„Chciałam poderwać jurnego młodzika w autobusie, a zrobiłam z siebie pośmiewisko roku. Zachciało mi się na starość amorów”

zawstydzona kobieta fot. Getty Images, Cultura RM Exclusive/Attia-Fotografie
„Zdecydowałam się zaryzykować i podjąć ostatnią desperacką próbę zwrócenia na siebie uwagi tego młodszego mężczyzny, używając do tego celu mojego parasola. Plan był taki, żeby delikatnie dźgnąć go w plecy, a następnie z uśmiechem przeprosić i, w ramach zadośćuczynienia za tę niezręczną sytuację, zaproponować wspólne wypicie kawy”.
/ 22.05.2024 19:00
zawstydzona kobieta fot. Getty Images, Cultura RM Exclusive/Attia-Fotografie

Moja nowa parasolka była wprost bajeczna – soczyście czerwona, z solidnym stelażem odpornym na wiatr i materiałem nieprzemakającym nawet podczas ulewy. Cieszyła się, gdy moja córka przywiozła mi ją w prezencie z podróży do Kanady. Niestety, ten czerwony cud miał jedną wadę: mechanizm otwierający był tak delikatny, że reagował na najlżejszy dotyk palca. Pół biedy, jeśli musiałam tylko dogonić uciekającą parasolkę na chodniku.

Zdarzało się czasem, że cierpiał na tym jakiś niczemu niewinny przechodzień. Często pod moim adresem padały przykre określenia, szczególnie kiedy mój parasol zaatakował jakąś porywczą kobietę lub drażliwego starszego pana. Czasami również zupełnie niechcący trafiony parasolem mężczyzna brał to za próbę flirtu i oryginalny sposób na poderwanie go. Nieraz trudno było wytłumaczyć takiemu facetowi, że to był zwykły zbieg okoliczności, a ja absolutnie nie mam ochoty na bliższą znajomość.

Marzył mi się mały flirt

Skończyłam 65 lat, a 12 lat temu zmarł mój mąż. Nie oznacza to jednak, że marzę, by znów dzielić mieszkanie z facetem. Jakiś flirt może i tak, ale nie wicie wspólnego gniazdka. 

Zajmuję się wnuczką i każdego dnia jeżdżę do niej autobusem. Przystanek, na którym muszę wysiąść, dzieli spory dystans od bloków, gdzie mieszka córka, więc gdy pada, nie ruszam się bez parasola. Podróżowanie w tłumie w czasie porannego szczytu to żadna przyjemność, ale od pewnego czasu z zaciekawieniem wypatrywałam mojej „101".

Wszystko przez przystojniaka, który idealnie wpasowywał się w mój gust. Podróżował tą samą linią co ja, a na dodatek oboje wysiadaliśmy na tym samym przystanku. Później maszerował parę metrów z przodu, by zniknąć za drzwiami niewielkiego zakładu poligraficznego, ulokowanego w bezpośredniej bliskości ścieżki prowadzącej na blokowisko.

Patrzył na mnie ukradkiem

Gdy minęło parę dni od kiedy zaczęłam rzucać ukradkowe spojrzenia w stronę tego atrakcyjnego mężczyzny, zdecydowałam się nie ograniczać tylko do wzdychania, ale przejść do konkretów. Nasza codzienna podróż autobusem trwała ponad kwadrans i doszłam do wniosku, że warto by spożytkować te minuty na flirt z nieznajomym, który od razu wpadł mi w oko.

Był bardzo podobny do mojego nieżyjącego już małżonka, a poza tym on też patrzył na mnie z wyraźnym zaciekawieniem. Przyszło mi do głowy, że miło byłoby razem wyskoczyć do kina albo pospacerować po parku. Jednak po dwóch tygodniach uśmiechów i wymownych spojrzeń nie posunęłam się nawet o krok do przodu w realizacji swojego planu.

Dumałam nad tym, czy nie za mało stanowczo działam i dlatego moje starania nie przynoszą oczekiwanych efektów.

„O co chodzi? – głowiłam się zdenerwowana. – „Zapracowany? Wstydliwy? Woli facetów? Czy po prostu nie w jego guście jestem?".

Zrezygnowana w końcu dałam za wygraną, choć przyznaję, że było mi przykro. No bo przecież nie rzucę się na niego!

Takiego amanta nie chciałam

Pewnego deszczowego dnia, jak zawsze, przeciskałam się do wyjścia autobusu, podążając za plecami wysokiego mężczyzny. Przy wysiadaniu potknęłam się, a mój wredny parasol znów wywinął numer i otworzył się. Tym razem ofiarą padł łysawy, niechlujny facet, który z obrzydliwym uśmieszkiem zaproponował odprowadzenie mnie do domu.

– Słucham?! Co pan powiedział?! – wrzasnęłam ze złością i szybko go wyminęłam, rozglądając się w poszukiwaniu „mojego" przystojnego mężczyzny.

Niestety, gdy w końcu pozbyłam się namolnego faceta, mój wymarzony obiekt zdążył już zniknąć w gąszczu ludzi. Zbliżając się do bloku, w którym mieszka moja córka, nagle wpadłam na pewien pomysł.

Miałam plan

Zdecydowałam się zaryzykować i podjąć ostatnią desperacką próbę zwrócenia na siebie uwagi tego młodszego mężczyzny, używając do tego celu mojego parasola. Plan był taki, żeby delikatnie dźgnąć go w plecy, a następnie z uśmiechem przeprosić i, w ramach zadośćuczynienia za tę niezręczną sytuację, zaproponować wspólne wypicie kawy.

Do realizacji mojego planu brakowało jedynie deszczowej pogody. Czekałam na odpowiedni moment ponad tydzień, ponieważ na początku moja pociecha wzięła kilka dni wolnego, co oznaczało, że ja również miałam „urlop", a następnie, jakby na przekór, zaświeciło słońce.

Co za wstyd!

W końcu nastał ten upragniony, deszczowy poranek. Jeszcze siedząc w środku komunikacji miejskiej, trzymałam parasol w gotowości, jednak planowałam skorzystać z niego dopiero podczas wysiadania.

Kiedy opuszczałam autobus zaraz po mężczyźnie, moje serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Uniosłam lekko parasol, by trafić go zdecydowanie między łopatki, a nie gdzieś niżej. Wtedy wydarzyło się nieszczęście.

Jakiś pasażer w ostatniej chwili wyskakując z pojazdu, zahaczył o mnie, przez co całym ciałem runęłam na "mój cel". W tym momencie parasolka wystrzeliła, ale tak pechowo, że jej twarde zakończenie uderzyło mnie prosto w nos...

– Ałaaa! – zawrzeszczałam z bólu, chwytając się za twarz. – Niech cię szlag trafi!

Próbował mi pomóc

Starałam się powstrzymać krwawienie z nosa, jednocześnie chroniąc się przed ulewą. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś ostrożnie podnosi mi podbródek i przykłada coś chłodnego i wilgotnego do mojego nosa.

– Niech pani usiądzie na przystanku, bo jak będzie pani chodzić, to krwotok się nie zatrzyma – dobiegła mnie życzliwa sugestia.

Uniosłam wzrok i oniemiałam. Nade mną troskliwie nachylał się cel moich daremnych starań i podawał mi chusteczkę. Zmoczył ją w wodzie z butelki.

– Chłodny kompres powinien pomóc.

Zręcznie przycisnął nawilżoną chusteczkę do mojego nosa i wręczył mi kolejną, tym razem suchą.

– Niech pani ją przytrzyma pod nosem, aby krople nie poplamiły pani płaszcza. Wygląda pani w nim olśniewająco – dorzucił, posyłając mi uroczy uśmiech.

„Podziałało! Matko jedyna! Faktycznie podziałało!" – zaśpiewało coś w mojej duszy.

Umówiliśmy się

Mój bohater nie przestawał się mną opiekować przez kolejny kwadrans, a ja w tym czasie patrzyłam na niego wdzięcznym wzrokiem. Te piętnaście minut pozwoliło nam trochę się poznać. Dowiedziałam się, że Jarek jest 10 lat młodszy ode mnie i ma 55 lat. Potem odprowadził mnie aż do bramy wejściowej na osiedle, na którym znajduje się mieszkanie mojej córki.

– Około godziny 13 mam w pracy przerwę na lunch – oznajmił. – Co powiesz na to, żebyśmy się wtedy spotkali i wyskoczylibyśmy razem coś zjeść? Po takiej nieprzyjemnej przygodzie przyda ci się porządny posiłek! Weź oczywiście ze sobą swoją wnuczkę, bardzo chętnie was obie zaproszę – dokończył, posyłając mi ciepły uśmiech.

Od naszego pierwszego spotkania upłynęło sporo czasu. Przez te parę miesięcy zdążyłam zaprzyjaźnić się z Jarkiem. On, jako samotny wdowiec bez dzieci, bardzo polubił moją córkę i małą wnuczkę. Na sierpień zaplanowaliśmy wspólny wyjazd do sanatorium. Kiedy wczoraj, z lekkim zażenowaniem, wyznałam mu, że od dawna mi się podoba, Jarek roześmiał się i odrzekł:

– Też zauważyłem wtedy uroczą kobietę z czerwonym parasolem… Ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że taki facet jak ja może mieć u niej jakiekolwiek szanse!

Anna, 65 lat

Czytaj także: „Żona i dzieci latami chętnie sięgali do mojego portfela. Gdy zachorowałem, odwrócili się plecami”
„Nikt z rodziny nie chciał opiekować się babcią, ale gdy przepisała na mnie dom, zaczęły się pielgrzymki” „Zrobiłam się na bóstwo, by mąż zapomniał o kochance, ale mnie wyśmiał. Zachwyt zobaczyłam w oczach sąsiada”

 

Redakcja poleca

REKLAMA