„Bałam się wyjechać za pracą, bo mój mąż przypala nawet wodę. Spuściłam go ze smyczy i pokazał, co potrafi”

załamana żona fot. iStock, Liubomyr Vorona
„Gdybym nie wyjechała, nigdy bym się nie dowiedziała, co potrafi mój mąż. On też by się o tym nie dowiedział. Widocznie tak miało być”.
/ 24.06.2024 15:12
załamana żona fot. iStock, Liubomyr Vorona

Z zawodu jestem pielęgniarką, kobietą aktywną, zaradną, matką dwóch synów w wieku szkolnym i żoną... kompletnie niezaradnego męża. Wszystko zawsze było na mojej głowie. Choć to może wydać się dziwne, mój mąż nie potrafi nawet wkręcić żarówki, nie mówiąc już o pomalowaniu mieszkania czy na przykład wymianie uszczelki.

– Jak to nie umie? Po prostu mu się nie chce! – twierdziły moje przyjaciółki. – To zwyczajne lenistwo! Przyzwyczaiłaś go do tego, że sama wszystko robisz.

Mirek w domu nie robił nic

Jak zwał, tak zwał. Mirek był ewenementem w mojej rodzinie i wśród znajomych. Mój szwagier własnym sumptem wybudował dom, prowadzi firmę, pomaga mojej siostrze, zabiera dzieci na basen i do kina... A u nas o wszystko troszczyłam się ja. Mirek nawet karpia na święta nie umiał zabić, robił to mój szwagier. Potem poszłam po rozum do głowy i zaczęłam kupować już zabite. Koszenie trawy to też moja działka, może dlatego, że lubię to robić. Tylko domu nie wybudowałam, odziedziczyłam po rodzicach, którzy mieszkają w Kanadzie.

Czasami miałam ochotę rzucić wszystko, zabrać dzieci i też tam wyemigrować. Zwłaszcza gdy w moim szpitalu zaczęły się zwolnienia. Nowy dyrektor nie patrzył na zasługi, staż pracy, nie liczyło się dla niego nic, prócz oszczędności. Byłam kłębkiem nerwów, bo nie miałam pojęcia, jak sobie poradzimy, gdy dostanę wypowiedzenie. Mój mąż zarabiał w urzędzie grosze, nie utrzymalibyśmy się z jego pensji.

Tak się złożyło, że wypowiedzenie dostała moja przyjaciółka Hanka. Najpierw dorabiała sobie do kuroniówki, robiąc w domach zastrzyki i opiekując się starszymi ludźmi, ale długo w ten sposób nie dała rady egzystować. W końcu wyjechała do Anglii i tam znalazła pracę jako pielęgniarka w ośrodku zajmującym się upośledzonymi dziećmi.

To ona namówiła mnie do wyjazdu, gdy w drugim rzucie zwolnień w naszym szpitalu podzieliłam jej los.

– Jest jedno wolne miejsce, rozmawiałam z szefem. Przyjeżdżaj – namawiała mnie Hanka. – Zamieszkamy razem, będzie taniej. Praca dość ciężka, nie ukrywam, ale płacą nieźle. Tylko musisz się szybko decydować, bo jak będziesz zwlekać, przyjmą kogoś innego.

Najpierw miałam podpisać kontrakt na pół roku. Zdawałam sobie sprawę, że to zawsze jakieś ryzyko. Moja przyjaciółka nie miała rodziny, dzieci, nie przeżywała więc moich dylematów. Z pracą w naszym mieście było naprawdę krucho. Jedna pensja wystarczyłaby tylko na utrzymanie domu i opłaty.

Byłam w kropce. Na pomoc rodziców liczyć nie mogłam, z teściami nie utrzymywałam kontaktów, zresztą mieszkali daleko. Naprawdę nie wiedziałam, co robić. Wyjechać „za chlebem”, czy zostać i klepać biedę. Nie wyobrażałam sobie mojego męża w roli gospodyni domowej, a w nią musiałby się przeistoczyć.

Bałam się, ale postanowiłam zaryzykować

Ku mojemu zdziwieniu Mirek nie miał nic przeciwko mojemu wyjazdowi. Byłam w szoku. Spodziewałam się narzekania, stu innych pomysłów z jego strony, a tu taka niespodzianka.

– Jedź – usłyszałam. – Jeśli masz taką szansę, to jedź. My tu sobie jakoś poradzimy.

Starszy syn, Jaś, był w piątej klasie, młodszy, Szymon, w trzeciej. Uczyli się dobrze, specjalnie nie trzeba było ich pilnować ani gonić do lekcji. Czasem tylko należało przykręcić śrubę, gdy zbyt długo siedzieli przed komputerem. Obaj lubili sport i namiętnie grali w piłkę nożną, chodzili nawet na popołudniowe zajęcia do szkoły. O nich raczej byłam spokojna. Gorzej z utrzymaniem porządku, gotowanie, praniem…

– O nic się nie martw – przekonywał mnie mąż. – Wszystko mi pokażesz i już.

Pokazanie wszystkiego zajęło mi tydzień. Mirek pod moim okiem włączał pralkę i zmywarkę, prasował sobie koszule, szykował chłopcom kanapki. Najgorzej było z obiadami. Na początek postanowiliśmy, że chłopcy będą jeść obiady w szkole, mąż gdzieś w mieście po drodze z pracy, natomiast w soboty i niedziele będą pichcić wszyscy.

Po pierwszym dniu kulinarnych prób Mirka byłam załamana, po drugim jeszcze bardziej, ale po tygodniu zaczęło mu już coś niecoś wychodzić. Odetchnęłam z ulgą. Najważniejsze, że chciał!

Na lotnisko odwiozła mnie cała rodzina. Była to moja pierwsza podróż samolotem. Nie tym się jednak denerwowałam, lecz wciąż myślałam, jak sobie poradzą beze mnie moi mężczyźni. Siostra obiecała zaglądać do nich i w miarę możliwości im pomagać. Ona też była zaskoczona postawą Mirka.

Chłopcy początkowo nie byli zachwyceni, że zobaczą mnie dopiero po kilku miesiącach. Przyznam się, że trochę ich przekupiłam. Ponieważ obaj interesowali się sportem, grali w piłkę nożną, obiecałam, że przywiozę im firmowe stroje ich ulubionych klubów, Arsenalu i Chelsea. Powiedziałam też, że w wakacje będą mogli mnie odwiedzić i zobaczą na własne oczy największe stadiony. To trochę złagodziło ból rozstania. Szymon przecież był jeszcze mały, kiedyś nie lubił nawet, gdy wychodziłam do pracy na nocny dyżur. Trochę się z czasem przyzwyczaił, ale nie do końca.

Ustaliliśmy, że będziemy się komunikować głównie za pomocą e-maili oraz Skype’a, czasami przez komórkę. Nigdy nie zapomnę, z jakim strachem dzwoniłam do męża pierwszy raz.

– Dzieci w łóżkach, nakarmione, sprzątam po kolacji. Jest OK – powiedział.

– Tęsknisz?

– Tęsknię – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Kocham cię.

Pamiętam, rozpłakałam się wówczas z tych nerwów i z tęsknoty za nimi. Uświadomiłam sobie, że dawno nie mówiłam mojemu mężowi, że go kocham. W pierwszym odruchu chciałam wracać, wycofać się z umowy. Ale gdy już ochłonęłam, postanowiłam, że wytrzymam. Uznałam, że jeśli Mirek daje sobie radę, to ja muszę też pokazać, na co mnie stać.

Mąż zupełnie mnie zaskoczył

Po trzech miesiącach poleciałam przekonać się na własne oczy, czy wszystko gra. Dom wciąż stał, nie zarósł brudem, dzieci stęsknione, ale zdrowe i całe, czysto ubrane. W szkole też nauczyciele nie mieli zastrzeżeń do nauki. Nawet ogród nie zamienił się w busz, czego się spodziewałam, bo nie chciałam już mężowi dokładać zajęć. Byłam pod wrażeniem. Wracałam spokojniejsza.

– Okropnie tu bez ciebie, ale wytrzymamy – zwierzał mi się Mirek. Wspólnie ustaliliśmy, że przedłużę swój kontrakt. Żyję oszczędnie, staram się jak najwięcej odłożyć, nigdy nie zapominam o prezentach. Z utęsknieniem czekam na wakacje, kiedy wszyscy moi trzej panowie przylecą do Anglii. Mają już zarezerwowane bilety. Spędzimy razem cały tydzień.

Do tej pory nie mogę uwierzyć, że Mirek tyle potrafi. Rodzina i przyjaciele też nie mogą się nadziwić, że tak sobie radzi.

– Teraz widzisz, że to trochę twoja wina, prawda? – twierdzi Hanka. – Już dawno ci mówiłam, że to wszystko z lenistwa. Jak ktoś chce, to może.

Fakt. Może rzeczywiście wcześniej za dużo wzięłam na swoją głowę. Uważałam błędnie, że ja wszystko zrobię najlepiej. Dziś wiem, że robiłam źle. O dziwo, mój mąż nie narzeka, jest dumny z siebie, że mnie nie zawiódł. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała.

Co prawda rozstanie się na dłuższą metę nie jest wskazane dla żadnego małżeństwa, ale te krótsze czasem dobrze robią. Gdybym nie wyjechała, nigdy bym się nie dowiedziała, co potrafi mój mąż. On też by się o tym nie dowiedział. Widocznie tak miało być. Nie wiem, jak długo jeszcze tu popracuję, może rok? Nie chciałabym zostawiać moich dzieci na dłużej. Liczę, że coś się zmieni i znajdę pracę w Polsce. 

Beata, 36 lat

Czytaj także:
„Wakacyjny domek na Mazurach miał być gniazdkiem miłości. Ściany lepiły się od brudu, a podłoga wyglądała jak klepisko”
„Mąż stwierdził, że ma dość tego związku i postanowił wymienić mnie na nowszy egzemplarz. Wybrał sobie moją siostrę”
„Poderwał mnie największy przystojniak na siłce. Myślałam, że to bramy raju, a znalazłam się w siódmym kręgu piekła”

Redakcja poleca

REKLAMA