„Byłam nianią dla dziecka i przykrywką dla szefa. Płacił mi za milczenie, bo znałam wszystkie jego tajemnice”

zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, tanitost
„Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co się tu wydarzyło. Gospodyni, oschła i zdenerwowana, zdawała się nie dostrzegać, że jej rodzina się rozpada. Tymczasem gospodarz, wykorzystując jej nieuwagę, zaspokajał swoje męskie żądze z młodymi kobietami, które leciały na jego kasę”.
/ 10.07.2024 08:30
zamyślona kobieta fot. Adobe Stock, tanitost

Bycie nianią nie było moim pierwszym wyborem, ale życie pisze różne scenariusze. Kiedy po dwudziestu latach zakład, w którym pracowałam, z dnia na dzień po prostu przestał istnieć, przeraziłam się. W końcu skończyłam pięćdziesiątkę i perspektywa szukania nowego etatu nie napawała mnie optymizmem. Szczęśliwie akurat wtedy moja znajoma powiedziała, że rodzice jej wnuczki rozglądają się za kimś, kto zaopiekowałby się ich pociechą.

Kiwnęłam głową na znak zgody. W kolejnych latach opiekowałam się wieloma brzdącami. Darzyłam ich wszystkich ogromnym uczuciem, każde z nich zapadło mi głęboko w pamięć. We wszystkich domach, w których pracowałam, panowała miła atmosfera. Jedynie z ostatnią rodziną, u której byłam zatrudniona, wiążą mnie nieprzyjemne wspomnienia.

Atmosfera była dziwna

Pochodzili z zamożnej rodziny. Ich okazała rezydencja mieściła się tuż za rogatkami miasta. Od razu podczas naszej pierwszej rozmowy wyczułam, że coś jest nie tak w tym domu.

– Niech się pani nie martwi o gotowanie, porządki czy robienie zakupów. Pani jedynym zadaniem będzie zaopiekowanie się naszą małą Mirelką – wyjaśniła gospodyni.

– Ach, tak jak wszędzie, gdzie do tej pory pracowałam – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.

– Chciałam doprecyzować. Każdy ma inne oczekiwania – stwierdziła, również się uśmiechając, choć jej uśmiech był raczej kurtuazyjny niż szczery. – Razem z mężem nierzadko kończymy pracę po wyznaczonej godzinie. Musi pani być gotowa zostać dłużej w razie potrzeby.

– Nie widzę przeciwwskazań.

– Rzecz jasna, za nadgodziny otrzyma pani dodatkowe wynagrodzenie.

– Oczywiście.

– Czyli jesteśmy umówieni. Rysiu, masz jakieś pytania do pani? – zawołała w stronę małżonka, który przechadzał się w rogu przestronnego pokoju dziennego, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu. Wykonał jedynie lekceważący gest dłonią, więc pani Izabela zwróciła się ponownie do mnie. – W porządku, zapraszam panią zatem do nas w poniedziałek. Chyba to już będzie wszystko.

Dziewczynka była urocza

– Czy jest może szansa, żebym już teraz mogła zobaczyć się z Mirelką? – spytałam.

– Oczywiście, nie ma problemu. Jest w swoim pokoju. Chodźmy do niej!

Ta czteroletnia słodziutka kruszynka od pierwszego wejrzenia skradła moje serce. Jej niewinność, otwartość i naturalność zupełnie różniły ją od jej rodzicielki. Mała od razu przypadła mi do gustu. Prawdę mówiąc, to właśnie dzięki niej zdecydowałam się przyjąć tę posadę, bo po rozmowie kwalifikacyjnej z jej mamą nie byłam do końca przekonana. Urok dziewczynki przechylił szalę na korzyść tej pracy. W poniedziałek byłam już gotowa do działania.

Musiałam ją do siebie przekonać

Kiedy znalazłam się w środku, zobaczyłam Mirelkę siedzącą w pokoju dziennym i wlepiającą oczy w telewizor. Miała na sobie jeszcze piżamę, podczas gdy jej mama latała jak oszalała, szukając raz torebki, a za chwilę jakiegoś szalika. Tata dziewczynki, pan Ryszard, również nie interesował się córką. Siedział z głową zanurzoną w gazecie. Wychodząc, matka cmoknęła Mirelkę, a ojciec jedynie machnął jej ręką. Dziecko nawet tego nie dostrzegło, tak było pochłonięte programem.

Gdy tylko opuścili mieszkanie, natychmiast zgasiłam odbiornik telewizyjny, chwyciłam małą na ręce i udałam się z nią, by ją przebrać. Wciąż nie do końca mi ufała, ale kiedy zaczęła marudzić, roztaczałam przed nią obraz naszego wspólnego przygotowywania porannego posiłku. Maluchy uwielbiają pomagać w kuchni, więc momentalnie humor się jej poprawił. Przez kolejne pół godziny szykowałyśmy dla siebie pyszne kanapki, podjadając to i owo. Ta zabawa zapoczątkowała naszą wzajemną sympatię.

Bardzo się zżyłyśmy

W ciągu pół roku, które nastąpiło po naszym pierwszym spotkaniu, między mną a Mirelką narodziła się wyjątkowa więź. Starałam się, aby każda chwila spędzona razem była interesująca i przepełniona czułością. Zaczęłam nazywać ją pieszczotliwie Milusią, co bardzo przypadło jej do gustu. Nasze dni wypełnione były nie tylko przechadzkami, ale też licznymi zajęciami – malowałyśmy, układałyśmy puzzle, ganiałyśmy z piłką itd.

Mirelka to bystra i zafascynowana otaczającą rzeczywistością mała osóbka, więc nieustannie o coś dopytywała. Interesowało ją dosłownie wszystko – od początku istnienia wszechświata, aż po kwestię realności św. Mikołaja. Z anielską cierpliwością udzielałam odpowiedzi na każde z zadanych przez nią pytań, jednak pewnego dnia kompletnie mnie zaskoczyła.

– A mama z tatą się nie lubią?

– Oczywiście kochanie, że się lubią.

– Ale się nie całują? A w telewizorze też pokazują, jak ludzie dają sobie buziaki.

– Faktycznie, ale nie przy swoich dzieciach.

– Akurat, sama widziałam rodziców, którzy przy swoich dzieciakach to robią.

– Twoi rodzice są jednak bardzo taktowni i czułości wymieniają, gdy nikt nie patrzy.

– Aha.

Tu nie było miłości

Momentalnie odwróciłam wzrok, aby nie zobaczyła wyrazu mojej twarzy. Szczerze mówiąc, wcale nie miałam pewności, czy jej rodziców cokolwiek łączy. Zachowywali się wobec siebie dość oschle. Sprawy zawodowe zdawały się całkowicie ich pochłaniać. Nie wyglądali na prawdziwą, kochającą się rodzinę.

Jej mama zawsze się gdzieś spieszyła, denerwowała i bez przerwy coś robiła ze swoim wyglądem, a ojciec był jakby nieobecny, zaczytany albo zapatrzony w smartfona. To chyba dlatego Mirelka za nic nie chciała pozwolić mi wrócić do domu. A jej matka, zamiast spróbować ją czymś zainteresować, namówić do jakiejś aktywności albo po prostu zaprosić do wspólnego spędzania czasu, tylko irytowała się na małą i ciężko wzdychała.

Można by pomyśleć, że miała na wychowaniu przynajmniej troje maluchów. W taki sposób mijał czas. Próbowałam nie zaprzątać sobie głowy rodzicami Mirelki, a po prostu troszczyć się o nią najlepiej, jak potrafiłam. Pragnęłam choć odrobinę wynagrodzić temu biednemu maleństwu ich chłód i zdystansowanie. Ale niedługo potem sytuacja mocno się zagmatwała.

Szef przyprowadził jakąś babę

Pewnego dnia wydarzyło się coś, czego kompletnie się nie spodziewałam. Pan Ryszard, który zazwyczaj o tej porze jest w pracy, nagle pojawił się w domu w środku dnia. Jakby tego było mało, nie przyszedł sam. U jego boku stała jakaś młoda kobieta, której wcześniej nie widziałam na oczy.

– Witam serdecznie, pani Ewo! – krzyknął wchodząc do środka.

– Dobry dzień. Właśnie się bawimy... – odpowiedziałam.

– Wstąpiłem dosłownie na moment. Wraz z panią z księgowości wpadliśmy po kilka rachunków. Za chwileczkę uciekam – oznajmił, a jego towarzyszka skrzywiła się nieznacznie i przewróciła oczami.

Kiedy pan Ryszard przekroczył próg domu, nieznajoma podążyła za nim. Z wielkim podziwem rozglądała się po wnętrzu, podczas gdy on coś cicho do niej mówił. Po chwili udali się do gabinetu, gdzie zamknęli drzwi i spędzili tam dobre piętnaście minut. Mirelka nie zwracała na nich uwagi, ale ja dla pewności wysłałam ją do pokoju. W końcu para opuściła gabinet. Dziewczyna miała głupi uśmiech na twarzy, a on patrzył na nią jak w obrazek.

– Musimy uciekać – powiedział tylko na pożegnanie.

Wiedziałam, co to oznacza

Stałam tam samotnie, czując się niezręcznie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co się tu wydarzyło. Gospodyni, oschła i zdenerwowana, zdawała się nie dostrzegać, że jej rodzina się rozpada. Tymczasem gospodarz, wykorzystując jej nieuwagę, zaspokajał swoje męskie żądze z młodymi kobietami, które leciały na jego kasę.

Bo chyba właśnie o to chodziło w tej wizycie – aby się pochwalić swoim bogactwem. "Ludzie nie mają za grosz przyzwoitości... Jak można sprowadzać kochankę do własnego domu?!" – przeszło mi przez myśl i zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro z powodu Mirelki.

Z drugiej strony zdecydowałam, żeby nie interweniować i kontynuować swoje zajęcia. Nie było innego wyjścia, jeśli zależało mi na pozostaniu przy tej uroczej dziewczynce.

W ogóle się nie krępował

W międzyczasie sytuacja jeszcze bardziej się pogmatwała. Pan Ryszard, ośmielony moim brakiem reakcji, jeszcze trzykrotnie sprowadził tę pannę do mieszkania. A potem dwie inne.

Najwyraźniej te wizyty dostarczały mu sporo radości – stłumione chichoty, bezczelne kłamstwa… Kto wie, co ich tu ciągnęło. Chora dawka adrenaliny? A może jakieś inne pobudki? Wpadali na moment, na piętnaście minut, maksymalnie pół godziny. Przy drugiej wizycie pan Ryszard zbliżył się do mnie i dał mi do ręki dwieście złotych.

– Pani Ewo, niech pani to weźmie.

– Ale z jakiego powodu? – zdziwiłam się, ponieważ przecież dostawałam wynagrodzenie raz w tygodniu.

– Za zajmowanie się naszą córcią. Takie dodatkowe podziękowanie, ponieważ robi to pani rewelacyjnie. Ma pani ogromne kompetencje i potrafi pani zachować wszystko w tajemnicy – zaakcentował i odniosłam wrażenie, jakby mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Chciał mi płacić za milczenie

Poczułam, jak na ciele pojawia mi się pot. Ogarnął mnie strach.

– Nie ma potrzeby, naprawdę. Kwota, którą ustaliliśmy, jest dla mnie satysfakcjonująca...

Usiłowałam wymyślić pretekst, aby nie przyjąć tych pieniędzy, ponieważ zrozumiałam, że to zapłata za trzymanie języka za zębami.

– Proszę je przyjąć, nie ustąpię! Powinna je pani dostać – wcisnął mi banknot do ręki i opuścił pomieszczenie.

Stałam jak słup soli, kompletnie zaskoczona i zdezorientowana tym, co powinnam zrobić z forsą, którą trzymałam w dłoni. Długo główkowałam, czy może nie lepiej by było mu ją zwrócić. Ostatecznie stwierdziłam, że raczej nie wypada. Jak niby miałabym to wytłumaczyć? Przecież jedynie zgadywałam, jakie relacje go łączą z tamtą laską. Gdybym mu zakomunikowała, że nie wezmę kasy za tuszowanie jego skoku w bok, to pewnie by się wkurzył i zarzucił mi, że plotę niestworzone historie.

To nie była moja sprawa

Z innej perspektywy, zastanawiałam się, czy powiadomić o tym panią Izę. Jednak nawet gdybym chciała, brakowało mi dowodów. Poza tym, czy cokolwiek by to zmieniło, gdyby się o tym dowiedziała? Biorąc pod uwagę dobro Mirelki – a to było dla mnie najważniejsze – nic dobrego by z tego nie wynikło.

Dlatego zachowałam te 200 złotych dla siebie i zdecydowałam, że przeznaczę je na jakiś fajny prezent dla mojej małej podopiecznej. Nadal nic nie mówiłam. Udawałam, że niczego nie widzę i nie słyszę. Szef regularnie wciskał mi banknoty do ręki.

Właśnie mijał rok, odkąd zaczęłam pracować w domu Mirelki. Poczułam się tam jak u siebie i pogodziłam się nawet z tą nietypową sytuacją między jej rodzicami. Liczyło się dla mnie tylko dziecko.

Wybuchła awantura

Pewnego popołudnia, gdy wraz z moją podopieczną spędzałyśmy czas w jej pokoju, oddając się zabawie miniaturowym domkiem, nagle usłyszałyśmy głośne skrzypnięcie drzwi wejściowych. Zaciekawiona, postanowiłam zajrzeć do salonu, by przekonać się, kto zawitał w progi naszego domu. Okazało się, że to pan Ryszard, jednak tym razem przybył bez towarzystwa.

– Dzień dobry – rzuciłam uprzejmie, lecz on, wyraźnie poruszony, jedynie machnął dłonią w moim kierunku, jakby od niechcenia.

No to wróciłam do pokoju, a tymczasem pan Ryszard miotał się w dużym pokoju. Słyszałam, jak z impetem otwiera szuflady, a potem trzaska nimi z całej siły. Chodził tam i z powrotem jak w jakimś amoku. Naprawdę miał niezły napad furii. Mirelka spytała, o co chodzi, ale jakoś udało mi się ją zbyć. Niestety, tylko na moment, bo już po chwili usłyszałyśmy głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Tym razem to pani Iza przyszła. No i rozpętało się piekło.

Głosy podnosiły się coraz bardziej, a obelgi latały w powietrzu. Dotarło do mnie, że właśnie dowiedziała się o jego zdradzie. Darli się na siebie wniebogłosy, aż mała nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem. Wzięłam ją w ramiona, a wściekłość na tych durniów rosła mi w sercu. Ta kruszynka była dla mnie wszystkim i nie potrafiłam patrzeć, jak nic sobie z niej nie robią. Zupełnie jakby była przesyłką. W końcu miałam dość i opuściłam pokój dziecka.

Oberwałam od obojga

– Dziecko wszystko słyszy – odparłam z niezwykłą irytacją w głosie.

– Trudno, niech wie, co to za ojciec – wykrzyczała z furią pani Iza.

– Proszę się nie mieszać – w końcu zwrócił na mnie uwagę właściciel mieszkania. – Mało tego, że pani na mnie doniosła. Widocznie za mało dałem w łapę za trzymanie języka za zębami?! – wydarł się, a ja osłupiałam.

No to się wpakowałam. A chciałam tylko załagodzić sytuację, a tu proszę, sama weszłam prosto w oko cyklonu.

– Tak?! Ona wiedziała o wszystkim?! – pani Iza niemal krzyczała. – Pani Ewo, czy to prawda?! Brała pani od niego kasę za tuszowanie tych jego skoków w bok?! – teraz patrzyła prosto na mnie.

Zwolnili mnie

A ja, głupia, zamiast wszystkiemu zaprzeczyć, wymamrotałam tylko:

– Przecież to była taka niby premia. Tak mi przynajmniej powiedział szef.

– Ja chyba zaraz wybuchnę. Dałeś opiekunce w łapę, żeby trzymała gębę na kłódkę?! Ty parszywy draniu.

– Mirelka to słyszy – powiedziałam nieco głośniej.

– Niech pani zamilknie! – rzuciła do mnie z wściekłością pani Iza. – Proszę stąd natychmiast wyjść. Jest pani zwolniona!

– Jak to...za co? – zrobiłam zdziwioną minę.

Za ukrywanie tego chama.

Trzęsącymi się dłońmi zaczęłam pakować swoje rzeczy. Niewiele ich miałam. Torebkę, kardigan, kurtkę i buty. Szybko się ubrałam i wyszłam za drzwi. Musiałam złapać oddech. Dopiero gdy znalazłam się na dworze, dotarło do mnie, że nawet nie pożegnałam się z Mirelką.

Miałam ochotę zawrócić, ale zabrakło mi śmiałości. Mogłoby to jedynie spotęgować ich sprzeczkę. Ruszyłam więc prosto do mieszkania. Idąc, wciąż słyszałam w myślach kwilenie mojej kruszynki i wycierałam łzy smutku. 

Tęsknię za małą

Upłynęły dwa lata od tamtych wydarzeń, a ja od czasu do czasu słyszę jakieś nowiny na jej temat. Dowiaduję się o nich od ludzi, którzy polecili mnie do pracy w tym szalonym domu. Podobno rodzice Mirelki postanowili się nie rozwodzić. W jakiś sposób udało im się dojść do porozumienia w sprawie zdrady. Czy dzięki temu stali się prawdziwą rodziną?

Szczerze mówiąc, mam co do tego spore wątpliwości. Wolę jednak nie roztrząsać tego tematu zbyt często, bo od razu widzę przed sobą tę małą dziewczynkę, wpatrzoną w ekran telewizora. Taką opuszczoną i zaniedbaną przez własnych rodziców. W takich chwilach znowu tracę panowanie nad sobą. Zaczynam się zastanawiać, czy mogłam jakoś inaczej pokierować tą sytuacją. I tak za nią tęsknię.

Ewa, 53 lata

Czytaj także: „Syn opiekował się mieszkaniem, gdy byliśmy na wczasach. Zrobił takie pobojowisko, że nie poznałam własnych 4 ścian”
„Zarabiamy w euro, więc ludzie traktują nas jak bogaczy. Gdy odmawiamy pożyczek, rozsiewają okropne plotki”
„W delegacji puściły mi hamulce i strzeliłem gola przypadkowej lasce. Teraz ta jędza nie daje mi żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA