Mam straszny problem – chodzi za mną taki okropny facet, stary kawaler. Ciągle gada o małżeństwie. Nie mogę na niego patrzeć, ale on non stop się przy mnie kręci i nie daje mi spokoju. Aż mnie śmiech ogarnia, bo z tego dwumetrowego olbrzyma dobiega taki cienki, babski głosik i ciągle piszczy: „Iwonka to, Iwonka tamto, na Iwonkę aż miło popatrzeć, a jakby tak jeszcze rączkę złapać albo dotknąć kolanka...”.
Mama każe mi brać ślub
Gdy on pojawia się u nas w domu, chowam się w swojej sypialni, ale mama za każdym razem mnie nawołuje i zmusza, żebym im towarzyszyła w jadalni. Wpadam w złość, z hukiem zatrzaskuję drzwi, ale z moją matką nie da się dyskutować. Jak tylko on wyjdzie, ona od razu zaczyna mnie namawiać, żebym powiedziała „tak” i stanęła na ślubnym kobiercu!
– Wykluczone, nie poślubię go. Nie mam na to najmniejszej ochoty. On mnie odpycha!
– Przestań grymasić! Sama też nie jesteś żadną pięknością. Do tego masz paskudne usposobienie! On przynajmniej ma forsę! Przy nim będziesz opływać we wszystko.
– Mam być towarem na sprzedaż? Minęły już takie czasy. Mamy dwudziesty pierwszy wiek!
– Ale głód doskwiera tak samo, jak wieki temu. Popatrz tylko, ile mamy zaległych opłat! Lada moment odetną nam elektryczność, bo zakład energetyczny teraz nie czeka. Chcesz siedzieć po ciemku? A z czynszem zalegamy prawie pół roku, lada dzień wkroczą komornicy! Jak sobie z tym poradzimy?
Moja mama słusznie zauważa, że odkąd wstrzymano jej zapomogę, moje skromne wynagrodzenie ledwo starcza na wyżywienie, a co dopiero na opłaty i kupno ciuchów. Stara się dorobić na boku, ale zarabia marne pieniądze, bo w naszej okolicy panuje ogromna konkurencja. Gdy potrzebują kogoś do sprzątania na lewo albo opieki nad brzdącami, od razu zgłasza się tłum chętnych. Niestety, moja mama ma cięty język i często wdaje się w pyskówki albo konflikty z ludźmi, więc ją pamiętają i nikt nie chce jej zatrudnić!
– Jasiek musi mieć jakieś porządniejsze buciory, bo te, co mu ostatnio sprawiłam za parę groszy, to nadają się tylko przy ładnej pogodzie, a jak trochę poleje, to zaraz nogi przemokną na wylot. I od razu choroba murowana, a lekarstwa kosztują krocie. A jak się pobierzecie, to i Jasiowi będzie się wiodło lepiej.
Młodszy braciszek trzyma ze mną
Jasiek jest moim młodszym bratem. Jego ojciec zniknął, zanim maluch przyszedł na świat, dlatego nie dostajemy żadnego wsparcia finansowego, bo mama nawet nie za bardzo kojarzy, jak ten facet naprawdę się nazywał, więc i szukać nie ma kogo. Z drugiej strony, mojego taty już nie ma wśród żywych. Jasiek jest więc moim przyrodnim bratem, ale kocham go tak, jakby był najbliższą mi osobą na świecie, i troszczę się o niego bardziej niż matka. Jasiek również darzy mnie wielkim uczuciem i zawsze staje w mojej obronie.
– Daj sobie spokój z poślubieniem tego dusigrosza – stwierdza. – Każdą złotówkę obraca dwa razy, zanim ją wyda.
– Skąd to wiesz? Prosiłeś go kiedyś o jakąś przysługę?
– Tak, o chipsy. Zabronił mi je kupić w naszym osiedlowym, bo kosztowały o dwadzieścia groszy więcej niż w galerii handlowej i kazał mi się tam wybrać. Ale ten market jest na drugim końcu miasta, a już się ściemniało i mama zabroniła mi wychodzić z domu. No i koniec końców nie zjadłem tych chipsów wcale!
– Wiesz co? – zwracam się do mamy. – Mały mówi prawdę! On tylko gra takiego porządnego faceta, żeby mnie podejść! Gdyby był takim ideałem, to nie dotrwałby samotnie do czterdziestki! Nie kumasz tego?!
Ma wielką chatę pod miastem i zakład mięsny. Ta masarnia znajduje się na parterze, więc nawet nie musisz wkładać butów, żeby obsłużyć klientów za ladą. Mama bez przerwy mi to powtarza, bo wyobraża sobie mnie za tą ladą i jest przekonana, że to najlepsze, co mogę w życiu osiągnąć i o czym mogę marzyć.
– Przy jego boku głód ci nie grozi. A ty nawet bez średniego wykształcenia, więc co ty chcesz?
Fakt, szkoły nie skończyłam. Ale czyja to wina? Chęci do nauki miałam, zdolna byłam, tylko matka ciągle to przekładała. W tym czasie skończyłam już osiemnaście wiosen i krępowałam się usiąść w jednej ławce z smarkaczami. Niestety, placówka edukacyjna dla dorosłych znajduje się w sporej odległości od naszego domu, więc rodzicielka błyskawicznie podliczyła koszty dojazdów i podręczników.
Ponieważ brakowało mi nawet połowy potrzebnej kwoty, mogę się pochwalić świadectwem z samymi piątkami, ale tylko z gimnazjum. A teraz mamusia ciągle mi to wytyka!
Wpadł mi do głowy pomysł
Mój młodszy braciszek wpadł na koncept, jak wykręcić się od oświadczyn.
– Zażądaj od niego, aby sprawił ci pierścionek zaręczynowy z diamentem, pod warunkiem, że się zgodzisz Kamyczek musi być spory i kosztowny, a nawet nieprzyzwoicie drogi. Ten cwaniak na to nie przystanie.
– No i co dalej?
– Słuchaj, zabierzesz ten pierścień, spieniężysz go, a forsę przeznaczysz na wyjazd stąd. Kiedy staniesz na nogi, wrócisz po mnie i już na zawsze będziemy nierozłączni.
Przyznaję, że z początku parsknęłam śmiechem, ale po chwili refleksji uznałam, że to wcale niegłupi koncept. Sprzedając taki pierścionek, mogłabym zdobyć fundusze na lot samolotem lub przejazd autokarem, by wyrwać się z tego miejsca w siną dal. Zostałoby mi jeszcze trochę kasy na rozruch, zanim znalazłabym robotę.
Taki pierścionek dałby mi szansę na lepszy byt, byłby niczym ostatnia deska ratunku, a gdy człowiek idzie na dno, nie czas deliberować, kto tę deskę rzuca. Tylko wariat albo ten, co chce ze sobą skończyć, będzie się w takiej chwili wahał! Dlaczego by tego nie zaryzykować?
Oznajmiłam mu więc, że za niego wyjdę, ale tylko jeśli zaskoczy mnie pierścionkiem z konkretnym kamieniem. Jakim? No oczywiście, że brylantem! Inaczej nici z naszego ślubu. W głębi duszy myślałam, że mój pan masarz na pewno się nie zgodzi na taki numer.
Mamusia piekliła się jak sto diabłów, wyzywała mnie od głupich gąsek i próbowała wbić mi do łba, że takimi wymaganiami na bank odstraszę tego chłopa, ale ja ani myślałam ustąpić.
– Najpierw ładny, wielki brylant, a dopiero potem mogą być jakieś tam obrączki – upierałam się niczym osioł. I uwierzylibyście? Gość się zgodził!
Podarował mi okazałej wielkości i wagi pierścionek, zrobiony z białego kruszcu, wyprofilowany w cztery małe łapki, na których spoczywał lśniący kamyczek. Jak tylko poruszyłam ręką, to aż ćmiło w oczach od tych odblasków, takie snopy światła rzucał wokoło, migocząc przy tym wszystkimi kolorami tęczy.
Dałam się nabrać jak dziecko
Moja mama zorganizowała imprezę z okazji zaręczyn, a on wyłożył kasę na ten cel. Zaprosiła babki z sąsiedztwa, żeby pochwalić się, jaka to spadła na nas fortuna. Jakoś to przetrzymałam, łącznie z tym, że mnie cmoknął.
Minęło kilka dni, zanim wreszcie mogłam się wyrwać z chaty. Nie płacąc za bilet, podjechałam komunikacją do śródmieścia, żeby odszukać jakiś punkt z biżuterią i dowiedzieć się, jaką wartość ma mój pierścionek zaręczynowy i ile forsy za niego skasuję. Wszystko było dokładnie obmyślane. W jednej z gazet wypatrzyłam reklamę przedsiębiorstwa, które organizowało robotę poza granicami kraju i akurat za parę dni wysyłało następną ekipę do UK. Przystali nawet na to, żebym zaliczkę przelała na ostatnią chwilę, więc układało się ekstra. Nawet mały zakładzik jubilerski udało mi się wypatrzeć prędzej, niż sądziłam.
Kiedy kobieta skończyła oglądać pierścionek, z zaplecza wyszedł starszy pan z zabawną lupką na oku.
– Jakie ma pani plany odnośnie tego przedmiotu? – spytał.
– Zależy mi na szybkiej sprzedaży.
– Przykro mi, ale nie jesteśmy zainteresowani zakupem. Na rynku można znaleźć sporo podobnej, sztucznej biżuterii. To wprawdzie staranne wykonanie, ale znalezienie nabywcy nie będzie łatwe.
Dosłownie oniemiałam. Co to znaczy „sztuczna biżuteria”? O co chodzi?
– Czy to oznacza, że ten brylant nie jest autentyczny? – spytałam. – Jest pan tego pewien?
– Bez wątpienia! To imitacja. Nawet całkiem zgrabnie wykonana, ładna, ale ten kamień to tylko szklana podróbka.
– A ile taki pierścionek może być wart?
– Cóż, proszę pani, w tej sytuacji liczy się tylko wartość samego kruszcu, a ten pierścionek jest solidny i sporo waży, więc myślę, że kilkaset złotych...
Nasz plan poszedł na marne
Ale jaka ulga, że poznałam prawdę. Wcale nie byłam zła na faceta, za którego miałam wyjść. Przecież sama też nie grałam fair. Planowałam go wystrychnąć na dudka, a potem rzucić, żeby był pośmiewiskiem! No cóż, trafiła kosa na kamień.
Zdecydowałam, że zwrócę zaręczynowy pierścień, ale bez kłótni i pretensji. Po prostu przyznam się, że nie jestem gotowa na ślub i popełniłam błąd. Może nawet go przeproszę. I zmienię swoje życie. Wyjadę gdzieś daleko. Poszukam zatrudnienia. Uzbierałam trochę oszczędności. Kiedy już będę gotowa, przyjadę po Jasia… Czyli wszystko pójdzie zgodnie z planem, tyle że nie dzięki forsie z czyichś diamentów.
Zastanawiam się, czy wyjście za mąż to może faktycznie dobry pomysł. Gdybym się zdecydowała, to musiałabym jakoś przetrwać tę sytuację. Ale z drugiej strony, kiedy już dorwę się do kasy, to na pewno nie dam jej sobie łatwo wyrwać – tego jestem stuprocentowo pewna!
Wzięłabym Jasia do siebie i dopilnowała, żeby się przykładał do nauki. Nie chcę, aby zmarnował najlepsze lata życia, jak ja to zrobiłam. Jednak ciągle mam obawy, że ten cwaniak znowu będzie próbował mnie oszukać. Co jeśli te wszystkie jego obietnice okażą się zwykłym kitem, tanim badziewiem bez pokrycia?
On jest przebiegły, na bank się jakoś zabezpieczy, więc mogę zostać z niczym, a do tego jeszcze stracić to, co mam... Jedyne, co mi zostaje, to fakt, że mu się podobam. Może uda mi się to jakoś wykorzystać? Oplątać go sobie wokół paluszka...
Moja mama twierdzi, że los bywa bezlitosny, a sukces odnoszą jedynie spryciarze. Skłonna jestem jej wierzyć i zdobyć się na wiele, ale kiedy przymknę powieki i przypomnę sobie jego dotyk, cała drżę z niesmaku. Zwierzyłam się matce z tych odczuć, lecz ona zlekceważyła moje słowa:
– Z upływem lat każdy facet będzie ci tak samo obojętny – rzekła. – Przyjmuj to, co ci oferują, i nie zadręczaj się tym.
I co ma zrobić taka biedna panienka jak ja: pozbawiona edukacji, gotówki i perspektyw? Skorzystać z nadarzającej się okazji czy poczekać na miłość swojego życia?
Patrycja, 22 lata
Czytaj także:
„Narzeczony smsem poinformował mnie, że nie wpadnie na imprezę. To był nasz ślub, a ja czekałam przed ołtarzem”
„Wygadałem się, że trafiłem kasę w lotto. Teraz krewni przypomnieli sobie o mnie i zlatują się jeden za drugim”
„Pewnego dnia mąż stwierdził, że się nudzi. Myślałam, że chodzi mu o brak zajęcia, ale miał na myśli nasze małżeństwo”