„Nikt z rodziny nie chciał opiekować się babcią, ale gdy przepisała na mnie dom, zaczęły się pielgrzymki”

zamyślona para fot. Getty Images, Shestock
„Otrzymaliśmy wezwanie do sądu. Krewni wystosowali pozew przeciwko nam, domagając się nie tylko mebli, ale całego domu! Uznali, że powinniśmy stracić darowiznę, ponieważ nie troszczyliśmy się odpowiednio o babcię. Wszyscy zgodnie kłamali”.
/ 19.05.2024 19:30
zamyślona para fot. Getty Images, Shestock

Gdy decydowałam się na małżeństwo z Arturem, oboje mieliśmy wizję naszego własnego przedsiębiorstwa i wielką chęć do pracy. Jednakże nie mieliśmy nic więcej – brakowało nam doświadczenia i funduszy, aby uruchomić działalność. Wszystko, co posiadaliśmy, to niewielka kawalerka. Z przerażeniem zastanawialiśmy się, jak będzie nam się tam mieszkało z dzieckiem, które planowaliśmy mieć prędzej czy później.

Ja się cieszyłam, mąż niekoniecznie

Zatem, kiedy babcia zaproponowała, żebyśmy z mężem zamieszkali u niej i zajęli się nią na starość, a w zamian przekaże nam dom i działkę, byłam szczęśliwa! Nikt inny się nie kwapił, by zająć się staruszką, a ja nie widziałam w tym problemu. Kochałam babcię i opiekowałabym się nią nawet bez jej kuszącej obietnicy.

– Artur, to nasza jedyna szansa na poprawę naszej przyszłości! Ten dom kiedyś mieścił na dole dwa sklepy, z tyłu są jeszcze stare budynki gospodarcze, które można przebudować.

Było dla mnie oczywistością, że Artur również dostrzeże w tej propozycji podobne możliwości. Jednak jego sceptyczne podejście całkiem mnie zaskoczyło.

– Kochanie, tam naprawdę trzeba zainwestować sporo w remont! A do tego nie masz pewności, czy po śmierci babci reszta rodziny nie zacznie cię atakować. Nie będą w stanie przeboleć, że to właśnie ty dostałaś dom.

– Co oni mogą mieć do mojego majątku? – zapytałam zdziwiona. – W końcu to nie jest spadek, a darowizna. Zarówno dom, jak i teren dookoła staną się moje jeszcze za życia babci. A poza tym, też mogą się zaopiekować starszą panią, przecież nikt im tego nie broni?

Podjęliśmy decyzję

Zastanawianie się, czy skorzystać z propozycji babci, zajęło nam blisko pół roku! W tym okresie pracowałam w szkole za skromne wynagrodzenie, podczas gdy Artur, pracując jako dostawca, również nie zarabiał dużo. Nawet przestaliśmy rozmawiać o wspólnym przedsięwzięciu, ponieważ byliśmy zbyt wyczerpani i przytłoczeni brakiem możliwości.

Wtedy też nadszedł ten moment, gdy na teście ciążowym ukazały się dwie kreski. Gdy Artur trochę doszedł do siebie po tym, jak przekazałam mu te radosne wieści, spojrzałam na niego i z powagą oznajmiłam:

– Teraz, kochanie, powiedz mi, gdzie wstawimy łóżeczko dla dziecka?

Niestety, w naszym małym mieszkaniu nie było miejsca. Artur nie odezwał się przez cały wieczór, ale następnego dnia podczas śniadania zadał pytanie:

– Czy oferta twojej babci wciąż jest aktualna?

– Raczej tak.

– W takim razie myślę, że czas na przeprowadzkę.

Dom popadał w ruinę

Kolejny miesiąc minął, a my wynajęliśmy samochód do przewozu rzeczy i z całym naszym niezbyt bogatym mieniem przybyliśmy do małego miasteczka na granicy polsko–niemieckiej. Natomiast nasze mieszkanie w Łodzi wystawiliśmy na sprzedaż. Czułam się wniebowzięta nawet wtedy, kiedy stało się oczywiste, że sytuacja nie będzie tak różowa, jak początkowo przypuszczałam.

Artur miał rację – dom potrzebował gruntownych napraw, przecież liczył sobie prawie 100 lat! W tamtych czasach standardy komfortu były zupełnie inne. Do tego dochodziła problematyczna stara instalacja wodociągowa. Zdarzało się, że po spuszczeniu wody w toalecie na górze zalewało łazienkę na parterze. Czasami z otworów w wannie czy umywalce wydobywał się tak intensywny zapach szamba, iż konieczne było zasłanianie ich korkami.

Stan sufitów naprawdę nas przestraszył! Na górnym piętrze podłoga falowała z każdym krokiem. Była również nierówna, więc chcieliśmy ją wyrównać za pomocą samopoziomującej wylewki. Na szczęście Artur zdecydował się skonsultować ten pomysł z profesjonalistą, zamiast robić to na własną rękę. Okazało się bowiem, że sufity są tak zniszczone, że nie podołają dodatkowej warstwie.

Remont był kosztowny

– Na pewno chce pan położyć te ciężkie płytki w łazience? Ta konstrukcja nie wytrzyma, podłoga zacznie się ruszać, a płytki popękają już po roku! – oznajmił.

Mieliśmy na to rozwiązanie – umocnienie stropów. Długo się nad tym zastanawialiśmy, ponieważ to już poważna inwestycja, skomplikowana i droga. Ale jeżeli pod domem mają parkować ciężarówki i manewrować na tym terenie, to nie ma innej opcji – podkreślił specjalista.

Mieliśmy szczęście, że remont naszego domu przypadł na okres, kiedy sprzedaliśmy naszą kawalerkę, dzięki czemu mieliśmy środki na pokrycie kosztów. Po wymianie stropów i naprawie kanalizacji pozostałe zadania wydawały się błahe, ale ich ilość była tak duża, że nasze oszczędności szybko malały.

Założyliśmy firmę

Na szczęście nasza działalność ruszyła z kopyta i mieliśmy głębokie przekonanie, że zacznie nabierać tempa. Koncepcja była prosta – proponowaliśmy magazyn do przeładunku. Dostarczano do nas towary z Niemiec w ilościach hurtowych, które później odbierali różni detaliści.

Nasza działalność rozpoczęła się od prostych magazynów, później dołożyliśmy do nich specjalne podjazdy i rampy. Nie zarabialiśmy fortuny, ponieważ ciągle inwestowaliśmy w firmę, ale razem z babcią i Dawidem, który przyszedł na świat, nie cierpieliśmy głodu.

Babcia wymagała coraz więcej opieki

Kiedy na świat przyszedł nasz synek, ja i mój mąż zdecydowaliśmy, że powinnam porzucić moje zawodowe obowiązki i skupić się na prowadzeniu domu, opiece nad dzieckiem i babcią. I naprawdę było co robić! Szczególnie, że dwa lata później urodziła się nasza córeczka Klaudia, a babcia zaczęła doświadczać poważnych problemów zdrowotnych. Nic dziwnego, w końcu miała już 85 lat!

I mogłaby sobie radzić, gdyby nie to, że pewnej zimy złamała nogę. Ja i mój mąż czuliśmy się winni, bo żadne z nas nie mogło zawieźć jej do kościoła, a ona upierała się, że musi tam pójść pomimo oblodzenia.

Czy nie rzucilibyśmy wszystkiego, gdybyśmy przewidzieli, co się wydarzy? Ale tak to już bywa... Całe zdarzenie zakończyło się długotrwałym pobytem w szpitalu i okresem rekonwalescencji, który nie przyniósł zadowalających rezultatów. Moja babcia, sfrustrowana swoim nieszczęśliwym wypadkiem, była zła na cały świat i nie była zbyt chętna do ćwiczeń, a nawet do poruszania się z pomocą balkonika, co jej zdaniem było poniżej jej godności.

– A gdzie mam trzymać torebkę? – to był jej główny argument.

Martwiłam się coraz bardziej

Spędzała całe dnie w fotelu, oglądając telewizję lub kładąc się na sofie i drzemiąc. Może to brzmi jakoś idyllicznie, ale w praktyce szybko pojawiły się różne problemy zdrowotne, takie jak trudności z trawieniem czy odleżyny! 

Miałam więc naprawdę dużo pracy z dwójką małych dzieci i osobą w podeszłym wieku. Czasami wieczorami już nic nie widziałam ze zmęczenia! Mój mąż także był wykończony, bo przecież teraz cała odpowiedzialność za prowadzenie biznesu spoczywała na nim. Więc nie obywało się bez napięć, a nawet poważnych awantur.

Znosiłam docinki krewnych

Dodatkowe problemy sprawiała nam reszta rodziny. Nie raz zdarzyło się, że ja i mój mąż usłyszeliśmy od innych wnucząt babci oraz jej dzieci, jak to powinniśmy każdego dnia wdzięcznie całować babcię w dłonie, bo zgodziła się nas przyjąć. Wydawało się, że nikt nie dostrzega, iż bez naszej obecności jej dom dawno by się rozpadł, ponieważ babcia nie byłaby w stanie go utrzymać. Nikt nie widział, że ciężko pracujemy po to, by zapewnić jej i sobie godne warunki życia.

Znosiłam te docinki wyłącznie dlatego, że babcia była dla mnie ważna. Poza tym, byliśmy pewni, że dom jest naszą własnością. Mieliśmy pewność, że wszystkie dokumenty dotyczące prawa własności są ważne, ponieważ przeglądaliśmy je setki razy, więc po śmierci babci nie spodziewaliśmy się żadnych komplikacji ze strony spadkobierców.

Rodzina chciała nas okraść

Gdy babcia odeszła, zorganizowaliśmy jej godny pochówek i urządziliśmy w naszym domu stypę. Nie przypuszczaliśmy, że to może stanowić punkt zapalny, inaczej zdecydowalibyśmy się na wynajęcie restauracji.

Zaproszeni krewni przechadzali się po naszym odnowionym domu, obserwując wszystko, cmokając i pukając w ściany. Radziliśmy sobie z tym dzielnie, ale w pewnym momencie zauważyłam jedną z ciotek, która wraz z mężem wynosiła komodę z naszej sypialni!

– Co u licha robicie? – wykrzyknęłam zaskoczona.

– To mój ukochany mebel, pamiętam go jeszcze z dzieciństwa! Mama na pewno by chciała, żebym go przejęła! – rzuciła ciotka, jakby to było oczywiste.

– Nikt mi o tym nie mówił, a poza tym to ja pokryłam koszt renowacji tej komody, tak samo jak reszty mebli, które do niej pasują! – odparłam zirytowana.

– Nie potrzebuję innych rzeczy, te olbrzymie łóżka i tak nie zmieściłyby się w moim mieszkaniu – odpowiedziała ciotka, ignorując to, co do niej mówiłam.

– Nie proponuję cioci mebli, tylko proszę o zostawienie komody w spokoju! – wrzasnęłam.

Obrazili się na nas 

Niedługo później pojawił się mój mąż, a za nim reszta naszej rodziny. Nagle atmosfera stała się bardzo napięta, ponieważ wszyscy zdecydowali, że mają prawo do wybierania sobie pamiątek po babci i, naśladując ciotkę, zaczęli otwarcie przeszukiwać mój dom! Ja, zupełnie zrozpaczona, zagroziłam im wezwaniem policji!

Moja matka potem stwierdziła, że przesadziłam, ale w tamtym momencie nie widziałam innej opcji. Goście, obrażeni do granic możliwości, opuścili dom i grozili, że nie pozwolą na takie łajdactwo!

Zgodnie kłamali w sądzie

Po upływie miesiąca ja i mój mąż otrzymaliśmy wezwanie do sądu. Krewni wystosowali pozew przeciwko nam, domagając się nie tylko mebli i innych drobiazgów, które po babci pozostały, ale całego domu! Uznali, że powinniśmy stracić darowiznę, ponieważ nie troszczyliśmy się odpowiednio o babcię. Jako dowód podali fakt, że karetka zabrała babcię z ulicy z powodu złamanej nogi, ponieważ przechadzała się sama zimą.

Potwierdzili również, że babcia cierpiała na demencję i nie miała świadomości swoich działań, kiedy przekazała nam swoje dobra, a następnie odcięliśmy ją od reszty rodziny. Inaczej mówiąc, nie odwiedzali babci nie dlatego, że nie mieli na to ochoty, ale z naszej winy, ponieważ nie pozwoliliśmy im na to!

Jako dowód jedna z ciotek wezwała na świadków naszych sąsiadów, u których kiedyś spędziła noc, kiedy odwiedziła nasze miasteczko. Nieistotne, że jej wizyta była niespodziewana, a nas w domu nie było, bo towarzyszyliśmy babci w drodze do sanatorium. Ona zapewniała, że celowo jej nie wpuszczaliśmy!

Czekałam na sprawiedliwość

Proces sądowy ciągnął się przez kilka lat, a w tym czasie rodzina złośliwie utrudniała nam realizację różnych projektów, sugerując, że próbujemy zaniżyć wartość nieruchomości. Firmy konkurencyjne rozwijały się, a my mogliśmy jedynie polegać na naszej solidnej reputacji. Dodatkowo, nastroje w naszym małym mieście zaczęły się psuć. Mieszkańcy podzielili się na dwa obozy – tych, którzy nas popierali i tych, którzy byli nam przeciwni.

Odnieśliśmy sukces w sądzie, roszczenia rodziny zostały uznane za bezpodstawne i odrzucone. Niestety, ciocie i wujkowie nie mają zamiaru się poddać i już zapowiedzieli, że złożą apelację. Mój mąż jest wściekły.

– Przecież ci mówiłem, że ta twoja rodzina zrobi z tej darowizny zamieszanie! Moglibyśmy już dawno mieć swój własny dom i nie musielibyśmy za to nikomu dziękować! – mówił z ironią.

Wówczas przypomniałam mu, że to jednak dzięki babci mogliśmy założyć naszą firmę, z której żyjemy. Bez tego prawdopodobnie nie dalibyśmy sobie rady. Wszystko ma swoje plusy i minusy.

Kalina, 36 lat

Czytaj także: „W pakiecie z facetem maminsynkiem dostałam teściową zołzę. Urządza nasze życie jakby meblowała swój dom”
„Bliscy zrobili ze mnie telefon zaufania. Obarczali mnie swoimi problemami, jakbym mogła naprawić zło całego świata”
„Żona pomiatała mną jak sługusem, a ja tańczyłem, jak zagrała. Gdy kazała mi rzucić robotę uznałem, że dość tej farsy”

Redakcja poleca

REKLAMA