„Architektka nie tylko zaprojektowała nam dom, ale też swoją przyszłość z moim mężem. Zostałam sama z kredytem i budową”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61
„To przez tę przeklętą budowę! I decyzję spowodowaną ambicjami, żeby ją zakończyć, kiedy Marek zostawił po sobie ruiny naszego związku. Zdecydowałam wtedy, że bez względu na wszystko wprowadzę się do domu, który kiedyś miał być naszym gniazdkiem”.
/ 05.09.2024 22:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Westend61

– Witam, z tej strony Remigiusz z przedsiębiorstwa…

– Dzień dobry – mruknęłam do telefonu, przeglądaniem wzorników z kolorami.

– Niestety, nie uda nam się zjawić u pani w nadchodzącym tygodniu.

– Czego nie będziecie w stanie zrobić? – Spytałam nie do końca przytomnie.

– Czy pani mnie w ogóle słucha? – W tonie faceta dało się wyczuć zdenerwowanie. – Informuję, że nie pojawimy się u pani w poniedziałek.

Wytężyłam słuch

– No dobrze, dobrze… A dlaczego właściwie mieliby panowie do mnie przychodzić? Mógłby mi pan odświeżyć pamięć?

Po drugiej stronie dało się słyszeć głębokie westchnięcie.

– No wie pani, chodzi o te kafelki i posadzki…

O rany, nowe siły robocze na horyzoncie! Dopiero teraz dotarło do mnie znaczenie tych słów. Jakoś wcześniej nie mogłam tego ogarnąć, bo ciągle miałam przed oczami tych poprzednich partaczy od płytek, którzy zawalili robotę na całego. No i ci świeżacy też – choć przysięgali, że dadzą radę – póki co zawiedli… Nie przyjdą, nie ułożą podłogi, to o wykańczaniu wnętrz, kuchni, toalecie czy malowaniu można zapomnieć. I znowu stajemy w tym samym punkcie.

– Halo, słyszy mnie pani?

– Tak, słyszę… Ale czemu panowie po prostu nie wejdą? – zapytałam błagalnym tonem. – Daliście przecież słowo! Chcę się już wprowadzać!

– Cóż, czasem tak bywa – stwierdził z filozoficznym spokojem. – Najpierw coś wypadnie, potem się to ciągnie w nieskończoność, no i w efekcie wszystko idzie nie tak…

Wszystko było nie tak

– Faktycznie, nic nie idzie zgodnie z planem… – wymamrotałam pod nosem.

– Za jakieś dwa, no maksymalnie trzy tygodnie pojawimy się u pani. Do usłyszenia!

„Następny miesiąc za mną. Brakuje mi energii. Nie dam rady ani minuty więcej. Po co w ogóle zaczęłam to robić? Od samego początku był to kompletnie absurdalny plan” – dumałam.

Przekroczyłam próg swojej skromnej, nienowej łazienki, usytuowanej w moim przytulnym mieszkaniu, na osiedlu pełnym wspomnień z dzieciństwa. Zerknęłam na swoje odbicie. W dalszym ciągu wyglądałam dobrze i czułam się kobieco. Ledwie stuknęła mi czterdziestka i dalej potrafiłam wzbudzać zainteresowanie…

I skrzętnie to wykorzystywałam. Niejednego faceta z budowy omotałam, grając słodką i zagubioną blondyneczkę. Ich serca topniały na ten widok.

Ale czasem nie. Magicy od podłóg okazali się zupełnie nieczuli na mój czar. Czyżby powoli przestawał działać? Podeszłam bliżej do lustra i ze zdumieniem spostrzegłam, że centymetrowe odrosty na mojej głowie mają lekko srebrzysty kolor. Srebrzysty? Czyli siwe! To przez tę przeklętą budowę! I tę moją głupią decyzję spowodowaną chorymi ambicjami, żeby ją zakończyć, kiedy Marek zostawił po sobie ruiny naszego związku. Zdecydowałam wtedy, że bez względu na wszystko i na przekór wszelkim trudnościom wprowadzę się do nowego domu, który kiedyś miał być naszym gniazdkiem.

Zostałam sama

Przycupnęłam na krawędzi brodzika. O czym ja w ogóle myślałam? Że własnymi siłami postawię ten dom, wprowadzę się na tych sto siedemdziesiąt metrów kwadratowych powierzchni i odnajdę tam radość?! Że zacznę wszystko od nowa?!

Córka nie przejawiała nawet cienia entuzjazmu odnośnie do tej nieruchomości. Szykowała się na studia… Żwawym krokiem opuściłam toaletę i chwyciłam komórkę. Cztery przeciągłe dźwięki. No dalej, Kaśka, no weź to odbierz!

– Słucham, Gosiu, co się dzieje? – W tle dało się słyszeć odgłos lejącej się wody, co oznaczało, że moja kumpela albo myła naczynia, albo szykowała się do kąpieli.

– Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale mam naprawdę pilną sprawę – wyrzuciłam z siebie. – Nie dam rady skończyć tego remontu. Mam wszystkiego serdecznie dosyć. Dotarłam do kresu wytrzymałości. Żadnych więcej budowlańców, kafelków, szafek, cholernych nowych mebli! Nie chcę już żadnego nowego startu!

Po drugiej stronie słuchawki nagle zrobiło się cicho. Nawet woda przestała lecieć.

– No wiesz… – Kasia odezwała się wolno. – Ale zdradzisz mi w końcu, co konkretnie ci się znudziło?

– Absolutnie wszystko! – krzyknęłam. – Po prostu stwierdziłam, że mam dość tego domu. To znaczy, tego prawie domu. On już dla mnie nic nie znaczy. Chyba tak naprawdę nigdy nic nie znaczył…

Wszystko przez ten dom

– Gosiu, bez nerwów… – Kasia wyraźnie była zdezorientowana. – Jak to masz dość? Przecież od zawsze marzyliście o własnym kącie. Domek, skrawek zieleni, trochę prywatności. Wybacz, ale kompletnie nie łapię, o co chodzi… O czym ty w ogóle mówisz?

– Kaśka, czy ty serio nie łapiesz o co chodzi? Jasne, to był nasz wymarzony plan. Tyle że od dawna jesteśmy osobno, a ja staram się pokazać sobie i innym, że nic mnie nie złamie! Że dokończę budowę tego domu i odnajdę w nim radość mimo przeciwności losu!

– A myślisz, że nie będziesz? – zdziwiła się Kaśka.

– Nie, to nierealne – westchnęłam pod nosem. – Tym bardziej, że przez ten przeklęty dom wszystko w moim życiu legło w gruzach…

Po raz kolejny zapanowało milczenie. Zdawało się, że trwa wieczność i powoli robiło się nie do zniesienia. Kasia powstrzymała się od komentarza, że o wiele prościej przychodziło mi pogodzić się z rozstaniem z powodu sprzeczki o balkon i to, czy w ogródku ma być sadzawka, niż z powodu najzwyklejszej, oklepanej zdrady. Mój małżonek postawił na kobietę od projektowania domów… A niech to licho!

Miałam go dość

– Małgosiu? – moja kumpela zwróciła się do mnie prawie szeptem. – Działaj według własnego uznania, żebyś później nie miała do siebie pretensji. Nikt nie będzie ci truł ani stawiał warunków. Rób to, na co masz ochotę. Żyjesz dla siebie, a ja zawsze będę cię wspierać.

– Jasne, dzięki. Bez ciebie to byłoby ciężko… – odetchnęłam głęboko. – Ale chyba najzwyczajniej w świecie mam obawy… Słyszysz już te wszystkie plotki?

– Wyluzuj, Gośka. Nie przejmuj się, co kto mówi. Ludzie nawijają trzy po trzy, ale w końcu dadzą sobie spokój, bo znajdą inny temat do obgadywania.

– Racja – zgodziłam się. – A ta chałupa, przez którą się wykończyłam nerwowo, wcale nie jest powodem do dumy, jak sobie wmówiłam. To tylko symbol mojej klęski. Jakoś nie wierzę, że kiedykolwiek poczuję się tu swojsko.

– Jakie masz w takim razie plany? – zapytała.

– Zdecydowałam, że pozostanę w swoim mieszkaniu. Od zawsze dobrze się w nim czułam. Mam tu wystarczająco dużo przestrzeni i panuje w nim przyjemna atmosfera – odpowiedziałam.

– A co z nowym domem? Jest już praktycznie gotowy…

– Pozbędę się go – w końcu wypowiedziałam na głos słowa, które od dłuższego czasu chodziły mi po głowie i momentalnie poczułam ogromną ulgę.

Sprzedam go!

Poczułam się tak lekko, jakbym pozbyła się ogromnego balastu, który mnie obciążał, dołował i doprowadzał do szewskiej pasji. Po co się z tym męczyłam?! Chyba tylko po to, żeby pokazać mojemu eks, co potrafię. Tyle że jemu i tak było wszystko jedno – ja i nasz wspólny dom nie obchodziły go. No to ja mam to w nosie. Nie chcę już tego całego bałaganu ani zobowiązań w banku, które też na mnie zrzucił, bo pożyczkę przyznali wyłącznie na moje nazwisko.

– Wystawię go na sprzedaż! Wyrzucę go z mojego życia! – wrzasnęłam do telefonu.

– Słuchaj, Małgosiu, mam nadzieję, że dobrze to przemyślałaś. Wiesz… nie rób niczego zbyt szybko… – odparła Kasia.

– Sytuacja jest teraz naprawdę dobra, nie pamiętam, kiedy było tak fajnie. W końcu mam jasność, do czego dążę, a w zasadzie czego zdecydowanie nie chcę robić. Skarbie, wielkie dzięki, po raz kolejny mi pomogłaś, Twoje rady były bezcenne! – parsknęłam śmiechem.

– Jeżeli tak uważasz…

– No pewnie. To cześć! – zawołałam, po czym błyskawicznie zakończyłam rozmowę i chwyciłam komputer.

Ulżyło mi

Zdecydowałam się poszukać ofert nieruchomości w internecie, wpisując w hasła typu „domy na sprzedaż” czy „kupno domu”. Pojawiło się sporo wyników, więc kliknęłam w pierwszy odnośnik. Założyłam konto na stronie z ogłoszeniami i błyskawicznie wrzuciłam fotki zrobione telefonem.

Potwierdziłam dodanie oferty jednym przyciskiem. Usiadłam wygodnie na sofie i z sentymentem popatrzyłam na moje mieszkanie. Wreszcie poczułam, że to jest mój azyl, moja przystań.

W ciągu minionych dwóch lat przebyłam naprawdę spory kawałek, żeby ostatecznie wrócić do punktu wyjścia i ponownie, z uśmiechem na twarzy oraz poczuciem szczęścia, zasiąść we własnym, dobrze znanym mieszkanku… Cała reszta straciła jakiekolwiek znaczenie. Czas się zatrzymał, a ja czułam, że nic już zmieniać nie pragnę. I nic więcej robić nie muszę. Dla takiej pewności siebie całą tę niełatwą, pełną wybojów trasę opłacało się pokonać.

Małgorzata, 36 lat

Czytaj także:
„Nastoletnia córka zachowuje się w domu jak na plaży nudystów. Paraduje jak dzika naguska nawet przy moim partnerze”
„Facet bez prawka był dla mnie nieużyteczny jak stara opona. Nie umiał prowadzić, ale bezbłędnie pokierował mnie do łóżka”
„Te wakacje u babci zmieniły nasze życie. Mieliśmy zaoszczędzić pieniądze, a wywróciliśmy wszystko do góry nogami”

Redakcja poleca

REKLAMA