Moje relacje z bratem nigdy nie były zbyt dobre. Już w dzieciństwie nie przepadaliśmy za sobą, a z czasem nasze kontakty jeszcze się poluźniły. Mój brat odzywał się do mnie tylko wtedy, gdy potrzebował pieniędzy. A potem zaczął mieć pretensje, że ja żyję na poziomie, a on z zasiłku dla bezrobotnych.
Nie chciałem zajmować się bratem
Mówi się, że rodzeństwo powinno się wspierać, bo ma tylko siebie. Tak wychowywali nas rodzice i pewnie mieli nadzieję, że sprawdzi się to w praktyce. Nic z tego. Gdy urodził się Bartek, to ja byłem już uczniem szkoły podstawowej. Nic więc dziwnego, że mieliśmy inne priorytety i inne zainteresowania. Wprawdzie mama próbowała włączyć mnie w opiekę nad maluchem, ale ja nie miałem na to ochoty.
– Mam dużo nauki – mówiłem, gdy prosiła mnie, abym wyszedł z bratem na spacer.
I po części była to prawda. Ale w dużej mierze nie chciałem, aby moi koledzy widzieli mnie z dziecięcym wózkiem. Dlatego w takich sytuacjach zamykałem się w swoim pokoju i odrabiałem lekcje. I to właśnie dzięki temu z tygodnia na tydzień stawałem się coraz lepszym uczniem. A nauka zaczynała sprawiać mi coraz większą frajdę.
Od małego był leniem
Zupełnie inaczej było w przypadku mojego młodszego brata. Bartek już w zerówce nie wykazywał żadnej chęci do nauki czy czytania książek. Zdecydowanie bardziej wolał oglądać telewizję i biegać po podwórku. I to właśnie z tego powodu dochodziło między nami do częstych scysji.
– Wziąłbyś się w końcu do nauki – mówiłem Bartkowi, gdy kolejny raz prosił mnie, abym pograł z nim w grę komputerową. – Od ciągłego stukania w klawiaturę nie przybędzie ci wiedzy – mówiłem.
Ale mój brat zupełnie nie reagował na moje słowa. Gdy ja z wyróżnieniem kończyłem liceum, to on ledwo przechodził z klasy do klasy.
– Przecież oceny nie są najważniejsze – broniła go mama. – A ty, jako zdolny starszy brat, mógłbyś czasem pomóc mu w nauce – dodawała z pretensją w głosie.
A ja przecież próbowałem. Wielokrotnie proponowałem mu braterskie korepetycje, które pozwoliłyby mu na poprawienie ocen. Ale on nie chciał.
– Oj tam, nauka nie zając i nie ucieknie – zbywał mnie za każdym razem.
I na nic zdawały się moje ostrzeżenia, że bez odpowiedniego wykształcenia nic w życiu nie osiągnie. Jednak mojemu młodszemu bratu wcale to nie przeszkadzało. W tamtym czasie chyba wciąż myślał, że do końca życia będzie na utrzymaniu rodziców.
Mieliśmy inne podejście do życia
Kiedy ja kończyłem studia, to mój młodszy brat postanowił rzucić szkołę.
– Ona nie jest mi do niczego potrzebna – mówił, gdy próbowałem odwieść go od tej decyzji. – Na rynku pracy nie są potrzebni intelektualiści, ale zwykli pracownicy – argumentował.
I oczywiście miał sporo racji. Ale czy ukończenie jedynie szkoły podstawowej dawało jakąś szansę na znalezienie dobrej pracy?
– To przenieś się do zawodówki. Tam przynajmniej zdobędziesz jakiś konkretny fach – próbowałem go namówić do kontynuowania jakiejkolwiek edukacji. Ale to było jak rzucanie grochem o ścianę.
– Wystarczy, że ty będziesz mieć milion tytułów – powiedział z pogardą w głosie.
A potem uprzedził mnie, że bez względu co będę mówił, to on i tak mnie nie posłucha. "Głupi gówniarz" – pomyślałem wtedy ze złością. Jednak znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, iż faktycznie moje próby naprowadzenia go na ścieżkę edukacji nie przyniosą żadnych skutków. Taki już był.
I kiedy ja zacząłem piąć się po szczeblach kariery, to mój brat skupiał się na zabawie i spotkaniach z kolegami. I chociaż łapał jakieś dorywcze zajęcia, to w żadnej z tych prac nie zagrzał miejsca dłużej niż dwa miesiące.
Każda praca go nudziła
– Dlaczego znowu rzuciłeś pracę? – pytałem, gdy kolejny raz informował mnie, że jest bezrobotny i potrzebuje pożyczki.
– Znudziło mi się tam – mówił beztrosko. – A poza tym nie pozwolę sobą pomiatać – dodawał.
Jednak kiedy zaczynałem go wypytywać, co ma na maśli mówiąc o pomiataniu, to okazywało się, że jego przełożony po prostu wymagał uczciwej pracy. A to dla mojego brata było zbyt dużo.
– Przecież musisz z czegoś żyć – złościłem się.
Ale on tylko wzruszał ramionami i obiecywał, że za kilka dni odda pożyczone ode mnie pieniądze. Oczywiście nie oddawał. A po jakimś czasie przychodził po kolejną "pożyczkę". I chociaż miałem serdecznie dosyć postępowania mojego młodszego braciszka, to koniec końców nie mogłem mu odmówić. Bo tak ja powtarzali nasi rodzice – rodzeństwo musi sobie pomagać.
Miałem dość bycia sponsorem
Przez kilka kolejnych lat miałem nadzieję, że mój młodszy brat w końcu się ogarnie i jakoś poukłada swoje życie. "Oby to było ostatni raz" – myślałem, gdy przychodził po gotówkę.
– Właśnie znalazłem nową robotę – mówił Bartek przy każdej z takich okazji.
Chyba wyczuwał, że moja chęć sponsorowania go jest już na wyczerpaniu.
– Na jak długo? – nie mogłem powstrzymać się od złośliwości.
Braciszek tylko wzruszał ramionami i z uśmiechem chował pieniądze do kieszeni. A ja oczywiście mogłem zapomnieć o tym, że kiedykolwiek je odzyskam.
W końcu postanowiłem położyć temu kres. Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że jeżeli ciągle będę wspierać finansowo swojego młodszego brata, to on będzie wiecznie to wykorzystywał. I nigdy nie zrobi nic, aby ułożyć swoje życie zawodowe. Dlatego powiedziałem "dość".
Był na na mnie wściekły
– Tym razem nie mogę ci pożyczyć pieniędzy – powiedziałem bratu, gdy kolejny raz zjawił się u mnie w mieszkaniu z prośbą o pomoc finansową.
– Ale jak to? – usłyszałem.
Brat wyglądał na zszokowanego, że chyba pierwszy raz w życiu odmawiam mu tak zwanej pożyczki.
– Tak po prostu. Nie mam w tej chwili wolnej gotówki – powiedziałem.
Wprawdzie początkowo zamierzałem powiedzieć mu wprost o końcu mojej pomocy, to w ostateczności wybrałem łagodniejszą wersję. – Szykuje mi się remont – dodałem w ramach wyjaśnień.
– Ale chociaż kilka stówek? – zapytał błagalnie.
– Nie mogę – powiedziałem twardo. I chociaż ręka mnie świerzbiła, żeby sięgnąć do portfela, to wiedziałem, że nie mogę ulec tej pokusie.
– Co z ciebie za brat! – wykrzyknął oburzony Bartek. A ja miałem na końcu języka, że robię to dla jego dobra. Nic takiego jednak nie powiedziałem.
– Musisz poradzić sobie sam – poinformowałem go. A w głębi duszy miałem nadzieję, że Bartek wyciągnie jakieś wnioski i faktycznie zrobi wszystko, aby sobie poradzić.
– Postąpiłeś nieładnie – powiedziała mi mama, kiedy poinformowałem ją o powodach swojej decyzji.
Kilka dni wcześniej Bartek próbował wyciągnąć pieniądze od rodziców, ale oni nie za bardzo mogli mu pomóc. Sami potrzebowali pomocy finansowej.
Miał do mnie pretensje
W ciągu kilku następnych tygodni Bartek jeszcze kilkukrotnie przychodził do mnie i próbował wpłynąć na zmianę mojej decyzji.
– To przecież tylko kilka stówek. Dla ciebie to tyle co nic – argumentował.
I oczywiście miał rację. Jako programista zarabiałem bardzo przyzwoicie i te kilkaset złotych nie nadwyrężyłoby mojego budżetu. Wiedziałem jednak, że jeżeli teraz ulegnę, to już tak będzie zawsze.
– Na te klika stówek muszę pracować kilka godzin – mówiłem mu. – A ty zamiast je zarobić, to wolisz leżeć na kanapie do góry brzuchem – dodawałem ze złością.
I właśnie tak myślałem. Ja zarabiałem duże pieniądze dzięki wcześniejszej nauce i ciężkiej pracy. W tym samym czasie mój brat balował i nic nie robił. A teraz miał pretensje do mnie, że mu nie pomagam.
– Ale rodzina musi sobie pomagać – sięgał po argument naszych rodziców.
A kiedy ja dalej byłem nieprzejednany, to wychodził trzaskając drzwiami. I tak było niemal codziennie. Brat dzwonił do mnie z prośbą o pomoc, a ja konsekwentnie odmawiałem. I za każdym razem słyszałem, że nie mam serca, bo pozwalam mu wegetować na zasiłku dla bezrobotnych, gdy sam żyję jak pączek w maśle.
– Przecież możesz poszukać pracy – mówiłem mu. A on każdorazowo wściekał się i wyzywał mnie od najgorszych braci na świecie.
Teraz od naszej ostatniej scysji minęło już kilka tygodni. I chociaż brat przestał prosić mnie o pieniądze, to wiem, że wciąż ma do mnie pretensje. Wprawdzie od czasu do czasu znajduje sobie jakieś zajęcie, ale w żadnej z tych prac nie utrzymuje się zbyt długo. Zapewne ma nadzieję, że z czasem zmienię zdanie i znów będę go wspomagać finansowo. Ale ja nie zamierzam tego robić. Zdaję sobie sprawę z tego, że tylko takie działanie z mojej strony może sprowadzić mojego braciszka na dobrą drogę.
Marcin, 35 lat
Czytaj także: „Gdy mąż stracił nasze oszczędności, rzuciłam go jak zmechacony sweter. Jego rodzina prawie mnie wyklęła w kościele”
„Siostra dostała od rodziców kasę na mieszkanie, a ja figę z makiem. Robili ze mnie głupka”
„Codziennie chodziłam do lasu. Mąż myślał, że przytulam się do drzew, a ja miałam tam lepsze doznania”