Wychodzi na to, że Patryk faktycznie wziął ślub... Zastanawiam się, czemu trzymał to w sekrecie. Może obawiał się, że będę liczyła na zaproszenie na ceremonię?! Nawet o tym nie wspomniał, kiedy nas odwiedzał, żeby zabrać synka na weekendowy wypad. To moja była teściowa, która od czasu do czasu do nas wpada, przyniosła mi te wieści.
Szybko mu poszło
– I co ja mam teraz począć? Wyznać Ignasiowi, że jego ojciec ma inną kobietę? – zapytałam.
– Patryk już odbył z nim rozmowę – moja teściowa popatrzyła na mnie ze zdumieniem. – Byli nawet we dwójkę w ogrodzie zoologicznym. Ignaś nic ci o tym nie wspominał?
Nie ma mowy, żeby tak było. Syn znowu wdał się w ojca, to oczywiste! Albo jest po prostu za mały na takie sprawy…
– Marzenko, kochanie – teściowa z troską pokręciła głową. – Nerwy w niczym tu nie pomogą. Lepiej zastanów się, co go tak wystraszyło, że wolał nic nie mówić. Ale dobra, zmykam już – poderwała się z miejsca. – Zupełnie wyleciało mi z głowy, że mam wizytę u doktora na dwunastą!
Ta, jasne. Specjalnie przyfrunęła, rzuciła bombę, nacieszyła oczy moim zaskoczeniem, a teraz daje nogę. Nic niezwykłego! Za jakiś czas zapewne usłyszę od niej, że jej przyszła synowa to istny anioł… Kurczę, w sumie to czy ja mam obowiązek godzić się na najazdy byłej teściowej?!
A to ci dopiero niespodzianka – Patryk wziął ślub! Przecież zawsze trąbił na prawo i lewo, że żona to tylko kula u nogi faceta! Albo ta jego pokręcona działalność biznesowa zaczęła w końcu przynosić zysk (choć szczerze w to powątpiewam), albo jakimś cudem oczarował swoim młodzieńczym urokiem bogatą babę. Innej opcji tu nie ma. Doszłam do wniosku, że warto by trochę poszperać w temacie. W końcu to, ile mój były zarabia, nie jest tylko i wyłącznie jego osobistą kwestią, zwłaszcza odkąd łoży na utrzymanie naszego dziecka.
Dosłownie od progu, kiedy tylko Ignaś wrócił z przedszkola, wzięłam go na spytki. Kręcił się i uciekał od odpowiedzi niczym węgorz w wodzie – najwyraźniej dostał surowe polecenie, żeby nie puścić pary z ust. Jak to możliwe?! Kto to widział, żeby nastawiać malucha przeciwko własnej mamie? Po dłuższych staraniach, w końcu wydusiłam z synka, że tatuś znalazł sobie nową partnerkę – jest młoda i sympatyczna, chyba atrakcyjna. A ta kobieta ma małą córusię, więc jak łatwo policzyć – Ignaś ma siostrę. Młodszą od niego.
Uczucie szybko nam przeszło
Aż mi szczęka opadła, jak to usłyszałam! Przecież to chyba mnie dotyczy też mnie, jako że jestem mamą Ignasia, zgadza się? Teraz stało się jasne, czemu Patryk w ostatnim czasie tak się starał być wzorowym tatą! Nie opuścił żadnego weekendu i już od samej wiosny zawracał mi głowę, żebym pozwoliła mu zabrać Ignasia na lato! Proste niczym konstrukcja cepa – mój syn spędza czas z „siostrą”, a tamci w międzyczasie przeżywają cudowne momenty… Los bywa diabelnie niesprawiedliwy.
Poznałam Patryka tuż przed ukończeniem uczelni; pojechaliśmy pod namiot i bęc – wpadłam. Rodzice wściekli się, że za młodo, że bez kasy na utrzymanie, ale co było zrobić? Wzięliśmy ślub, a poza tym, cóż, zakochałam się bez pamięci i w ogóle nie uważałam tego za jakąś wielką tragedię. Wyobrażałam sobie szczęśliwą rodzinę rodem z reklam, a tymczasem Patryk poszedł do pracy. Soboty i niedziele spędzał na zaocznych studiach.
Tuż po narodzinach naszego synka mój małżonek wyjechał do pracy za granicę. Kiedy po roku powrócił, był już kompletnie odmienioną osobą. Wpadł na pomysł, by wspólnie ze swoim kumplem otworzyć firmę informatyczną. Zainwestował w ten biznes całą naszą gotówkę i przepadał na długie godziny, tłumacząc, że rozkręca interes. Przestał mi pomagać i wspierać mnie w opiece nad naszym dzieckiem.
Nim się obejrzeliśmy, nasze pełne romantyzmu uczucie przeobraziło się w zaciekłe awantury, przerywane okresami cichych dni i wzajemnych pretensji. Taki stan rzeczy trwał przez kolejne kilka miesięcy, aż nadszedł moment, gdy czara goryczy się przelała. Wystarczyła drobnostka – w telefonie mojego męża odkryłam parę czułych SMS-ów od innej kobiety.
– To tylko koleżanka – tłumaczył się, a gdy nie dawałam za wygraną, krzyknął: – Przecież od czasu do czasu potrzebuję z kimkolwiek pogadać!
– Ale po to jestem ja – wpatrywałam się w niego intensywnie, zupełnie jak dawniej…
Czyżby faktycznie wyleciało mu z głowy, jak wiele nas łączyło?
– Ty?! – zareagował z kpiącym śmiechem. – Daj spokój, w ogóle cię nie interesuje, co się ze mną dzieje, jakie mam kłopoty! Cały czas nawijasz o pieniądzach, o naszym dziecku albo o tym, jak bardzo przy mnie cierpisz… I ja mam z tobą gadać?! A niby o czym mielibyśmy rozmawiać?
– Może o tym, żeby się rozwieść? – zasugerowałam, mając nadzieję, że w obliczu tej trudnej sytuacji Patryk w końcu okaże mi trochę zainteresowania i zrozumienia.
Ledwo daję radę utrzymać się sama
Lepiej unikać tego wyrażenia. Kiedy raz znalazło się w naszym związku, towarzyszyło nam aż do finału na sali rozpraw. Starałam się nie tracić fasonu, w końcu to z mojej inicjatywy się rozstaliśmy, czyż nie? Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym dalej dzielić życie z tym wiecznym marzycielem, Piotrusiem Panem, który – jak powoli stawało się oczywiste dla wszystkich – okazał się po prostu życiowym nieudacznikiem.
Odkąd zaczął płacić alimenty, wreszcie mogłam odetchnąć z ulgą, mając środki na utrzymanie. Synek rozpoczął edukację przedszkolną, więc nadszedł czas, by rozważyć powrót do pracy. Ale jakie perspektywy ma w dzisiejszych czasach kobieta bez dyplomu uniwersyteckiego? Żadne, może jedynie pracować jako kasjerka w supermarkecie. Po roku Patryk nagle sobie przypomniał o swoim rodzicielstwie i zaczął zabiegać o kontakt z dzieckiem. Zabierał go na różne wyprawy, do kina, pamiętał o upominkach z okazji urodzin czy Dnia Dziecka.
No i proszę, doskonały moment na pobudkę; przecież nasz synek Ignaś rozpoczyna naukę w pierwszej klasie we wrześniu… Wypytywałam synka, jak się sprawy mają u jego ojca. Dotarły do mnie słuchy, że nabył nowe lokum i je remontuje, ponoć nawet zmienił auto na inne. Dumałam sobie, czy przypadkiem nie dojrzał już do prowadzenia normalnego życia, a pewnego razu nawet przyśniło mi się, że do siebie wróciliśmy, a on na kolanach błagał mnie o przebaczenie. Szok i niedowierzanie!
Okazało się, że mój były mąż wije gniazdko dla pewnej podejrzanej baby, w dodatku z dzieckiem! Kto ją tam wie, może to nawet za jej kasę… Nie ma mowy, po czymś takim ani myślę pozwolić, żeby Ignaś jechał z ojcem nad Bałtyk! Gdyby to miała być tylko taka wyprawa w męskim gronie, ojciec z synem, to okej.
Nie powiem, żebym skakała z radości, ale dla dobra małego pewnie bym na to przystała. Ale wczasy z nową rodziną byłego to zupełnie inna bajka – nigdy w życiu! Za nic nie pozwolę, żeby mój synek musiał się użerać z jakimś dzieciakiem nie wiadomo skąd (ta mała ledwo ma 3 lata), tylko dlatego, że Patryk chce tanim kosztem udawać super ojczulka przed swoją nową wybranką!
Sama się nim zajmę
Chyba już czas uświadomić mojego malucha, że nasze plany ulegną zmianie, bo inaczej znowu będzie narzekał i się dąsał. Muszę przyznać, że dogadanie się z Ignasiem to nie lada wyzwanie, zupełnie jak z jego ojcem – albo uparcie obstaje przy swoim, albo zamyka się w sobie i ani słowa nie powie. Kompletnie nie rozumie, co to znaczy iść na kompromis! Podczas wieczornego posiłku zagadnęłam synka, jakie ma zdanie na temat wyjazdu na wieś.
– Na pewno ci się spodoba, zobaczysz – przekonywałam go. – Dziadek zabierze cię na połów ryb, razem pójdziecie na grzybobranie i zbieranie jagód, a może babcia zdradzi ci sekret lepienia pierogów...
Ignaś kompletnie zamilkł, a jego usta zaczęły powoli wyginać się w podkówkę.
– I jak ci się to widzi? – spytałam go. – Niezły plan, co nie?
Przez moment nie odpowiadał.
– Chciałem pojechać z tatą nad Bałtyk – wymamrotał w końcu. – Ale i tak mi nie pozwolisz, no nie? Więc czemu w ogóle o to pytasz? – z żalem w głosie odwrócił się i poczłapał w stronę swojej sypialni.
Tylko ja powinnam mieć prawo do podejmowania decyzji w sprawie mojego synka! Ciężko oczekiwać od małego dziecka, żeby miał świadomość, że jest po prostu narzędziem w rękach dorosłego. Maluchowi nawet nie zaświta w główce myśl, że tata posługuje się nim do osiągnięcia własnych celów, zupełnie jak mną dawno temu… Czy powinnam dać przyzwolenie na to, aby Ignaś poszedł w ślady ojca i przez niego zmarnował sobie przyszłość?
Marzena, 31 lat
Czytaj także:
„Mój szwagier to prawdziwy cwaniak. Dostał cały spadek po mojej teściowej, ale chciał ugrać jeszcze więcej”
„Z taką rodziną jak moja nawet na zdjęciu nie wychodzi się dobrze. Musiałam wziąć się w garść i wiać, gdzie pieprz rośnie”
„Wyjazd na emigrację za kasą nie był wart tego, co przeżyłam. Miłości rodziny nie odkupię na wypłatę w euro”