Tradycje – komu one potrzebne w dzisiejszych czasach? Nie uważam, że Boże Narodzenie to wyjątkowy czas, przepełniony magią i tego typu bzdurami. Dla mnie to dni jak każde inne. Chociaż nie, nie są jak pozostałe. To takie dodatkowe wakacje pod koniec roku. Szkoda tylko, że moi bliscy nie akceptują faktu, że moje poglądy są inne niż ich. Zostałam tą najgorszą w rodzinie, a rodzice nie odbierają telefonów ode mnie, bo zamiast siedzieć z nimi w ciasnym pokoju, wybrałam Wigilię pod palmami.
Mam traumę świąteczną
Odkąd pamiętam, Wigilia i Boże Narodzenie zawsze wyglądały tak samo w moim rodzinnym domu. Do mieszkania mierzącego 52 metry kwadratowe zjeżdżała się cała najbliższa rodzina. Każdego roku na stole lądowały te same potrawy – tłuste i ciężkostrawne, powodujące u mnie dwudniowy ból brzucha. Oczywiście, nie mogło zabraknąć czegoś mocniejszego, bo przecież „każdą wyjątkową okazję należy stosownie uczcić”.
Kiedy wszystkie potrawy zostały zjedzone (motto mojej mamy brzmi: „wszystko ze stołu ma zniknąć, inaczej Bozia będzie smutna”), a zawartość butelki z trunkiem zbliżała się do dna, zaczynał się coroczny teatrzyk odgrywany przez wszystkich zgromadzonych przy stole dorosłych – dyskusje o polityce i sytuacji gospodarczej w kraju, które w jednej chwili z wymiany poglądów przemieniały się w kłótnie. Każdy, kto tego doświadczył, doskonale wie, jak takie zachowanie może obrzydzić święta.
Już nie muszę tego znosić
Znosiłam to, gdy byłam dzieckiem, nastolatką i nawet później. Pozostając na utrzymaniu rodziców, nie miałam nic do powiedzenia w tej kwestii. Natomiast jako studentka, niejednokrotnie myślałam o zbojkotowaniu Wigilii, ale wiedziałam, że mama nie przyjmie tego zbyt dobrze, a nie chciałam robić jej przykrości. Teraz wszystko się zmieniło. Nie jestem od nikogo zależna, ciężko pracuję, dobrze zarabiam, a jakby tego było mało, zrozumiałam, że zdrowy egoizm nie jest niczym złym. Nie muszę przez całe życie spełniać oczekiwań wszystkich dookoła. Jako singielka bez zobowiązań, mogę od czasu do czasu pomyśleć o sobie. W zeszłym roku postanowiłam, że będzie inaczej.
To był szalony pomysł
– Jakie plany na święta? – zapytałam Aśkę, moją najlepszą przyjaciółkę.
– Takie same, jak co roku. Pojadę do rodziców i będę wysłuchiwać, że moje miejsce nie jest w mieście, tylko na gospodarstwie.
– Brzmi nieciekawie – stwierdziłam.
– Nawet mi nie mów. Mama wciąż nie może pogodzić się z tym, że wybrałam swoją własną drogę.
– A może w tym roku zaszalejemy? – zapytałam i uśmiechnęłam się, jakbym knuła wielką intrygę.
– Co masz na myśli? – zdziwiła się. – Bo chyba nie planujesz egzotycznych świąt.
– Jakbyś zgadła – zrobiłam zadowoloną minę. – Znalazłam świetną ofertę świąt pod palmami.
– Pod palmami? Gdzie?
– Na Zanzibarze – odpowiedziałam i podałam jej folder, który wcześniej wydrukowałam.
– Rzeczywiście, niedrogo.
– A widzisz? Mówiłam! W tym roku mamy okazję naprawdę odpocząć. Co ty na to?
– Sama nie wiem, Amelia. Moim rodzicom się to nie spodoba.
– Doskonale cię rozumiem i nie musisz odpowiadać mmi już teraz. Ale nie odwlekaj decyzji. Daj mi znać... powiedzmy do jutra, OK?
Postanowiłam lecieć, nawet jeżeli Aśka się nie zdecyduje. W końcu należy mi się coś od życia. Zasługuję na odrobinę relaksu, tym bardziej, że przez cały rok zasuwam jak kobyła na polu. Moja przyjaciółka najwyraźniej wyszła z tego samego założenia, bo kilka godzin później odebrałam telefon od niej. „Raz kozie śmierć. Lecimy” – powiedziała uradowanym głosem. Jeszcze tego samego dnia zarezerwowałam dla nas bilety i zabukowałam hotel. Przede mną została najtrudniejsza część – powiedzieć rodzicom o moich planach.
Myśleli, że żartuję
– Co ty też mówisz? Jak to nie będzie cię na święta? – zdziwiła się mama, gdy przez telefon powiedziałam jej, że w tym roku mam inne plany.
– Postanowiłam wyjechać. Jestem zmęczona, mamo. Kilka dni urlopu dobrze mi zrobi. Lecę do Afryki. Na Zanzibar.
Najwyraźniej obok stał ojciec, bo w tle usłyszałam jego rozzłoszczony głos: „Daj mi telefon. Zaraz odechce się jej zgrywów”.
– Nie wstyd ci tak żartować z matki? – krzyknął do słuchawki. – To się nie godzi, żeby robić sobie żarty z Bożego Narodzenia!
– Ja wcale nie żartuję, tato. W tym roku postanowiłam inaczej spędzić święta.
– Nie zgadzam się, rozumiesz? Po moim trupie!
– Tato, nie dzwonię, żeby prosić was o zgodę. Chcę tylko was poinformować o moich planach.
– Myślałby kto! Afryki jej się zachciewa! I co? Myślisz, że tam zjesz grzybową, pierogi i karpia? Że będzie tam choinka?
– Nie, wcale tak nie myślę i właśnie dlatego tam lecę...
– Nigdzie nie lecisz – przerwał mi. – Tak jak co roku, o szesnastej masz się zameldować u nas – stwierdził niecierpiącym sprzeciwu głosem i odłożył słuchawkę.
Spodziewałam się takiej reakcji. Moi rodzice to tradycjonaliści. Tradycjonaliści z despotycznymi skłonnościami. Mogą myśleć, co chcą. Nie zabronię im tego. Ale nie mają nade mną żadnej władzy. Jestem dorosłą kobietą, nie małą dziewczynką, którą można zahukać.
Tego się nie spodziewałam
To była moja pierwsza wizyta w Afryce. Zanzibar okazał się taki, jakim wyobrażałam sobie to miejsce – magiczny! Wspaniały hotel, niesamowita kuchnia, zapierająca dech w piersiach przyroda, idealna pogoda i kultura, jakże odmienna od zachodniej. Kilka dni spędzonych na rajskiej wyspie miało naładować mnie energią, którą wyssał ze mnie mijający rok. Nie potrafiłam jednak cieszyć się odpoczynkiem. Zadbali o to moi rodzice.
W wigilijny wieczór zadzwoniłam do mamy, by życzyć wszystkim wesołych świąt. Odebrała, ale nie odezwała się słowem.
– Mamo, jesteś tam? Halo? – myślałam, że to kiepska jakość połączenia, ale nie.
– Po co dzwonisz? – odezwała się po chwili.
– Chciałam wam wszystkim życzyć zdrowych, spokojnych....
– Daruj sobie – przerwała mi. – Nie przyjmujemy życzeń od grzesznicy. Wyparłaś się rodziny i Boga. Siedź sobie w tej Afryce, nam jest już wszystko jedno.
– Mamo, jak możesz tak mówić? Sprawiasz mi przykrość, wiesz?
– A pomyślałaś, jak my się poczuliśmy, gdy zamiast domu wybrałaś jakieś dzikie odludzie? Wyparłaś się bliskich i wiary. Nie chcemy takiej córki – stwierdziła i rozłączyła się.
Miałam wyrzuty sumienia
Przez cały pobyt myślałam o jej słowa. Naprzemiennie czułam się winna i złościłam się na nią.
– Jaki grzech, stara? – pocieszała mnie Aśka, gdy wypłakiwałam się na jej ramieniu. – Masz prawo do własnych decyzji. Oddałaś im wszystkie święta. Jedne możesz mieć dla siebie.
– Twoi rodzice potrafili zrozumieć, że potrzebujesz odpoczynku. Dlaczego moi nie mogą być tacy wyrozumiali?
– Przejdzie im, zobaczysz – zapewniała mnie.
Nie przeszło. Najpierw po prostu nie odbierali, później zaczęli odrzucać połączenia. Najwyraźniej naprawdę mają mnie za największą i najgorszą grzesznicę. Nie jest mi z tym dobrze, ale to ich wybór. Mam tylko nadzieję, że w końcu zrozumieją, jak bardzo dziecinnie się się zachowują, bo mija już rok tej dziecinady.
Amelia, 31 lat
Czytaj także: „Córka mi się podlizuje, a ja dobrze wiem, że czeka, aż kopnę w kalendarz. Chodzi jej tylko o jedno”
„W Święta zawsze czuję się jak służąca. Ja odwalam całą robotę, a bratowa podziwia swoje tipsy”
„Teściowa zdradziła mi swój przepis na sernik na Święta, ale chciała czegoś w zamian. To było obrzydliwe”