego. To nie jest tak, że nie lubię zwierząt. Jednakże w tym momencie mego życia kundel nie był mi do niczego potrzebny. Jako plus postrzegałam to, że Adam nie przyniósł szczeniaka, ale dorosłe zwierzę.

Luna miała 3 lata, z czego ostatni rok spędziła w schronisku. Jak na mój gust, powinna tam zostać i poczekać na lepszego właściciela. Czy mi się to podobało, czy nie, musiałam chodzić z nią na spacery, a także wydawać pieniądze na jedzenie i zabawki. Jeśli nie miała pluszaków do tarmoszenia, zabierała się za poduszki, a to wcale mi się nie podobało. Potwornie mnie drażniła. Nie sądziłam, że pies jest drogi w utrzymaniu, to strasznie irytujące.

Prawdziwy cyrk zaczął się jednak dopiero wtedy, kiedy Luna zaczęła chorować. Zaczęło się od kaszlu. Ponoć to normalne u psów ze schroniska, że do nowych domów przywlekają różne choróbska. Byłam autentycznie wściekła, ponieważ na leczenie wydałam mnóstwo pieniędzy. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że usługi weterynaryjne są do tego stopnia kosztowne. Zamierzałam pokazać paragony Adamowi, a tymczasem nie miałam wyjścia i wzięłam pożyczkę, aby opłacić rachunki wystawione przez psiego lekarza. To była istna katastrofa. Kiedy ja to spłacę?

Któregoś dnia podczas spaceru Luną natknęłam się na Tadeusza. Nogi się pode mną ugięły. Niestety albo stety, w dalszym ciągu darzyłam go uczuciem. Nie miałam zamiaru dać mu po sobie poznać, że jego widok wywołał poruszenie w moim sercu – aczkolwiek Tadeusz nie prezentował się rewelacyjnie. Odniosłam wrażenie, że coś go trapi.

– Tereska, jak miło cię widzieć – uśmiechnął się promiennie.

Jeszcze on mi się napatoczył

Z jednej strony zebrało mi się na sentymenty, a z drugiej poczułam nieodpartą chęć walnięcia go pięścią prosto w twarz. Po tym, jak ze mną postąpił, odzywał się tak, jakby nic się nie stało.

– Ciebie też – odparłam, starając się zachować neutralny ton głosu.

– Widzę, że masz pieska.

– Tak się jakoś złożyło.

– Najwyraźniej służą ci spacery, bo trzymasz świetną formę.

– Przyjemnie to słyszeć – dokładałam wielu starań, żeby ukryć zdziwienie.

Chciał dowiedzieć się, co u mnie i wypytywał o różne sprawy. Powiedziałam, że znakomicie daję sobie radę i że bardzo się śpieszę. Po powrocie do domu doznałam dziwnego uczucia, jakby coś się zmieniło. Pogłaskałam Lunę i w tym dokładnie momencie spojrzałam na nią z zupełnie odmiennej niż dotychczas perspektywy.

Adam często mnie odwiedzał. Czasami wpadał sam, a niekiedy ze swoją żoną. Iwona uwielbiała się z nią bawić. Sunia nie miała absolutnie nic przeciwko.

– Powiedz mamo, tylko bez ściemy, nie jesteś moim prezentem zbytnio zachwycona?

– Na początku nie byłam, zwłaszcza że zadłużyłam się, aby ten twój prezent wyleczyć, ale to się zmieniło.

Nie przypuszczałam, że takie słowa kiedykolwiek padną z moich ust – do tego były prawdą.

– Wiesz, jakby co, mogę psa zabrać, Iwonka na pewno się ucieszy.

– Nie – odparłam stanowczo. – Luna zostaje tutaj.

To jest mój pies i koniec

Trudno zgadnąć, kto był bardziej zaskoczony – ja czy Adam. W każdym razie decyzja została podjęta i przyniosła mi ulgę. Od tamtego pamiętnego spaceru sporo się wydarzyło. Przede wszystkim zaczęłam łaskawym okiem patrzeć na Lunę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale jej obecność podczas spotkania z Tadeuszem dodała mi otuchy. Może to idiotycznie brzmi, lecz tak właśnie było.

Tadeusz potem dzwonił kilkakrotnie i nalegał na rozmowę. Mówił, że popełnił błąd i pragnął, żebym mu wybaczyła. Długo rozmyślałam nad tym, co z tym fantem zrobić. Posłuchałam intuicji. W rzeczywistości po odejściu Tadeusza zaczęłam lubić swoje życie. Nie musiałam znosić jego humorków i narzekania, miałam święty spokój. Zdradził mnie, kompletnie nie licząc się z moimi uczuciami.

Odkryłam, że nie chcę go z powrotem, aczkolwiek przez pewien czas myślałam, że gdy wyrazi chęć powrotu, przyjmę go z otwartymi ramionami. Formalnie nadal był moim mężem. Uznałam, że tak już być nie może i postanowiłam złożyć pozew o rozwód. Skoro wybrał inną kobietę, to niech teraz poniesie konsekwencje. Nie pozwolę mu więcej przekraczać moich granic.

Teresa, 67 lat

Czytaj także:
„Marzę o dziecku, ale ciąża nie przychodzi. Być może to kara za to, że rozbiłam związek przyjaciółki”
„Sąsiadka wydaje 800+ na ciuchy i kosmetyki i drogie perfumy, a jej dzieci chodzą brudne i głodne”
„Janusz miał opinie osiedlowego zbira i wszyscy przed nim uciekali. Mnie udało się odkryć, że ma serce na dłoni”

Redakcja poleca

REKLAMA