„Chciałam znaleźć męża na portalu randkowym, a spotkały mnie gorzki zawód, wstyd i żenada”

kobieta, która szuka miłości na Tinderze fot. Adobe Stock, Alexander
Z biegiem lat doszłam do wniosku, że normalnych facetów już nie ma. A może nawet nigdy nie było, tylko kobiety, które się chwalą, że na takich trafiły, koloryzują rzeczywistość? Zresztą, gdzie ich niby miałam spotkać?
/ 25.09.2021 06:40
kobieta, która szuka miłości na Tinderze fot. Adobe Stock, Alexander

U mnie w biurze same panie koło pięćdziesiątki, do tego mężatki.

Słuchałam ich opowieści i dziękowałam Bogu, że jestem singielką! Chrapanie, zostawianie brudnych skarpetek koło łóżka, otwarta klapa od sedesu, mecze, opary piwa – te wszystkie „atrakcje” były na porządku dziennym. Aż czasami się zastanawiałam, po jakie licho ludzie łączą się w pary, skoro potem tylko narzekają! Kiedy jednak nadchodził piątkowy wieczór i po raz kolejny sama zwijałam się na kanapie – wiedziałam, po co. Dobrze było mieć przy swoim boku mężczyznę…

W pracy jednak nie miałam szansy go spotkać, a to jednak tam człowiek spędza najwięcej czasu. Kontaktu z klientami nie miałam. Sport? Odpadał, nienawidziłam się pocić, a poza tym, jak w dresie można zauroczyć jakiegoś przystojniaka? Kino, puby, kawiarnia – tam zawsze chodzi się w parach i prędzej bym umarła ze wstydu, niż wybrała się sama! Tak więc pole manewru miałam niewielkie.

Doszłam więc do wniosku, że zapiszę się na portal randkowy. Z tego co słyszałam, coraz więcej par poznaje się w ten sposób. Może to i dobry pomysł? Można sobie najpierw porozmawiać i wyeliminować tym samym różnych dziwaków albo zboczeńców… Przynajmniej ja miałam zamiar tak zrobić. Wieczorem usadowiłam się wygodnie na kanapie i przystąpiłam do tworzenia profilu. Musiał być zachęcający! Postawiłam więc na krótki, ale dowcipny opis, do tego dodałam całkiem sensowne zdjęcie… To teraz nic, tylko czekać, aż zjawią się adoratorzy!

Jednak tego pierwszego wieczoru nawet pies z kulawą nogą się mną nie zainteresował, a co tu dopiero mówić o księciu z bajki! Postanowiłam więc wziąć sprawy we własne ręce i wysłać wiadomości do chłopaków, którzy wpadli mi w oko. Bingo! Następnego dnia czekały na mnie trzy odpowiedzi. Zaczęliśmy korespondować. Jeden facet odpadł już w przedbiegach, bo doczytałam, że ma tyle wzrostu co ja. A tak lubię nosić szpilki. Nie zamierzałam pokazywać się na mieście w towarzystwie jakiegoś krasnoludka! Drugi też mi się jakoś nie spodobał. Niby miło się z nim pisało, wyglądał całkiem do rzeczy, lubił dobre kino, tak jak ja… Ale pracował w sklepie, układał towar w magazynie! Niby żadna praca nie hańbi, a wstyd to tylko kraść, jednak…

Wolałabym, żeby mój chłopak na co dzień chodził w garniturze…

Trzeci kandydat przedstawiał się za to całkiem zachęcająco. Darek był o dwa lata starszy od mnie, pracował w bankowości, miał całkiem niezłe auto i w ogóle fajnie nam się rozmawiało. Postanowiłam więc kuć żelazo, póki gorące i spotkać się z nim, zanim jakaś inna harpia nie zgarnie mi go sprzed nosa! Uważam jednak, że to chłopak powinien wykazać inicjatywę, musiałam więc jakoś go zachęcić, żeby nie wyjść na desperatkę. „W sobotę grają fajny film, strasznie chciałabym na niego pójść” – pisałam mu na przykład. Albo: „Podobno w nocy ma spadać wyjątkowo dużo gwiazd… Poszłabym na spacer, ale samemu tak jakoś głupio”.

Darek musiał być jednak wyjątkowo nieśmiały, bo nie podejmował przynęty. Dlatego kupiłam dwa bilety do kina. Napisałam Darkowi, że miałam pójść z koleżanką, ale się rozchorowała i czy może poszedłby ze mną, żeby bilety się nie zmarnowały. Odpisał, że bardzo chętnie.

– Jest! – wykonałam triumfalny gest, kiedy odczytałam odpowiedź.

Czułam, że wreszcie coś drgnie w mojej nudnej egzystencji. Do randki szykowałam się tak, jakby miało to być najważniejsze spotkanie w moim życiu. Może i tak było… Umówiłam się do fryzjera, kupiłam sobie nową kieckę… Wiadomo, nie będzie okazji, żeby po raz drugi zrobić dobre pierwsze wrażenie!

Żeby się pocieszyć, sięgnęłam po swój tradycyjny zestaw ratunkowy – chipsy, czekoladę i lody

W dniu randki omal nie zemdlałam. Każda z nas przecież wie, jak to jest! Z jednej strony nie możemy się doczekać, z drugiej strasznie się denerwujemy. Do kawiarni, w której umówiliśmy się przed kinem, szłam na miękkich nogach. Co gorsza, nie ustaliliśmy żadnego znaku rozpoznawczego. Widziałam co prawda jego zdjęcie, ale było robione z daleka. Tyle dobrego, że wymieniliśmy się numerami telefonów…

Kiedy usiadłam więc w kawiarni i przez kwadrans nie pojawił się nikt, chociażby podobny do Darka, wybrałam jego numer. Dzwonek telefonu rozległ się tuż za mną… Obejrzałam się gwałtownie – czyżbym nie zauważyła mojego księcia, kiedy wchodziłam? Telefon trzymał jednak jakiś niezbyt imponujący facet. Rzadkie, przylizane włosy, za duży garnitur, no i wcale nie był taki wysoki, jak to opisywał!

– Darek? – zapytałam głupio.

Trudno, żeby ktoś ukradł mu telefon i poszedł do tej kawiarni, gdzie się umówiliśmy…

– Mariola? – on też był zdziwiony. – Nie poznałem cię…

No, taki komentarz to mógł sobie darować. Ja mu nie powiedziałam, że ma mniej włosów niż na zdjęciu. Poza tym nie przyniósł mi nawet jednego kwiatka, sknerus! Posiedzieliśmy chwilę w tej kawiarni, potem poszliśmy do kina. Rozmowa nie bardzo nam się kleiła, więc odetchnęłam z ulgą. Po seansie odwiózł mnie do domu, ale nie zaproponował kolejnej randki, tylko powiedział, że „się zdzwonimy”.

Coś czułam, że wcale nie… Też nie przypadł mi do gustu – pocieszałam się. Nie rozumiałam, po co zamieszczać zdjęcia, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prędzej czy później i tak wszystko się wyda. Żeby się pocieszyć, sięgnęłam po swój tradycyjny zestaw ratunkowy – chipsy, czekoladę i lody, a do tego komedię romantyczną. Rozsiadłam się przed telewizorem, ale jednym okiem zerkałam, co dzieje się na portalu randkowym.

Darek zalogował się dziesięć minut później, czyli on też nie poczuł „tego czegoś”. Popatrzyłam jeszcze raz na swoje zdjęcie profilowe. Bardzo ładnie na nim wyglądam, pozuję nad jeziorem, jeszcze na studiach. Co prawda od tego czasu przytyłam ponad trzydzieści kilo, przez pracę i siedzący tryb życia, ale żeby od razu mnie nie poznawać na żywo?! A może Darek był po prostu zaskoczony i dlatego rozmowa nam się nie kleiła? Bzdura, po prostu nie jest w moim typie!

Czytaj także:
Pogodziłam się z tym, że trafię do domu seniora. Ale nie mogłam przeboleć, że muszę oddać kota
Nie przyjęli mnie do seminarium, więc udawałem księdza, by nie robić mamie przykrości
Matka złamała mi serce. Najpierw oddała mnie do domu dziecka, a potem okradła w dniu ślubu

Redakcja poleca

REKLAMA