Ta decyzja dojrzała we mnie natychmiast, jak tylko ujrzałem niewyraźny kształt na ekranie aparatu do USG podczas naszej wizyty u lekarza. Przez kilka miesięcy przygotowywałem się do tego wyjątkowego wydarzenia. Czytałem książki. Znalazłem internetowe fora dla mężczyzn, którzy brali udział w porodzie żony, albo chcą brać i nie wiedzą, co ich czeka.
Żona była nerwowa
Nie mogłem się doczekać. A tymczasem ciąża, że tak powiem, rosła. Danka, moja żona, czasem czuła się dobrze, czasem gorzej. W szóstym miesiącu trafiła do szpitala, bo ciąża spowodowała pojawienie się kamieni w nerkach i woreczku żółciowym. Bardzo ją bolało. Potem sytuacja się uspokoiła. Przez trzy miesiące chodziłem z żoną do szkoły rodzenia. Tata trochę się ze mnie podśmiechiwał. Uważał, że rodzenie to sprawa kobiet, a mężczyźni co najwyżej powinni wypić za zdrowie nowo narodzonego.
Ale ja chciałem czegoś więcej. Gdzieś w siódmym miesiącu Danka zaczęła się stresować. Nagle nabrała lęku, że poród nie przejdzie gładko. Mówiła, że ma senne koszmary. Zrobiła się nerwowa, ciągle biegała do lekarzy. Cierpliwie uspokajałem ją, że wszystko jest w porządku. Że to tylko wahania hormonów. I że przecież żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. T
– Poproś lekarza o dodatkowe badania, zobaczysz, że nie ma żadnych zagrożeń.
– Naprawdę nic nie rozumiesz – jęknęła Danka jednocześnie płaczliwie i oskarżająco. – Jesteś facetem, ty możesz co najwyżej zemdleć. A ja mogę dostać zatoru, udaru, zawału, sepsy…
Jak mi wyliczyła, jakie zagrożenia czyhają na rodzącą, to miałem wrażenie, że nadchodzi trzecia wojna światowa razem z dżumą i cholerą. Naprawdę próbowałem ją uspokajać, rozweselić, rozluźnić żartami atmosferę, ale tylko zarobiłem na miano nieczułego dupka.
Nie podobało mi się to
Słuchałem jej narzekań. Masowałem Dance stopy i zapewniałem, że wszystko będzie dobrze. Dzień przed terminem, kiedy miałem zawieźć żonę do szpitala, Danka powiedziała:
– Kochanie, dziś przyjedzie mama.
Teściowie mieszkali sześćdziesiąt kilometrów od nas. Kiedy się pobraliśmy, oddali nam swoje mieszkanie, a sami przeprowadzili się do domku po matce teścia w małym miasteczku. Pomagałem im wyremontować starą chałupę, skopać ogródek. Pomyślałem sobie, że to będzie świetne miejsce na wakacje dla naszych dzieci.
– Dlaczego? – spytałem. – Poradzę sobie te kilka dni, gdy będziesz w szpitalu. Umiem włączyć mikrofalę – zażartowałem.
– Nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Bardzo się boję. Nie wiem dlaczego, pewnie masz rację, że wszystko będzie dobrze. Jestem ci wdzięczna, że załatwiłeś prywatny szpital i w ogóle… jesteś cudowny – w tym miejscu moja żona ciężko westchnęła, jakby ta moja cudowność była raczej wielką wadą niż zaletą. Dlatego samo mi się narzuciło:
– Ale…? Znów westchnęła.
– Ale i tak nie mogę sobie dać rady z moim strachem. Jestem na granicy paniki. Dlatego poprosiłam, żeby mama przyjechała.
– No, ok. Doda ci odwagi, kiedy będziemy jechali do szpitala.
Danka spojrzała mi w oczy
– Chcę, żeby była przy porodzie.
Zaraz.
– Ale przy porodzie może być tylko jedna osoba z rodziny – przypomniałem jej.
– Wiem. Bardzo mi przykro, Wojtuś. Ale ja potrzebuję mamy. Potrzebuję się czuć bezpieczna.
– To przy mnie nie czujesz się bezpieczna? – z trudem udało mi się zachować kontrolę nad głosem.
– Tak, normalnie tak. Ale poród to nie jest normalna sytuacja
. – Przecież mieliśmy to ustalone – czułem, jak wzbiera we mnie gniew.
– Wiem, i jest mi przykro. Ale ja potrzebuję mamy. Zrozum. To nie ma nic wspólnego z nami. To są sprawy kobiet…
– Więc wykluczasz mnie, bo jestem mężczyzną! – Widziałem, że Danka drgnęła, gdy krzyknąłem.
Ale nic mnie to nie obchodziło. Byłem zagniewany. Rozczarowany.
– Więc co, najpierw ojciec nie może być przy narodzinach własnego syna, a potem nie dopuścisz mnie do jego wychowania? Bo to sprawy kobiet?
– O czym ty mówisz? Oszalałeś? Co to ma wspólnego… Wojtek, ogarnij się. Boję się i potrzebuję matki. I to wszystko. Bądź dorosły.
Wyszedłem z domu.
Byłem zły i rozżalony
Bo co, bo zachowuję się jak dziecko? Że chcę spełnić swoje marzenie? Swoją potrzebę? Przecież nic się jej nie stanie, to tylko hormony. Powinna to zrozumieć. Urodzi, wszystko będzie dobrze, a ja stracę szansę, która zdarza się tylko raz. Pojechałem do rodziców, by się wyżalić. I prosić mamę, by przemówiła synowej do rozumu.
– Zgłupiałeś – mama stanęła naprzeciwko mnie z dłońmi opartymi na biodrach. – Ani mi się śni. Twoja żona boi się porodu, i ja ją rozumiem, choć sama się nie bałam. Może to i hormony, ale strach jest prawdziwy. I jeśli potrzebuje matki, by mniej się bać, to matka powinna przy niej być.
– Synu – ojciec położył mi dłoń na ramieniu. – Nie jest ważne, czy będziesz przy narodzinach swojego syna. Czy pierwszy weźmiesz go w dłonie. Ważne, jak go będziesz wychowywał. Czy dasz mu swoją miłość. Czy przekażesz mu swoją wiedzę. Czy zapewnisz mu bezpieczeństwo. To się liczy. Ja nawet nie byłem w pobliżu szpitala, gdy mama cię rodziła…
– Trzeźwiał dwa dni – mruknęła mama.
– Ale sam przyznasz, że byłem dobrym ojcem, prawda? I czy to, że – rzucił okiem na mamę – trzeźwiałem dwa dni, sprawiło, że gorzej o mnie myślisz?
Nie. Był wspaniałym ojcem, lepszego nie mógłbym sobie wymarzyć. Wyszedłem, czując, że rodzice mnie przekonali.
Nadszedł wielki dzień
Faktycznie. Będę miał całe życie, by opiekować się swoim synem. No i Danka powinna mieć przy sobie osobę, z którą czuje się bezpiecznie. Która pomoże jej przejść przez ten ciężki czas. Głupi byłem. Kiedy wróciłem do domu, teściowa już była. Szykowała torbę z rzeczami do szpitala, opowiadała Dance o swoich porodach, i o tym, że też się bała. Widziałem spojrzenie mojej żony – faktycznie, obecność matki dodawała jej otuchy. Wszystko było w porządku. Tak, jak powinno być. Tylko dlaczego wcale nie czułem się usatysfakcjonowany? O świcie Dance odeszły wody. Do mnie powiedziała tylko:
– Obudź mamę. Jedziemy do szpitala.
Zawiozłem je. Zatrzymałem się niedaleko wejścia do izby przyjęć.
– Nie parkuj – powiedziała teściowa. – Szkoda pieniędzy, i tak nie pozwolą ci wejść na oddział. Zadzwonię, jak będziemy coś wiedziały.
Spojrzałem do tyłu na Danusię. Akurat miała chyba skurcz, bo w skupieniu oddychała przeponą. Do auta podjeżdżał sanitariusz z wózkiem. Wysiadłem, ale nie udało mi się pomóc żonie. Szybszy był sanitariusz, potem dobiegła teściowa. Danka uniosła ku mnie bladą twarz, pochyliłem się, dała szybkiego całusa.
– Kocham cię – powiedziałem. – Hm – jęknęła.
Patrzyłem za nimi, jak znikali w obrotowych drzwiach szpitala. Wróciłem do samochodu, usiadłem za kierownicą. I poczułem się samotny i niepotrzebny. Ktoś za mną zatrąbił, więc ruszyłem. Jechałem przez miasto do domu, a w mojej głowie krystalizowało się to wrażenie, które nie dawało mi spokoju. Byłem niepotrzebny. Mało ważny. Nie chodziło już o syna, przy którego narodzinach mnie nie będzie. To szczegół. Tak naprawdę chodziło o to, że nie byłem w życiu mojej żony najważniejszą osobą, tą, na której polega najbardziej. Tą, do której będzie się zwracać w trudnej sytuacji. Czułem się tak, jakby dała mi w twarz.
Zerwała ze mną i wróciła do mamusi. Powiecie, że przesadzam. Że mam paranoję. Że jestem cholernym egoistą, który uważa się za pępek świata. Wszystkie te słowa, i jeszcze wiele innych przeczytałem na kilku forach pod opisem mojej historii z pytaniem, co o tym sądzą. Kto ma rację. Któraś z internautek napisała, że mam syndrom Piotrusia Pana i że wszystko musi się kręcić wokół mnie.
Naprawdę uważasz, że twoja żona w czasie tak traumatycznego przeżycia jak poród, gdy w dodatku się tego boi, powinna odłożyć na bok swoje potrzeby po to, by pogłaskać twoje ego? Samolub.
Pewnie ma rację. Pewnie wy wszyscy macie rację. Tylko nie zmienia to faktu, że choć nasz synek ma już dwa lata, ja wciąż czuję się tak, jakby żona mnie zdradziła. Nie chcę tego czuć, ale nie mam na to wpływu. Staram się tego po sobie nie pokazywać, ale jest mi coraz trudniej i widzę, jak wielkimi krokami zbliża się moment, kiedy wybuchnę i powiem o jedno słowo za dużo. Że już jej nie kocham, i że erozja mojej miłości zaczęła się w dniu, kiedy ona mnie odrzuciła.
Wojciech, 30 lat
Czytaj także: „Z zapuszczonej wsi udało mi się wskoczyć na salony. Przekonałam się, że życie w luksusie to iluzja i ciągłe kłamstwa”
„Mąż na emeryturze zrzędził jak stetryczały dziad. Nieoczekiwana wiadomość sprawiła, że nabrał młodzieńczego wigoru”
„Dorosła córka ciągle przychodzi do mnie po pieniądze. Wychowałam niezgułę, która nie może zaczepić się w żadnej pracy”