„Mąż na emeryturze zrzędził jak stetryczały dziad. Nieoczekiwana wiadomość sprawiła, że nabrał młodzieńczego wigoru”

kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes
„Przesiadywał godzinami przed telewizorem, narzekając na niesprawiedliwość tego świata. Od czasu do czasu wybierał się na ryby. To miało plusy, bo znikał na kilka godzin, a ja mogłam wtedy oddać się lekturze moich ulubionych powieści”.
/ 14.10.2024 08:30
kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes

– Cholera jasna! – wyrwało mi się, gdy krople wrzącego rosołu oparzyły moją dłoń.

– A czego ty tam przeklinasz? – dobiegło mnie zza pleców pytanie mojego męża.

– Oparzyłam sobie rękę – warknęłam ze złością.

– No bo zawsze to grzejesz jak na rozpałkę, a dobrze wiesz, że ja wolę letnie – stwierdził z ironią w głosie.

– To sobie możesz sam od teraz podgrzewać – odgryzłam się. – Ja i tak zaraz wychodzę!

Cisnęłam patelnią o blat i wkurzona pomaszerowałam do sypialni.

Miałam go dosyć

– Dokąd idziesz? – no jasne, że za mną poleciał.

– A co cię tak nagle to interesuje? – nie byłam w stanie się opanować. – Mam całymi dniami siedzieć ze zgorzkniałym, zrzędliwym starcem i wysłuchiwać pojękiwania na cały świat?

– Z jakim starcem?! – totalnie go zatkało.

– No tak, zrzędliwym malkontentem. Nie mam już siły na to całe pichcenie, odkurzanie i robienie prania! Myślisz może, że to moja pasja? Że sprawia mi to jakąś radość? Sam mógłbyś od czasu do czasu odkurzyć. To nie jest przecież jakaś kosmiczna technologia i chyba poradziłbyś sobie z naciśnięciem przycisku.

– A do czego jest baba w chałupie?! – ryknął wzburzony.

– Ej, uważaj, co gadasz! – pogroziłam mu kapciem. – Baba może i tak, ale ja na pewno nie! Zjedz sobie tę zupę i nie zawracaj mi głowy.

Chwyciłam torebkę, trzasnęłam drzwiami i wkurzona wypadłam na zewnątrz. Maszerowałam przed siebie, ledwo powstrzymując płacz. Czemu zachowywał się jak palant? I czemu nie potrafiliśmy się porozumieć? W gruncie rzeczy znałam odpowiedź. Oboje nie byliśmy już młodzi.

Dawne młodzieńcze zauroczenie zastąpiło przyzwyczajenie i przywiązanie. Kiedy jeszcze oboje pracowaliśmy, było jako tako. Ale zaczęłam podupadać na zdrowiu, przyznali mi rentę, musiałam porzucić pracę w szkole, którą kiedyś tak lubiłam. On za to zaczął pobierać emeryturę. I tak oto utknęliśmy w naszym mieszkaniu, z konieczności zdani tylko na siebie nawzajem.

Ciągle zrzędził

Teoretycznie powinniśmy się cieszyć, że jesteśmy wolni od służbowych zobowiązań, że wreszcie mamy okazję, by gdzieś wyruszyć, zająć się czymś razem. Ale gdzie tam. Chyba brakowało nam motywacji albo po prostu nas to nie kręciło.

Zamiast spędzać czas w swoim towarzystwie, woleliśmy trzymać się od siebie z daleka. W sumie jedyną rzeczą, która nas jeszcze ze sobą wiązała, była nasza dorosła już córka, która i tak zdążyła się od nas wyprowadzić, wyjść za mąż i wieść własne życie.

Dni mijały mi na opiece nad domem, podczas gdy mój mąż przesiadywał godzinami przed telewizorem, narzekając na niesprawiedliwość tego świata. Od czasu do czasu wybierał się na ryby. To akurat miało swoje plusy, bo znikał na kilka godzin, a ja mogłam wtedy oddać się lekturze moich ulubionych powieści kryminalnych.

Pogrążona w tych niezbyt wesołych rozmyślaniach, dotarłam do śródmieścia. Zapadał już wieczór. Moim oczom ukazały się pełne życia restauracje i bary, a w uszach rozbrzmiewał radosny gwar i chichot ludzi. Mój Boże, kiedy ja ostatnio słyszałam własny beztroski śmiech?

Chciałam od niego uciec

Spontanicznie weszłam do pierwszej z brzegu knajpki, serwującej greckie specjały. Wybrałam stolik w kącie i poprosiłam kelnera o lampkę wina oraz ich słynną zapiekankę. Spędziłam tam pewnie z godzinę, gdy zaczął dzwonić telefon. No tak – mąż. Zignorowałam połączenie. Jakieś pięć minut później komórka ponownie wydała dźwięk. Zobaczyłam, że to moja pociecha, więc tym razem postanowiłam odebrać.

– Cześć, mamo, u ciebie wszystko gra? – rzuciła od razu.

– Dlaczego pytasz? – zaskoczył mnie ten temat. – Niby co miałoby być nie tak?

– No bo dzwonił tata i mówił, że wyszłaś z domu – doprecyzowała.

– No tak, wyszłam. Faktycznie, to nie zdarza się codziennie – mruknęłam pod nosem.

– Kolejna awantura? – w jej głosie słychać było raczej stwierdzenie faktu niż pytanie.

– Ach, córuś, sama wiesz, jak to wygląda, co tu dużo gadać – odparłam z westchnieniem.

– Rozumiem, mamo, ale serio nie da się znaleźć wspólnego języka?

– No raczej ciężko, bo zupa zawsze za gorąca, odkurzacz to wcielone zło, a ja mam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Dzisiaj wieczór tylko dla mnie i koniec kropka. A co tam u ciebie słychać?

– No właśnie! – w jej tonie dało się wyczuć entuzjazm. – Mam nowiny, ale to nie na komórkę.

– Czy coś się wydarzyło? – od razu poczułam niepokój.

– Wprost przeciwnie! Jest szansa, żebyśmy z Darkiem wpadli do was w niedzielę? Dacie radę się nie wymordować do tego czasu?

– Cóż, nie obiecuję, że się nie pozabijamy, ale jasne, przyjeżdżajcie. Ugotuję rosołek.

– Zapomnij, żaden rosół nie wchodzi w grę! Przywieziemy jedzenie i nawet nie próbuj zbliżać się do kuchenki. To jak, widzimy się?

– Oczywiście! Kocham cię, córuś.

– Ja ciebie też. Narka!

Nie wiem, co kombinowali

Sama nie jestem pewna, co poprawiło mi nastrój – rewelacyjna zapiekanka, lampka wina, towarzystwo rozbawionych ludzi czy pogawędka z moją córcią. Po wyjściu z knajpki wybrałam się jeszcze na spacer, a kiedy dotarłam do mieszkania, było grubo po dziesiątej wieczorem.

Od progu skierowałam swoje kroki prosto do sypialni. Mój drogi mąż najwyraźniej ciągle był obrażony i chrapał w najlepsze na sofie. I bardzo dobrze, przynajmniej nie muszę mu się spowiadać z tego, gdzie się podziewałam i co porabiałam.

Mijały dni, a w naszym domu panowała głucha cisza. Postanowiłam jednak zrobić to, czego nie robiłam nigdy wcześniej – zbuntować się. Koniec z robieniem zupy pomidorowej i sprzątaniem. Jak chcesz coś zjeść, to musisz sam sobie ogarnąć, proste.

W końcu nadeszła niedziela. Koło dwunastej usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i do środka wparowała Natalia ze swoim mężem. Przywlekli ze sobą jakieś kartony wypełnione jedzeniem i bukiety kwiatów. Powiedzieli, żebyśmy poszli do pokoju i poczekali. Po kwadransie na stole pojawiły się jakieś dziwne, nieznane nam dania.

– Możesz mi powiedzieć, co to takiego? – mój małżonek zwrócił uwagę na danie zatopione w złocistym sosie.

– To kurczak, ale w indyjskim wydaniu – z uśmiechem odparła Natalia.

– W jakim wydaniu? – zaskoczony był mój mąż.

– Jak nie chcesz, to nie musisz tego jeść, ja z chęcią skosztuje – powiedziałam i demonstracyjnie nałożyłam sobie pokaźną porcję ryżu oraz tego tajemniczego dania.

– Ja jednak preferowałbym… – odezwał się Heniek.

Jak zawsze narzekał

– No jasne, tato, wiadomo. Rosół według ciebie byłby lepszy. Ale sorry, dzisiaj mamy uroczystość! – parsknęła śmiechem Natalia.

– W takim razie pójdę po naleweczkę… – ojciec zaczął się gramolić z fotela.

– Chwila moment, też odpada – córka go przyhamowała. – A teraz skupcie się na mnie. Gotowi? Okej! A więc, jeśli wszystko dobrze pójdzie, to za rok w styczniu będziecie obchodzić Dzień Babci i Dzień Dziadka!

Zamarliśmy w bezruchu. Henio opadł ciężko na siedzenie, a ja oblałam się sosem od kurczaka.

– Skarbie, jak to możliwe? – w końcu wykrztusiłam z siebie. – Tyle miesięcy się staraliście i nic z tego nie wynikało…

– No ale teraz się udało, mamo. Drugi miesiąc, spójrz tylko – pokazała mi zdjęcie z badania ultrasonografem.

Czarno-białe plamy, a na nich malutka figurka, ledwo widoczna.

– Chyba potrzebowaliśmy dać sobie luz i nie denerwować się tym tak. No i proszę, są tego efekty. Nie wiemy jeszcze, czy to chłopczyk, czy dziewczynka, ale radość nas rozpiera, że ho ho!

Gdy spojrzałam na moją pociechę i jej męża, dostrzegłam w ich oczach niesamowite uczucie. Ich największe pragnienie wreszcie miało się ziścić, a my… O matko, mieliśmy zostać babcią i dziadkiem!

Podbiegłam do córki, aby ją wyściskać, a Heniek ze wzruszenia ledwo panował nad sobą. Obiad zdążył ostygnąć, a my wciąż trwaliśmy w tej fantastycznej, pełnej szczęścia chwili. To był początek zupełnie nowego rozdziału w naszym życiu.

Byłam szczęśliwa

Natalka nie miała żadnych problemów w czasie ciąży. Nasza wnuczka przyszła na świat w pierwszym miesiącu roku. Moja wnuczka, Helenka, to po prostu cudowne maleństwo. Może i wszystkie babcie tak gadają, ale ta dziewczynka to cud nad cudami. Taka śliczna, bystra i pełna miłości. Starałam się pomagać przy niej ile się da, bo wiadomo, że dla świeżo upieczonej mamy początki to ciężki czas.

Rosła w oczach. Przyrządzałam jej zupki, kompoty, tuliłam ją w ramionach i nuciłam piosenki. Stałam się pełnoetatową babcią, a nawet czymś więcej. Przemianie uległo coś jeszcze, a raczej ktoś – mój drogi małżonek Henryk.

Od momentu, gdy po raz pierwszy ujrzał maleństwo, a ono chwyciło go za palec, również stracił dla niej głowę. Zaczął biegać po sklepach, kupować różne zabawki, zabierał wnuczkę na plac zabaw i snuł bajkowe opowieści. Nawet w zaciszu domowym przestał być zrzędliwym ponurakiem. Pewnego dnia, gdy wróciłam z zakupów i przyłapałam go na odkurzaniu mieszkania, o mało nie zemdlałam z wrażenia.

Parsknęłam śmiechem pod nosem i ruszyłam do kuchni przygotować zupę pomidorową. Tym razem nie dla męża, a dla naszej wnuczki.

W następną niedzielę nasza córka po raz kolejny odwiedziła nas wraz ze swoją rodziną. Mała bawiła się w salonie, a my delektowaliśmy się potrawami rodem z Indii.

– Mam do was prośbę – Natka zaczęła rozmowę.

– Jejku, czyżby kolejny brzdąc? – kawałek drobiu ponownie ozdobił moją kieckę.

– Nie, spokojnie! Raz się udało, więc nie popadajmy w przesadę – parsknęła śmiechem. – Darek, ty im powiedz.

– Jesteśmy wam strasznie wdzięczni za to, jak nam pomagacie z małą. Teraz chcielibyśmy się jakoś zrewanżować.

Czuliśmy się jak dawniej

– Dajcie spokój, jaki rewanż? – mruknął mój mąż z buzią wypchaną tym rzekomo paskudnym drobiem. – Przecież to dla nas czysta frajda!

– No jasne, tato, rozumiem – przerwała Natalia. – Ale nadszedł moment, abyście pomyśleli o sobie. Bardzo was o to proszę – podała mu kopertę.

Zajrzałam do koperty. W środku znajdował się voucher uprawniający do dwutygodniowego pobytu w ośrodku wypoczynkowym na Mazurach. Gdy to zobaczyłam, odebrało mi mowę. Byłam kompletnie zaskoczona.

– Spójrz tylko – wskazałam palcem w kierunku Heńka.

– W tamtym miejscu… – wyszeptał ledwo słyszalnie.

– No właśnie, dokładnie tam. W pobliżu tego miejsca, w którym wasze drogi się skrzyżowały – Natalia nie mogła powstrzymać chichotu. – I musicie się tam wybrać, bez względu na wszystko. Sprawa przesądzona, a teraz chodźmy na jakieś pyszne lody!

Prawdę powiedziawszy, mieliśmy wrażenie, jakbyśmy znów byli nastolatkami. Oglądaliśmy miejsca, które pamiętaliśmy sprzed ponad czterech dekad. Włóczyliśmy się po lesie i trafiliśmy nawet na pozostałości molo, gdzie po raz pierwszy wymieniliśmy pocałunki.

W tym momencie Henio chwycił moją dłoń.

– Słuchaj, kochanie… – odezwał się.

– Rozumiem – odparłam. – Dostaliśmy od losu dodatkowy czas, żeby nacieszyć się wspólnym życiem. Nie zepsujmy tego, zgoda?

– Nie zepsuję. Masz moje słowo.

Danuta, 61 lat

Czytaj także:
„Gdy wyjechałam na studia mój chłopak uznał, że w mieście znajdę życie bez niego. Udowodniłam mu że jestem konsekwentna”
„Mąż mnie olewał, więc rzuciłam się w pikantny internetowy romans z 20-latkiem. Obudziłam się, gdy zaszłam w ciążę”
„Zakochałam się po uszy i wzięłam sekretny ślub po 3 miesiącach związku. Zaraz po tym mąż ulotnił się jak babie lato”

Redakcja poleca

REKLAMA