„Rozwiodłam się i wreszcie poznałam uroki życia. Zmieniałam facetów jak rękawiczki i nikt nie mógł mi tego zabronić”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, PhotoBook
„Interesowały mnie wyłącznie niezobowiązujące znajomości. Najpierw parę razy umówiłam się z Piotrem. Był miły, zabawny i błyskotliwy, ale coś nie kliknęło. Potem był Adam, z którym miałam co prawda świetną zabawę w łóżku, ale brakowało niestety tematów do rozmów”.
/ 29.05.2024 20:40
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, PhotoBook

Kiedy po 10. latach trwania małżeństwa złożyłam pozew o rozwód, wszyscy znajomi i rodzina pukali się w czoło. „Do reszty oszalałaś, gdzie ty teraz sobie faceta znajdziesz?” – to słyszałam najczęściej. Nie mieli jednak pojęcia, jak naprawdę wyglądał ten związek i w ogóle nie interesowało ich to, że się w nim dusiłam.

Myśleli, że żartuję

– Ewka, ty z tym rozwodem to tak na serio? – dopytywała z niedowierzaniem moja przyjaciółka.

– Bardzo serio – przytaknęłam.

– Ale weź, przemyśl to sobie, no bo wiesz… Nie obraź się, ale w tym wieku to ciężko kobiecie faceta znaleźć.

– A kto powiedział, że zamierzam go szukać? – obruszyłam się, bo strasznie mnie wkurza takie gadanie, jakby obowiązkiem każdej kobiety było posiadanie mężczyzny u boku.

– Zresztą rób, jak chcesz – stwierdziła Iza z przekąsem. – Co na to Jacek, jak to przyjął?

– Normalnie – wzruszyłam ramionami, nie miałam już ochoty na kontynuowanie tego tematu.

Wcale nie byliśmy tak udanym małżeństwem, za jakie wszyscy nas uważali. Przy innych ludziach Jacek zachowywał się zupełnie inaczej, niż przy mnie, kiedy zostawaliśmy sami. Dla obcych dusza towarzystwa, a w domu mruk i leń. Na początku taki nie był, starał się i dawał coś od siebie. Potem jednak zaczęło się to zmieniać, aż w końcu któregoś dnia z przerażeniem odkryłam, że nie mamy o czym rozmawiaćGdy zaczęliśmy już tak na poważnie się spotykać, podjęliśmy decyzję o nieposiadaniu dzieci, której do dziś nie żałuję. Całe szczęście, bo to by wiele skomplikowało.

Im dłużej byliśmy mężem i żoną, tym bardziej oddaliśmy się od siebie. Być może kiedyś zrozumiem, dlaczego tak się stało. Od pewnego momentu nie chciało się nam nawet spędzać wspólnie czasu, zwłaszcza że nasze preferencje w tym zakresie były całkowicie odmienne.

W małżeństwie nie chodzi przecież o to, żeby funkcjonować pod jednym dachem jak współlokatorzy. Nie tak to powinno wyglądać. On obojętniał, a ja coraz bardziej się dusiłam. Długo dojrzewało we mnie postanowienie o zakończeniu związku – nie było sensu tego ciągnąć, a ja nie chciałam zostać jedną z wielu sfrustrowanych kobiet, które po latach tkwienia w nieudanym małżeństwie budzą się z ręką w nocniku.

Zaczęłam korzystać z życia

Rozwód dostaliśmy na pierwszej rozprawie. Wcześniej dogadaliśmy się w sprawie podziału majątku, obeszło się bez sensacji. Cieszyłam się, że to nie ja muszę szukać nowego lokum, ponieważ mieszkanie, w którym do tej pory żyliśmy wspólnie, należało do mnie – dostałam je w spadku po babci. Oczywiście teraz zamierzałam je urządzić po swojemu.

Miałam plany na różne zmiany i nie mogłam się doczekać, kiedy słowa zamienię na czyny. Ani mi się śniło załamywać rąk, nie spać po nocach i płakać, chociaż odnoszę wrażenie, że właśnie tego ode mnie oczekiwano. Niektórym ciężko zrozumieć, że rozwód wcale nie musi oznaczać końca świata i być traktowany w kategoriach porażki. Jedyną rzeczą, jakiej żałowałam, było to, że nie złożyłam papierów wcześniej.

– Kochanie, na pewno dobrze się czujesz? – mama wydzwaniała codziennie z tym pytaniem.

– Oczywiście, nic się nie dzieje – odpowiadałam zgodnie z prawdą.

– Jak to nic, przecież dopiero się rozwiodłaś? – mama nie kryła zaskoczenia.

Nie miałam siły jej tłumaczyć, że wcale nie jestem przygnębiona czy załamana – wręcz przeciwnie, dawno nie czułam lepiej. Towarzyszyły mi ogromna ulga i postanowienie, żeby rzucić się na głęboką wodę. Byłam ciekawa, jak to jest mieć konto na profilach randkowych i spotykać się z facetami poznanymi w internecie. Miałam chęć jedynie dobrze się zabawić, a nie szukać partnera.

Interesowały mnie wyłącznie niezobowiązujące znajomości. Najpierw parę razy umówiłam się z Piotrem. Był miły, zabawny i błyskotliwy, ale coś nie kliknęło. Potem był Adam, z którym miałam co prawda świetny seks, ale brakowało niestety tematów do rozmów. W sumie pomiędzy jednym a drugim łóżkowym uniesieniem fajnie jest o czymś pogadać, a tu zonk.

Następny w kolejności był Sebastian, który już na pierwszej randce okazał się straszliwym bucem, więc szybko ucięłam kontakt. Iza z politowaniem kiwała głową, twierdząc, że dopadł mnie kryzys i jest to moja reakcja na rozwód.

– Może powinnaś pójść do jakiegoś psychiatry albo psychologa, jeśli sobie z tym nie radzisz – radziła troskliwym głosem.

Machnęłam ręką, bo i do niej nie docierało, że nie ma żadnych powodów do niepokoju. Niewiele się zastanawiając, umówiłam się z Markiem, z którym pisałam od jakiegoś czasu. Było całkiem sympatycznie do chwili, kiedy wyznał, że chciałby czegoś więcej. Czar prysł, a ja się wycofałam. Potem miałam jeszcze parę randek i zaczęło mi się to nudzić.

Spotkała mnie miła niespodzianka

Uznałam, że najwyższa pora przekierować uwagę na siebie, postawić na realizację marzeń i rozwijanie pasji, które przez ostatnie lata zaniedbałam. Zawsze skrycie marzyłam o lataniu szybowcem. Nikomu o tym nie mówiłam, bo obawiałam się, że zostanę wyśmiana. Teraz wreszcie przestałam przejmować się cudzymi opiniami i zapisałam się na stosowny kurs.

Przed pierwszymi zajęciami byłam tak podekscytowana, że przez całą noc nie byłam w stanie zmrużyć oka. Oczywiście na początek niezbędna była teoria. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że wykład poprowadzi kolega z ogólniaka, w którym kiedyś się trochę podkochiwałam. Miała być to inna osoba, ale akurat się rozchorowała i Darek wziął za nią zastępstwo. Bardzo się zmienił, zmężniał, miał świetną sylwetkę, zrobił się jakiś taki przystojniejszy. Serce od razu zabiło mi szybciej. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie – jak dobrzy znajomi, którzy nie widzieli się kilka dni.

– Skoczymy potem na kawę? – zaproponował z zawadiackim uśmiechem.

– Z największą przyjemnością – odparłam z zadowoleniem.

Szczerze powiedziawszy, przez cały wykład nie byłam w stanie się skupić. Zastanawiało mnie to, czy Darek ma żonę. Dałabym sobie ręce uciąć, że tak. Tymczasem wyznał, że rozwiódł się wiele lat temu. Miał syna. Rozmawiało się nam fantastycznie – zupełnie jakbyśmy się nie widzieli zaledwie kilka dni, a nie 20 lat.

– Czy mogę liczyć na więcej pogawędek? – zapytał, kiedy się rozstawaliśmy.

– No jasne.

– Super, że zapisałaś się na kurs – cmoknął mnie na pożegnanie w policzek.

– Zobaczysz, latanie ci się spodoba.

Darek się nie mylił. Gdy pierwszy raz zasiadłam za sterami szybowca, byłam niezmiernie podekscytowana, a mój entuzjazm rósł z każdą kolejną minutą. Przepadłam niczym śliwka w kompot i wiedziałam, że po ukończeniu kursu będę na 100 procent kontynuowała przygodę z lataniem, do czego Darek gorąco zachęcał. Nasza znajomość nabierała kolorów. Podobało mi się to, że wszystko dzieje się naturalnie, nie jest wymuszone i toczy się w swoim tempie.

Minęły cztery miesiące, gdy Darek mnie pocałował. Na nic nie naciskał i nie wymagał żadnych deklaracji. Czułam się przy nim całkowicie swobodnie i mogłam bez skrępowania poruszać rozmaite zagadnienia. Słuchał z uwagą i zaangażowaniem, czego do tej pory w kontaktach z mężczyznami nie doświadczyłam. Obudziwszy się po raz pierwszy u jego boku po upojnej nocy, pojęłam, że pragnę spędzać w jego towarzystwie więcej czasu. Po prostu się zakochałam!

Odwzajemniał uczucie i również zależało mu na pogłębianiu oraz rozwijaniu naszej znajomości. Któregoś razu przez głowę przemknęła mi myśl, jak bardzo Darek różnił się od Jacka. Jestem szczęśliwa, że los postawił go na mej drodze. W czasach szkoły średniej nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek będziemy razem. Życie lubi jednak zaskakiwać.

Ewa, 39 lat

Czytaj także:
„Życie z moim mężem było nudne jak flaki z olejem. Odrobiną pikanterii doprawił je romans z licealną miłością”
„Wstydzę się iść do łóżka z własnym mężem. A on mówi, że z taką cnotką to długo nie wytrzyma”
„Przez 20 lat żyłam z chamem i gburem. Teraz odważnie kopnęłam go w 4 litery, by mieć w końcu święty spokój”

Redakcja poleca

REKLAMA