Usłyszałam monotonny dźwięk na zewnątrz. Ulewa... Krople mocno uderzały o blat pod oknem. Chmury pokrywały całe niebo. Nie miałam auta, aby dostać się do miasta, a zdecydowałam się spędzić dwa tygodnie na odludziu. Chciałam poukładać sobie wszystko w głowie, ogarnąć uczucia i przeżyć samotnie żałobę po stracie bliskiej przyjaciółki. Wydawało mi się, że to świetny pomysł. Zwłaszcza, że zostawiła mi w spadku ten domek po babci, ulokowany na obrzeżach bieszczadzkiej wioski, na końcu świata.
Pamiętam, jak z Klarą wprost kochałyśmy nasze wspólne wyjazdy w te rejony! W bagażniku zawsze musiał się znaleźć karton musującego wina. Sączyłyśmy tego szampana, zajadałyśmy się poziomkami i gubiłyśmy po parę kilo z klasą, by następnie powrócić do rzeczywistości nie tylko szczuplejsze, ale też pozbawione wszelkich trosk, z którymi przyjechałyśmy na początku naszego pobytu. Pozbywałyśmy się ich podczas kojących pogaduszek.
Złamałam naszą babską umowę
„Zero facetów!” – to było nasze hasło przewodnie, gdy chciałyśmy zaszyć się w naszym azylu. Dotyczyło to zarówno tych, przez których nasze serca były w rozsypce, jak i tych, których określałyśmy mianem kumpli. Długo zastanawiałam się, w jakiej szufladce umieścić Marcina.
Z jednej strony był dla mnie kimś bliskim, z drugiej – okrutnie zranił moje uczucia. Często dumałam nad tym, gdzie popełniłam błąd. Przecież tak dobrze go znałam i powinnam była zdawać sobie sprawę z tego, o czym marzy. Tyle że ja, naiwna dziewczyna, myślałam, że skoro wyznał mi miłość, to jego priorytety ulegną zmianie. Bo po co wyznawać komuś uczucie, jeśli nie ma się zamiaru dzielić z tą osobą życia, stworzyć normalnej rodziny?
Wyjrzałam przez okno. W oddali, za zasłoną deszczu, ledwie mogłam zobaczyć ściany starego kurnika. Z tyłu, na trzeciej desce od lewej strony, widnieje wyrzeźbione serduszko z literkami M+D. Marcin i Dominika. Nigdy nie wspominałam Klarze, że kiedyś złamałam naszą babską umowę i umówiłam się tutaj z Marcinem.
Akurat miał jakieś szkolenie w Bieszczadach, wyrwał się na przepustkę i dojechał do mnie na rozklekotanym motorze, który pożyczył od jakiegoś faceta. W tej maszynie wszystko trzeszczało i drgało, ale silniczek pracował bez zarzutu i pół dnia szaleliśmy na niej między polami. A później, gdy słonko chyliło się ku zachodowi, tam za kurnikiem, Marcin wyjawił mi swoje uczucia.
Nie mogłam w to uwierzyć, ale właśnie spełniły się moje najskrytsze pragnienia! Od jakiegoś czasu traktowałam Marcina jako kogoś więcej niż tylko dobrego kumpla. Skrycie liczyłam na to, że on również zacznie patrzeć na mnie inaczej. No i proszę – marzenia się spełniają! Nasze zbliżenie było delikatne i powolne, zupełnie jakbyśmy nigdzie się nie spieszyli. W tamtym momencie wydawało mi się, że mamy przed sobą całą przyszłość. Byłam o tym święcie przekonana.
Wyleciał na trzyletnią misję
Stałam i obserwowałam, jak oddalał się na tym swoim wysłużonym jednośladzie, mając na szyi moją chustę. Mój wzrok odprowadzał go, dopóki nie zniknął mi z oczu. Nie pytałam, kiedy ponownie będę mogła go zobaczyć, bo zdawałam sobie sprawę, że służba wojskowa rządzi się swoimi prawami i wiele rzeczy nie zależy od niego samego.
Miałam jednak pewność, że zrobi wszystko co w jego mocy, by spotkać się ze mną najszybciej jak to tylko możliwe. Po dwóch tygodniach zjawił się tylko po to, by zakomunikować mi, że wylatuje do pracy za granicę. Byłam szczerze zszokowana tą informacją.
Gdy już zabrakło mi łez, powiedziałam mu, żeby odszedł i nie pokazywał mi się na oczy. Potrzebowałam wielu miesięcy, aby dojść do siebie po tym wszystkim. Nie mogłam pojąć, jak mógł mi coś takiego zrobić? Mnie – swojej przyjaciółce i ukochanej! Po co w ogóle wyznawał mi miłość, skoro i tak gdyby odjechał będąc tylko moim przyjacielem, już byłoby mi cholernie ciężko.
Poza tym moje perypetie związane z Marcinem negatywnie odbiły się też na relacji z Klarą. Nigdy jej nie mówiłam o tym, że Marcin wpadł do mnie na motorze, ani o naszym wyznaniu uczuć. Ona z kolei, jak na dobrą kumpelę przystało, nic nie wspomniała, nawet jeśli zobaczyła serduszko na kurniku.
Sporo wiedziałam o jego wyjeździe i nie było dnia, żebym się tym nie zamartwiała. Klara również się o niego martwiła, ale widząc, jak bardzo skupiam się na tej sprawie, wolała o tym nie wspominać. Właśnie za taką postawę ją kochałam.
Moja przyjaciółka odeszła na zawsze
Minęły dwa lata odkąd Marcin opuścił nasze miasto, gdy niespodziewanie zdrowie Klary drastycznie się pogorszyło. Moje emocje i rozstanie z nim straciły na znaczeniu. Priorytetem stało się ratowanie życia mojej najlepszej przyjaciółki. Robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby wspomóc zarówno ją, jak i jej najbliższych. W końcu ja i Klara od zawsze byłyśmy nierozłączne niczym rodzone siostry!
Całą prawdę wygadałam jej dopiero wtedy, gdy nieprzytomna trafiła do szpitala. Nie mam pojęcia, czy do niej docierały moje słowa, ale przynajmniej wyrzuciłam z siebie to, co od dawna ciążyło mi na sercu.
Klara po raz ostatni mnie wsparła, zanim odeszła na zawsze... prędzej spodziewałabym się takiej informacji o Marcinie. Los bywa jak widać przewrotny. Następnie rodzice Klary wręczyli mi klucze do ich domku letniskowego położonego w Bieszczadach.
– Chciała, żebyś je wzięła – oznajmiła jej mama drżącym z emocji głosem.
Zdawałam sobie sprawę, że odmówienie przyjęcia kluczy bardzo by ich zraniło. Ostatecznie, możliwość spełnienia ostatniego życzenia ich jedynaczki było dla nich niezwykle istotne. Przekazując mi klucze do domku odziedziczonego po babci, zdawali się także odczuwać, że nie utracili swojej córki całkowicie. W końcu zostałam im jeszcze ja.
Znalazłam się w potrzasku
Nie byłam w stanie związać się z innym facetem, nie czułam się gotowa na kolejne uczucie. Skoro zranił mnie ktoś, kogo od wielu lat uważałam za bratnią duszę, to co mógłby mi zrobić zupełnie obcy facet?
Niekiedy, kiedy rozmyślałam o tym, że Marcin wróci, widziałam oczami wyobraźni, jak po raz kolejny wygarniam mu, co o nim sądzę i wypraszam za drzwi. Ale zdarzały się momenty, gdy po prostu nieruchomiałam, mając niemal fizyczne odczucie chropowatej faktury jego swetra, w którym tak często chowałam twarz, i wtedy na nowo umierałam z tęsknoty.
Znalazłam się w potrzasku, uwięziona w tym miejscu, gdzie głowiłam się nad tym, jak dotrzeć z powrotem do cywilizowanego świata. W końcu, mając świadomość, że w przypadku tej przypadłości kluczowa jest każda mijająca godzina, podjęłam decyzję.
Wsiadłam na rower i ruszyłam w kierunku miasta, pedałując w ulewnym deszczu. Gdzieś z tyłu głowy tliła się nadzieja: „Może trafi się jakaś dobra dusza i mnie podwiezie, może uda mi się złapać stopa i wsiąść do jakiegoś traktora zmierzającego w tę samą stronę”. Wierzyłam, że cała ta wyprawa okaże się mniej tragiczna w skutkach, niż początkowo zakładałam.
Niestety podczas wędrówki do miasta nie spotkałam na swojej drodze żadnego samochodu. Po przybyciu byłam przemoknięta do suchej nitki, więc zaoferowano mi darmową, rozgrzewającą herbatkę.
Czekała mnie jednak jeszcze podróż powrotna. Straciłam nadzieję, że uda mi się złapać stopa, ale gdy usłyszałam za plecami dźwięk silnika, miałam ochotę skakać z radości! Zaczęłam energicznie machać ręką, a obok mnie zatrzymała się wiekowa półciężarówka. Ze środka wysiadł nie kto inny jak… Marcin.
Był o krok od oświadczyn
Dosłownie zatkało mnie z wrażenia i stałam na poboczu niczym wbita w ziemię, kiedy on pakował mój rower na tył auta, a następnie zaprosił, żebym wsiadła do środka, gdzie było przyjemnie ciepło.
– Domi… – rzucił mi czułe spojrzenie, zanim wcisnął gaz, ale byłam tak zszokowana, że nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa.
W kompletnej ciszy dotarliśmy do mojego domu. Kiedy już byliśmy na miejscu, Marcin odstawił mój rower do przedsionka i stanął tuż przede mną. Nie spieszyło mi się, żeby zaprosić go do środka albo zapytać, po co tu przyszedł. Nie miałam zamiaru ułatwiać mu zadania.
– Jestem z powrotem, ponieważ usłyszałem o odejściu Klary. Szkoda, że nie dotarłem na ostatnie pożegnanie – oznajmił. – Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie ogromny cios…
– Nie masz o tym pojęcia! – weszłam mu w słowo. – Ty nie doświadczasz takich emocji, więc daruj sobie gadanie, że cokolwiek o nich rozumiesz? – nie wytrzymałam.
– Nie mów tak, Dominiko… – zaprotestował.
– Wiem, co mówię i mam pełne prawo tak twierdzić! Przez trzy długie lata nie odezwałeś się ani słowem po tym, jak byłeś o krok od oświadczyn! Uważasz, że tak postępuje normalny facet?
– Otrzymałem polecenie służbowe – odpowiedział, spuszczając wzrok.
– Polecenie służbowe! – parsknęłam z irytacją. – Czemu więc zadeklarowałeś swoje uczucia, by następnie odejść, dając mi odczuć, że jestem dla ciebie mniej ważna niż walka? – spytałam drżącym głosem.
– To ciebie kocham. A wyznałem ci to, bo gdybym tego nie zrobił, każda chwila tam byłaby nie do zniesienia. Żyłem nadzieją na nasz ponowny kontakt po moim powrocie!
Przez moment trwaliśmy w ciszy. W mojej głowie panował totalny chaos, nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Nagle Marcin zapytał:
– Czy wybaczysz mi i zostaniesz moją żoną?
Byłam w szoku, gdy to usłyszałam. On chce się ze mną ożenić? Rezygnuje ze służby? Pragnie, abyśmy stworzyli normalną rodzinę?
Stałam jak wryta, kompletnie zdezorientowana, nie mając pojęcia, jak zareagować. Wtedy Marcin wziął sprawy w swoje ręce. Przygarnął mnie do siebie i musnął moje stęsknione usta czułym pocałunkiem.
– On jedyny całuje w taki sposób... – przemknęło mi przez myśl i w jednej chwili ostatnie trzy mroczne lata odeszły w zapomnienie.
Miałam wrażenie, że znów jesteśmy tam, przy tej starej szopie, skąpani w blasku zachodzącego słońca, całując się namiętnie. Przecież to był mój ukochany Marcin! Wywiązał się ze swoich zobowiązań i powrócił do mnie. Tym razem na dobre.
– Oczywiście, że zostanę twoją żoną – powiedziałam cicho, wtulając się w jego objęcia.
W tym momencie ulewa ustała, a na niebie ponownie zawitało słońce.
Dominika, 28 lat
Czytaj także:
„Mąż przyjaciółki miał na mnie chrapkę. Ją w dniu ślubu zaciągnął przed ołtarz, a mnie na weselu do małżeńskiej sypialni”
„Gdy mój syn wrócił po latach emigracji, myślałam, że hojnie sypnie kasą. A on chciał pożyczać pieniądze od starej matki”
„Szwagierka podrzuciła nam syna na całe wakacje. Gdy podliczyłam ją 1000 zł za jedzenie, zmieszała mnie z błotem”