Zdaję sobie sprawę, że nadal określają mnie jako dusigrosz i osobę pozbawioną uczuć. Prawdopodobnie mają rację, ponieważ konsekwentnie odrzucałem prośby rodziny o zakup dla nich lokali mieszkalnych, aut, a także przekazywanie pokaźnych sum pieniędzy.
Powinienem był trzymać język za zębami i nie wspominać o tym, że udało mi się wygrać, nawet najbliższym — matce oraz mojej dziewczynie.
Mocno mnie zaskoczyła
Mówi się, że nasze przeznaczenie ukryte jest pośród gwiazd na niebie. To naprawdę śliczna przenośnia… Przez wiele lat podchodziłem do niej z dużą rezerwą, dopóki mój świat nie stanął na głowie za przyczyną niesamowicie radosnego zdarzenia, które ktoś mi przepowiedział. Ale wszystko po kolei.
Dokładną mapę nieba z chwili moich narodzin przygotowała Ola, moja ówczesna dziewczyna. Niemal siłą wyciągnęła ode mnie informacje o miejscu, dacie i godzinie, kiedy przyszedłem na świat. Mówiła, że koniecznie musi poćwiczyć, żeby w przyszłości uszczęśliwiać innych ludzi za kasę, bo głupich nie brakuje. Byłem przy niej, kiedy nad tym pracowała. Mocno mnie zaskoczyło, ile czasu jej to zajęło.
Oleńka z determinacją przeprowadzała jakieś kalkulacje. Schyliła się nad blatem, a jej jasne włosy opadły na twarz. Na okręgu, który naszkicowała cyrklem, starannie umieszczała jakieś zagadkowe symbole, precyzyjnie lokując je pod konkretnymi kątami.
– Nad czym tak ślęczysz? – w końcu nie wytrzymałem i zapytałem.
– Określam położenie ciał niebieskich w momencie twoich narodzin. Popatrz: ten na samej górze zdradza, jakie masz aspiracje związane z karierą, a ten na dole mówi o twojej duchowości i sprawach… osobistych.
– Brzmi intrygująco – wyszczerzyłem zęby w uśmiechu.
– Ciągle tylko o tym gadasz! – Oleśka udawała oburzoną. – Spójrz tutaj. Widzisz ten krąg? Jest podzielony na dwanaście segmentów, które astrolodzy nazywają domami. W każdym z nich umieszczam symbole znaków zodiaku, bo dokładnie tak były ułożone na niebie, gdy przyszedłeś na świat.
– Serio? Taką konfigurację miało wtedy niebo? – zaciekawiłem się. – Sama to obliczyłaś?
– Jasne. A to tutaj to twój ascendent, czyli twoje prawdziwe, ukryte wnętrze. Znajduje się w znaku Raka. Taki jesteś w głębi duszy, pod maską, którą pokazujesz innym ludziom.
– Chcesz powiedzieć, że jestem wrażliwcem o miękkim sercu? – skrzywiłem się nieznacznie. – Przecież urodziłem się jako Lew, dumny król zwierząt. Na pewno gdzieś ci się pomyliło.
Los lubi spłatać figla
– Jest tu jeszcze coś ciekawego.
– Tak? – pochyliłem się nad jej ramieniem, żeby lepiej widzieć horoskop.
– Ogromny napływ kasy. Fortuna. Ale z innej perspektywy widać, że jesień życia będziesz miał raczej smutną i w osamotnieniu.
– Oraz ubóstwie? – parsknąłem śmiechem.
– Kto wie? Jakoś by to do siebie pasowało, nie sądzisz?
– No dobra, a co się stało z tą forsą?
– Wiesz, tego to horoskop już nie zdradza – odparła z powagą Oleśka.
Trzymam ten stary skrawek kartki do dziś. Oleśka odeszła z mego życia wieki temu, ale kółeczko, które zapełniła kreskami i symbolami, wciąż mam. Chyba szkoda mi było pozbyć się tego horoskopu. No bo w końcu taki był układ ciał niebieskich, gdy się rodziłem, a to pobudza fantazję. Czas leciał, stanąłem na ślubnym kobiercu, potem było rozwodowe rozpędzone koło – aż wreszcie spotkałem tę właściwą kobietę.
Aśka to był ideał, pragnąłem u jej boku wieść spokojne życie. No bo już prawie cztery dychy na karku miałem. Kiedy wydaje ci się, że wszystko masz już poukładane, los lubi spłatać figla.
W moim przypadku objawił się on w formie niewielkiej karteczki pokrytej cyferkami. Udało mi się trafić główną wygraną na loterii — równe dwie bańki! Jakie uczucia mi wtedy towarzyszyły? Totalne zaskoczenie i szok. Dopiero po chwili skojarzenie z przepowiednią Oli przyszło mi do głowy. Ta dziewczyna to ma łeb nie od parady! Wymyślić coś takiego, bazując jedynie na obliczeniach matematycznych to nie lada wyczyn!
Wpadła mi do głowy jeszcze jedna myśl. Skoro ta przepowiednia okazała się prawdziwa, to chyba warto zastanowić się nad tym, co będzie dalej. Oleśka nie miała pojęcia, czy zatrzymam forsę dla siebie; zobaczyła tylko, w jak beznadziejnej sytuacji znajdę się na stare lata. Zdecydowałem, że do tego nie dopuszczę. Nikomu nie pisnąłem słówka o wygranej.
Plotki zaczęły krążyć
Kasa spoczywała na koncie, a ja głowiłem się, gdzie ją ulokować. Ale ile można trzymać w tajemnicy przed najbliższymi taką nowinę? W końcu powiedziałem o wszystkim najważniejszym dla mnie kobietom: Asi i mamie. I to był błąd.
– Co planujesz zrobić z tą gotówką? – wydzwaniała mama każdego dnia.
Zupełnie jak mój bankowy konsultant finansowy, którego nagle naszła ochota na osobiste spotkanie ze mną. Przekonywał, żebym zainwestował oszczędności w nieco ryzykowne, ale bardzo opłacalne oferty jego banku. Pod tą enigmatyczną etykietą ukrywały się jakieś podejrzane trusty inwestycyjne.
Poczułem, że mogą być kłopoty. Moja żona początkowo dyskretnie się nie odzywała, ale zaczęła podsuwać mi poruszające apele z sieci: błagania o kasę na terapię, remont zrujnowanego przez nawałnicę budynku, pomoc dla osieroconych dzieci… Istny ocean ludzkiej niedoli.
Ta forsa wpadła mi w ręce kompletnie niespodziewanie, jakbym trafił szóstkę w totka. Początkowo miałem ochotę zostawić ją tylko dla siebie, ale gdy zacząłem przeglądać te wszystkie prośby o pomoc dla chorych, zrobiło mi się głupio. Im więcej czytałem, tym bardziej czułem, że powinienem się podzielić.
W sumie nawet jakbym próbował wesprzeć każdego potrzebującego, to i tak bym nie dał rady. Totalnie zakręciło mi się w głowie od tych wszystkich apeli. Jak tu wybierać, komu pomóc, a kogo zignorować? Ostatecznie przymknąłem oczy i postanowiłem, że przelew powędruje do dwójki dzieciaków, które potrzebują pomocy.
No i w jednej sytuacji nie miałem wyjścia, musiałem zadzwonić do starych, bo pojawiły się pewne niejasności, które chciałem wyjaśnić. Ale to był kolejny niewypał. Nie mam pojęcia, jak to się wydarzyło, ale nagle zaczęły do mnie spływać rozpaczliwe błagania prosto na moją skrzynkę mailową.
Zależało mi na tym, żeby zostać tajemniczym filantropem, ale coś się nie udało. Plotki zaczęły krążyć. Gdybym chciał wyciągnąć pomocną dłoń do każdego, sfinansować kosztowne zabiegi chirurgiczne, zakupić za kosmiczne kwoty zapasy medykamentów, to w mgnieniu oka zostałbym bez grosza przy duszy. A nie jestem jakimś świętoszkiem, więc olałem te maile.
Rodzina ruszyła do ataku
No i wtedy do akcji na poważnie wkroczyła moja mama. Nie dała rady utrzymać języka za zębami i pochwaliła się familii, że jej syn trafił szóstkę w totka.
– Tylko Teresa wie, bo ufam, że nikomu nie powie – wyjaśniła, dotknięta moim niezadowoleniem.
Jak się później okazało, nie za bardzo. Rodzinka zwietrzyła, że mam dwa miliony do rozdania i ruszyła do ataku. Wszyscy dzwonili do starej, a ta przekazywała mi, co usłyszała.
– Janek z Olką przydałoby parę groszy na nowy start – gadała. – Jak wezmą pożyczkę na kawalerkę, to ich te raty zjedzą. Dorzuć im trochę.
Matula była w swoim żywiole. Każdemu coś obiecywała, zupełnie jakby miała dostęp do bezdennej skrzyni ze skarbami.
– Ciocia Halina ledwo wiąże koniec z końcem, dostaje taką marną emeryturę… Wiesz, jak by to było szlachetne z twojej strony?
Niby siostra mamy miała mocno dobrze zarabiające pociechy, więc to one były zobowiązane do tego, żeby zadbać o rodzicielkę. Jak to powiedziałem, to mama poczuła się urażona. A dzieciaki Halinki od tej pory nie odzywają się do mnie ani słowem. Podobno do dzisiaj określają mnie mianem sknery i bezdusznika.
Chyba faktycznie taki jestem, bo zawsze twardo odmawiałem, gdy rodzinka chciała, żebym im fundował chaty, fury albo dawał konkretną kasę na utrzymanie. Wszyscy byli na mnie cięci. Najwyraźniej uznali, że należy im się spora część mojej wygranej, a gdy mówiłem „nie”, to brali to za osobistą obrazę.
Ledwo ich kojarzyłem
– Źle cię wychowałam... – narzekała moja rodzicielka. – Przeze mnie parę znajomych przestało się do mnie odzywać. A ile się o tobie nagadali! Ja do tej pory się za ciebie wstydzę.
Czułem się nieswojo, w końcu nie chciałem, aby przeze mnie musiała się męczyć. Niemniej szereg kuzynów, którzy nagle ustawili się w ogonku po gotówkę, działał mi na nerwy. Części z nich ledwo co kojarzyłem, a teraz nagle sobie o mnie przypomnieli. Miałem łożyć na całą tę zgraję? Zdecydowanie bardziej wolałem wesprzeć kogoś, kto naprawdę potrzebuje pomocy. No i tak zrobiłem. Kiedy odpaliłem skrzynkę mailową, żeby ponownie wybrać szczęśliwca, treść pierwszej wiadomości wbiła mnie w fotel.
Odezwał się do mnie zdesperowany facet, którego żonie nie dało się już pomóc. Gdybym tylko wcześniej przelał trochę kasy, może byłaby jeszcze jakaś nadzieja. „To jakieś wariactwo! – przemknęło mi przez głowę. – Nie jestem w stanie brać na siebie problemów całego świata!”.
– Jest w tym jednak ziarno prawdy – stwierdziła Asia, kiedy zwierzyłem się jej z tego, co mnie gnębi. – Ustawiła się do ciebie cała masa ludzi, zarówno tych, co chcą po prostu polepszyć swoje życie, jak i tych faktycznie potrzebujących. Za mało myślisz o innych ludziach. Siedzisz na forsie jak sknera i nie chcesz się nią podzielić.
„Ty też, Brutusie?!” – przyszło mi na myśl. A jak by postąpiła? Oddałaby wszystko innym?! Tak bardzo skupiłem się na walce o pieniądze, że umknęło mojej uwadze, iż zaczyna się realizować druga część wróżby Oleśki.
Grono osób wokół mnie topniało. Rozpłynęli się w powietrzu, kiedy dotarło do nich, że nic ode mnie nie otrzymają. Wprawdzie do jesieni życia wciąż mi sporo brakuje, ale odnoszę wrażenie, że przeznaczenie zaczyna się dopełniać. Bliscy się oddalili, a Joanna poświęca mi coraz mniej uwagi. Co będzie dalej? Zostanę zupełnie samotny? A może to nie kwestia przepowiedni, tylko ja gdzieś popełniłem błąd?
Michał, 38 lat
Czytaj także:
„Randka w ciemno zmieniła się w dziką awanturę. Raz na zawsze wyleczyłam się z poznawania przypadkowych facetów”
„Mój facet pachniał drogimi perfumami, ale ukradkiem żył na kredyt. Myślał, że nigdy się nie dowiem”
„Żona ciągle kłóciła się z moim bratem. Nie wiedziałem, że to tylko teatrzyk, który miał mi zamydlić oczy”