– Hej, Zuza, w sobotę mój kumpel Sebastian jedzie po kota ze schroniska. Mogłabyś go podwieźć do domu? Planowałam to zrobić, ale coś mi wyskoczyło – usłyszałam od koleżanki.
– W porządku, mogę mu pożyczyć auto…
Mam wozić obcego kolesia?
– Niestety ta opcja odpada, on nie ma prawka. Będziesz musiała mu towarzyszyć, chłopak jest ze wsi, taksówka nie wchodzi w grę. Podróż autobusem z przestraszonym kotem to też kiepski pomysł…
– Spoko, mogę zawieźć kolesia z kotem – zapewniłam, zachowując dla siebie opinię na temat gościa, który w obecnych czasach nie potrafi prowadzić samochodu.
W sobotni poranek, zgodnie z ustaleniami, stawiłam się pod schroniskiem dla zwierząt. Sebastian wyszedł ze środka z lekkim opóźnieniem. W jednej ręce ściskał pojemnik do transportu zwierząt, natomiast w drugiej trzymał papierosa. Mina mi zrzedła na ten widok. Nałogowi palacze wzbudzali we mnie zdenerwowanie. Niech się zatruwają na własne życzenie, ich wybór, ale dlaczego ja, osoba niepaląca, muszę znosić te nieprzyjemne zapachy i wdychać wyziewy, które oni wytwarzają?
Już widziałam jak siedzenia w moim aucie nasiąkają tym okropnym smrodem papierosów. Wiem, że trochę przesadzam, ale przez tatę, który jarał jak smok, od dziecka jeździłam w oparach dymu.
Chłopak zgasił papierosa w koszu na odpadki, po czym wyciągnął dłoń i się przedstawił. Zajął miejsce na tylnym siedzeniu razem ze swoim pupilem. Przeważnie oczekiwałam, żeby osoba podróżująca siadała z przodu, a nie traktowała mnie jak kierowcę, ale w przypadku Sebastiana zrobiłam wyjątek.
Coś mnie w nim pociągało
Przez całą trasę mówił o swoim świeżo adoptowanym pupilu. Kot wabił się Syczek i miał dwanaście lat. Był cały czarny, jednooki, a do tego cierpiał na schorzenia nerek. Potrzebował specjalistycznej opieki i odpowiedniej karmy.
– I właśnie dlatego nikt cię nie chciał przygarnąć. Ale nie z powodu twojego wyglądu, stary! – Sebastian odezwał się do kociaka czule i delikatnie. Jego głos zabrzmiał nisko i po męsku, z lekkim załamaniem.
Miał niesamowity głos! Kompletnie nie współgrał z jego młodzieńczą posturą i chłopięcą buzią. No cóż, papierosy też niespecjalnie do niego pasowały.
Gdy dotarliśmy na miejsce, okazało się, że podwózka to nie jedyne wsparcie, którego oczekiwał ode mnie Sebastian.
– Mogłabyś mi pomóc z kroplówką? – zwrócił się do mnie z pytaniem. – Syczek za każdym razem szarpie się, gdy ją dostaje, dlatego potrzeba dwóch osób, żeby mu ją dobrze zaaplikować. Ja go przytrzymam i będę uspokajał głaszcząc, a ty zabezpieczysz pojemnik z płynem do kroplówki – wyjaśniał mi.
Zgodziłam się
Syczek skupił się na smakołyku dla kotów, którym poczęstował go Sebastian. Odwróciłam szybko oczy, kiedy wbijał igiełkę w ciało kotka. W dłoniach ściskałam torebeczkę wypełnioną przezroczystą substancją, podczas gdy on delikatnie mruczał do kota, próbując go uspokoić.
Wszystko wskazywało na to, że uda się wstrzyknąć cały płyn bez żadnych komplikacji, jednak nagle zwierzak głośno syknął i poderwał się do ucieczki. Strzykawka wyskoczyła… Na podłogę skapnęło kilka kropel rozcieńczonej krwi, co sprawiło, że poczułam mdłości. Sekundę później zakręciło mi się w głowie i… dalej mam pustkę.
Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że leżę na sofie. Nade mną stał Sebastian, który lekko poklepywał mój policzek.
– Cześć, wróciłaś do nas! – powiedział z uśmiechem. – Masz ochotę się czegoś napić? Może wody? – zapytał, podając mi szklankę.
– Myślę, że lepiej będzie najpierw dokończyć podawanie kroplówki Syczkowi. Jak już nam się uda to zrobić, to chętnie napiję się czegoś więcej niż tylko wody. Może być nawet herbata.
Sebastian parsknął śmiechem, a jego chichot brzmiał równie uroczo jak barwa głosu.
– Ale z ciebie twarda babka. No to zabierajmy się do roboty, a potem wypijemy za zdrowie naszego pacjenta.
Wzruszał mnie
Ku naszemu zdziwieniu, przy kolejnej próbie Syczek był już dużo potulniejszy i udało nam się podać mu całą porcję kroplówki. Kociak siedział grzecznie, delikatnie przytrzymywany przez Sebastiana, tylko od czasu do czasu wydając z siebie smutne miauknięcia. Gdy tylko Sebastian go puścił, kot natychmiast dał nogę i schował się pod fotelem. Poczułam, jak oczy zachodzą mi łzami współczucia. Sama byłam zaskoczona tym, jak zareagowałam.
Z kotami jakoś nigdy nie miałam większej chemii. Ale ten futrzak z poskręcaną sierścią i jednym okiem od razu mnie rozczulił. Był taki przestraszony i przygnębiony, że aż obudziła się we mnie nadopiekuńcza matka. Aż się boję myśleć, co ten biedak musiał przejść, zanim wylądował w schronisku dla zwierząt.
– Doskonale rozumiem, co przeżywasz.
– Niby jak? – odparłam oschle.
– Za każdym razem, gdy adoptuję chorego kociaka ze schroniska, odczuwam dokładnie te same emocje. Litość, smutek i zażenowanie. To naprawdę trudne.
– Daj spokój z tymi swoimi porównaniami do moich uczuć!
Nic obraźliwego z jego ust nie padło, ale strasznie mnie wkurzyło, że czyta ze mnie jak z elementarza. Nie przepadam za takim obnażaniem się, zwłaszcza w obecności nieznajomych. Żeby ukryć zakłopotanie, zareagowałam więc dość chamsko.
Sebastiana wcale to nie ruszyło
– Nie ma co się martwić o tego kocurka, najgorsze chwile ma już za sobą. W przeciągu tygodnia ta kulka sierści stanie się władcą mieszkania, a ja będę jego wiernym sługą – żartował, a jego śmiech rozbrzmiewał w pokoju. – Jestem tego pewien jak niczego innego. Odwiedź mnie, a sama będziesz miała okazję to zobaczyć – gdy wypowiadał te słowa, spojrzał mi głęboko w oczy i przez ułamek sekundy pomyślałam, że za tym zaproszeniem kryje się coś więcej niż zwykła uprzejmość.
Fakt, na początku miałam do niego opory, ale z czasem zaczął mi się coraz bardziej podobać. Nie miał prawa jazdy, jarał szlugi i generalnie nie pasował do mojego wymarzonego faceta, ale było w nim coś, co mnie niesamowicie kręciło.
Może to ta jego czułość w stosunku do zwierzaków sprawiła, że zmiękłam? Skoro tak łatwo wyczaił z mojej twarzy, że było mi szkoda Syczka, to pewnie inne emocje też z łatwością rozszyfruje. Poczułam, jak policzki zaczynają mi płonąć, co jeszcze bardziej wpędziło mnie w zakłopotanie.
– Będę musiała się już zbierać. Straciłam poczucie czasu, a czeka mnie jeszcze kilka spraw do załatwienia – powiedziałam w pośpiechu, unikając wzroku Sebastiana.
– Nie ma sprawy, rozumiem – odpowiedział.
Podjęłam decyzję
Tym razem pożegnanie wyglądało inaczej niż powitanie. Sebastian nie uścisnął mojej dłoni, ale zamiast tego przytulił mnie delikatnie.
– Zajrzyj do nas za kilka dni, będę na ciebie czekał.
Nie planowałam przyjąć tego zaproszenia. Historia Syczka wprawiała mnie w przygnębienie, a jeśli chodzi o Sebastiana… Ech, nawet nie mam ochoty o nim rozmyślać. Po prostu nie. Nie pozwolę, żeby zauroczył mnie koleś, który jarał fajki. Nie ma szans! Wyciągnęłam do niego pomocną dłoń, i tyle w temacie. Od tej pory niech Sebastian i Syczek sami się martwią.
Mimo to z każdym dniem zbliżającym się do wolnego, coraz częściej przyłapywałam się na myślach o samopoczuciu wiekowego kociaka z przytuliska. Okłamywałam siebie samą, że chodzi mi wyłącznie o biedne stworzenie, a jego opiekun w ogóle mnie nie interesuje.
Zupełnie nieistotne było dla mnie, że Ilonka wciąż nawijała mi o tym, jakie niesamowite wrażenie zrobiłam na Sebastianie. A także że kiedy dowiedział się o mojej niechęci do nałogowych palących, w końcu zyskał solidny powód, by porzucić fajki.
W końcu się zebrałam
W sobotni poranek zachciało mi się czegoś słodkiego, więc zrobiłam ciasto i ruszyłam w drogę. Nie uprzedziłam Sebastiana o swojej wizycie, mimo że od Ilony dostałam jego namiary. Pomyślałam, że może ma już jakieś plany albo w ogóle go nie będzie. Nie chciałam wchodzić z butami w jego życie. Kiedy dojechałam na miejsce, czekały mnie dwie niespodzianki. Pierwsza to Sebastian, który powitał mnie w drzwiach z bukietem kwiatów.
– Liczyłem, że wpadniesz, choć nie miałem pewności – rzucił, dając mi róże i cmokając delikatnie w policzek.
Jego usta musnęły moją skórę tak subtelnie, a jednocześnie tak erotycznie, że poczułam uderzenie ciepła w całym ciele. Zamiast papierosowego dymu wyczułam od niego zapach drzewa cedrowego. Wiedziałam, że on też odczuwa tę chemię między nami, więc przestałam przejmować się tym, że policzki zdradziecko mi się zaróżowiły.
Kolejnym zaskoczeniem okazał się być Syczek. Trudno go było rozpoznać! Jego futro nabrało niesamowitego połysku, trochę się zaokrąglił, ale najważniejsze, że przestał się bać. Dumnym krokiem przemierzał pomieszczenie. Zerknął na mnie jednym ślepkiem, po czym zbliżył się i potarł o moją nogę. Podrapałam go za uszkiem, a on zamruczał z zadowoleniem.
– Ślicznie wyglądasz, gdy się uśmiechasz – dotarł do mnie głos Sebastiana.
Trudno powiedzieć, kto zrobił pierwszy krok – może to on się przysunął, a może moja dłoń sama powędrowała w jego stronę. W każdym razie sekundę później nasze usta złączyły się w pocałunku. Nie miałam wątpliwości, że łączy nas to samo uczucie! Z jego warg wyczuwałam smak mięty zmieszanej z czekoladą…
Zuza, 20 lat
Czytaj także:
„Mąż traktował mnie jak mebel i omijał łukiem. Moje skostniałe wnętrze rozpalił chłopak z aplikacji”
„Mąż miał mnie za darmozjada, więc zażądał rozwodu. Myślał, że będę za nim płakać, a ja śmiałam mu się prosto w twarz”
„Mój brat prowadził podwójne życie i myślał, że ujdzie mu to na sucho. Już ja mu pokażę, co czeka kłamliwych typów”