„Brat wiecznie ma do mnie pretensje, że nie dzielę się z nim kasą. Ja żyję na poziomie, a on z zasiłku dla bezrobotnych”

zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, olezzo
„– Ale chociaż kilka stówek? – zapytał błagalnie. – Nie mogę – powiedziałem twardo. I chociaż ręka mnie świerzbiła, żeby sięgnąć do portfela, to wiedziałem, że nie mogę ulec tej pokusie. – Co z ciebie za brat! – wykrzyknął oburzony Bartek. A ja miałem na końcu języka, że robię to dla jego dobra”.
/ 01.10.2024 13:15
zamyślony mężczyzna fot. Adobe Stock, olezzo

Moje relacje z bratem nigdy nie były zbyt dobre. Już w dzieciństwie nie przepadaliśmy za sobą, a z czasem nasze kontakty jeszcze się poluźniły. Mój brat odzywał się do mnie tylko wtedy, gdy potrzebował pieniędzy. A potem zaczął mieć pretensje, że ja żyję na poziomie, a on z zasiłku dla bezrobotnych.

Nie chciałem zajmować się bratem

Mówi się, że rodzeństwo powinno się wspierać, bo ma tylko siebie. Tak wychowywali nas rodzice i pewnie mieli nadzieję, że sprawdzi się to w praktyce. Nic z tego. Gdy urodził się Bartek, to ja byłem już uczniem szkoły podstawowej. Nic więc dziwnego, że mieliśmy inne priorytety i inne zainteresowania. Wprawdzie mama próbowała włączyć mnie w opiekę nad maluchem, ale ja nie miałem na to ochoty.

– Mam dużo nauki – mówiłem, gdy prosiła mnie, abym wyszedł z bratem na spacer.

I po części była to prawda. Ale w dużej mierze nie chciałem, aby moi koledzy widzieli mnie z dziecięcym wózkiem. Dlatego w takich sytuacjach zamykałem się w swoim pokoju i odrabiałem lekcje. I to właśnie dzięki temu z tygodnia na tydzień stawałem się coraz lepszym uczniem. A nauka zaczynała sprawiać mi coraz większą frajdę.

Od małego był leniem

Zupełnie inaczej było w przypadku mojego młodszego brata. Bartek już w zerówce nie wykazywał żadnej chęci do nauki czy czytania książek. Zdecydowanie bardziej wolał oglądać telewizję i biegać po podwórku. I to właśnie z tego powodu dochodziło między nami do częstych scysji.

Wziąłbyś się w końcu do nauki – mówiłem Bartkowi, gdy kolejny raz prosił mnie, abym pograł z nim w grę komputerową. – Od ciągłego stukania w klawiaturę nie przybędzie ci wiedzy – mówiłem.

Ale mój brat zupełnie nie reagował na moje słowa. Gdy ja z wyróżnieniem kończyłem liceum, to on ledwo przechodził z klasy do klasy.

– Przecież oceny nie są najważniejsze – broniła go mama. – A ty, jako zdolny starszy brat, mógłbyś czasem pomóc mu w nauce – dodawała z pretensją w głosie. 

A ja przecież próbowałem. Wielokrotnie proponowałem mu braterskie korepetycje, które pozwoliłyby mu na poprawienie ocen. Ale on nie chciał.

– Oj tam, nauka nie zając i nie ucieknie – zbywał mnie za każdym razem.

I na nic zdawały się moje ostrzeżenia, że bez odpowiedniego wykształcenia nic w życiu nie osiągnie. Jednak mojemu młodszemu bratu wcale to nie przeszkadzało. W tamtym czasie chyba wciąż myślał, że do końca życia będzie na utrzymaniu rodziców.

Mieliśmy inne podejście do życia

Kiedy ja kończyłem studia, to mój młodszy brat postanowił rzucić szkołę.

Ona nie jest mi do niczego potrzebna – mówił, gdy próbowałem odwieść go od tej decyzji. – Na rynku pracy nie są potrzebni intelektualiści, ale zwykli pracownicy – argumentował.

I oczywiście miał sporo racji. Ale czy ukończenie jedynie szkoły podstawowej dawało jakąś szansę na znalezienie dobrej pracy?

– To przenieś się do zawodówki. Tam przynajmniej zdobędziesz jakiś konkretny fach – próbowałem go namówić do kontynuowania jakiejkolwiek edukacji. Ale to było jak rzucanie grochem o ścianę.

– Wystarczy, że ty będziesz mieć milion tytułów – powiedział z pogardą w głosie.

A potem uprzedził mnie, że bez względu co będę mówił, to on i tak mnie nie posłucha. "Głupi gówniarz" – pomyślałem wtedy ze złością. Jednak znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, iż faktycznie moje próby naprowadzenia go na ścieżkę edukacji nie przyniosą żadnych skutków. Taki już był.

I kiedy ja zacząłem piąć się po szczeblach kariery, to mój brat skupiał się na zabawie i spotkaniach z kolegami. I chociaż łapał jakieś dorywcze zajęcia, to w żadnej z tych prac nie zagrzał miejsca dłużej niż dwa miesiące.

Każda praca go nudziła

– Dlaczego znowu rzuciłeś pracę? – pytałem, gdy kolejny raz informował mnie, że jest bezrobotny i potrzebuje pożyczki.

– Znudziło mi się tam – mówił beztrosko. – A poza tym nie pozwolę sobą pomiatać – dodawał.

Jednak kiedy zaczynałem go wypytywać, co ma na maśli mówiąc o pomiataniu, to okazywało się, że jego przełożony po prostu wymagał uczciwej pracy. A to dla mojego brata było zbyt dużo.

– Przecież musisz z czegoś żyć – złościłem się.

Ale on tylko wzruszał ramionami i obiecywał, że za kilka dni odda pożyczone ode mnie pieniądze. Oczywiście nie oddawał. A po jakimś czasie przychodził po kolejną "pożyczkę". I chociaż miałem serdecznie dosyć postępowania mojego młodszego braciszka, to koniec końców nie mogłem mu odmówić. Bo tak ja powtarzali nasi rodzice – rodzeństwo musi sobie pomagać.

Miałem dość bycia sponsorem

Przez kilka kolejnych lat miałem nadzieję, że mój młodszy brat w końcu się ogarnie i jakoś poukłada swoje życie. "Oby to było ostatni raz" – myślałem, gdy przychodził po gotówkę.

– Właśnie znalazłem nową robotę – mówił Bartek przy każdej z takich okazji.

Chyba wyczuwał, że moja chęć sponsorowania go jest już na wyczerpaniu.

– Na jak długo? – nie mogłem powstrzymać się od złośliwości.

Braciszek tylko wzruszał ramionami i z uśmiechem chował pieniądze do kieszeni. A ja oczywiście mogłem zapomnieć o tym, że kiedykolwiek je odzyskam.

W końcu postanowiłem położyć temu kres. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że jeżeli ciągle będę wspierać finansowo swojego młodszego brata, to on będzie wiecznie to wykorzystywał. I nigdy nie zrobi nic, aby ułożyć swoje życie zawodowe. Dlatego powiedziałem "dość".

Był na na mnie wściekły

– Tym razem nie mogę ci pożyczyć pieniędzy – powiedziałem bratu, gdy kolejny raz zjawił się u mnie w mieszkaniu z prośbą o pomoc finansową.

– Ale jak to? – usłyszałem.

Brat wyglądał na zszokowanego, że chyba pierwszy raz w życiu odmawiam mu tak zwanej pożyczki.

– Tak po prostu. Nie mam w tej chwili wolnej gotówki – powiedziałem.

Wprawdzie początkowo zamierzałem powiedzieć mu wprost o końcu mojej pomocy, to w ostateczności wybrałem łagodniejszą wersję. – Szykuje mi się remont – dodałem w ramach wyjaśnień.

– Ale chociaż kilka stówek? – zapytał błagalnie.

– Nie mogę – powiedziałem twardo. I chociaż ręka mnie świerzbiła, żeby sięgnąć do portfela, to wiedziałem, że nie mogę ulec tej pokusie.

– Co z ciebie za brat! – wykrzyknął oburzony Bartek. A ja miałem na końcu języka, że robię to dla jego dobra. Nic takiego jednak nie powiedziałem.

Musisz poradzić sobie sam – poinformowałem go. A w głębi duszy miałem nadzieję, że Bartek wyciągnie jakieś wnioski i faktycznie zrobi wszystko, aby sobie poradzić.

– Postąpiłeś nieładnie – powiedziała mi mama, kiedy poinformowałem ją o powodach swojej decyzji.

Kilka dni wcześniej Bartek próbował wyciągnąć pieniądze od rodziców, ale oni nie za bardzo mogli mu pomóc. Sami potrzebowali pomocy finansowej.

Miał do mnie pretensje

W ciągu kilku następnych tygodni Bartek jeszcze kilkukrotnie przychodził do mnie i próbował wpłynąć na zmianę mojej decyzji.

To przecież tylko kilka stówek. Dla ciebie to tyle co nic – argumentował.

I oczywiście miał rację. Jako programista zarabiałem bardzo przyzwoicie i te kilkaset złotych nie nadwyrężyłoby mojego budżetu. Wiedziałem jednak, że jeżeli teraz ulegnę, to już tak będzie zawsze.

– Na te klika stówek muszę pracować kilka godzin – mówiłem mu. – A ty zamiast je zarobić, to wolisz leżeć na kanapie do góry brzuchem – dodawałem ze złością.

I właśnie tak myślałem. Ja zarabiałem duże pieniądze dzięki wcześniejszej nauce i ciężkiej pracy. W tym samym czasie mój brat balował i nic nie robił. A teraz miał pretensje do mnie, że mu nie pomagam.

– Ale rodzina musi sobie pomagać – sięgał po argument naszych rodziców.

A kiedy ja dalej byłem nieprzejednany, to wychodził trzaskając drzwiami. I tak było niemal codziennie. Brat dzwonił do mnie z prośbą o pomoc, a ja konsekwentnie odmawiałem. I za każdym razem słyszałem, że nie mam serca, bo pozwalam mu wegetować na zasiłku dla bezrobotnych, gdy sam żyję jak pączek w maśle.

– Przecież możesz poszukać pracy – mówiłem mu. A on każdorazowo wściekał się i wyzywał mnie od najgorszych braci na świecie.

Teraz od naszej ostatniej scysji minęło już kilka tygodni. I chociaż brat przestał prosić mnie o pieniądze, to wiem, że wciąż ma do mnie pretensje. Wprawdzie od czasu do czasu znajduje sobie jakieś zajęcie, ale w żadnej z tych prac nie utrzymuje się zbyt długo. Zapewne ma nadzieję, że z czasem zmienię zdanie i znów będę go wspomagać finansowo. Ale ja nie zamierzam tego robić. Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko takie działanie z mojej strony może sprowadzić mojego braciszka na dobrą drogę.

Marcin, 35 lat

Czytaj także: „Gdy mąż stracił nasze oszczędności, rzuciłam go jak zmechacony sweter. Jego rodzina prawie mnie wyklęła w kościele”
„Siostra dostała od rodziców kasę na mieszkanie, a ja figę z makiem. Robili ze mnie głupka”
„Codziennie chodziłam do lasu. Mąż myślał, że przytulam się do drzew, a ja miałam tam lepsze doznania”

Redakcja poleca

REKLAMA