„Cała rodzina ochoczo zaglądała mi do portfela i komentowała wydatki. Byli pierwsi do wyciągania łap po kasę”

kobieta sukcesu fot. Adobe Stock, Mangostar
„Rodzice jeszcze parokrotnie prosili mnie o pieniądze. Pomimo że były to drobniejsze kwoty, niechętnie im je pożyczałam – miałam pełną świadomość tego, iż są to bezzwrotne pożyczki. Pewnego razu ojciec przez przypadek wygadał się, na co przeznaczają te sumy – na spłacanie długów mojego brata”.
/ 29.05.2024 20:00
kobieta sukcesu fot. Adobe Stock, Mangostar

W moim rodzinnym domu nigdy się nie przelewało. Odkąd pamiętam, zawsze brakowało pieniędzy. Już jako kilkuletnia dziewczynka, która nie mogła mieć tego samego, co rówieśnicy, obiecałam sobie, że będę dużo zarabiać. Słowa dotrzymałam, chociaż zapłaciłam za to wysoką cenę.

Sama do tego doszłam

Na komfort, jakim jest odpowiedni stan konta bankowego, musiałam ciężko zapracować. Wyrwanie się z miejsca, w którym żyło się bardzo skromnie i niezwykle oszczędnie, stanowiło nie lada wyzwanie. Od rodziców często słyszałam, że skończę zamiatając ulice, bo taki już nasz los. W ogóle się z tym nie zgadzałam i im starsza się stawałam, tym większy bunt we mnie narastał.

Pragnęłam studiować architekturę i w przyszłości projektować domy. Na wymarzony kierunek dostałam się za pierwszym razem. Tylko ja wiem, ile trzeba było na to harować przez całą szkołę średnią. W wakacje, zamiast wyjeżdżać ze znajomymi, których miałam zresztą jak na lekarstwo, podejmowałam się różnych zajęć zarobkowych. Nie mogłam liczyć na matkę i ojca, więc na kosztowne korepetycje musiałam sobie sama zarobić.

Moim koleżankom z klasy w głowie były imprezy, chłopcy i strojenie się – gdy one świetnie się bawiły, ja zakuwałam. Ogromny trud się opłacił, a gdy opuszczałam rodzinne strony w związku z wyjazdem na studia, czułam niebywałą ulgę. Oczywiście wiedziałam, że nie będę mogła nawet na chwilę spocząć na laurach, bo musiałam wszystko tak zorganizować, żeby zarobić na utrzymanie. Dałam jednak radę i ukończyłam architekturę z wyróżnieniem. Miałam też trochę oszczędności, bo starałam się rozsądnie gospodarować pieniędzmi.

Chciałam pomagać rodzinie

Czułam się niejako w obowiązku, żeby wspomagać finansowo rodziców i młodszego brata. W końcu było mnie na to stać. Wreszcie mogłam pozwolić sobie na wydatki, które do tej pory były poza moim zasięgiem.

– Ten zegarek to chyba drogi był – rzuciła mama, lustrując mnie uważnie wzrokiem.

– No co mam ci powiedzieć… – westchnęłam. – Moja pracownia na brak zleceń nie narzeka.

– Daj dziecko spokój, tyle forsy wydawać – karcące spojrzenie sprawiło, że znowu poczułam się niczym mała dziewczynka, która dostała burę.

– Naprawdę musimy o tym dyskutować? Chciałam, abyśmy miło spędzili czas.

– Oczywiście, kochanie, oczywiście – uśmiechnęła się, ale nie spodobał mi się ten uśmiech, zbyt dobrze znałam go z dzieciństwa.

Zaprosiłam rodzinę, żeby zobaczyli mieszkanie, które niedawno kupiłam. Nie obeszło się bez kredytu, co rzecz jasna zostało odpowiednio skomentowane. Ojciec stękał, że się nieźle wkopałam, bo co będzie, jeśli stracę pracę i tym podobne. Matka mu wtórowała, a brak tylko cmokał, że on nigdy się tak nie dorobi i że w sumie mogłabym go trochę wesprzeć, bo jest bez kasy.

Nie doceniali tego

Wiem, że to moja rodzina, ale po paru godzinach miałam już dość tych odwiedzin. Niemniej zacisnęłam zęby i postanowiłam dzielnie wytrwać do końca wizyty. Przyjechali na weekend – na głowie stanęłam, żeby przez te dni nie zajmować się zawodowymi obowiązkami. Zorganizowanie czasu w ten sposób nie było łatwe, a w zamian wysłuchiwałam, że trwonię pieniądze i wydaję je na głupoty. Co miesiąc przelewałam na konto rodziców niemałą kwotę, w związku z czym mogli odetchnąć i nie martwić się o to, czy wystarczy im do emerytury.

Niestety, nie przypominam sobie, aby chociaż raz podziękowali – najwyraźniej wychodzili z założenia, że im się to należy. Nie kryłam ulgi, kiedy wreszcie pojechali. Niby powinnam przewidzieć, że tak to będzie wyglądać, ale niesmak pozostał.

Któregoś wieczoru zadzwoniła mama. Była wyraźnie zdenerwowana.

– Co się stało? – zapytałam.

– A nic takiego – starała się udawać, że wszystko gra.

– Daj spokój, przecież słyszę, że jest inaczej.

– Naprawdę nic takiego, kochanie, nie masz się o co martwić – odparła wymijająco. – Tylko mam pewną sprawę do ciebie.

– Jaką? – byłam ciekawa.

– Wiesz, potrzebowałabym trochę pieniędzy – padło po drugiej stronie słuchawki.

– To znaczy ile? – zdziwiłam się, bo jakieś dwa dni wcześniej wysłałam jej przelew.

– No tak z tysiąc złotych, a najlepiej ze dwa – odparła po chwili milczenia.

– Dwa tysiące?

– Przecież to nie jest dużo dla ciebie – w jej głosie pobrzmiewała nuta pretensji.

– Mało też nie – nie potrafiłam się powstrzymać, ale taka była prawda.

– Kupujesz sobie masę drogich rzeczy, a matce nie pomożesz? – wzburzyła się, co z miejsca wpędziło mnie w poczucie winy.

Dopiero co robiłam przelew.

– Nie to nie – odparła wielce obrażona i się rozłączyła.

Zrobili ze mnie bankomat

Powiedziałam o tej rozmowie mojemu Tomkowi. Strasznie się zirytował.

– Przecież oni cię wykorzystują – nie po raz pierwszy powiedział na głos to, co mi nie przechodziło przez gardło.

– Nie wiem, co mam zrobić – odnosiłam wrażenie, że znalazłam się pomiędzy młotem a kowadłem.

– Skarbie, to twoja decyzja. Moje zdanie znasz. To ci nie służy – Tomek miał rację, ale ciężko było mi się z nim zgodzić.

– Jak by nie patrzeć, to moja rodzina.

Zjadana wyrzutami sumienia, zadzwoniłam do matki i poinformowałam ją, że przelew poszedł. Wcale nie przyniosło to ulgi, a jedynie pogłębiło mój dyskomfort.

Czara goryczy się przelała

Rodzice jeszcze parokrotnie prosili mnie o pieniądze. Pomimo że były to drobniejsze kwoty, niechętnie im je „pożyczałam” – miałam pełną świadomość tego, iż są to bezzwrotne pożyczki. Pewnego razu ojciec przez przypadek wygadał się, na co przeznaczają te sumy – na spłacanie długów mojego brata.

Otóż nie miałam zielonego pojęcia, że Mariusz ma problemy z hazardem, a do tego nie stroni od alkoholu. Rodzice pakowali w niego całą kasę, którą ode mnie dostawali. Tego było za wiele. Mariusz to dorosły człowiek i powinien sam się ogarnąć, a nie wymagać od kogoś, że ten rozwiąże jego problemy. Tomkowi dosłownie ręce opadły, kiedy przekazałam mu te wieści. Nie wtrącał się, na co wydaję swoje pieniądze, ale w tej sytuacji uczynił wyjątek.

– Skarbie, skończ z tym, serio, tak nie może być – jego zatroskana mina mówiła wszystko. – Zrozum, nie jesteś im nic winna, a oni traktują cię jak bankomat.

– Tak, wiem – byłam potwornie przygnębiona.

Nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że pojawi się kolejna prośba o przelew i się nie pomyliłam.

– Przykro mi, ale więcej nie dostaniecie – słowa te przeszły mi z trudem przez gardło.

– Jak to? – matka nie wierzyła w to, co słyszy.

Powtórzyłam zatem, a w odpowiedzi posypały się wyzwiska. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam słuszną decyzję. Pogodzenie się z faktem, że moja własna rodzina mnie wykorzystuje, nie przyszło mi ot tak. Przepłakałam niejedną noc. Przestałam też odbierać telefony od rodziców i brata. Co prawda na razie nie planowałam zrywać z nimi całkowicie kontaktów, ale zamierzałam mocno je ograniczyć.

Z czasem szło mi coraz lepiej, aż wreszcie wyrzuty sumienia stały się wspomnieniem. Nie ukrywam, że gdyby nie Tomek i jego wsparcie, byłoby ciężko. Miałam u swego boku prawdziwy skarb. Rzecz jasna rodzice nie omieszkali przy jakiejś okazji stwierdzić, że jest on ze mną wyłącznie dla pieniędzy. Było to wierutną bzdurą, ale nie miałam już najmniejszej potrzeby im tego tłumaczyć.

Ola, 35 lat

Czytaj także:
„Nie zamierzam żyć z teściową w trójkącie. Kazałam narzeczonemu wybrać: albo ona i jej rządy, albo ja”
„Dziadek wmawiał mi, że zdrada to nie powód do rozwodu. Wtedy wyznałem mu, co naprawdę zrobiłem żonie”
„Mam czwórkę dzieci z trzema żonami. Sądzą się ze mną o alimenty, a ja podejrzewam, że te smarki nawet nie są moje”

Redakcja poleca

REKLAMA