Wywodzę się z małej miejscowości, gdzie spora część ludzi boryka się z problemami finansowymi z racji braku zatrudnienia. Jestem najmłodszym dzieckiem w dość sporym stadku. Od małego chodziłam w ciuchach po starszych siostrach, a nowe książki do szkoły dostawałam tylko, gdy w placówce zmieniali program nauczania. Jedynym powodem do zadowolenia był fakt, że wygląd odziedziczyłam po przepięknej prababci.
Miałam dość biedy
Bieda była dla mnie powodem do wstydu, dlatego nikogo nie zapraszałam do swojego domu. Od kiedy sięgam pamięcią, starzy zawsze awanturowali się o pieniądze, a konkretnie o ich brak.
Przez całe życie nie udało mi się odłożyć ani grosza, choć w czasie letnich miesięcy solidnie zasuwałam. Zbierałam owoce na plantacji truskawek i pomagałam sąsiadom w pielęgnacji ogrodów. Wszystkie zarobione pieniądze lądowały jednak na rodzinnym koncie, a dzięki nim oraz tym zarobionym przez moje siostry i braci starczało nam od pierwszego do pierwszego, choć ledwie. Na opał dostawaliśmy środki z pomocy społecznej.
Mój brat dość szybko zaczął naśladować tatę i wpadł w alkoholizm. Mama ich usprawiedliwiała, mówiąc, że pijąc mogą choć na chwilę zapomnieć o problemach. Byłam zbyt młoda, żeby to pojąć.
Zdecydowałam, że wyjdę za mąż za jakiegoś bogacza. Jako że wyrosłam na śliczną dziewczynę, miałam w czym wybierać, jeśli chodzi o adoratorów. Kręciło się koło mnie paru facetów, ale ja byłam wybredna. Żaden z chłopaków z naszej wioski nie był wystarczająco zamożny. Tuż po zdaniu matury spakowałam walizki i wyjechałam.
Przeprowadziłam się do sporego miasta, gdzie zaczęłam pracować i rozpoczęłam naukę w trybie niestacjonarnym. Cieszyłam się z samodzielności, jednak fundusze wciąż były ograniczone. Musiałam płacić za studia, pokój oraz część kasy przekazywałam mamie. Nie trafiłam na żadnego bogacza, bo w przeciwieństwie do rówieśników nie imprezowałam ani w knajpach, ani w klubach.
Okazał się niedojrzały
Nagle, ni stąd ni zowąd, przyjechał syn pani, u której miałam wynajęty pokoik. Od dawna przebywał poza krajem, zarabiając na chleb. Gdy go ujrzałam, od razu poczułam, że to jest ten jedyny. Wyczuwałam wyraźnie jego zainteresowanie moją osobą i w zasadzie nie musiałam specjalnie się wysilać, żeby wylądować z nim w łóżku.
Był bardzo zaskoczony, gdy odkrył, że to mój pierwszy raz, a ja po cichu liczyłam na to, że zajdę w ciążę i wtedy weźmiemy ślub. W mojej głowie już pojawiały się obrazy naszego słodkiego bobasa, któremu niczego w życiu nie zabraknie, oraz naszej stabilnej, dostatniej przyszłości.
Potem postanowiłam zrobić prawo jazdy, bo marzyłam o tym, żeby pewnego dnia usiąść za kierownicą mercedesa. Sławek zapewniał mnie o swojej miłości, więc miałam wrażenie, że mam w życiu ogromne szczęście. Trochę niepokoiło mnie to, że ukrywa nasz związek przed swoją mamą, ale sądziłam, że to przejściowe i w pewnym momencie przedstawi mnie jej jako swoją przyszłą żonę.
Niestety, byłam w błędzie. Bardzo szybko wyszło na jaw, że mój wybranek nie planuje stałego związku – nie tylko ze mną, ale właściwie z nikim. Uznał, że jeszcze nie przyszedł na to odpowiedni moment i po prostu odjechał. To była moja życiowa przegrana.
Wstydziłam się rodziny
Zupełnie przypadkiem wpadłam na Mariolkę, znajomą z czasów szkolnych. Ledwo ją rozpoznałam. Z podziwem patrzyłam na jej fantastyczne ciuchy, wyrazisty make-up i stylową fryzurę. Opowiedziałam jej o swoich kłopotach z upolowaniem zamożnego małżonka. Pokręciła z politowaniem głową, mówiąc, że jeżeli mam ochotę napić się mleka, wcale nie muszę od razu nabywać krowy. Zadeklarowała, że mi pomoże.
Niedługo później dowiedziałam się, jaki był prawdziwy cel tej jej przyjacielskiej przysługi. Chciała, żebym została panienką do towarzystwa. Zamurowało mnie. Jasne, mogę nawet wziąć ślub bez uczucia, ale świadczenie usług seksualnych za pieniądze – nigdy w życiu. Mariola stwierdziła, że jestem niemądra i jeśli się nie zmienię, to bieda będzie mi towarzyszyć aż po grób.
Niedługo po śmierci taty, ulegając namowom matki, zdecydowałam się tymczasowo wrócić do rodzinnego gniazda. Mój brat doskonale wywiązywał się z roli głowy rodziny, także jeśli chodzi o nadużywanie alkoholu.
Ten widok był dla mnie nie do zniesienia. Naiwnie wierzyłam, że moje gadanie coś zmieni, ale niestety, pozostawał głuchy na wszelkie argumenty. Jako świetny mechanik samochodowy mógłby dobrze zarabiać, ale przez nałóg tracił coraz więcej klientów. Patrzyłam bezradnie, jak mama z dnia na dzień coraz bardziej gaśnie, a ja nie potrafiłam jej w żaden sposób wesprzeć.
Miałam dość
Zdecydowałam, że czas wracać do siebie. Pozostało mi tylko podejść do końcowych testów i zaliczyć prawko. Ale jak na złość, nie zdążyłam na autobus i jak ostatnia kretynka sterczałam z torbami na wyludnionym dworcu. Nagle moją uwagę przykuł metaliczny wóz na zagranicznych blachach, za kółkiem którego zasiadał niezły przystojniak. W myślach już układałam plan, jak załapać się na stopa.
Fortuna mi dopisała, gdyż – jak się później wyjaśniło – auto odmówiło mu posłuszeństwa. Sympatyczna ekspedientka Gosia, gdy mnie zobaczyła, wyraźnie się rozpromieniła i pokierowała gościa w moją stronę, a w zasadzie do mojego brata, który na całe szczęście akurat tego dnia był jeszcze trzeźwy. Janusz, gdyż tak brzmiało imię posiadacza pojazdu, wprost nie posiadał się z radości. Chcąc mi wynagrodzić fatygę, zaoferował, że mnie podwiezie.
Użyłam całej swojej kobiecej mocy i sprawiłam, że w trakcie podróży niemalże poprosił mnie o rękę. Ponieważ niedawno zostawiła go narzeczona, czuł pustkę, którą planowałam wypełnić. Zgodziliśmy się, że zostanę u niego tymczasowo, dopóki nie znajdę czegoś dla siebie, ale w głębi duszy wiedziałam już, że ten facet będzie należeć do mnie. Dostrzegłam w nim pożądane źródło dostatniego życia.
Złapałam go
Po paru miesiącach stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Z biegiem czasu wyszło na jaw, że Janusz postanowił zawrzeć ten związek, by zemścić się na swojej byłej partnerce. Wydawało mi się, że darzyłam go uczuciem, przystosowałam się do spełniania jego zachcianek.
Nasz związek spajała intymność. Janusz prowadził własny biznes i często jeździł w delegacje, a ja dbałam o nasz dom – całymi dniami sprzątałam niezliczone pomieszczenia, przygotowywałam posiłki, robiłam zakupy. Kiedy wracał do domu, stawałam się po prostu jego kobietą i musiałam spełniać jego żądania.
Nie miałam nic przeciwko temu, byłam zadowolona, że jestem adorowana, jednak czasami współżycie mnie nużyło, tym bardziej że Janek wpadał na przeróżne pomysły i eksperymenty. Problemy w naszym małżeństwie pojawiły się, kiedy okazało się, że spodziewamy się dziecka. Mój mąż chyba nie brał pod uwagę takiej możliwości. Ewidentnie nie cieszył się z tej wiadomości, twierdził, że nie jesteśmy przygotowani na rodzicielstwo.
Na początku zaczął kontrolować moje wydatki. Musiałam zdawać relację z tego, na co przeznaczam każdą złotówkę. Denerwował się, że za dużo wydaję na zakupy. Odnosił się do mnie jak do kogoś podległego mu, a ciążę całkowicie ignorował. Z lękiem wyobrażałam sobie, jak potoczy się nasza przyszłość. Miałam nadzieję, że sytuacja ulegnie poprawie, że pojawienie się maleństwa na świecie umocni nasz związek.
Nie kochał jej
W którymś momencie coś się zmieniło. Mąż dalej regularnie dawał mi pieniądze na życie, jednak już nie okazywał swojej złości wobec mnie i coraz rzadziej przebywał w naszym mieszkaniu. Jako powód podawał obowiązki zawodowe.
Początkowo taka sytuacja mi odpowiadała. Jednak po pewnym czasie zrozumiałam, jak wielki błąd zrobiłam, decydując się na ślub dla kasy. Nie kochałam Janusza. Zorientowałam się, że tak naprawdę go nie znoszę.
Żyłam w ciągłym strachu. Bez pracy, mieszkania i z córeczką na głowie nie dałabym rady. Poza tym nie skończyłam żadnej szkoły. Od kiedy go poznałam, nauka zeszła na dalszy plan, jedyne, co zrobiłam, to kurs na prawo jazdy. Powrót do rodzinnego domu nie był opcją, nie chciałam niszczyć wizerunku tej, która odniosła sukces.
Podejrzewam, że mama coś przeczuwała. Najpierw namawiała nas do wizyt, a potem w ogóle przestała o tym mówić. Pewnie myślała, że Janusz mi zabrania. Niedługo potem zachorowała na nowotwór. Odeszła, zanim na świat przyszła Marysia.
Janek nigdy nie darzył naszej córuni prawdziwą miłością. Zastanawiam się, czy gdyby na świat przyszedł chłopiec, coś by się zmieniło? Musiałam być podporą dla Marysi. Dawniej zależało mi, by niczego jej nie zabrakło. Teraz priorytetem stało się, by miała dość miłości. Nie mogła liczyć na uczucia taty, więc musiałam być dla niej i mamą, i tatą.
Wkrótce zorientowałam się, że Janusz ma romans. Dalej zajmowałam się jego garderobą, więc łatwo wyczułam woń kobiecych perfum, a kiedyś dostrzegłam nawet ślady czerwonej pomadki. Nie uroniłam ani jednej łzy.
Byłam wyczerpana
Przystałam na rozwód bez ustalania, kto zawinił. Mąż obiecał, że będzie łożył na utrzymanie dziecka i dał mi wybór – mieszkanie albo auto. Zdecydowałam się na mieszkanie. Niestety, byłam zmuszona je sprzedać i nabyć niewielką kawalerkę w wiekowej kamienicy. Nic specjalnego, ale przynajmniej miałyśmy schronienie i środki do życia.
Janusz do tej pory sumiennie uiszcza alimenty, mimo że nigdy nie chciał zobaczyć się z naszą córeczką. Z tego, co mi wiadomo, nie związał się z nikim na stałe, chociaż raz widziałam go w towarzystwie jakiejś kobiety.
Postanowiłam naprawić swoje błędy. Zaczęłam dbać o dobre stosunki z sąsiadami. W większości byli to starsi, samotni ludzie. Gdyby nie oni, nie miałabym komu powierzyć opieki nad Marysią, kiedy musiałam załatwić jakieś sprawy. W zamian pomagałam im, pisząc pisma urzędowe, kontaktując się z ZUS-em czy sprzątając ich mieszkania. Pani Bogusia stała się nawet dla Marysi niczym babcia.
Po wielu próbach udało mi się w końcu przekonać mojego brata, żeby poddał się leczeniu. Zrozumiał, że naprawdę tego potrzebuje. Zajęło mi cały tydzień, aby ogarnąć zapuszczony dom. Przed wyjazdem poprosiłam sąsiadkę o doglądanie Jarka od czasu do czasu (zostawiłam jej nawet trochę pieniędzy na zakup jedzenia dla niego). Zależało mi na tym, żeby nie czuł się osamotniony, bo mogłoby go to skłonić do powrotu do nałogu. Chyba dobrze to rozegrałam, bo aktualnie nawet ze sobą zamieszkali.
Ja też nawiązałam relację z facetem, który tak jak ja czuje się zagubiony i opuszczony. Staram się nie działać pochopnie, bo w przeszłości już mnie zraniono. Mam nadzieję, że razem uda nam się przezwyciężyć poczucie osamotnienia i niepokój. Naprawdę mocno w to wierzę.
Ewa, 36 lat
Czytaj także:
„Rodzina się mnie wyrzekła, bo wolałem brudzić ręce smarem, niż przerzucać akta spraw sądowych. Jeszcze do mnie wrócą”
„Teściowa przed ślubem musztruje mnie jak w wojsku. Muszę zdać test białej rękawiczki i egzamin z klepania kotletów”
„Zawsze w październiku jadę na weekend do lasu. Ale nie szukam tam podgrzybków, tylko przygody z krzepkim gajowym”