Siedziałem nad filiżanką kawy i… nie mogłem przełknąć ani kropli. Byłem zdenerwowany. Co chwila sprawdzałem na zegarku, ile czasu mi zostało. Zupełnie jakby miała się zdarzyć jakaś katastrofa…
– Właściwie to do niczego cię nie potrzebujemy. Justynka ma wszystko – zapewniła mnie Jolka, gdy spotkaliśmy się w czwartek. – Jesteśmy zamożni, a jej ojciec… to znaczy ojczym... bardzo o nią się troszczy. Ona po prostu chce cię poznać. Nic więcej...
O tym, że rzekomo jestem ojcem 21-latki, dowiedziałem się zaledwie tydzień temu. Zadzwonił mój stary kumpel z czasów studenckich. Kuba przyjaźnił się z niejakim Adamem, z którego siostrą chodziłem przez cztery, może pięć miesięcy, gdy studiowaliśmy na polibudzie. No i teraz ni z tego, ni z owego Adam poprosił Kubę o mój numer. Twierdził, że Jolka chce się ze mną spotkać.
Prawdę mówiąc, zapomniałem o tej babce, w końcu minęło mnóstwo czasu. Owszem, sypialiśmy ze sobą… To były w moim życiu durne czasy – panienki, balangi, wóda, papierosy. Nieraz dekowałem się w akademiku u dziewczyn i odpływałem na trzy, cztery dni.
Przez moment wydawało mi się nawet, że z Jolką to będzie coś poważnego, ale ona po trzecim roku wyjechała do Poznania, do rodziców. Mówiła wtedy, że musi pomyśleć o przyszłości, że tam dokończy studia, bo już ma widoki na pracę w rodzinnym mieście. Trochę było mi smutno, ale tylko trochę. Poza łóżkiem niewiele nas łączyło. Potem dowiedziałem się, że Jolka wyszła za mąż i wróciła do Warszawy.
Uznała, że jestem niegodny
– Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – nie mogłem tego zrozumieć.
– Zastanawiałam się nad tym, ale... ty przecież byłeś taki… No wiesz… Piłeś. Nie mogłam wyjść za faceta bez mieszkania, za lekkoducha bez grosza przy duszy – usłyszałem. – Andrzej to co innego…
A więc była aż tak wyrachowana. Nie liczyło się, co ja mogłem wtedy myśleć, chcieć, jakie ja miałem plany na życie. Cholera, co za cynizm.
– Co się stało, to się stało. Nie histeryzuj – powstrzymała moje wyrzuty. – Teraz twoje dziecko chce cię poznać. Nie mam pojęcia po co, no ale ma prawo, prawda? – stwierdziła rzeczowo Jolka. – Jest bystra, zaczęła kombinować z datami i nijak się jej nie zgodziło, że Andrzej to jej tata. Musiałam smarkatej powiedzieć prawdę.
– Czy ona… Jest podobna do ciebie? Mam na myśli charakter – spytałem z obawą.
Jola pokręciła głową.
– Nie, jest szlachetna i prawa jak jej ojciec… To znaczy… – zawahała się. – Nie wiem. Ale z całą pewnością z wyglądu jest podobna do ciebie.
Poprosiłem Jolkę, żeby umówiła mnie z córką. I od tamtego dnia nie przespałem ani jednej nocy. Nagle okazało się, że mam dorosłe dziecko; że kiedyś nie zasługiwałem, żeby być tatą, bo kilka razy urżnąłem się ostro; że nie byłem wtedy dobrą partią, bo facet, który mieszka z rodzicami, ma pusto w kieszeniach to nie jest kandydat na ojca. Nie mogłem się z tym pogodzić.
Znów spojrzałem na zegarek. „Wciąż mam kilka minut, żeby się wycofać” – przeleciało mi przez głowę.
– Dzień dobry – usłyszałem nagle. – Pan... Jacek, prawda?
Podniosłem wzrok. Stała przy mnie młoda dziewczyna, ładna, z mocno zarysowanymi brwiami (jak moje), kształtnymi ustami (jak moje) i intensywnie niebieskimi oczami (ja na blask takich samych oczu kiedyś złowiłem jej matkę – i mnóstwo innych dziewczyn). To była ona. Nie miałem wątpliwości.
– Taaak – wydusiłem w końcu. – Justyna, prawda? No pewnie, że to ty. Głupio pytam. Usiądź, chcesz kawy? A może wolisz sok? – nie wiedziałem, co mówić, jak się zachować.
Czułem kompletną pustkę w głowie, serce waliło mi jak młot.
Usiadła naprzeciw i badawczo mi się przyglądała. Oboje gapiliśmy się na siebie przez chwilę, nie wiedząc, co dalej. Może mi się tylko zdawało, ale w tamtym momencie moja córka nie była mną oczarowana. Nic dziwnego, minę miałem nietęgą. Nadal się bałem, co będzie, albo że powiem coś głupiego. Bo jak rozmawiać z własnym dorosłym dzieckiem, kiedy się go w ogóle nie zna?!
Opowiedziałem jej o sobie
Na szczęście ona odezwała się pierwsza:
– Pan naprawdę nie wiedział o moim istnieniu? – raczej stwierdziła niż spytała.– Chciałam pana poznać, ale teraz nie wiem, co z tym zrobić – dodała.
– No… Ja też nie wiem – uśmiechnąłem się bezradnie. – Proszę, nie mów mi pan.
– A jak? Tato?
– Może po prostu Jacek – zaproponowałem z wahaniem.
– Nie. Jest pan, no… Jesteś moim ojcem…
– Niewątpliwie – to słowo wyrwało się nam z ust równocześnie.
„Cholera – myślałem. – Kompletnie nie przygotowałem się do tego spotkania. Może trzeba było pogadać z jakimś psychologiem”.
– Powiedz mi coś o sobie. O mnie na pewno opowiadała ci mama – poprosiła Justyna.
Zacząłem nieskładnie opowiadać córce swój lekko poszarpany życiorys. Opowieść zacząłem od dziadków Justyny. Zwierzyłem się jej, że zawsze byli dla mnie jak starsi koledzy.
– Do dziś żyjemy w przyjaźni…
– Może i nam się uda – powiedziała na to z filozoficzną zadumą.
„Chciałbym, tym bardziej że wydajesz się taka mądra i dorosła” – zamyśliłem się.
Potem opowiedziałem kilka rodzinnych anegdot, łącznie z tą, jak tuż przed maturą poraził mnie prąd i dlatego pewnie wybrałem kierunek elektryczny na polibudzie. Kiedy opowiadałem o studiach i doszedłem do znajomości z jej matką, Justyna machnęła ręką, mówiąc:
– Daruj sobie ten kawałek, wiem wszystko. Mama też nie była święta.
– Może i nie była, ale wtedy myślałem, że coś do mnie czuje, że to coś więcej niż tylko seks… Chyba nie powinienem ci tego mówić – uciąłem.
– Pewnie cię zaskoczę, lecz wiem, skąd się wzięłam na świecie. Teraz nareszcie znam jeszcze więcej szczegółów – mówiąc to, wcale nie próbowała żartować, była poważna.
Zabrała nam wspólne lata
Do tej pory świat Justyny był poukładany, logiczny, aż okazało się, że opierał się na fałszywych podstawach. Podobnie było ze mną. Zostałem pozbawiony możliwości przyglądania się, jak rośnie moje dziecko, kształtowania jego osobowości, bycia przy nim, kiedy dzieje mu się krzywda. Ktoś mnie zlekceważył, za mnie dokonał wyboru.
Całe szczęście, że miałem Maćka. Opowiedziałem Justynie o mojej żonie i o tym, jaki byłem szczęśliwy, gdy urodził nam się syn.
– To znaczy, że... mam brata?! Zawsze marzyłam o rodzeństwie – w jej oczach pojawiły się łzy.
Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem córkę po włosach.
– Jeszcze dziś możesz go zobaczyć – wyrwało mi się i sam o mało się nie rozryczałem.
Jej komórka uwolniła nas od kłopotliwej sytuacji. Dzwonił chłopak Justyny, spóźniła się na randkę.
– Tak, wiem, że jest ósma. Daj spokój, przecież wiesz, że jestem z tatą – powiedziała całkiem naturalnie. – Daj mi jeszcze chwilę – rozłączyła się i spytała: – Nauczę go jeździć na nartach, okej?
Musiałem się trochę wysilić, żeby zgadnąć, że pyta o Maćka…
Uświadomiłem sobie, że od chwili, kiedy Justyna podeszła do mojego stolika, minęły cztery godziny. Cztery uratowane godziny naszego wspólnego życia, ojca i córki.
Boże, jaki byłem szczęśliwy, chociaż wcześniej tak bardzo się bałem! A teraz... już kochałem Justynę, planowaliśmy wspólne święta, wyjazd na narty z moją żoną i Maciusiem… Wiedziałem, że przede mną nowe życie. Pełniejsze, ciekawsze. Życie ojca dwójki dzieci.
Czytaj także:
„Gdy wróciłam z macierzyńskiego, szefowa udawała troskę. Obcięła pensję, dała więcej roboty. Grozi mi teraz kalectwo i renta”
„Kiedyś prowadziłem ją do szkoły, a teraz do ołtarza. Pokochałem o 14 lat młodszą sąsiadkę i mam gdzieś, co mówią inni”
„Synowa wrobiła mojego syna w dzieciaka. Po 3 latach wszystko się wydało, wnuczka dla mnie >>umarła<<”