„Gdy mąż stracił nasze oszczędności, rzuciłam go jak zmechacony sweter. Jego rodzina prawie mnie wyklęła w kościele”

Obrażona kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes
„– Jak mogłaś go zostawić? – zaczęła od razu, bez żadnych wstępów. – Przysięgałaś mu przed Bogiem! Przysięgałaś, że będziesz z nim na dobre i na złe, a teraz co? Uciekasz, bo jest ciężko? – krzyczała na mnie teściowa”.
/ 29.09.2024 07:15
Obrażona kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes

Nie byłam gotowa na to, co się stało. Nikt by nie był. Przez tyle lat wierzyłam, że nasz związek opiera się na zaufaniu. W końcu kochałam go – kochałam go tak bardzo, że przymykałam oko na jego wady. A tych nie brakowało, ale kto z nas jest idealny? Wszyscy mamy swoje słabości. Niestety pewne zdarzenia zostawiają trwałe ślady, w dodatku na całej rodzinie.

Stracił wszystko – nasze oszczędności

Nie pamiętam, kiedy dokładnie zaczęłam tracić do niego cierpliwość. Może to było wtedy, gdy po raz pierwszy zaczął inwestować bez pytania mnie o zdanie? Albo kiedy zaczęłam zauważać, że unika rozmów o naszych pieniądzach, jakby temat przestał go interesować? Ale moment, który pamiętam z całą pewnością, to dzień, w którym dowiedziałam się, że stracił wszystko. Całe nasze oszczędności.

To nie tak miało być – mówił, kiedy ja próbowałam zebrać myśli. – Nie przewidziałem, że rynek tak się załamie. To była sytuacja bez precedensu... Miałem strategię, miała być niezawodna.

Nie miałam już sił go słuchać. To, co zrobiliśmy przez lata, co udało nam się wspólnie zaoszczędzić, co było naszym planem na przyszłość, tak po prostu zniknęło. I nie z powodu jakiegoś tragicznego wydarzenia, choroby czy wypadku. Zniknęło, bo on postanowił zagrać w ryzykowną grę.

– Ale przecież mieliśmy wszystko zaplanowane, co? – warknęłam, przerywając mu wywód o „strategiach inwestycyjnych”. – Gdzie była twoja strategia, kiedy zdecydowałeś postawić wszystko na jedną kartę?

Spojrzał na mnie z twarzą pełną skruchy, ale jednocześnie z tym cholernym błyskiem w oczach, który tak dobrze znałam. Był przekonany, że jakoś to naprawi. Że da radę odkręcić swoje błędy, że znajdzie sposób, żeby wszystko wróciło do normy. Ale ja wiedziałam, że na to wszystko jest już zwyczajnie za późno.

Posłuchaj, mam nowy plan – zaczął mówić. – Tym razem naprawdę wiem, co robię...

Nie mogłam już tego znieść

Nowy plan? Nie chciałam już żadnych jego planów. Chciałam stabilności, bezpieczeństwa. Chciałam życia, które razem sobie obiecaliśmy, kiedy braliśmy ślub. A teraz? Teraz miałam nic. I, co najgorsze – nie miałam już do niego ani krzty zaufania.

– Wiesz co? Nie chcę tego słuchać – powiedziałam cicho, choć czułam, jak wzbiera we mnie furia. – Po prostu przestań. Przegrałeś nasze życie.

Nie zareagował od razu, ale widziałam, jak jego twarz staje się blada, a oczy stopniowo przygasają. Chyba dopiero teraz dotarło do niego, co naprawdę się stało. Że to nie była tylko gra na giełdzie. To było nasze życie, nasze plany, które rozsypały się jak domek z kart. Nie wiem, jak długo staliśmy tam w milczeniu. W końcu to ja przełamałam nieznośną ciszę:

Chcę rozwodu – zażądałam.

Jego oczy, które jeszcze chwilę temu były pełne zawstydzenia, teraz nagle ożyły, jakby ktoś nim wstrząsnął.

– Cc... co? – jąkał się. – O czym ty mówisz? Nie możemy... nie tak po prostu...

– Mogę – powiedziałam stanowczo. – I zrobię to. Nie dam się wciągnąć w twoje kolejne „plany”. Nie będę żyć w ciągłym strachu, co się znowu stanie. Mam tego dość.

Przez moment wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jakby miał zamiar walczyć o mnie, o nas, ale po chwili jego ramiona opadły, a wzrok uciekł gdzieś w bok.

Nie zostawisz mnie... – powiedział cicho, jakby mówił do siebie. – Nie możesz...

– Właśnie to zrobię – odpowiedziałam. – Nie dam się więcej oszukać. I wyrzucać pieniędzy w błoto.

Wyszłam z mieszkania i wiedziałam, że nie wrócę

Nie pamiętam, jak długo trwała ta rozmowa, ani jak się skończyła. Wiem tylko, że kiedy wyszłam z mieszkania, już wiedziałam, że nie wrócę. Byłam zdecydowana. I czułam dziwną ulgę. Jakbym w końcu mogła odetchnąć, choć z tyłu głowy wciąż odzywał się  głos pełen wątpliwości. Czy naprawdę mogę to zrobić? Czy naprawdę mogę zostawić mężczyznę, którego kiedyś tak bardzo kochałam?

Odpowiedź przyszła kilka dni później, kiedy jego matka zadzwoniła do mnie po mszy w niedzielę. Słyszałam już o tym, co się stało. Cała jego rodzina, wiecznie plotkująca o „idealnym małżeństwie”, teraz miała nowy temat. Mnie.

– Jak mogłaś go zostawić? – zaczęła od razu, bez żadnych wstępów. – Przysięgałaś mu przed Bogiem! Przysięgałaś, że będziesz z nim na dobre i na złe, a teraz co? Uciekasz, bo jest ciężko? – krzyczała na mnie teściowa.

Nie spodziewałam się, jak daleko się posuną

Wiedziałam, że jego rodzina będzie po jego stronie. Zawsze byli. Jak zawsze, wręcz do przesady religijni ludzie, dla których rozwód był najgorszym możliwym scenariuszem. Największym grzechem tego świata. Zawsze mnie bawiła ta ich hipokryzja. Ale nawet ja nie spodziewałam się, jak daleko się posuną, żeby mnie ukarać. I to za co! Za błędy mojego fantastycznego mężulka.

Miałam dobry powód – próbowałam wyjaśnić, ale ona przerwała mi tak gwałtownie, jakbym w ogóle nie miała prawa mówić.

– Nic nie rozumiesz! W kościele wszyscy o tym mówią. Zostawiasz go, bo stracił pieniądze? Naprawdę? Myślałam, że jesteś więcej warta. Lepiej wychowana. Wszyscy myśleliśmy, że jesteś lepsza!

Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Próbowałam zachować spokój, choć jej oskarżenia ciążyły mi coraz bardziej.

Nie chodzi o same pieniądze – próbowałam znów. – Chodzi o to, że on mnie oszukał. Nie mówił mi prawdy, ryzykował naszym życiem, naszą przyszłością. Straciłam do niego zaufanie. A bez tego nie da się budować związku – te argumenty przekonałyby każdą trzeźwo myślącą osobę. Ale nie moją teściową.

Nie potrafiłam powstrzymać łez

– Ach, tak? – w jej głosie słychać było czysty gniew. – I to ma być powód do rozwodu? Wstyd mi za ciebie. Zostawiasz go, kiedy on potrzebuje cię najbardziej. Bóg cię ukarze, za to, co robisz.

Nie potrafiłam powstrzymać łez, które napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, że nie będę w stanie jej przekonać, że nigdy mnie nie zrozumie. Dla niej rozwód był jednoznaczny z grzechem, z porażką. Ale ja już nie miałam siły na walkę.

– Muszę kończyć – powiedziałam, starając się, żeby mój głos nie zadrżał. – Wiem, że myślisz, że postępuję źle, ale to moja decyzja. I nie zmienię jej.

– Jeszcze będziesz tego żałować – wycedziła na koniec, zanim się rozłączyła.

Po tej rozmowie miałam wrażenie, że nic już nie będzie takie samo. Nie tylko straciłam męża, ale i całą rodzinę, która kiedyś była częścią mojego życia. W kościele szeptano o mnie, unikali mojego wzroku. Na początku czułam wstyd, bo to ja byłam tą, która zdecydowała się odejść. Ale z każdym dniem czułam też coraz większą ulgę.

Było mi lżej bez tej wiecznej niepewności. Bez prób ratowania czegoś, co było skazane na porażkę. W końcu zaczęłam żyć dla siebie. Jasne, to nie było łatwe. Czasem zastanawiałam się, czy nie popełniłam błędu. Czy nie mogłam postarać się bardziej, wytrwać jeszcze trochę, może wtedy wszystko by się ułożyło? Ale potem przypominałam sobie jego twarz, te oczy, te gadki pełne obietnic, które nigdy nie miały się spełnić. I wiedziałam, że postąpiłam słusznie.

Zaufanie to przecież postawa

Bo w życiu nie chodzi tylko o przysięgi, które składa się przed Bogiem, ani o to, co ludzie powiedzą. Chodzi o zaufanie. Gdy znika zaufanie, nie ma już czego ratować.

Nie wiem, co stało się z nim później. Mój były mąż zapewne próbuje odbudować swoje życie, może nawet znalazł kogoś, kto uwierzy w jego kolejny „genialny plan”. Ale ja nie mogłam już być tą osobą. W końcu zrozumiałam, że moje szczęście nie zależy od jego obietnic. To ja musiałam zdecydować, co jest dla mnie najlepsze. I to zrobiłam.

Czy jestem teraz szczęśliwa? Jeszcze nie wiem. Ale wiem na pewno, że jestem wolna. A to już bardzo dużo.

Julita, 33 lata

Czytaj także:
„Po rozwodzie teść chciał mnie przeprosić za syna. Nadrabiał za niego najpierw w restauracji hotelowej, a potem w łóżku”
„Gdy kochanek nie zapraszał mnie do siebie, myślałam, że wstydzi się ciasnej kawalerki. A potem odkryłam, co ukrywał”
„Mąż przyprowadzał przyjaciela na obiadki, a ja zostawałam z nim na deser. Taki układ działał idealnie, ale do czasu”

Redakcja poleca

REKLAMA