„Byłem zazdrosny o kumpla i jego idealne życie. Przestałem, gdy przyłapałem jego matkę z kochankiem”

Para różnica wieku fot. Adobe Stock, zinkevych
„Do knajpki wkroczył osobliwy duet. Chłopak był wyraźnie młodszy od towarzyszącej mu kobiety, ale trzymali się bardzo blisko siebie. Kiedy kobieta uniosła głowę, zdałem sobie sprawę, że to mama mojego kumpla – Grześka. Co za wstyd i żenada”.
/ 09.06.2024 14:30
Para różnica wieku fot. Adobe Stock, zinkevych

Kiedy usłyszałem, że jestem przyjęty na studia w stolicy, radość mnie rozpierała. W myślach widziałem, jak zdobywam upragniony dyplom, a następnie znajduję wymarzoną pracę… Marzyłem o tym, co osiągnę, aż nagle uświadomiłem sobie, że przez najbliższe lata będę daleko od bliskich, znajomych i miejsca, gdzie dorastałem.

Bałem się przeprowadzki

Wywodzę się z niewielkiej miejscowości położonej we wschodniej części naszego kraju. Zdążyłem już przywyknąć do tej okolicy, gdzie dosłownie każdy mnie zna, podobnie zresztą jak i całą moją familię. Przez całe dotychczasowe życie dzieliłem dach nad głową z mamą, tatą, a także rodzeństwem – siostrą oraz bratem. Zamieszkiwaliśmy razem w niezbyt dużym budynku odziedziczonym po dziadkach, który stał tuż obok miejscowego ryneczku.

Szczerze mówiąc, rozstanie z bliskimi i przeprowadzka do nieznanej metropolii mocno mną wstrząsnęły. Chyba trochę obawiałem się niezależności. W rodzinnych stronach otaczali mnie bliscy, na których wsparcie mogłem zawsze liczyć. Tutaj ogarnęło mnie poczucie zagubienia. Przemierzałem ulice, gdzie nikt mnie nie rozpoznawał, a ja nie witałem się z nikim.

Przyzwyczajenie się do myśli, że twarze ludzi na ulicy są mi całkowicie nieznane i daremnie wypatruję znajomych, zajęło mi chwilę. Po pewnym czasie zupełnie zaprzestałem przyglądania się przechodniom. Teraz skupiam się tylko na tym, by na nikogo nie wpaść. Rozmyślam o własnych sprawach albo zakładam słuchawki i puszczam muzykę. Pozostali też przemykają obok, kompletnie mnie nie zauważając. Tłum osób, które nie są sobie obce i nie mają ochoty nawiązywać relacji.

Zamieszkałem w akademiku

Osoby, z którymi się tam zetknąłem, pochodziły z różnych regionów kraju. Tak jak w moim przypadku, prawdopodobnie większość z nich na początku czuła się nieco zagubiona w nowym środowisku. Zakwaterowano mnie w pokoju z dwoma innymi studentami. Dość szybko nawiązaliśmy ze sobą bliższe relacje. Miałem też okazję poznać parę sympatycznych koleżanek. Pierwsze dni nie były łatwe, jeśli chodzi o aklimatyzację w nowych warunkach, ale już po paru tygodniach, gdy rozpoczęły się pierwsze sprawdziany i musiałem pożyczyć notatki od współlokatorów, dostrzegłem wiele zalet mieszkania we wspólnocie akademickiej.

Szczerze mówiąc, nie narzekałem, mimo że tęskniłem za rodzinną atmosferą. Dokładałem wszelkich starań, żeby regularnie odwiedzać bliskich. Oni łaknęli mojego towarzystwa, a ja ich. Najbardziej brakowało mi braci i sióstr. Podczas każdej wizyty zasypywaliśmy się wzajemnie pytaniami o wszelkie nowinki i gawędziliśmy do późnych godzin nocnych. Niestety czas w rodzinnych stronach mijał błyskawicznie i później musiałem z powrotem jechać do stolicy.

Moi współlokatorzy chyba w ogóle nie czuli takiej tęsknoty za rodziną jak ja. Gdy wprowadzili się do mnie ponad rok temu, to im trochę zazdrościłem tego, że nie muszą tłuc się do swoich rodzinnych stron setki kilometrów. Ale oni wcale nie czuli potrzeby, żeby tam wracać. Z Warszawy wyjeżdżali jedynie na większe święta.

Poznałem fajnego kumpla

Studia to był dla mnie całkiem znośny czas. Zostałem przydzielony do grupy, gdzie oprócz mnie, wszyscy byli miejscowi. Same chłopaki, w końcu to techniczny kierunek. Najmocniej zżyłem się z Grześkiem, bo jako jedyny towarzyszył mi w wychodzeniu na dymka. Przy okazji gadaliśmy wtedy o tym i owym. Grzegorz dość szybko wychwycił, że znam się na komputerach jak mało kto. Pewnego razu wpadł na pomysł, żebym go odwiedził.

– Słuchaj, potrzebuję twojego wsparcia – zagaił. – Planuję rozbudowę komputera. Rzuciłbyś okiem na mój sprzęt, może doradzisz, który procesor najbardziej pasuje na wymianę, a jak ocenisz, że płyta główna też się kwalifikuje do zmiany, to spoko… Fundusze się zorganizuje – dodał z przekonaniem.

Z przyjemnością podjąłem się tego wyzwania, bo takie rzeczy sprawiają mi frajdę. Żałowałem trochę, że studenci z Warszawy po skończonych wykładach mogą od razu pójść do bliskich, a nie jak ja – do obcych w akademiku. Intrygowało mnie też, z jakiej rodziny pochodzi Grzegorz. Wyobrażałem sobie, że pewnie jego starzy to jakieś bogate urzędasy z wysokich sfer albo biznesmeni.

Zaprosił mnie do domu

Pewnego razu, po skończonych zajęciach, Grzesiek wyszedł z propozycją, abyśmy po zajęciach wstąpili na obiad do stołówki, a następnie autobusem pojechali do jego mieszkania. Zaskoczony byłem tą sugestią, bo o tej godzinie u mnie w domu zawsze roznosił się apetyczny zapach gotowanych potraw, a cała moja rodzina zbierała się przy stole, by wspólnie zjeść posiłek. Kiedy dotarliśmy pod blok Grześka, na dworze robiło się już ciemno. Zaprowadził mnie do przestronnego lokum w nowoczesnym, gustownie wyglądającym budynku. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że jego rodzina jest dobrze sytuowana.

W mieszkaniu nie było nikogo, dlatego od razu zająłem się jego sprzętem komputerowym. Rozkręciłem obudowę, wyciągnąłem procesor, a wtedy pojawiła się matka Grześka. Drobna, zadbana kobieta z uśmiechem na twarzy. Wyciągnęła rękę na przywitanie w moim kierunku, patrząc mi prosto w oczy.

– Grzesiek nie wspominał, że ma takiego przystojnego kolegę – powiedziała.

Trochę się zawstydziłem

Zrobiło mi się niezręcznie, zwłaszcza że po około dwudziestu minutach do pokoju Grześka znowu weszła jego matka, niosąc herbatę. Tym razem rzuciła mi dziwne spojrzenie. Kiedy wychodziła, musnęła dłonią moje ramię. Poczułem się głupio przez wzgląd na mojego kumpla. Pomyślałem sobie: „Ale kicha, współczuję mu, że musi znosić takie sytuacje”. Było mi wstyd za zachowanie jego matki. Ta kobieta bezczelnie ze mną flirtowała, wcale się nie krępując.

Sprawnie uporałem się z montażem peceta. Nabazgrałem na świstku niezbędne części do dokupienia i czym prędzej pognałem do drzwi. W korytarzu dobiegł mnie głos właścicielki mieszkania, która odebrała komórkę.

– Tomku, skarbie, cudownie, że do mnie dzwonisz. Akurat o tobie myślałam. W ciągu najbliższych dni koniecznie musimy umówić się na spotkanie… – gruchała do telefonu, flirciarsko się podśmiewając.

Wiedziałem na pewno, że gada z kimś innym niż z mężem. Z tego, co mi wiadomo, tata Grześka nazywał się Jacek. „O rany, ale dziwna baba!” – poczułem, że robi mi się słabo.

Myślałem, że żyją idealnie

Dokładałem wszelkich starań, aby w kolejnej rozmowie z Grześkiem nie poruszać kwestii związanych z jego matką. Jednak wątek jego najbliższych niespodziewanie odżył samoistnie. Kiedy po tygodniu zjawiłem się u niego z nowymi podzespołami, aby skompletować jego peceta, rozejrzałem się po mieszkaniu, zaskoczony panującą w nim martwą ciszą.

– Ojciec wyjechał służbowo? – wypaliłem spontanicznie, gdyż ponownie zastałem puste cztery kąty.

Zapytałem z ciekawości.

– Nie, on tylko późno wraca. Chyba ma jakąś babę na boku – odparł mój kolega bez owijania w bawełnę.

No super! Wyszedłem na wścibskiego gadułę. „Kolejnym razem muszę ugryźć się w język, nim cokolwiek chlapnę” – pomyślałem sobie w głębi duszy.

Poświęcałem czas dziewczynie

Później przez dobre pół roku nie było sposobności, by wpaść do Grześka. Poza tym w owym okresie zakochałem się w Kasi, uroczej szatynce z innego kierunku na uczelni. Jej pasjami były lingwistyka, historia oraz rozważania filozoficzne. Istna miłośniczka nauk humanistycznych.

Emanowała ogromną serdecznością i sympatią wobec innych. Straciłem dla niej głowę i błyskawicznie dotarło do mnie, że chciałbym u jej boku spędzić resztę swoich dni. Obydwoje zajmowaliśmy pokoje w domach studenckich, więc nie mieliśmy zbyt wielu sposobności, by pobyć tylko we dwoje... Z tego powodu przeważnie spędzaliśmy czas na spacerach, a niekiedy, gdy akurat udało nam się uzbierać trochę grosza, zaglądaliśmy do kawiarenki.

Byłem w szoku

Pewnego wieczoru ja i Kasia świętowaliśmy w naszym ulubionym barze kolejną rocznicę naszego spotkania, kiedy do lokalu wkroczyła osobliwa para. Młodzieniec w towarzystwie dojrzałej damy, czule się obejmując i chichocząc. Kiedy zajęli miejsca przy stoliku w głębi pomieszczenia, dokładniej przyjrzałem się kobiecie. Była zdecydowanie starsza od faceta, z którym przyszła. W pewnym momencie, gdy podniosła wzrok, rozpoznałem w niej matkę mojego kumpla – Grześka. Zesztywniałem na moment. Nie miałem najmniejszej ochoty na konfrontację z nią i tym gościem. Wyglądał na rówieśnika jej syna.

– Kaśka, spadamy stąd, szybko – zadecydowałem stanowczo, chwyciłem ją za dłoń i czym prędzej opuściliśmy lokal.

– Co jest grane? – zapytała, kiedy tylko wyszliśmy zza zakrętu. – Masz jakichś prześladowców czy co?

Tylko udawali rodzinę

Wspomniałem jej o moim znajomym i jego najbliższych. Opisałem, co to była za osobliwa dwójka siedząca przy sąsiednim stoliku. Rzecz jasna nie pisnąłem ani słówka, że to matka Grzesia. Kasia pokiwała głową ze zrozumieniem.

Taki luźny związek, choć małżeński – podsumowała krótko. – Masakra! Nie chciałabym być uwięziona w takiej sytuacji. Jak ktoś może się tak zachowywać? Przecież to zwyczajnie nie w porządku…

Ogarnęło mnie przygnębienie. Jakie to życie potrafi być pogmatwane. Opływają w dostatki, żyją w przepychu, a mimo to obok siebie tylko wegetują…

– Przywykli do takiego stanu rzeczy, czy może łączy ich coś innego? Czyżby chodziło tylko o forsę? W sumie, kto wie, może to ja jestem staroświecka… – Kasia głośno wypuściła powietrze.

– Wyobraź sobie, że oni nawet nie zasiadają wspólnie do posiłków. Każde z nich z osobna stołuje się w jakimś barze, stołówce czy restauracji… U mnie w domu zawsze wszyscy spotykamy się przy stole, czy to podczas obiadu, czy na kolację – podzieliłem się z nią przemyśleniami.

Rodzina to coś więcej niż wspólne finanse – Kasia pogrążyła się w zadumie. – Pieniądze nie są w stanie zapewnić pełni szczęścia. Liczy się coś istotniejszego.

Objąłem ją czule ramionami, uśmiechając się do siebie. Bez wątpienia doskonale rozumieliśmy się nawzajem. Uświadomiłem sobie, że choć na ten moment nie posiadamy wspólnych mebli ani sprzętów, to jednak mamy coś cenniejszego – trwały grunt, na którym jesteśmy w stanie stworzyć nasz wymarzony, przytulny dom.

Mariusz, 24 lata

Czytaj także:
„Żona to despotka, rozstawia wszystkich po kątach jak parobków. Wylicza nam czas na obiad i korzystanie z łazienki”
„Za zdradę przyjaciółka odpłaciła się mężowi tym samym. Miał to gdzieś, a ona narobiła sobie kłopotów”
„Rozwiodłam się i wreszcie poznałam uroki życia. Zmieniałam facetów jak rękawiczki i nikt nie mógł mi tego zabronić”

Redakcja poleca

REKLAMA