Niespodziewanie wpadłam na niego, gdy stawiałam samochód obok hipermarketu. Właśnie zaparkowałam, gdy do auta obok zbliżył się rosły mężczyzna. Gdy wyszłam z samochodu, usłyszałam jak ktoś woła za moimi plecami:
– Mania? – tak jakby nie był do końca pewny.
Obróciłam głowę i zobaczyłam atrakcyjnego chłopaka o ciemnych włosach, którego twarz wydawała mi się znajoma.
– Mam na imię Paweł... – odezwał się. – Przez pewien czas chodziliśmy razem na studia, kojarzysz mnie?
Nagle mnie olśniło! Owszem, istniał taki gość, który okazjonalnie przewijał się w kręgu moich znajomych, ale chyba dość prędko porzucił studia. Coś tam nawet słyszałam, że wdał się podobno w jakieś podejrzane biznesy balansujące na granicy prawa, ale przecież wiadomo jak bywa z takimi pogłoskami…
Robił na mnie coraz lepsze wrażenie
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że prezentuje się o wiele korzystniej niż zapamiętałam – słusznego wzrostu, z lekką opalenizną, krótko ściętymi ciemnymi włosami i zadbaną brodą. Do tego świetnie dobrane ciuchy.
– No tak, faktycznie kojarzę twoją twarz, przystojniaku! Czym się zajmowałeś przez ten cały czas? – zagadnęłam, ściskając jego rękę.
– Oj, trochę tego było! Chętnie ci o wszystkim opowiem, jeśli pójdziesz ze mną na kawkę, a najlepiej to na jakąś kolacyjkę. Może być jutro? Teraz niestety nie mam czasu.
– Okej, to jesteśmy umówieni w sobotę o dziewiętnastej w knajpce „Róża wiatrów" – od razu się zgodziłam. – Serwują tam obłędne rybki i owoce morza.
Rozmowa nam się całkiem fajnie kleiła, przywołaliśmy wspomnienia o naszych wspólnych znajomych z uczelni i wykładowcach, poruszając też trochę tematy polityczne. Paweł wspomniał, że od pewnego czasu jest singlem, bo poprzednia kobieta go zostawiła, wybierając zamiast niego jakiegoś mięśniaka. Spodobało mi się, że otwarcie przyznał się do niepowodzenia w związku – faceci zazwyczaj tego unikają.
– Naukę ukończyłem w trybie niestacjonarnym – odparł, gdy zapytałam go o nagłe przerwanie studiów. – Potrzebowałem pieniędzy, bo moja mama ciężko się rozchorowała, a leki sporo kosztowały, brakowało nam funduszy…
– Zachowałeś się jak porządny mężczyzna. I co, mama wróciła do zdrowia?
– Niezupełnie, od kilku lat pobiera świadczenie rentowe. Ale słuchaj, przerzućmy się na jakiś przyjemniejszy temat. Choćby o tobie.
Nasze częste spotkania trwały parę tygodni. Spędzaliśmy ze sobą sporo czasu – wybraliśmy się parę razy do kina, robiliśmy wypady na rowery i godzinami prowadziliśmy rozmowy. Z każdym dniem Paweł coraz bardziej mi się podobał i świetnie się bawiłam, gdy byliśmy razem. On z kolei traktował mnie jak swoją wybrankę z dawnych czasów.
Działaj, bo ci gratka przejdzie koło nosa
Kiedyś, kiedy narzekałam, że moja wysłużona renówka znów trafiła do mechanika, Paweł spytał mnie, czy nie rozważałam zmiany auta.
– No pewnie – odpowiedziałam – ale nowego nie kupię, a z używanym mogę trafić jeszcze gorzej niż z obecnym.
– Tutaj mogę być pomocny, znam gościa z komisu – ożywił się Paweł. – Popytam go, na bank wyszuka ci coś fajnego. Jakim budżetem dysponujesz?
– Wiesz, kasy praktycznie brak… Jakieś grosze się znajdą, jak pozbędę się Renaulta. Jestem świadoma, że pożyczki nie uniknę, ale co zrobić.
Paweł odezwał się do mnie po paru dniach, dzwoniąc o dość późnej porze. Ale nie chodziło mu o powiedzenie dobranoc i słodkich snów, jak to zwykle bywało.
– Mój kumpel wyszukał ci super brykę! – usłyszałam w słuchawce zaraz po odebraniu połączenia. – Ale musisz działać szybko, bo to totalna gratka. Kosztuje trochę więcej, niż zakładałaś, ale naprawdę się opłaca. Gość wyjeżdża z kraju i potrzebuje szybko upłynnić cały swój majątek. Korzystaj z okazji, bo takiej drugiej już nie będzie.
Paweł nawijał w takim tempie, że ledwo za nim nadążałam.
– Swoją brykę możesz zawsze oddać w rozliczenie, unikniesz wtedy problemów z jej zbyciem – dorzucił na koniec i wreszcie przestał gadać.
– Wstrzymaj konie, kolego! – parsknęłam śmiechem. – Potrzebuję, żeby ktoś obeznany w temacie rzucił okiem na tego grata.
– Masz fart, Maryśka, bo mój ziomek z komisu już go obadał. I gada, że ten wózek jest w świetnej formie, a ja mu ufam, bo gość się zna na robocie. Działaj, bo ktoś ci to auto sprzątnie sprzed nosa.
Faktycznie, taka szansa nie trafia się zbyt często
Zaśnięcie zajęło mi mnóstwo czasu, bo emocjonowałam się na myśl o czekającym mnie wydarzeniu. Co gorsza, skoro świt obudziłam się z walącym sercem. Przyśniły mi się moczary. Byłam na ich skraju. Próbowałam przedostać się na przeciwległy brzeg, ale kiedy tylko postawiłam nogę na kępce trawy, ziemia pode mną się zapadła i wpadłam po uda w ciemną maź. Ledwo udało mi się wyswobodzić. Ocknęłam się cała spocona.
– Nocne mary, głupie czary… – wymamrotałam pod nosem, jednak przedziwne uczucie niepokoju wciąż we mnie tkwiło.
Tego dnia, wraz z nadejściem popołudnia, w towarzystwie mojego brata Pawła oraz pana Wacława, zaprzyjaźnionego z tatą mechanika samochodowego, udałam się na oględziny samochodu. W momencie, gdy ujrzałam ten motoryzacyjny cud, opinie innych straciły dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Z zachwytem wodziłam dłonią po błyszczącej, czerwonej karoserii, a mój wzrok przykuła imponująca deska rozdzielcza. Ciężko było mi przyjąć do wiadomości, że to cacko może stać się moją własnością.
Fakt, kwota przewyższała mój zakładany budżet na samochód, jednak zdecydowałam się na podwyższenie pożyczki. Według oceny pana Wacława, pojazd prezentował się znakomicie, a jego wartość była nawet wyższa.
– Wręcz podejrzanie niska ta cena... – powiedział cicho, ale ja to dosłyszałam, ponieważ byłam tuż obok.
Sprzedający samochód nalegał na szybkie sfinalizowanie transakcji, ale ja aktualnie nie dysponowałam odpowiednią gotówką. Uzgodniliśmy więc, że dopniemy wszystko w ciągu 48 godzin.
– A może zdołałabyś to ogarnąć już nazajutrz? – dopytywał się Paweł. – Przecież banki wprost pchają się z ofertami pożyczek. Po co odwlekać? Ale pamiętaj, żeby przyjść z kasą w ręku – podkreślił.
– Chyba ci odbiło, mam taszczyć przy sobie taką furę szmalu? – wkurzyłam się. – W dzisiejszych czasach takie sprawy załatwia się przecież przelewem bankowym.
– Krążą plotki, że ten gość skasował profil. Porywa się w siną dal, jak tylko uda mu się opylić auto. Z wielką chęcią pofatyguję się z tobą do banku i zagram rolę twojego goryla – zaoferował się.
Pod wieczór zadzwonił mój tata.
– Gadałem z Wackiem. Twierdzi, że to porządne auto i nic do niego nie ma, ale ma przeczucie, że coś jest nie tak… Marysiu, na ile dobrze znasz tego gościa?
– Oj, tatku, razem żeśmy studiowali. To w porządku człowiek i na bank nic tu nie ma na rzeczy. Nie musisz się przejmować.
– Jesteś duża, nie będę ci sugerował, jak masz postępować, ale błagam, miej szeroko otwarte oczy.
To nasze prywatne sprawy, wszystko jest OK
Podczas powrotu z banku Paweł nieustannie wychwalał samochód, niczym swatka reklamująca przyszłego małżonka. Umowa miała zostać podpisana w komisie. Właściciel pojazdu oczekiwał już w poczekalni. Przyjrzałam mu się uważnie. Było w nim coś osobliwego, jakaś niepewność, zupełnie jakby nie wiedział, jak powinien się zachowywać w tej sytuacji. Co chwilę spoglądał na Pawła, szukając u niego wskazówek. Absolutnie nie sprawiał wrażenia osoby, która jeździ takim autem.
– Słuchaj, a co się stało z tym gościem od aut używanych? – zaciekawiłam się, zwracając się do Pawła. – Z tego co wiem, to chyba z jego spółką podpisuję tę umowę, co nie?
– Ależ skąd, umowę zawierasz bezpośrednio z tym, do kogo należy samochód i m.in. z tego powodu wychodzi taniej – odparł Paweł.
– Zaraz, zaraz… Przecież on na tym interesie wychodzi na minus… Coś tu nie gra. Czyżby robił mi przysługę?
– Daj spokój, on ma u mnie dług wdzięczności i po prostu mi pomaga. To nasze prywatne sprawy, nie musisz się w to mieszać – oznajmił Paweł, kładąc przede mną kontrakt, który sprzedający zdążył już uzupełnić.
„Zupełnie tak, jakby to on pociągał za wszystkie sznurki" – przyszło mi do głowy i nagle, bez żadnego konkretnego powodu, przypomniałam sobie swój niedawny sen o trzęsawisku.
Podniósł na mnie głos, zupełnie jakbym popełniła jakieś przestępstwo
– Przeprowadza się pan do Australii na stałe? – zapytałam faceta, do którego należał samochód.
– Nooo – odparł, przedłużając „o". – Opuszczam Polskę i nie mam zamiaru wracać.
– I czym będzie się pan tam zajmował? – moje pytanie mogło zabrzmieć dość bezpośrednio, ale chciałam wyciągnąć z niego więcej informacji.
– Daj spokój, Maria, po co tak wypytujesz pana Rafała? To jego prywatna sprawa, co tam będzie porabiał, czyż nie? – Paweł rzucił sprzedawcy wymowne spojrzenie.
Ten przytaknął ruchem głowy.
Wyczuwałam, że się tu coś kręci. Postanowiłam zagaić inny temat:
– Pan był jedynym kierowcą tego auta, czy ktoś inny też go prowadził? Na przykład partnerka?
– Nie mam żony.
Pokręciłam lekko głową i chciałam już chwycić dokumenty do uzupełnienia, ale nagle Paweł wybuchnął.
– O co ci chodzi, no przecież już wszystko zostało zweryfikowane! – zaczął podniesionym głosem. – Masz furę marzenie, a ty wydziwiasz. Bierz pisak i pisz, bo chyba nie mamy zamiaru koczować tu do rana!
Stres osiągnął u mnie taki poziom, że gdy tylko zaczął krzyczeć, nie mogłam powstrzymać płaczu. Jak zwykła mawiać moja babcia, zawsze szybko się wzruszałam. Zerwałam się z krzesła i pognałam na dwór, nie chcąc, by ktokolwiek zobaczył moje łzy. Gdyby tylko Paweł mnie przeprosił albo wytłumaczył swoje zachowanie, to pewnie po chwili wróciłabym do środka i złożyła podpis na umowie, ale on wrzasnął za mną na odchodne:
– Jeszcze pożałujesz tej decyzji, zobaczysz!
Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, uświadomiłam sobie, że Paweł miał rację – pożałowałam tego, jak się zachowałam. Istniało duże prawdopodobieństwo, że straciłam nie tylko auto, ale także swojego chłopaka. Liczyłam na to, że da znak życia, jednak mój smartfon pozostawał nieugięcie cichy. Kłóciłam się sama ze sobą: „A może powinnam do niego zadzwonić?”. Z drugiej strony, to przecież nie ja byłam powodem tej kłótni! W końcu zdecydowałam, że porozmawiam z ojcem i opowiem mu całą sytuację.
– Wiesz co, Marysiu? Moim zdaniem postąpiłaś słusznie. Z tego, co mi powiedziałaś, wygląda to na jakąś szemraną sprawę. Jeśli się mylę, no to faktycznie jesteś stratna, ale lepiej dmuchać na zimne, niż dać się zrobić w konia.
Tata nie miał pojęcia, że ja i Paweł byliśmy dla siebie kimś więcej niż tylko znajomymi. A może raczej, że kiedyś byliśmy? W każdym razie nie potrafiłam mu o tym powiedzieć.
A potem była wizyta policji...
Następnego dnia próbowałam skontaktować się z Pawłem, ale nie odbierał telefonu, ani nie oddzwaniał. W końcu dotarło do mnie, że on tak naprawdę wcale nie brał mnie na serio. To było okropne uczucie. Zastanawiałam się, po co w takim razie robił ze mnie idiotkę, udając zainteresowanie? Niedługo miałam poznać odpowiedź na to pytanie.
Parę tygodni po tym, jak doszłam do siebie po niefortunnej miłosnej przygodzie i straconej okazji na fajne auto, odwiedziła mnie policja. Planowałam ten dzień przesiedzieć przed telewizorem. Dzwonek zadzwonił głośno i niecierpliwie. Wyjrzałam przez judasza i zobaczyłam parę funkcjonariuszy. Początkowo przyszło mi do głowy, że tacie coś się stało i aż osłabłam.
– Przepraszam, czy mam przyjemność z panią Marią M.? – odezwała się nieznajoma, a gdy przytaknęłam, kontynuowała: – Chcielibyśmy zamienić z panią kilka słów.
– Czy coś się stało tacie? – wykrztusiłam z trudem.
– Ależ skąd, dlaczego pani tak sądzi? – odparł mężczyzna.
– Gdy was ujrzałam, od razu przyszło mi na myśl, że tata miał jakąś stłuczkę – wyjaśniłam z ulgą. – Często podróżuje w sprawach zawodowych... Ach, gdzie moje maniery, zapraszam do środka – zreflektowałam się.
Wyszło na jaw, że stróże prawa zainteresowani są moją relacją z Pawłem. Bez wahania podzieliłam się z nimi historią naszego poznania, wspólnie spędzanych chwilach oraz o transakcji, która nie doszła do skutku. Akurat ten ostatni wątek najbardziej zainteresował funkcjonariuszy. Zasypali mnie gradem pytań. Kiedy skończyli, policjantka oznajmiła:
– Wszystko wskazuje na to, że pani kolega jest zaangażowany w proceder handlu autami pochodzącymi z kradzieży. Trwa dochodzenie wymierzone w całą zorganizowaną grupę i nie możemy zdradzić więcej szczegółów. Najpewniej zostanie pani wezwana przez prokuraturę do złożenia zeznań w charakterze świadka podczas rozprawy sądowej. Powinna pani być wdzięczna swojemu przeczuciu, które ostrzegło panią, by nie kupować tego auta. Inaczej jeździłaby pani komunikacją miejską, a jednocześnie spłacała raty za samochód – uzupełnił funkcjonariusz.
Krępowałam się przyznać, że gdyby Paweł nie zrugał mnie wtedy, ja także padłabym jego ofiarą…
– A gdzie on się teraz znajduje? – zapytałam na koniec.
– Pan Paweł D. przebywa w areszcie śledczym i raczej nieprędko go opuści – padła odpowiedź.
Szkoda gadać. Miałam nadzieję, że uda mi się ekspresowo zapomnieć o nieudanej relacji z Pawłem, a tu niespodzianka – nie będzie mi to pisane. Teraz pozostaje mi tylko czekać, aż dostanę wezwanie do prokuratury… Jedno mogę powiedzieć z całą pewnością: nigdy więcej nie dam się skusić na żadną rewelacyjną okazję. Lepiej przepuścić szansę na dobry biznes, niż dać się wrobić w jakąś aferę.
Maria, lat 30
Czytaj także: „Sąsiadka podbiera mi cukier, choć opływa w dostatek. Narobiła dzieci i myśli, że wszystko jej się należy za darmo”„Mama wykluczyła mnie z życia i z testamentu, bo ożeniłem się z rozwódką. Nigdy nie poznała swoich wnuczek”„Żona ma trzy razy większą wypłatę ode mnie. Ją stać na wakacje pod palmami, a mnie na te na balkonie”